Rzecz o miłości. Smutnej miłości...
Przeczytałam już jakiś czas temu. Wzruszyłam się. Dawkowałam sobie ten smutny i piękny tekst. Im bliżej końca, tym bardziej byłam niecierpliwa. A potem? Potem żałowałam, że to wszystko się skończyło. Miałam łzy w oczach. Podświadomie czułam, że to nie może tak być. Aż chce się napisać inny koniec. Happy End. Tęsknię tak bardzo za Jakubkiem. Tęsknię wciąż bardziej i bardziej.
Nie poszłam na film. Czułam, że wyszłabym z niego ze łzami w oczach. Ze łzami spływającymi po policzkach. Ze smutkiem ściskającym serce i wkradającym się do każdej żywej komórki mojego ciała. A ja nie chciałam tak. Chciałam i chcę pamiętać. Chcę pozostać z moimi wyobrażeniami.
Nigdy nie pomyślałabym, że książka o miłości może tak bardzo mnie wzruszyć. "Jak filiżanka ciemnej kawy wzmogła rytm serca, rozdrażniła mój żywy organizm, rozkołysała zmysły..."*. Pamiętam, że kiedyś nie chciałam jej czytać. Nie chciałam, bo bałam się, że to kolejna głupia książka o miłości. Dojrzałam do tej książki. Sama postanowiłam ją przeczytać. Bez niczyjej zachęty. I co się okazało? Okazało się, że przez długi czas nie będę mogła o niej zapomnieć... Bo jak zapomnieć o miłości, którą chce się samemu przeżyć?
Nawet jeśli zachęcę Was do przeczytania tej książki, zrobicie, co będziecie chcieli... Najlepiej jest samemu postanowić, czy chce się daną książkę przeczytać, czy nie. Nie kierujcie się słowami innych, że szmira, że komercja, bo to nie tak. Mogę tylko napisać jedno: warto!
---
* Halina Poświatowska, "*** (jestem Julią)".
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.