Ostatnio bardzo zaangażowałem się w akcję "klasyka". W sumie tak sobie teraz myślę, że mogłem ustawić większy limit niż te dwadzieścia. Skoro już do przeczytania zostało mi tylko szesnaście prewersalek. Niestety nie mogę się tak zachwycić jakością. Sięgnąłem po "Cyda" Pierre'a Corneille trochę dlatego, żeby uspokoić sumienie. Otóż nie przeczytałem "Cyda" w liceum - jakiś nagły wyjazd, czy co. Zawsze obiecywałem sobie, że nadrobię, ale dopiero teraz - po kilku dobrych latach - "Cyd" wpadł mi w czytelnicze łapy w bibliotece. Cóż to było za rozczarowanie! Zgrzytała mi ta tragedia, nie porywała, wręcz nudziła, a bohaterowie irytowali. I choć znane nazwisko tłumacza - w tym przypadku Morsztyna - jest dla mnie pewnego rodzaju wizytówką i tłumacz mi tutaj nie pomógł. Wyszła z tego wszystkiego trója - i to bardziej dlatego, że klasyce należy się jakiś szacunek. Z tego co wiem, teraz Margines posiłkuje się z "Cydem". Mon ami, może podzielisz się refleksją po skończeniu?:) Ratuj "Cyda" albo rzucaj w niego gromy tak jak ja!
W ramach relaksu poczytałem sobie również ostatnio
Córka carycy (
Erickson Carolly)
Tak, znowu Was będę męczył historią ostatnich Romanowów - nic nie poradzę, że to żywo mnie interesuje. Tym razem to powieść przedstawiająca alternatywną wersję historii - wedle której jednej z księżniczek - Tatianie - udało się uniknąć rozstrzelania. To właśnie ona opowiada swoją historię od dzieciństwa, aż po ciężkie lata niewoli. W międzyczasie przechodzi przez liczne zadurzenia, romanse, z niepokojem obserwuje pogrążającą się w szaleństwie matkę, zbliża się do ludu coraz bardziej mającego dość swego "batiuszki". Wszystko jest bardzo realistyczne, Erickson wiele dorabia, ale też niewiele pomija - jest oczywiście wątek chorego na hemofilię carewicza i cudownego uzdrowiciela Rasputina, którym jest zafascynowana caryca Aleksandra. Pojawia się nawet doktor Freud (kto wie, czy był naprawdę obecny na carskim dworze?), a Tania przeżywa cudowny romans, taką miłość aż po grób. Szkoda, że to wszystko tylko fikcja - i Tatiana niestety zginęła rozstrzelana razem z innymi członkami swojej rodziny. Książkę czytało się bardzo przyjemnie, a teraz ostrzę sobie czytelnicze pazury na "Henryka VIII" tej autorki. Miejmy nadzieję, że to również powieść, a nie rozprawa historyczna.
Wczoraj w ramach czytelniczego masochizmu, który mnie czasem dopada, sięgnąłem po książkę autorki, która jest zasadniczo na mojej czarnej liście. Mowa o Krystynie Siesickiej i jej krótkim opowiadaniu
Nieprzemakalni (
Siesicka Krystyna)
Muszę przyznać, że zauroczył mnie tytuł, a nawet, że ta historia niesie ze sobą jakiś czar. Cztery osoby w jednym domu podczas deszczu - Izabela, profesor, Filip i Dominika. Czemu dwójka młodych ludzi zjawia się w ułożonym życiu profesorstwa i zakłóca jego spokój? Okazuje się, że spotkanie jest nieprzypadkowe, a każdy z bohaterów kryje jakiegoś trupa w szafie. Dochodzą do głosu konflikty miłosne, brak etyki zawodowej, potrzeba sprawiedliwości, wreszcie alkoholizm. Wszystko rozgrywa się raptem w ciągu dwóch dni. Bohaterowie będą musieli rozliczyć się z przeszłością, wyznać dawno pogrzebane grzechy i winy. Jest w tym wszystkim tajemnica, która rozwiązuje się na końcowych kartach tego opowiadania, jest deszczowa, niepowtarzalna atmosfera. Jednak z drugiej strony "Nieprzemakalni" przypominają całkiem smakowitą kanapkę we wnętrzu której kryje się jakiś nielubiany przez nas produkt. Wszystkie konflikty są zarysowane bardzo powierzchownie, a emocje bohaterów mało przekonujące. To wszystko rozgrywa się za szybko, za szybko się urywa. Każdy by tak chciał chyba - żeby wieloletnie konflikty rozsupływały się ot tak po prostu. Konflikty ludzi "nieprzemakalnych" natomiast rozwiązują się za szybko i przez to całość jest nieprzekonująca. A można się tylko zastanawiać, co z tego opowiadania zrobiłyby Hanna Kowalewska, Dorota Terakowska czy Joanna Bator!
Obecnie zaś czytam
Trudne decyzje (
Shreve Anita)
i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Lubię tę pisarkę. Z jednej strony czyta się w miarę łatwo jak Picoult, ale z drugiej konflikty jej bohaterów są bardziej przekonujące, brak w tym wszystkim lukrowanych zakończeń i niewykorzystanego potencjału. Shreve jest mistrzynią budowania napięcia w ciężkich sytuacjach. W "Ciężarze wody" byli to bohaterowie na jednym stateczku, a w "Trudnych decyzjach" bohaterowie wybierają się na Kenię. Ta górska wyprawa przerasta ich siły - a zwłaszcza młodziutkiej Margaret, której oczami obserwujemy zdarzenia, konflikty rozdzierają wszystkie trzy małżeńskie pary, a wzajemne pretensje rozłamują grupę. To sytuacja nieznośnie klaustrofobiczna, ale opisana z takim wyczuciem, że czytelnik sam czuje się w jakby był na tej wyprawie, w tyglu emocji. Nie wiem jak Shreve to robi, ale gra na tych emocjach - umiejętnie, bez kiczu. Jej książki są aż duszne, choć łatwe w odbiorze (nie tak, jak z doskonałymi powieściami Jelinek, które są "ciężkostrawne" choć genialne). Nie wiem jeszcze jak potoczy się ta historia, ale mogę zdradzić jedno - po książki Shreve na pewno warto sięgnąć!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.