Stwierdziłem, że recenzji tej książki nie napiszę, mimo iż na dzień dzisiejszy dałbym jej szóstkę (zacząłem drugi tom). Po prostu dla mnie jest to taka "Komedia ludzka" Balzaca w angielskim wydaniu. Tyle, że to jest naprawdę komedia, a nie ludzki dramat. Mamy tu satyryczny przekrój społeczeństwa angielskiego. Pan Samuel Pickwick i jego przyjaciele pan Tracy Tupman pan Nathaniel Winkle i pan August Snodgrass to typowi angielscy gentlemani bardzo ciekawi świata (z której to ciekawości powstał tytułowy Klub) i z talentem do wpadania w rozliczne tarapaty.
Poniżej cytuję zaledwie kilka z gąszczu śmiesznych fragmentów, które udało mi się znaleźć. Po prostu dziś w autobusie śmiałem się tak głośno czytając niniejszą książkę, że współpasażerowie zaczęli mi się dziwnie przyglądać... Może i Was zachęcę do sięgnięcia po lekturę?
A oto kilka Dickensowskich smaczków:
Fragment raportu z mowy pana Pickwicka - pierwszy rozdział:
"Pan Pickwick zrobił uwagę (...) że sława jest droga sercu każego człowieka. (...) On (pan Pickwick) nie może zapomnieć, że i na niego samego wywierają wpływ namiętności ludzkie, ludzkie uczucia (Oklaski), może nawet ludzkie słabości (Głośne wołania: - Nie! Nie!). Ale powie i to, że jeżeli ogień miłości własnej zapałał w jego łonie, to wnet tłumiła go żądza, aby być pożytecznym rodzajowi ludzkiemu. Chęć zjednania sobie szacunku rodu ludzkiego była zawsze jego bodźcem, filantropia jego gwiazdą przewodnią. (Gwałtowne oznaki uznania). (...) Czuł on pewną dumę, gdy przedstawił uczonemu światu swoją teorię skoku żab. Teoria może być znakomita albo nią może nie być (jeden głos: - Jest nią! - Głośne oklaski). (...). Ale choćby sława tego traktatu doszła do krańców uczonego świata i wtedy duma, jaką by uczuwał autor tego dzieła nie byłaby niczym wobec uczucia dumy, jakiego doznaje w tej chwili najszczęśliwszej w jego życiu (Oklaski). Jest on tylko bardzo mizerną jednostką (- Nie! Nie!), nie może jednak nie uznać tego, że został powołany przez Towarzystwo do czynności wielkiej wagi"
"Tajemnicze drogi opatrzności: wszystkim ludziom małego wzrostu dostają się za długie ubrania, wszystkim słusznego - krótkie"
Rozmowa dwóch służących: pyzatego chłopca Joe (który uwielbiał jeść i spać, przez cały tok powieści nie robi nic innego) i Sama Wellera, służącego pana Pickwicka:
"Lubisz pić? - zapytał Sam.
- Wolę jeść.
- Domyślałem się tego. Ale chciałem powiedzieć, czy nie zechcesz wypić kieliszeczka czegokolwiek na rozgrzanie sobie żołądeczka? Chociaż pod tą słoniną może jeszcze nie zmarzłeś..."
Rozmowa dwóch tych samych osób:
"Gdzie się ustawia ciasta, ty młoda szlafmyco? - zapytał sam pyzatego chłopca, pomagając mu ustawiać na stole dania, z którymi dnia poprzedniego nie zdołano się jeszcze uporać. Joe wskazał odpowiednie miejsce.
- Bardzo dobrze - rzekł Sam. - Drugi półmisek na przeciwległym końcu. Teraz wyglądamy poprawnie, jak mówił pewien papa, uciąwszy głowę synowi, kóry miał zeza" (takich Samowskich mądrości przewija się mnóstwo przez książkę).
"No! no! - zauważył Sam z wielką niecierpliwością patrzący na łzy Trottera. - Dość już tych wodotrysków, to na nic się nie zda.
- Sam! - zawołał pan Pickwick tonem wyrzutu - przykro mi, że tak mało masz szacunku dla uczuć tego młodego człowieka.
- Bardzo to piękne uczucie, panie, tak piękne, oiż szkoda nawet je tak rozpraszać; sądzę, że lepiej by zrobił, gdyby je zachował dla siebie, zamiast przemieniać w ciepłą wodę, tym bardziej, że to do niczego nie prowadzi. Łzami nikt nigdy nie nakręcił zegarkaa ni też nie puścił w ruch maszyny. Następny raz, gdy przyjdziesz na świat, mój stary, nabij sobie łeb tą prawdą. (...). Nigdy nie widziałem takiego płaksy - rzekł Sam. - Niech mię Bóg skarze, jeżeli w jego głowie nie ma zawsze odkręconego kranu"
"Przyjaciele i podwładni to najlepsze audytorium"
W karczmie:
"Jest tu ktoś, kto nazywa się Sam? - zapytał chłopak cienkim dyszkantem.
- A nazwisko? - zapytał Sam, zwracając się do chłopca.
- A czy ja wiem! - odrzekł żywo zapytany.
- Zanadtoś dowcipny, mój malcze. Uważaj, no tylko, by ci się dowcip nie obrócił, bo mógłbyś wtenaczas dostać jego ostrym końcem. (...) Pytasz o Sama z uprzejmością dzikiego Indianina?
- Bo tak mi kazał stary.
- Jaki stary? - zapytał Sam z głęboką pogardą.
- Ten, co jeździ po Ipswich. (...)
- To mój autor - rzekł Sam do panny siedzącej za bufetem. - Obawiam się, że on naprawdę nie zna mego nazwiska. No, młody karczochu, co masz mi jeszcze do powiedzenia?"
Podczas procesu:
"Po minucie adwokat Buzfuz podniósł się z nową mocą i zażądał by wezwano Elżbietę Cluppins.
Najbliższy woźny zawołał: - Elżbieta Tuppins! - drugi, nieco dalej stojący: - Elżbieta Jupkins! - trzeci wreszcie podszedł ku samym drzwiom i krzyknął: - Elżbieta Muffins! (...)
- Pani Cluppins - rzekł pan Buzfuz - proszę, niech się pani uspokoi.
Rozumie się, że po tym wezwaniu pani Cluppins poczęła szlochać tak gwałtownie, że kamień by się wzruszył, okazywła przy tym niepokojące symptomy zbliżającego się omdlenia, gdyż jak później mówiła, nie mogła zapanować nad swym wzruszeniem"
A oto raport zeznania pani Sanders z tego samego procesu:
"Sądzi, że pani Bardell zemdlała (...) dlatego iż pan Pickwick żądał, by wyznaczyła dzień ślubu.; wie, że sama zupełnie straciła przytomność, gdy mąż jej, pan Sanders, żądał by wyznaczyła dzień ślubu i mniema, iż każda osoba godna nazwiska damy robi to samo w podobnych okolicznościach.
Na dalsze pytania sędziego pani Sanders odpowiedziała, że gdy pan Sanders zalecał się do niej, otrzymywała od niego listy miłosne, jak zazwyczaj damy, że w czasie konkurów pan Sanders często nazywał ją swoją kaczusią, ale nigdy nie nazywał kotletem, ani sosem pomidorowym. Pan Sanders namiętnie lubi kaczki; być może, że gdyby lubił kotlety i sos pomidorowy, użyłby tych słów dla wyrażenia swych uczuć".
"To jest obelga w połączeniu z obrazą - jak powiedziała papuga, gdy nie tylko wywieziono ją z ojczyzny, ale jeszcze zmuszono ją później, by się uczyła angielskiego" - jedna z mądrości Sama.
Ciekawe jakie są Wasze odczucia:) Życżę miłej zabawy. Może ktoś umieści "Klub Pickwicka" w schowku:)
Klub Pickwicka (
Dickens Charles (Dickens Karol))
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.