Dodany: 05.01.2007 20:22|Autor: Krzysztof

Książka: Pamięć i styl
Proust Marcel

1 osoba poleca ten tekst.

Religia piękna


Lektura „Pamięci i stylu” była dla mnie wytchnieniem, była najprawdziwszym odpoczynkiem, mimo że niełatwo mi było dotrzymać kroku myślom autora. Ilekroć otworzyłem tę książkę i w skupieniu zaczynałem czytać, miałem wrażenie ucieczki stąd i wejścia w świat zupełnie odmienny od tego, który otacza mnie w mojej codzienności; odmienny także od świata krzyczącego do mnie z napierających zewsząd reklam; ucieczki w świat odległy o lata świetlne od brudów polityki, poniżającej pogoni za rzeczami, od jakichś strasznych ludzi pokazywanych w TV na przemian z serialami, których początki giną w pomroce dziejów. W świat literatury - najlepsze antidotum na brzydotę i bezsens wokół, ograbiające mnie ze zdolności postrzegania i przeżywania piękna tego świata. Dlatego w czasie ciemnych godzin nocy, w te „bezsenne godziny kochanków i umierających”[1], studiowałem „Pamięć”, niepomny codziennych katuszy wstawania przed słońcem.

Czytając eseje wypełniające tom „Pamięć i styl”, poznałem Prousta - wybitnego znawcę literatury, wnikliwego, błyskotliwego, bezkompromisowego krytyka literackiego. Także uszczypliwego i ironicznego: biada tym, których brał "na swoje pióro".

Podobała mi się bezpośredniość autora - bez dystansu między własną, prywatną osobą a sobą jako autorem tekstu; posługiwanie się przykładami z życia prywatnego; opisywanie swoich wrażeń i emocji tak, jak zwykle robi się to w liście do przyjaciela, a nie w tekście, który ma być upubliczniony. Czuje się jego pasje, jego uwielbienie Słowa i Piękna, obcuje się z myślami przedstawionymi tak - jakże to dla niego charakterystyczne! - że wrażenie odkrywczości i nienasycenia budzonego duchową ekscytacją stają się immanentną częścią lektury jego tekstów. Pisząc o przeczytanych dziełach literackich, potrafi swoim ich widzeniem roztoczyć jakąś przedziwną magię: piękno w niej, tajemniczość, nieskończoność, marzenia i sny nasze, najskrytsze tajemnice ludzkiego serca. Tak pisał człowiek, który pojechał do Rouen, by wśród wielu innych znaleźć na fasadzie tamtejszej katedry maleńką rzeźbę, o której czytał w książce, a później pisać o jej zauważeniu, ożywiać ją swoimi wrażeniami. A przypominają one jedną z tych ciepłych i nadzieję przynoszących bajek, w których czułe i kochające serce pokonuje obojętność czasu i śmierci, prowadząc nas dalej: ku Bogu i temu w nas, co boskie i może liczyć na nieśmiertelność.

Ta głęboka duchowość przeżyć estetycznych jest tutaj drogą dojścia do sacrum; jest religijnością o tyle inną od potocznie rozumianej, o ile jest dla mnie głębszą, prawdziwszą. To religia piękna[2], w której dzieła natury i dzieła sztuki są emanacją, poprzez ludzkiego ducha, boskich idei. W ujęciu Prousta przyjemność przeżywania piękna traci ślady swojego – jak pisze - bałwochwalstwa, wynoszenia tegoż na piedestał, ponieważ zawierając w sobie cząstkę nieskończoności, idei, zwraca się w ten sposób ku boskości: „Nie istnieje w naturze taka forma, choćby najpiękniejsza, jaka swej wartości nie zawdzięczałaby tej cząstce nieskończonego piękna, które się w nią wcieliło...”[3]. Naturze, o której w innym miejscu pisze, że każdemu daje „szansę, by wyraził jasno najgłębsze tajemnice życia i śmierci”[4]. Żałować trzeba, że tylko nielicznym dana jest możliwość tak głębokiego przeżywania. Polecam tutaj ważny swoją wymową fragment wspomnień przyjaciela Prousta, Reynaldo Hahna, cytowany w przypisach na stronie 216.

To, co Proust zawarł w „Pamięci”, jest na stronach „W poszukiwaniu...” - wszak znawcy jego twórczości w tych właśnie tekstach upatrują prapoczątków jego dzieła, i pewnie mają rację - ale po raz kolejny objawia się tutaj zadziwiająca zdolność autora, potrafiącego swoje myśli wysławiać od nowa, a każde ujęcie jest inne od poprzednich, a przy tym tak świeże, jak jego zachwyty kwiatem głogu. Więc czytałem i słuchałem siebie; sięgałem po laptoka i zapisywałem jego myśl pięknie wyrażoną, myśl jakże często budzącą oszołomienie odkrywaną głębią, łamałem głowę nad inną, zbyt trudną dla mnie, wiedziony przypomnieniem czy skojarzeniem wracałem do stron już przeczytanych i w połączeniu myśli znajdowałem perły wcześniej niedostrzeżone - słowa wyrażające czarujące mnie myśli, aż w pewnej chwili uświadomiłem sobie, zdziwiony, pragnienie trwania tego stanu, tej lektury.

„(...) chcielibyśmy otrzymać odpowiedzi na nurtujące nas pytania, podczas gdy on (autor – dop. mój) może nas tylko obdarować pragnieniami”[5].

Wracałem do tej lektury, wytrwale tropiąc nieodgadnioną w pełni zagadkę szczęścia Prousta; wydaje mi się, że tym razem uchwyciłem ją i poznałem niemal zupełnie. Niemal, ale jestem dobrej myśli: wszak "Jan Santeuil" jeszcze przede mną, a i "W poszukiwaniu..." nie jest za mną, a przy mnie. Bo prawdy, jak pisze Proust, nikt nam nie poda w taki sposób, abyśmy mogli ją przyjąć i zrozumieć - musimy wytrwale szukać jej w sobie. Lektura esejów rzuca nieco światła na jego niezbyt pochlebną ocenę przyjaźni, pozwala domyślać się powodów, dla których autor, piszący o udawaniu jako istocie przyjaźni, miał tak dużo szczerych przyjaciół i jednocześnie sam przyjaźni do nich nie udawał.

Polecam uwadze czytelników bardzo ciekawe, oryginalne i głęboko sięgające przemyślenia o czytaniu, poezji, o sztuce i jej pokrewieństwie z filozofią, ale i o nas, o „barwach naszych marzeń”. Odkrywają one głębię wzajemnego przenikania się sztuki i piękna z emanacją ludzkiego ducha, a czytając je, ma się wrażenie bliskiego obcowania z jakąś wielką tajemnicą, z czymś, czego przyswojenie odkryje przed nami nowe perspektywy, wyzwoli nas, jednocząc z tajemnymi ideami, przyda barw „naszym dniom przeżywanym bez odrobiny piękna”[6] - dniom straconym.

Nie traćmy naszych dni.



---
[1] Marcel Proust, „Pamięć i styl”, tłum. Marek Bieńczyk, Janusz Margański, Michał Paweł Markowski, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000, str. 81.
[2] Tamże, str. 14.
[3] Tamże, str. 66.
[4] Tamże, str. 32.
[5] Tamże, str. 91.
[6] Tamże, str. 114.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7505
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 19
Użytkownik: verdiana 06.01.2007 11:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Lektura „Pamięci i stylu”... | Krzysztof
Przeczytałam. Dziękuję Ci, Krzysztofie, za tę cudną recenzję. "Pamięć i styl" to moja ulubiona książka Prousta, w dodatku maczali w niej palce Bieńczyk i Markowski, których cenię nie tylko jako tłumaczy, ale też jako pisarzy i ludzi światłych, co samo w sobie już podnosi wartość książki.

Pozdrawiam Cię serdecznie!
Użytkownik: Krzysztof 06.01.2007 22:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam. Dziękuję Ci... | verdiana
Ale się schowałaś! Dopiero na Twojej stronie dowiedziałem się, że Ty to jednak Ty – wbrew Twoim zapewnieniom. Dziękuję, Verdiano. Na Markowskiego zwróciłem uwagę w czasie czytania książki, a ściślej zwróciłem uwagę na rzeczowość i precyzję, także elegancję, jego słów w słowie wstępnym, ale skądinąd nie znam obu panów. Czy otrzymałaś już biografię Prousta? Chyba zazdroszczę Ci jej posiadania :).
Użytkownik: verdiana 06.01.2007 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale się schowałaś! Dopier... | Krzysztof
Tak, dostałam. I sama sobie zazdroszczę. :-) Chyba tylko Paintera mi brakowało, żeby sobie urządzić maraton proustowski.

Markowskiego i Bieńczyka można czytać w ciemno - wszystko. Tego pierwszego polecam Ci serdecznie szczególnie "Występek" - jest bardzo w duchu Krzysztofa Rutkowskiego. Ale też jego książki o Derridzie i Nietzschem są świetne - takie właśnie, jak piszesz: precyzyjne i eleganckie.

Z Bieńczyka polecam Twojej uwadze "Tworki" i "Melancholię". I, rzecz jasna, wszystkie jego tłumaczenia, słowa wstępne i posłowia. :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.01.2007 15:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Lektura „Pamięci i stylu”... | Krzysztof
Och, Krzysztofie! Brak mi słów... co napiszę, to będzie banałem...
Dlaczego w prasie (mam na myśli prasę przeznaczoną dla ogółu ludności, nie specjalistyczne czasopisma literackie - bo po te nie sięgam z braku czasu i zbędnej gotówki) trudno znaleźć recenzje tak barwne, z taką pasją ukazujące czytelnikowi urok omawianych pozycji, a nie przepełnione słownictwem, którego niesposób rozgryźć bez użycia słownika wyrazów obcych - nie mam pojęcia. Dzięki Ci za to, że wzbogacasz Biblionetkę takimi pięknymi tekstami. I za nieustające zachęcanie do tego, bym w końcu zawarła znajomość z Proustem.
Użytkownik: Krzysztof 06.01.2007 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, Krzysztofie! Brak mi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję, Doroto. Raczej nie nazywam swoich tekstów recenzjami, bo tak właściwie to nie wiem, jak się je powinno pisać. Po prostu piszę o swoich wrażeniach, o tym, co mi przyszło do głowy w czasie czytania i co potrafię wyrazić słowami. Sądzę, że znam odpowiedź na Twoje pytanie: chodzi o czas, pieniądze i ową pasję. Tamte recenzje piszą na ogół zawodowi recenzenci – tak sądzę, więc muszą pisać je szybko aby zarobić. Pewnie ich nie stać na siedzenie 5, 10, albo i 15 godzin nad tekstem jednej recenzji, a właśnie tyle czasu mnie zajmuje napisanie jednego, tak przecież krótkiego, tekstu. Kiedyś wielce mnie pocieszyła Aolda mówiąc, że i ona tak długo pisze. I jeszcze ważne: ja piszę dla przeżycia intelektualnej przygody, dla satysfakcji (dałem radę, napisałem coś, co jest przynajmniej niezłe – ja, w końcu amator), i dlatego też nie piszę tekstów o książkach nudnych dla mnie, nijakich, podczas gdy tamci pewnie muszą to robić i nudą książki sami są znudzeni. Podzielę się z Tobą dziwnym, być może dla Ciebie, skojarzeniem. Otóż dostrzegam wspólne przyczyny letnich, byle jakich recenzji zawodowców, i często zbyt szybką jazdą tirów, tych wielkich, czterdziestotonowych kolosów jeżdżących 80 i więcej kilometrów na godzinę, wyprzedzających „na trzeciego”. Te przyczyny to czas i pieniądze: kierowca tira dostaje około 20 groszy za przejechany kilometr. Ciekawe, ile dostaje recenzent. Czy ktoś wie?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.01.2007 11:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, Doroto. Raczej ... | Krzysztof
Ja pisuję recenzje z literatury stricte fachowej do czasopisma branżowego,gdzie - tak samo jak i inne teksty - wynagradzane są wg wierszówki, 30-35 zł za stronę. Ale sądzę, że w przypadku krytyków literackich, piszących do czasopism o wielotysięcznych nakładach i mających władzę wykreowania danego autora na sezonowe bóstwo albo uziemienia go raz na zawsze, kwoty te są wielokrotnie większe.
A porównanie do kierowców absolutnie mnie nie dziwi; w branży, w której wykonuję swoją główną pracę, tj. w służbie zdrowia, obecnie obserwuje się dwie przeciwstawne tendencje: pracownicy, którzy mają płacone od etatu, bronią się przed dokładaniem im obowiązków w ramach tego samego wynagrodzenia - natomiast ci, którzy są na kontraktach, i mają płacone od świadczenia, często wykonują dosłownie kuriozalne rzeczy, np. lekarz przyjmuje 80 pacjentów w ciągu 8 godzin, laborant w ciągu 3 minut ocenia preparat, nad którym normalnie by siedział 5x tyle, itd. Czyż to nie to samo? Recenzenci, w odróżnieniu od kierowców i białego personelu, robiąc na akord przynajmniej nie zagrażają niczyjemu życiu...
Użytkownik: Krzysztof 07.01.2007 14:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja pisuję recenzje z lite... | dot59Opiekun BiblioNETki
Kierowcy zagrażają, Doroto: tir ma masę czołgu, a z racji szybkości energię kinetyczną większą, i jest w stanie dosłownie przejechać po samochodzie osobowym. A recenzenci są trochę podobni do dziennikarzy, o których nie mam dobrej opinii. Oczywiście nie wszyscy. Właśnie skończyłem pisać opis powieści historycznej "Bolesław Chrobry", i planuję wysłać do Biblionetki nie tylko ten tekst, ale i kilka tekstów zamieszczonych na obwolutach mojego wydania, a to dla ich urody i trafności sądów. 35 złotych za stronę? To graniczy z okradaniem ludzi, Doroto. Nie masz przypadkiem jakiegoś dobrego, sprawdzonego sposobu na trafienie szóstki? Chętnie odkupię:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.01.2007 19:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Kierowcy zagrażają, Dorot... | Krzysztof
Z kierowcami to właśnie miałam na myśli, że zagrażają tak jak niewłaściwie przykładająca się do obowiązków służba zdrowia (a może nawet gorzej, bo jeden lekarz badający pacjentów "po łebkach" nie zaszkodzi naraz 5 czy 25 ludziom, a kierowca może...) - nie tak jak recenzenci.
Co do szóstki...też takiego sposobu poszukuję, ale przy każdej kumulacji i tak skreślam swoje ulubione numery. Dzisiaj dla zabawy przeglądałam sobie jakiś sennik online, i znalazłam tam takie oto ciekawostki : "Niedźwiedź: widzieć go - wygrana w grze"; "Chomik zwierzątko (dosłownie tak!)- będziesz mieć dostatnie życie". Więc może człowiekowi powinien się przyśnić niedźwiedź z chomikiem? :)
Użytkownik: Krzysztof 08.01.2007 19:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Z kierowcami to właśnie m... | dot59Opiekun BiblioNETki
Doroto, wczoraj zamówiłem sobie sen ze zwierzakami i... nie tylko niedźwiedź, ale nawet chomik - zwierzątko mi się nie przyśnił. Może oni nie wiedzą, że mają mi się przyśnić? Co tam dalej jest napisane w tamtej mądrej książce? A co do kreślenia "swoich numerów": próbowałaś odwrotnie? Skreślać najbardziej nielubiane? A, widzisz!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.01.2007 17:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Doroto, wczoraj zamówiłem... | Krzysztof
Nie próbowałam odwrotnie, ale z nielubianymi byłoby trudniej, bo ja nawet w pechową "13" nie wierzę (dawno, dawno temu, w odległej galaktyce... o, pardon, w odległej epoce zwanej PRL, 2 razy zdarzyło mi się 13-go zdać egzamin na 5, a którego dnia dostałam pałę, nie pamiętam :).
Sennik niestety nie zamieszcza porad, jak spowodować, aby człowiekowi się przyśnił dobrze wróżący sen. A zwierzęta mi się śnią notorycznie, przeważnie ładne i sympatyczne futrzaki - chomiki akurat nie, ale misie, kotki, pieski, myszki bardzo często. Ale nie wiem, czy nie dlatego, że pasjami oglądam filmy przyrodnicze. Może w senniku powinno być: "niedźwiedzia widzieć - przejrzyj program TV w poszukiwaniu filmu o Górach Skalistych"? :)
Użytkownik: Bozena 07.01.2007 21:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Lektura „Pamięci i stylu”... | Krzysztof
Zachwyciłeś mnie tym tekstem, Krzysztofie. Doskonały!
Wyraziłeś słowami coś, co tkwiło we mnie, i nigdy nie potrafiłam tego czegoś wyrazić. I nie wyrażę. Nie wszystkim dar ten jest dany... Całość recenzji jest świetna, ale choć jeden jedyny fragment z niej muszę powtórzyć; i oto on:
„...wrażenie odkrywczości i nienasycenia budzonego duchową ekscytacją stają się immanentną częścią lektury”[K].

Przypisy zaś w „Pamięci i stylu” także i dla mnie były wyjątkowym obszarem odsłanianych tajemnic. Dobrze pamiętam, że do fragmentu, który polecasz czytelnikom (str.216) wracałam wielokrotnie. I jakbym widziała Prousta ze wzrokiem utkwionym w różach, i jakbym czerpiąc z wrażenia jego - nagle... go zrozumiała.
Przeczucie mówi mi, że chętnie dopisałbyś ten tekst do recenzji, jednakże zbyt długi on jest i możliwe, że dlatego nie zdecydowałeś się na to.
Chcę - w domyśle za Ciebie - z wielką przyjemnością dla nas, dla wszystkich to zrobić. Uważam, że jest to niezwykły wyraz hołdu dla człowieka obdarzonego „boską” wrażliwością i zrozumienia dla przeżywania jego. Dla zrozumienia odrębności Prousta względem wielu otaczających go ludzi; a i jest „pamiątką” narodzin artysty.

Sporo mam spostrzeżeń tytułem tej książki; i myślę, że będziemy mieli możliwość by jeszcze o niej porozmawiać.
Tymczasem dziękuję, Krzysztofie, jak zawsze, za barwną i mądrą recenzję! I zapraszam
Czytelników do lektury fragmentu wspomnień Reynaldo Hahna - przyjaciela Marcela Prousta :

„W dniu mojego przyjazdu wybraliśmy się razem na spacer do ogrodu. Przechodziliśmy przed szpalerem róż bengalskich, gdy nagle umilkł i zatrzymał się. Zatrzymałem się także, on jednak zaczął iść, a ja uczyniłem to samo. Wkrótce znów się zatrzymał i powiada do mnie z tą dziecięcą delikatnością i odrobiną smutku, którą na zawsze zachował w tonie i głosie: <Czy nie będzie panu przykro, gdy zostanę trochę w tyle? Chciałbym rzucić okiem na te róże>.
Zostawiłem go. Skręcając z alei, odwróciłem się. Marcel wracał do róż.. Obszedłszy zamek, znalazłem go w tym samym miejscu, ze wzrokiem utkwionym w różach. Ze schyloną głową, poważną miną, mrugał oczami, lekko zmarszczył brwi jak podczas wielkiego skupienia, a lewą ręką cały czas wsuwał koniec czarnego wąsika między wargi i go przygryzał. Czułem, że słyszał moje kroki, że mnie widział, choć nie zamierzał ani się odezwać, ani się ruszyć.[...]
Ileż to razy później asystowałem podobnym scenom! Ileż to razy widziałem Marcela w tych tajemnych chwilach, kiedy to całkowicie łączył się z naturą, ze sztuką, z życiem, w owych <głębokich minutach>, kiedy to całe jego jestestwo [...] wchodziło, by tak rzec, w stan transu, w którym jego nadludzki intelekt i wrażliwość [...] docierały aż do korzenia rzeczy i odkrywały to, czego nikt inny widzieć nie mógł, czego nikt już nigdy nie zobaczy”. *

* M. Proust „Pamięć i styl”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000, przypisy str.216


















Użytkownik: Krzysztof 08.01.2007 19:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Zachwyciłeś mnie tym teks... | Bozena
Dziękuję, Olgo. Cenię sobie Twoje oceny i opinie, zwłaszcza jeśli dotyczą one Prousta. Wiem, że ja tylko płynniej wyrażam swoje myśli, podczas gdy im samym trochę brakuje do Twoich. Inaczej mówiąc: uważam, że Ty nie tylko lepiej ode mnie znasz Prousta, ale i głębiej przeżywasz jego twórczość. Jesteś osobą wrażliwszą ode mnie, i to pewnie nie tylko z powodu swojej płci. Ja jestem tylko facetem, technikiem, który próbuje ratować się przed ugrzęźnięciem w szarzyźnie, podczas gdy Ty Prousta po prostu czujesz.
Owszem, myślałem o dopisaniu tego fragmentu do swojego tekstu, ale ostatecznie uznałem, że tekst opisu książki raczej nie powinien w połowie swojej objętości składać się z cytatów. Ty wiesz, jak to jest z Proustem: chciałoby się cytować i cytować, bo i tutaj i tam piękne myśli, śliczne zdania, a tak trudno jego myśli wyrazić swoimi słowami, skoro u niego przybrały już tak piękną formę słowną, więc cytat często wydaje się sposobem najlepszym. W trakcie czytania tych esejów bliższy byłem Prousta niż przy lekturze „W poszukiwaniu”. Dziwne to się może wydać, ale tak było. Oczywiście możliwe było tylko na skutek przygotowania uzyskanego wcześniej – tak myślę. Dość, że nie tylko lepiej go zrozumiałem, ale i większym mi się wydał – tak jak Hahnowi w czasie spaceru z nim. W uzyskaniu obecnego stopnia zrozumienia jego „zagadki szczęścia” pomogło mi wiele jego myśli, cytatów, także w przypisach wiele wyczytałem, a jedną z tych myśli, które wskazują na głębię jego postrzegania i analizowania, wyraził w tych oto zdaniach:
„Rzeczy mają tyle życia, co ludzie, bo choć rozumowanie po fakcie przypisuje każdemu zjawisku przyczyny zewnętrzne, to w pierwszym wrażeniu przyczyna nigdy się nie zawiera.” (strona 158/159 mojego wydania „Pamięci i stylu”)
I drugie:
„To, co intelekt podsuwa nam pod nazwą przeszłości, wcale nią nie jest. (...) każda godzina naszego życia, gdy tylko odejdzie w przeszłość, wciela się w jakiś materialny przedmiot i tam pozostaje w ukryciu, uwięziona dopóty, dopóki nie spotkamy go na swej drodze.. Wówczas, gdy potrafimy ją w nim rozpoznać, możemy ją wywołać i w ten sposób wyzwolić.” (str. 117 i n)
A jeśli już cytuję, to jeszcze jedno zdanie, już nie związane z powyższymi, ale jakże trafne!
„miłość zajmuje co prawda najwyższą pozycję w hierarchii egoizmów, ale nie zmienia to faktu, że jest egoistyczna” (str. 70)
Dziękuję raz jeszcze, Olgo.
Użytkownik: Bozena 24.01.2007 04:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, Olgo. Cenię sob... | Krzysztof
:)
Użytkownik: Bozena 27.03.2007 04:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Lektura „Pamięci i stylu”... | Krzysztof
Krzysztofie, wydaje mi się, że chwila, w której Proust pojechał z przyjaciółmi do Rouen - nie tyle obejrzeć katedrę, ile zidentyfikować rzeźbę, o której Ruskin mimochodem wspominał - warta jest uwagi. Już Ty - o wydarzeniu związanym z małą figurką ciepło napisałeś; a ja pozwalam sobie wkleić, pod Twoją recenzją, żywe wspomnienie tejże chwili.
---
„Właśnie w dzień śmierci Ruskina Proust przeczytał ponownie w >>Siedmiu lampach architektury<< opis małej zabawnej figurki >>zatroskanej i złośliwie zdumionej; ręka jej tak mocno podpiera kość policzkową, że pod jej uciskiem mięśnie policzka marszczą się koło oka<<*
>>Ogarnęła mnie taka ochota, żeby zobaczyć tego człowieczka, o którym mówi Ruskin – pisze Proust – że wybrałem się do Rouen jak gdyby wypełniając zawarte w testamencie polecenie, tak jakby pisarz poruczył troskliwości swoich czytelników tę niepozorną istotkę, którą jego słowa przywróciły życiu<<.
Proust i jego towarzysze podróży przyglądali się zachodniej fasadzie. Stojący rzędami święci wygrzewali się w porannym zimowym słońcu, wznosząc się stopniowo na niezamieszkane na pozór wysokości, gdzie jednak żył jakiś wiekuiście samotny, wyrzeźbiony w kamieniu pustelnik i gdzie święty Krzysztof z niezmiennie wykręconą szyją spoglądał na wciąż niesione Dzieciątko Jezus. Czy zdołają w tym zatłoczonym kamiennym mieście odnaleźć jednego maleńkiego karzełka? Tracąc niemal nadzieję podeszli do jego siedziby, portalu północnego, zwanego Portalem Księgarzy, gdzie średniowieczni handlarze ksiąg mieli swego czasu stragany. I nagle młoda żona Yeatmana, która na szczęście była wykształconą i zdolną rzeźbiarką, zawołała: >>To chyba musi być on!<<
Mała kamienna figurka, nie mierząca nawet sześciu cali, którą czas już dobrze nadkruszył, prezentowała nadal zmarszczony gniewnie policzek i lekki złośliwy błysk w oczach. Zdawała się zmartwychwstawać jak te podnoszące się nagie dusze umieszczone powyżej Sadu Ostatecznego, a wraz z nią zmartwychwstawał Ruskin”.**
„[... ] Odnalezienie kamiennego człowieczka było jednak osiągnięciem tego dnia, nowym godłem niezniszczalności pamięci podświadomej, ponieważ ów mały potworek wyłonił się nie z czasu przeszłego żywych, ale spomiędzy grobów dwóch nieżyjących już ludzi. >>Byłem wzruszony odnalazłszy go na tym miejscu – napisał Proust – bo uzmysłowiłem sobie wtedy, że nic z tego, co było niegdyś żywe, nie umiera, ani myśli rzeźbiarza, ani Ruskina<< ”.**

*Library Edition, t. 8, s. 217 za G. Painter “Marcel Proust”, PIW 1959 (I)
**G. Painter „Marcel Proust” t. I s. 311-312, PIW 1959 (I)
------
P.S.
Lektura G. Paintera jest niezwykła, pełno w niej skarbów, i można „wybaczyć” fakt, że czasami autor cytując - źródła nie podaje.
Użytkownik: Krzysztof 01.04.2007 00:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, wydaje mi si... | Bozena
Sądząc po Twoim wcześniejszym cytacie – faktycznie, skarby. I te skarby już po raz drugi umknęły mi w licytacji na allegro! Gdy pojawi się następna oferta sprzedaży Paintera, już mi nie umknie!
Olgo, dziękuję. Ostatni Twój cytat wzbudził we mnie melancholijny nastrój: nic z tego, co żyło, nie umiera...
A te słowa pamiętasz?:
„... to co w osobie ludzkiej, w jej myśli najbardziej niezwykłe, nie umiera, pozostaje w pamięci Boga i będzie wskrzeszona”. [„Pamięć i styl”, str. 55]
I zaraz pamięć podsunęła mi inne słowa Prousta, słowa, które tkwią we mnie.:
„Można jedynie powiedzieć, że wszystko się dzieje w naszym życiu tak, jak gdybyśmy w nie wchodzili z ciężarem zobowiązań zaciągniętych w życiu poprzednim. (...) Wszystkie te zobowiązania, nie mające sankcji w życiu obecnym, zdają się należeć do odmiennego świata opartego na dobroci, na względach moralnych, na poświęceniu; świata całkowicie odmiennego niż nasz; świata, który opuszczamy, aby się urodzić na tej ziemi, zanim możemy wrócić tam, aby żyć wedle owych praw, którym byliśmy posłuszni, bo nosimy je w sobie, nie wiedząc, kto w nas zakreślił te prawa...” [„Uwięziona”, str. 163]
Prawda to, czy nasze marzenie?
Prawo moralne w nas jest nasze, czy nam dane? Pierwotne, czy wtórne?
Wiesz, Olgo, czego najbardziej zazdroszczę Proustowi? Czasu. On mógł pojechać do Rouen, a ja mogę tylko patrzeć głodnym wzrokiem na oglądane w tych dniach szczyty Karkonoszy, być tam tylko w wyobraźni. Już dawno temu doszedłem do wniosku, że Czas jest złośliwy, a przynajmniej przekorny: daje siebie tym, którzy i tak mają go w nadmiarze, a żałuje chwili tym, którzy go proszą o pozostanie. Jak w codziennej gonitwie nie zatracić myśli, które zbudził w nas Proust?
Olgo, tego, czego mnie tak brakuje, czasu, życzę Tobie. Niech będzie dla Ciebie łaskawy.
Użytkownik: Bozena 14.05.2007 21:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Sądząc po Twoim wcześniej... | Krzysztof
Bardzo przepraszam, Krzysztofie. W innych wątkach naszej wspólnej rozmowy sporo napisałam ostatnio, a tu tak długo nie odpowiadałam. Cud, że odnalazłam to miejsce; ale tym razem nie będę zbytnio rozpisywała się.

1/ Tak, oczywiście, że pamiętam... bo słowa, które cytujesz dotyczyły właśnie maleńkiej figurki odnalezionej w Rouen. I rzeźbiarz ożył, i Ruskin, który ongiś na tę figurkę zwrócił uwagę, i wreszcie Proust zachwycił się i powiedział: że „... nic z tego, co było niegdyś żywe, nie umiera, ani myśli rzeźbiarza, ani Ruskina”. Spośród trzech osób - w momencie odnalezienia mikroskopijnego ludzika podpierającego policzek – dwie już nie żyły, i z tych dwóch (martwych) duch wskrzesza myśl: to nie żywi przekazali potomnym ukrytą (dawną) myśl (o czym tak dumał Proust) a ci co odeszli już. Jakby cudem, a właściwie mimowolną pamięcią Prousta powrócili oni: rzeźbiarz i Ruskin zachwycający się „owocem jego myśli” - teraz ożył; to był ten jeden z tych wiecznych momentów w życiu i sztuce; bo o czym myśli teraz rzeźbiarz, i jego figurka podpierająca policzek, i Ruskin? O tym samym co każdy z nich niegdyś: „... to co w osobie ludzkiej, w jej myśli najbardziej niezwykłe, nie umiera, pozostaje w pamięci Boga i będzie wskrzeszone”. [„Pamięć i styl”, str. 55]
Tyle że Bóg u Prousta to - esencja ducha (nie duszy; o tym już rozmawialiśmy; Proust rozróżnienia ducha i duszę, a Platon na przykład – nie);

2/ drugi Twój cytat, Krzysztofie, jeszcze bardziej filozofii egzystencjalnej dotyka (nie mam „Uwięzionej” i z samego cytatu tak wnioskuję, nie odnosząc go do treści bezpośrednio przed nim i po nim), i w pewnym sensie wiąże się on z punktem pierwszym; a rozmawialiśmy już o istocie boskiej, idei, czystej prawdzie, radości czystej, sensie, i o esencji (jakości) bytu, jakości życia... o duszy i duchu... To ten sam duch, który ogarnia nas i wskrzesza to co najbardziej niezwykłe jest w nas wedle Prousta - może być także u niego (brak mi pewności tu; to tylko spekulacja) wewnętrznym głosem (pochodzącym z innego porządku rzeczy) ostrzegającym nas: nie czyń tego a tego... (u Sokratesa, jak na pewno pamiętasz, był nim daimonion); duch ten baczy na naszą moralność; ale moralność nabytą, bo natura (jak pisałam niedawno) z pewnością nie uczy jej. Czyste prawo moralne w nas nie jest z tego świata, a Proust miał na myśli, tak mi się wydaje, życie w innym (wewnętrznym) świecie poza czasem (o tym pisałam już); i mówiąc o zobowiązaniu naszym sugerował zobowiązanie wobec własnego jestestwa, także wobec innych, zwłaszcza twórców kultury i sztuki; bo istotą człowieczeństwa - wedle niego - jest nasze wewnętrzne odczuwanie (życie duchowe). Sztuka u niego bytem określona jest wyniesiona do rangi idei; a idee są głębsze i potężniejsze od nas; i to naszą „powinnością” jest rozwijanie ich. To tyle Proust;

3/ Karkonosze nawet z daleka mogą wywołać przyjemne skojarzenia i niezwyczajne odczucia, więc zaufaj sobie, im zaufaj, i nie myśl o Rouen, Krzysztofie. Wiesz dobrze, że wszędzie można znaleźć oazę raju, i wiesz, że wymiar czasu nie jest żywiołem duszy. :)

Dziękuję za komentarz i życzenia. I ja życzę Tobie więcej wolnego czasu (realnego); bo... Proust sobie, a nam jednak tego czasu wciąż brakuje.:-)

P.S.Twoje pytania („od zawsze”), Krzysztofie, zbyt trudne dla mnie są. A odpowiadając na nie – nie sposób pominąć (bo tak te pytania stawiasz) aspektów filozoficznych, które, niestety, znam na tyle, na ile zwyczajny człowiek je zna (a więc bardzo pobieżnie). To zdaje się Hegel mówił, że nie można pytać o byle co i byle jak. W Twoim przypadku tak jest - jakby życzył sobie Hegel: kultura pytania wysoka. Ale adresat możliwe że... nie ten. :)






Użytkownik: Krzysztof 16.05.2007 23:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo przepraszam, Krzys... | Bozena
Nie opowiadaj, Olgo, nie: adresat właściwy, i to jak najbardziej.
Przez okno słyszę szum deszczu, a z głośników adagio z koncertu fortepianowego Es-dur Beethovena – połączenie dźwięków, które zawsze budzi we mnie wiele myśli..
To, co w nas najniezwyklejsze zostanie zachowane w pamięci Boga i będzie wskrzeszone. Słowa te czytam jak najbardziej dosłownie, Olgo, i pewnie dlatego widzę w nich urokliwą dla mnie ideę Boga nam przyjaznego; dla mnie jest w nich ufność wobec Tego, który zapomni o złych naszych stronach; Boga, który wybierze ze swojej pamięci to, co w nas było godne zapamiętania, i stworzy nas w ten sposób oczyszczonymi; chciałoby się powiedzieć: w ten sposób stworzy nas prawdziwymi, takimi, jakimi naprawdę jesteśmy. Wiem, Olgo, że posuwam się nieco za daleko, że to swobodna interpretacja myśli Prousta, ale lubię te myśli, są dla mnie bardzo ludzkie, postrzegające Boga w taki sposób, w jaki chciałbym go widzieć. Myślę, że urok tych słów także w ich zupełnej odmienności od katolickiego obrazu Boga nielitościwego, obrazu, przeciwko któremu buntuje się mój humanistyczny duch.
Gdy czytałem Twoje słowa o budzonej sztuką wspólnocie myśli ludzi, także i tych, którzy odeszli, wróciło do mnie, jak często w podobnych chwilach, odczucie takiej właśnie bliskości, jaką kiedyś przeżyłem w czasie czytania listów Juliana, cesarza rzymskiego. Szesnaście wieków minęło od jego śmierci, a ja w tamtej chwili poczułem tą wyjątkową więź, jaką daje wspólnota myśli i przeżyć duchowych. Teraz wydaje mi się, że właśnie o takich chwilach pisaliście oboje, Proust i Ty. Dziwna i niezwykła w nich jest rozciągnięta nawet na lata siła oddziaływania przeżycia, które dzieje się li tylko w nas, i trwa właśnie chwilę. Jeśli można mówić o nierównym biegu czasu, tego czasu, który w jednej chwili może pomieścić więcej niż w ciągu pustych dni i tygodni - to właśnie wtedy. Wymiar czasu – jak napisałaś – nie jest żywiołem duszy, a co żyło, nie umiera.
Olgo, bardzo prawdziwe są dla mnie słowa o przeżywaniu wewnętrznym jako istocie człowieczeństwa, a to dlatego, że są one i moimi, jednakże z tego właśnie przekonania, z takiego widzenia istoty naszej człowieczej natury, wywodzę nasze prawa moralne. Z nas, nie z innego świata. Nie potrafię inaczej nie tylko jako humanista pragnący widzieć w człowieku podmiot i źródło wszystkiego, ale także jako ewolucjonista, wiele naszych praw moralnych wiążący, poprzez altruizm, z prawami społecznymi wypracowanymi w ciągu kroci tysięcy lat ludzkości; sama natura może i nie uczy nas, jak piszesz, moralności, ale my, ludzie, nie mamy do czynienia z czystą postacią natury. Oddzieleni jesteśmy od niej osiągniętym przez nasz umysł etapem naszej ludzkiej drogi wiodącej nas poza i ponad ten świat twardych praw; to dzięki tym naszym osiągnięciom możemy odczuwać, jak piszesz, zobowiązania wobec siebie samych i wobec innych.
Gdyby nie zaznaczone przypuszczenie (np. „zdają się należeć”), można by powiedzieć, że w cytacie z „Uwięzionej” Proust wyraża przekonanie o istnieniu pozaziemskiego świata opartego na dobroci, oraz wiarę w jakąś formę naszego bytowania po życiu: wszak wrócić tam, to znaczy tyle, co istnieć po ziemskim bytowaniu. Jeśli nie pisze tutaj o swoich przekonaniach, to może jego słowa są po prostu marzeniami? Nadzieją? Może wyrazem zdziwienia ludzkimi osiągnięciami w budowie norm moralnych i etycznych? Jeśli tak, to rozumiem je doskonale: może trudno przekonać się do ziemskich źródeł naszej dobroci i moralności, ale wywodzić je z tamtego świata jest trudniej, mimo wszystko. Ona jest nasza, ludzi żyjących tutaj, na Ziemi – jak dajmonion Sokratesa był głosem jego własnej moralności, ale też wiem, że w tym moim wniosku więcej jest pragnień niż rzetelnie podbudowanej wiedzy.

Olgo, gdy raz na miesiąc włączę TV, patrzę na te ruchome obrazki z niezrozumieniem, albo z niesmakiem, albo z przerażeniem, rzadko z ciekawością; niemal codziennie otrzymuję „sensacyjne” e-listy reklamowe o tym, tak było ostatnio, że jakaś Doda bawiła się elektrodą (oj, już nie bardzo pamiętam, jak było z tą elektrodą, może inaczej); czasem zajrzę na jakąś stronę internetową, i na ogół szybko z niej uciekam, natomiast tutaj, w Biblionetce, dzięki Tobie i innym biblionetkowiczom, mogę odpocząć psychicznie. Dziękuję Ci za to.
Użytkownik: Bozena 17.05.2007 00:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie opowiadaj, Olgo, nie:... | Krzysztof
Przepiękny komentarz, Krzysztofie. Milknę już.:-)
Użytkownik: Bozena 20.05.2007 14:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie opowiadaj, Olgo, nie:... | Krzysztof
Jeszcze słowo, Krzysztofie. Może znajdziesz czas i zajrzysz do fragmentu listu V.Havla do Olgi. Bardzo ładnie pisze o głosie wewnętrznym, o naszym Prawie moralnym (byt universum); ten fragment jest w mojej czytatce z 05.04.2007. Podaję link i pozdrawiam Cię.

www.biblionetka.pl/...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: