Dodany: 27.09.2010 01:41|Autor: in_dependent

Bo piłka jest okrągłym kwadratem akcji


Nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym, która ma dać uczelniom większą swobodę, przez wielu specjalistów jest bardzo wychwalana: bo uczelnia będzie samodzielna, bo oderwanie od państwa pozwala na konkurencyjność, dbanie o klienta, lepsze usługi edukacyjne, bo ble ble ble. Abstrahując od tego, jakim obecnie już tworem komercyjnym uczelnie są, a jakim się dopiero staną, zwróćmy uwagę na inny problem. Nie mniej istotny.

Bo jakież to rozluźnienie obyczajów może nastąpić wśród osób zarządzających taką instytucją? Na pewno niemałe!

Jeśli nie wierzycie mi na słowo, doradzam bliższe zapoznanie się z pewnym Uniwersytetem. W placówce tej każdy z profesorów zarządza osobnym, sobie przypisanym wydziałem. Każdy dobiera samodzielnie asystentów i za każdego ci asystenci pracują bądź nie - w zależności od ich chęci i humoru. Rektor tego przybytku zachowuje się, jakby narodził się w Rzeczypospolitej Szlacheckiej, bo zanadto ceni dobre jedzenie i napitki, a mniej interesują go kwestie związane z zarządzaniem uczelnią. Jest też oczywiście jeden pracoholik, który pełni kilkanaście funkcji jednocześnie i który jest jedynym uczciwie, choć nadmiernie, pracującym członkiem kadry naukowej. Całe grono profesorskie - bez wyjątku - ponad konferencje, referaty, badania, sympozja wynosi dobrą zabawę, najlepiej pozbawioną jakiegokolwiek wysiłku. Za to właśnie szanują personel administracyjno-techniczny, który poza dyskrecją, cechuje się nieprzeciętnymi zdolnościami kulinarno-zabawowymi.

No tak, zapomniałam. Jest jeszcze małpa. Poza nią właściwie nic na szkolnych korytarzach nas nie zaskoczy (może jeszcze czasami jakiś krasnolud czy goblin, ale na pewno nie ork - orki wszak wyginęły dawno temu!).

Byście nie myśleli, iż kadra profesorska tylko leży (i kwiczy), muszę Wam powiedzieć, że zajmuje się także, od czasu do czasu, sprawami bardzo istotnymi. Właśnie postanawia zbadać fenomen gry w piłkę nożną. Dokładnie mówiąc, w pospolitą "gałę". Przecież musi być jakiś powód, dla którego tak chętnie tłumy ludzi, mniej i bardziej prostych, uganiają się za okrągłym przedmiotem zwanym powszechnie "piłką" - a jeśli istnieje, to kto inny powinien się nim interesować, jak nie Niewidoczni Akademicy? Co więcej, profesorowie postanawiają sprawdzić na własnej skórze, o co w tym wszystkim chodzi, kompletując kadrę i rozgrywając mecz. Szkopuł tkwi zaś w tym, że, niestety, muszą go wygrać, inaczej ich Niewidoczny Uniwersytet utraci dotacje oraz niezależność, którą cieszy się od wieków. Jest jeszcze malutki haczyk - rozpuszczenie luksusowym życiem, dobrą kuchnią i możliwością używania do wszelkich celów magii powoduje, iż bez niej mogą sobie nie poradzić na boisku piłkarskim - a mecz ma być pozbawiony sztuczek i magii! Ciężki orzech do zgryzienia...

W swym najnowszym dziele, pt. "Niewidoczni Akademicy", Terry Pratchett znów wzniósł się na wyżyny. Zaserwował swym czytelnikom wartką oraz nieco nieprzewidywalną akcję, dorzucając do tego tajemnice i tonę doskonałego humoru. W tej fantastycznej (w każdym znaczeniu) książce spotykamy naszych dobrych znajomych - Mustruma Ridcully'ego, Myślaka Stibbonsa, Bibliotekarza - ale poznajemy też nowe, bardzo interesujące postaci. I co najważniejsze, znajdujemy to, co tak bardzo kochamy w książkach Pratchetta - niesamowitą, wybuchową, egzotyczną, nieco brutalną i agresywną, ale zawsze cudowną satyrę okraszoną szczyptą ironii. Przedmiotem kpin tym razem stał się sport bardzo popularny, lecz dosyć brutalny, momentami głupi, do którego dorabia się wielkie teorie - piłka nożna. Obiektem drwin Pratchett uczynił także rywalizację pomiędzy akademiami, która w jego kraju stanowi przedmiot dumy i chwały, jest bardzo szanowana i podnoszona do rangi dziedzictwa narodowego (słynne regaty Oxford - Cambridge).

Czerpiąc z empirycznego doświadczenia, zapewniam tych, którzy nie mieli jeszcze okazji wziąć w ręce książki ze zdjęciem Akademików na okładce, że znowu warto się pośmiać z Pratchettem.
Jednak tym, którzy nie znają jeszcze Sir Terry'ego, proponuję zbadanie Świata Dysku od innej strony. Z prostej przyczyny - te 400 stronic dla "świeżaków" może stanowić prawdziwą udrękę. Wcale nie żartuję!

"Niewidoczni Akademicy" winni zatem zawitać do Waszych domów jak najszybciej, by podtrzymać tlący się w Was wciąż duch Mundialu i by Wasz entuzjazm i emocje nie zostały przygaszone rozpoczęciem prawdziwego uczelnianego i szkolnego piekła.

Jakieś rady? Owszem. Sięgając po tę pozycję nie tylko przygotujcie kilka opakowań chusteczek (będziecie płakać, oj - będziecie! Przede wszystkim ze śmiechu!), ale też zadbajcie o mocne nerwy i najlepiej jakieś dobre pasy bezpieczeństwa, bo czeka Was nieziemsko ostra jazda.

I pomyśleć, że taki Uniwersytet funkcjonuje, co prawda w wyimaginowanym świecie, ale funkcjonuje. A te nasze są jakieś takie śmiertelnie poważne i zabójczo nudne...



[tekst zamieściłam wcześniej na swym blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1206
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: