Dodany: 01.12.2006 14:30|Autor: emkawu

Co oni mogą świętować w południe? Życie!*


Bardzo, bardzo lubię Francję. A jedną z rzeczy, które szczególnie lubię w tym kraju, jest stosunek do jedzenia. Posiłek to święto. To źródło radości życia. Nie należy się przy nim śpieszyć. Warto popijać go dobrym winem. Trzeba cieszyć się każdym kęsem. I zawsze jest deser!

Mireille Guiliano to Francuzka kursująca między rodzinnym krajem i USA. W książeczce "Francuzki nie tyją" zebrała swoje wieloletnie obserwacje z obu stron Oceanu. Można je streścić tak: Amerykanki ciągle się odchudzają i mają obsesję na punkcie diet i zdrowej żywności, a mimo to są grube i nieszczęśliwe. Francuzki jedzą dużo i smacznie, nie żałują sobie pieczywa, słodyczy i alkoholu, pozostając przy tym szczupłe i wesołe.

Oczywiście, to wielkie uproszczenie, ale... coś w tym jest. Ponieważ każda** z nas chce być szczupła i wesoła, warto poczytać poradnik Guiliano. Trochę tu osobistego pamiętnika, sporo ciekawych przepisów, szczypta kolorowych wspomnień z dzieciństwa i mnóstwo porad. Główne przesłanie jest takie: jedzenie ma być przyjemnością!

Guiliano wyjaśnia na przykład, jakim ważnym składnikiem diety jest czekolada. Nie dlatego, że zawiera magnez i fenyloetyloaminę, tylko dlatego, że jest pyszna. :-) A niby w imię czego mamy odmówić sobie czegoś, co jest pyszne? Jakim prawem? Czekoladzie, świeżym bagietkom, szampanowi i innym darom niebios mówimy zdecydowane TAK!

"Kiedy jadam na mieście ze znajomymi [oczywiście w USA - emkawu], często jako jedyni goście w restauracji pijemy szampana, nawet jeśli nasz posiłek to tylko półmisek ostryg ze świeżym chlebem i masłem. Co oni mogą świętować w południe? - zadają sobie pytanie ludzie sączący jaskrawopomarańczowe koktajle przy barze. Życie, odpowiem. Marlena Dietrich mawiała, że szampan sprawia, iż każdy dzień wydaje się niedzielą"***.

Świętowania trzeba się nauczyć. Dlatego Guiliano protestuje przeciwko bylejakości, przeciwko jedzeniu na stojąco czy przed telewizorem. Radzi, żeby zawsze porządnie nakrywać stół, nawet dla jednej osoby.
Zachęca do jedzenia sezonowych warzyw i owoców, do eksperymentowania z nowymi smakami - jest ich tyle, że nuda nam nie grozi. Guiliano przekonuje, że wysiłek włożony w dłuższe, przemyślane zakupy i w wymyślanie różnorodnych potraw zostanie odpłacony z nawiązką.

Książka została, niestety, napisana z myślą o czytelniku amerykańskim, toteż niektóre porady i wyjaśnienia są dla Polaka śmieszne (np. zachęcanie do jedzenia zup, namawianie do jedzenia leśnych grzybów, objaśnianie, co to są jagody). To chyba jedyny mankament tej sympatycznej książeczki.

Smacznego!


---
* Mireille Guiliano, „Francuzki nie tyją”, tłum. Danuta Górska, wyd. Albatros, Warszawa 2005, s. 157.
** I każdy!
*** Mireille Guiliano, op. cit.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8753
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 16
Użytkownik: librarian 01.12.2006 23:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo, bardzo lubię Fran... | emkawu
Przeczytałam tę sympatyczną książeczkę jakiś czas temu z przyjemnością. Przyciągneła mnie do niej postać autorki - Mireille Guiliano,która, wystarczy popatrzeć na fotografię, jest uosobieniem francuskiej, finezji i elegancji, a także kobietą biznesu, wieloletnim prezydentem firmy Veuve Clicquot, produkującej luksusowego szampana.

Mało tego postanowiłam nawet pójść za radą autorki i jeśli się da w miejsce wina piję (małe ilości) szampana, co prawda nie firmy Clicquot, który obawiam się nie jest na moją kieszeń.

Zgodnie z niedawnym artykułem w "The Observer", zaledwie 10% Francuzów ma nadwagę, w porównaniu do 22% Anglików i 33% Amerykanów. Francuzki i Francuzi rzadziej umierają na atak serca, a także mniejsze ich liczby katują się w siłowniach tudzież innych salach gimnastycznych. A spożywają tyle samo czy nawet więcej nasyconych tłuszczów i produktów zawierających wysoką ilość cholesterolu. Zjawisko to ma nawet swoją nazwę otóż jest to słynny „francuski paradoks”. Jaki tkwi w nim sekret? Otóż to właśnie bardzo elegancko i sympatycznie wyjaśnia autorka książki „Francuzki nie tyją”, Mireille Guiliano. Francuzki jedzą wielką różnorodność potraw, ich porcje są małe lub bardzo małe, nie konsumują cukru ani wszelkiego rodzaju słodko-słonych snacków.
Dla Francuzów i Francuzek jedzenie to przede wszystkim przyjemność i wiąże się z nim cały rytuał. Francuzi, w przeciwieństwie do innych nacji (Brytyjczycy, Amerykanie), nawet lunch jedzą w domu, preferują potrawy przygotowane w domu, jedzą zawsze na siedząco, najlepiej przy rodzinnym stole, bez pośpiechu. Jedzenie na stojąco lub w biegu lub przed telewizorem, jedzenie spreparowanego gotowca, to nie wchodzi w grę. Badania mierzące szybkość jedzenia typowego lunchu wykazały, że Francuzki jedzą wolniej i jednocześnie jedzą porcje od 25 do 75% mniejsze niż Angielki czy Amerykanki.

Aż dziw, że takie proste rzeczy trzeba tłumaczyć, to jedynie spowodowało, że dałam książce li tylko trójkę, wydało mi się, że autorka przekazuje prawdy oczywiste, no i, jak wspomniała emkawu, tłumaczy to wszystko czytelnikom amerykańskim, jak takim lekko niedorozwiniętym dzieciom.
Użytkownik: jakozak 02.12.2006 08:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam tę sympatycz... | librarian
<Francuzki jedzą wielką różnorodność potraw, ich porcje są małe lub bardzo małe, nie konsumują cukru ani wszelkiego rodzaju słodko-słonych snacków.
Dla Francuzów i Francuzek jedzenie to przede wszystkim przyjemność i wiąże się z nim cały rytuał. Francuzi, w przeciwieństwie do innych nacji (Brytyjczycy, Amerykanie), nawet lunch jedzą w domu, preferują potrawy przygotowane w domu, jedzą zawsze na siedząco, najlepiej przy rodzinnym stole, bez pośpiechu. Jedzenie na stojąco lub w biegu lub przed telewizorem, jedzenie spreparowanego gotowca, to nie wchodzi w grę.>
Wiem, że to już off-topic, ale muszę to napisać: ja postępuję tak samo i, jeśli się nie katuję na siłowni, czy innym aerobiku, jestem gruba. :-)))
Użytkownik: librarian 02.12.2006 15:39 napisał(a):
Odpowiedź na: <Francuzki jedzą wielk... | jakozak
Droga Jolu, należy drastycznie zmniejszyć porcje! Wiem coś o tym, bo też lubię jeść smaczne rzeczy i na pewno za dużo.
Użytkownik: jakozak 02.12.2006 21:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga Jolu, należy drasty... | librarian
Masz maila. :-)))
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.12.2006 13:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo, bardzo lubię Fran... | emkawu
Jak mi się nawinie, to na pewno przeczytam, jak każdą inną pozycję poświęconą zdrowemu (i/lub smacznemu) jedzeniu... Ale już teraz podpisuję się oboma rękami pod główną tezą autorki: jedzenie ma być przyjemnością - a zaiste nią nie jest konsumpcja truskawek polanych 0% jogurtem ze słodzikiem (którą to propozycję przeczytałam ze zgrozą w jakimś babskim magazynie) ani takich mimrów z mimrami, co to się miesza z wodą i pije zamiast śniadania, obiadu i kolacji. Z całą pewnością wolę dbać o linię przy pomocy produktów jadalnych!
Ale przy okazji muszę się podzielić refleksją ze swojego pobytu w ojczyźnie autorki, gdzie miałam przyjemność gościć przed paru laty, wygrawszy w konkursie prasowym kilkudniowy pobyt na Lazurowym Wybrzeżu (słowo honoru - takie rzeczy się zdarzają!). Obiad, jaki zapewniali organizatorzy imprezy, wyglądał tak: na pierwsze danie - micha sałatki (do wyboru kilka rodzajów), do niej, jeśli ktoś chciał, bułeczka. Na drugie - rybka, drób albo inne mięso z rusztu, obłożone fikuśnie powycinanymi warzywami ugotowanymi na parze lub upieczonymi (bez żadnych kartofli - te, jeśli były, to w ilości jeden mały, do ozdoby). Na deser - malutka porcyjka sałatki owocowej, lodów, kremu karmelowego czy innej podobnej delicji. Wstawałam od stołu nasycona, ale nigdy nie objedzona nad miarę, a to, co zjadłam, zapewniało mi funkcjonowanie na wysokich obrotach do wieczora. Kolacje jadałam we własnym zakresie, a mając skromne fundusze, zestawiałam ją z najtańszych produktów nabywanych w lokalnym hipermarkecie: bagietka, kremowy serek, oliwki, pomidory. Stojąc w kolejce do kasy, przeżywałam lekki szok, widząc przed sobą licznych przedstawicieli najbardziej ukulinarnionego narodu świata z wózkami pełnymi "gotowców" do odgrzewania w mikrofalówce : sznycle, owoce morza, pizze, tarty... Ale i tak grubych wśród nich było jak na lekarstwo...
Użytkownik: librarian 02.12.2006 15:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak mi się nawinie, to na... | dot59Opiekun BiblioNETki
<Na deser - malutka porcyjka >

Otóż to, w tym tkwi cały sekret. Czekolada? Owszem, ale nie tabliczka tylko malutka cząstka.

Jestem pewna, że generalnie jemy za dużo na codzień (nie mówiąc o świętach), sama tak robię, więc wiem co mówię. Do życia i funkcjonowania potrzebna jest różnorodność świeżych produktów w stosunkowo małych ilościach.
Użytkownik: Czajka 03.12.2006 18:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo, bardzo lubię Fran... | emkawu
Do czekolady to Francuzki nie muszą mnie zachęcać, sama się zachęcam. :-)
Uwielbiałam swój lektorat z francuskiego, mniej więcej co druga lekcja była o jedzeniu, przy czym pani mówiła o jedzeniu z ogromną pasją, o wiele większą niż o gramatyce. :-)
Do dzisiaj pamiętam, jak nas dziwiła bagietka z czekoladą, a dzisiaj, proszę bardzo, Nutella w każdym sklepie.

Ja myślę, że ten mankament dodaje uroku, to ciekawe się dowiedzieć, że ludzie jagód nie znają. :-)
Użytkownik: Agis 03.12.2006 19:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo, bardzo lubię Fran... | emkawu
Bardzo sympatyczna recenzja. :-)
Tylko nie wiem ile w końcu tej czekolady autorka nakazuje zjadać. Bo jak tylko kosteczkę, to nie będę czytać!
Użytkownik: emkawu 03.12.2006 21:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo sympatyczna recenz... | Agis
Agis, podaj rękę. :-) Ja potrafię zjeść cały słoik Nutelli w jeden wieczór. Moje francuskie koleżanki patrzyły na to ze zgrozą. ;-)

Guiliano pisze: "Kluczem jest wyostrzenie zmysłów, poczucie proporcji, stawianie na jakość i dążenie do dobrego samopoczucia"
I dalej:
"Jestem czekoladoholiczką. Wierzę, że odziedziczyłam ten gen po mamie. Jej repertuar czekoladowych deserów był zdumiewający, uwielbiała też samą czekoladę. Prezenty dla niej kupowało się najłatwiej na świecie. Czekolada przywieziona z Belgii, Szwajcarii, albo od każdego dobrego cukiernika zawsze otwierała drogę do jej serca. Przed laty,kiedy słynny "chocolatier" z Lyonu zmarł, dożywszy niemal osiemdziesiątki, nekrolog w "Le Monde" podawał, że człowiek ten przez całe życie zjadał jedną "tablette" (dużą tabliczkę czekolady). Narodził się wówczas rodzinny żart, że oto we Francji mieszkała przynajmniej jedna osoba, która zjadła więcej czekolady niż moja mama. (...)
Kiedy mama delektowała się swoją dawką, przypominało to medytację zen. Jedno spojrzenie na jej twarz, usta i oczy sprawiało, że wszyscy milkli. W ten naturalny sposób okazywaliśmy mamie szacunek, pozwalając jej w spokoju przeżywać jedną z najbardziej podstawowych przyjemności. Umiejętność rozkoszowania się ta eksplozją delikatnych smaków, tą najbardziej gładką konsystencją, kiedy rozpływa się w ustach i powoli dociera do gardła, to moim zdaniem wielkie osiągnięcie zmysłowego jedzenia. Takie przeżycie różni się od pospiesznego połknięcia snickersa jak dzień od nocy." (s.163-164)

Dodam jeszcze od siebie, że dopiero w zeszłym roku nauczyłam się jeść taką NAPRAWDĘ gorzką czekoladę. Próbowałyście? Ja zawsze lubiłam gorzką, no ale taką zwykłą, wedlowską itp. Od jakiegoś czasu są dostępne na naszym rynku czekolady z napisami: 80, 90, 99%. Ta najmocniejsza, 99%, w ogóle nie jest słodka i jak się zje kawałek bez przygotowania to wydaje się paskudna. Trzeba się stopniowo przyzwyczaić. Ja uważam, że warto. :-) Niestety, dość droga to przyjemność.

Przypomniał mi się jeszcze piękny cytat z Wilde’a, przytoczony przez autorkę:
"Jedyny sposób, żeby pozbyć się pokusy to jej ulec" ;-)
Użytkownik: Czajka 04.12.2006 03:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Agis, podaj rękę. :-) Ja ... | emkawu
Pieknie!
Przepis Wilde'a stosuję zawsze w księgarni. :-)
Użytkownik: Agis 06.12.2006 12:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Agis, podaj rękę. :-) Ja ... | emkawu
Gorzka czekolada? Ja dopóki nie spotkałam mojego męża to myślałam, że to jedzą tylko chore albo niegrzeczne dzieci!
Użytkownik: Sophie7 06.12.2006 23:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Agis, podaj rękę. :-) Ja ... | emkawu
Jedna kosteczka czekolady- nie ma takiej siły która pozwoliłaby mi na tym poprzestać.Dzisiaj zjadłam dwie, z nadzieniem truskawkowym i karmelową milkę - pychotka o tym że z tymi pysznościami zyskałam jakieś 13oo kalorii staram się nie myślec - przynajmniej dopóki się mieszczę w moje ulubione spodnie.Co ciekawe czekolada smakuje mi tylko w zimie tak samo jak cytrusy.Poza ta porą roku może dla mnie nie istnieć
Użytkownik: librarian 07.12.2006 02:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Jedna kosteczka czekolady... | Sophie7
Jak mnie piwo tylko w lecie, no ale Francuzki to w ogóle piwa nie piją, o nie!
Użytkownik: aleutka 04.12.2006 10:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo, bardzo lubię Fran... | emkawu
Przypomnial mi sie Peter Mayle i to jak zakochal sie we Francji kiedy podczas podrozy sluzbowej odkryl, jak tam ciesza sie jedzeniem - dla Anglikow jest to czynnosc prozaiczna, dostawa surowcow i cieszenie sie nia jest z lekka podejrzane:))

W Irlandii ogladam programy i kupuje ksiazki Rachel Allen - chyba dobrze by sie porozumiala z Mireille Guiliano. Rachel uwielbia gotowac i kipi bezwstydna radoscia zycia kiedy to robi. Jest specjalny rozdzial o czekoladzie w jej ksiazce kucharskiej a jakze.

Ale musze ci sie przyznac emkawu, ze ja jestem zdecydowanie zbyt sniadaniowa na Francje. Pamietam jak raz usiadlam do sniadania z Francuzkami - one wypily filizaneczke espresso, poskubaly wytwornie (jak one to robia ze wszystko co robia jest eleganckie?:)) po pol tosta i uznaly ze sie najadly, a ja czulam sie szalenie ehm plebejsko z moja miska platkow, jogurtem, tostem dzemem, twarozkiem i jeszcze czyms tam. Rano potrzebuje paliwa i celebruje sniadania (mozliwie wielodaniowe:) o ile moge - w Irlandii nauczylam sie jesc platki, boczek i jajka sadzone a na deser tosty z dzemem. (Wciaz jeszcze nie moge sie przekonac do fasolki i panierowanych trojkatow ziemniaczanych). Sluchajcie jaka to jest poezja - na zewnatrz moze lac okrutnie a do ciebie usmiecha sie taki talerz. I koniecznie duzy kubek herbaty z cukrem i cytryna. (mam taka teorie ze kultury herbaty to kultury deszczowe:)) Moze te francuskie sniadania to tez kwestia klimatu...
Użytkownik: emkawu 04.12.2006 13:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Przypomnial mi sie Peter ... | aleutka
Tak, do francuskich śniadań ciężko się przekonać, świetnie to rozumiem.
Ja się przestawiłam po paru miesiącach mieszkania we Francji na zestaw kawa+croissant (albo, chętniej, "pain au chocolat" :-) czyli pyszną bułeczkę z czekoladą w środku), ale chyba tylko dlatego, że obiady jadałam francuskim zwyczajem w południe, a nie zawsze wstawałam o świcie. ;-)

Moja francuska koleżanka przeżyła szok kulturowy kiedy przyjechała do mnie do Warszawy, ja nie mogłam jej odebrać z dworca, więc odebrali ją dwaj koledzy i zaprosili do siebie na śniadanie. Na śniadanie zaproponowali między innymi szprotki z puszki. Dziewczyna nie mogła się otrząsnąć ze zdumienia przez tydzień.

Mnie jeszcze trudno było pojąć popijanie wszystkiego zimną wodą. Zwłaszcza, że mieszkałam w dość chłodnej części Francji.
Użytkownik: Czajka 08.12.2006 04:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo, bardzo lubię Fran... | emkawu
Dla wszystkich, którzy chcą być szczupli i weseli powyższymi metodami, podaję bardzo francuski przepis, uwaga, nie sprawdzałam! :-)

Mus czekoladowy Franciszki (tak, hihi, TEJ samej)

Składniki: 10 dag bloku czekoladowego, 10 dag cukru-pudru, pół litra mleka, 6 jaj.
Sposób przyrządzania: Wlać mleko do miseczki, wrzucić w nie pokruszoną na kawałki czekoladę i wymieszać delikatnie, drewnianą łyżką. Ukręcić cukier z żółtkami z 6 jaj. Podgrzewać w temperaturze 130 st. C.
Kiedy czekolada zostanie już dokładnie wymieszana, dolać zawiesinę do gorącego kogla-mogla (*), energicznie rozmieszać i przecedzić przez sitko.
Całość rozlać do małych naczynek o średnicy 8 centymetrów i wstawić do piecyka, zanurzone w naczyniu z wodą, na przeciąg pół godziny. Ostudzić przed podaniem na stół.

Przepis pochodzi z bogato ilustrowanej "La Cuisine Retrouvée (** hihi) zawierającej przepisy na wszystkie potrawy wspomniane w cyklu Prousta "W poszukiwaniu straconego czasu".
Napisał ją pewien francuski szef kuchni, wielbiciel Prousta.

* Czy dzisiejsza młodzież z epoki salmonelli i ptasiej grypy, wie jeszcze, co to kogiel-mogiel?
** "Kuchnia odnaleziona"
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: