Dodany: 13.01.2007 10:19|Autor: 00761

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Pan od poezji: O Zbigniewie Herbercie
Siedlecka Joanna

1 osoba poleca ten tekst.

Czy ja się czepiam?


Po „Jaśnie Paniczu” i „Obławie...” sięgnęłam po kolejną biografię pióra Joanny Siedleckiej, „Pan od poezji”. Oczekiwałam po tej książce wiele. Nie, nie spiżowego pomnika - rzetelnej wiedzy o pisarzu przez lata zepchniętym w niebyt. Licząca ponad 400 stron biografia, moim zdaniem, takiej wiedzy nie dostarcza, a dobór materiału faktograficznego daleki jest od obiektywizmu. Źródła wiedzy o poecie to dla Siedleckiej często ludzie wrogo nastawieni do Herberta. Oczywistym jest, że nonkonformista rąbiący prawdę prosto z mostu, godzący celnie ostrzem ironii, piętnujący służalstwo, nie będzie przez „maluczkich” wynoszony na piedestał. Czy tu jednak nie jest miejsce na obiektywizujący komentarz biografa?

Autorka ukrywa się za sądami rozmówców, za tekstami przytoczeń. Owszem, może to jest metoda na zachowanie bezstronności, ale miałam wrażenie, że to raczej podejście wygodne i wypływające z, ujmijmy to eufemistycznie, niezbyt ciepłych uczuć dla przedmiotu rozważań. Dlaczego nie udało się jej skłonić do rozmowy wdowy po Herbercie, Katarzyny? Czy ta biografia nie powstała zbyt szybko?

Najbardziej negatywne emocje towarzyszyły mi podczas lektury rozdziału „Stryjowie Bécu”, a dokładniej mówiąc, drobiazgowego opisu donosu Ludwika Herberta na gestapo, wskutek którego życie straciło dwóch AK-owców, zaś na samym zdrajcy wykonano pierwszy wyrok wydany przez Polskę Podziemną. Rozumiem potrzebę ukazania tła familijnego, nakreślenia sylwetek różnych członków rodziny, mniej już natomiast - szczegółowe roztrząsanie tego traumatycznego faktu i wikłanie się w detale. Owszem, to zdarzenie ukształtowało moralną postawę pisarza, zatem przywołać je należało, natomiast sposób jego prezentacji zakrawa niepotrzebnie na tanią sensację. Nawet w opisie miejsca pochówku Herberta nie darowała sobie autorka „Pana od poezji” wtrącenia, że jego kwatera znajduje się w pobliżu grobu Ludwika Herberta i wykonawców wyroku na nim.

Wiadomą powszechnie jest rzeczą, że powtarzane z uporem określenia zapadają mimowolnie w pamięć. Drażniło mnie ustawiczne posługiwanie się autorki deprecjonującym zdrobnieniem „Zbyszeczek” oraz rozliczne relacje świadków libacji Herberta. Można zadać proste pytanie: to kiedy on, u licha, tworzył? Jak zdobył tak głęboką erudycję? Jak to możliwe, że niedługo przed śmiercią miał chłonny umysł i nadal pisał, choć schorowany, niedołężny, niemogący oddychać i mówić? Owszem, Siedlecka na to wskazuje, niemniej prawda ta ginie w natłoku „alkoholowych rewelacji”.

Nawet szata graficzna książki jest, wg mnie, mocno tendencyjna. Swoistą „klamrę kompozycyjną” na wyklejkach stanowi ten sam autograf listu z rysunkiem z baru z butelkami w tle i analogicznym do obrazka „wódecznym” komentarzem. Odebrałam to jako wtłoczenie pisarza w stereotyp pijaka. Nie twierdzę, że nie miał z alkoholem problemu – jedynie po raz kolejny podkreślam to, że autorka z upodobaniem wnika w sprawy drugorzędne, za to mające posmak sensacyjny. Podobnie podchodzi do związków autora „Barbarzyńcy w ogrodzie” z kobietami. Tu również widoczny jest, moim zdaniem, brak dyskrecji oraz przekraczanie granicy intymności i dobrego smaku. To na pewno dodaje książce „smaczku” i przysparza jej żądnych sensacji czytelników. Niemniej pisanie „pod” takiego czytelnika nie jest dowodem profesjonalizmu biografa.

I jeszcze jedno: po co przytaczanie w litanijnym wyliczeniu opinii wrogów, że był psychicznie chory, które miały zanegować wypowiadane sądy i oskarżenia pod adresem „umoczonych”? Ich ton jest identyczny, poza różną dozą szyderstwa i sarkazmu niczego nie wnoszą – zatem czy nie wystarczyłby jeden przykład i odnośniki? Po co mnożyć insynuacje, ukazujące tego wybitnego twórcę jako niezrównoważonego i niepanującego nad tym, co mówi i pisze, szaleńca? Potwarze należy potępić i zapomnieć o nich, nie - komentować i cytować w biografiach.

Teraz dla odmiany powiem o książce coś dobrego – ciekawie przedstawia lwowskie środowisko, w którym wychował się Herbert, plastycznie ukazuje dzieciństwo i wczesną młodość pisarza, nauczycieli i mistrzów Herberta. Precyzyjnie odtwarza również atmosferę okupacji sowieckiej, nastroje wśród ludności, zmiany kadrowe w szkolnictwie. Siedlecka rejestruje również szereg anegdot o autorze „Pana Cogito”, jego ostrych jak brzytwa ripost, błyskotliwych, ironicznych, bezkompromisowych. Biografia zawiera sporo niepublikowanych wcześniej zdjęć i listów poety.

Zbyt mało w tej książce Herberta–intelektualisty, pisarza. To, obok wcześniej wskazanych mankamentów, pozostawia we mnie niedosyt, poczucie dyskomfortu, pogłębione zapewne niedawno przebrzmiałą próbą pośmiertnego zdyskredytowania jego niezłomności. Dlatego po wysokich ocenach poprzednich biografii Joanny Siedleckiej – trója!

Zbigniew Herbert to dla mnie człowiek i twórca niezwykły, niezależny, dumny Pan Cogito, który nie schylał się po okruchy spadłe ze stołu władców, nie chwytał się na lep propagandy, potrafił oddzielić prawdę od fałszu, blask słońca od zwodniczego światła jupiterów, ludzi szczerych od farbowanych lisów. Miał świadomość ceny, jaką zapłacić trzeba za godność człowieka, Polaka, twórcy. Paradoksalnie - płaci ją do dziś. Moja niepozbawiona emocji wypowiedź wypływa z tego właśnie paradoksu.

Czy ja naprawdę się czepiam?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5732
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: norge 14.01.2007 17:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Po „Jaśnie Paniczu” i „Ob... | 00761
Nie czepiasz się, Michotko. Ta książka się Siedleckiej niestety nie udała. Też miałam dyskomfort czytając. Widać, po prostu widać gołym okiem, że autorka Herberta nie lubi. Pisząc biografię. czy nazwijmy to opowieść biograficzną autor powinien być co do osoby bohatera w pewien sposób zdystansowany (mam na myśli w obydwie strony:-)). Jeśli zaś tego dystansu nie ma bo... coś tam, to przynajmniej niech czytelnik tego tak na pierwszy rzut oka nie dostrzeże, prawda? Ja się tendencyjności dopatrzyłam już po pierwszej połowie "Pana od poezji"...
Użytkownik: 00761 14.01.2007 18:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie czepiasz się, Michotk... | norge
Dziękuję za potwierdzenie moich wniosków. Obawiałam się, że ta recenzja będzie równie tendencyjna, jak komentowana książka, tyle że w zupełnie inną stronę, dlatego jest to któraś z kolei jej wersja. Zgadzam się całkowicie z Twoim stwierdzeniem, że obowiązkiem biografa jest unikanie skrajności. I tego właśnie po tej książce oczekiwałam - daremnie.
Użytkownik: Kemor 14.01.2007 19:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Po „Jaśnie Paniczu” i „Ob... | 00761
Czepiasz się, Michotko, czepiasz, ale chwała Ci za to, bo ta książka na peany nie zasługuje.
Przecież tak tendencyjnych biografii pisać nie można.
I trzeba mieć też umiar w obnażaniu cudzego życia.


Użytkownik: Kemor 16.01.2007 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Po „Jaśnie Paniczu” i „Ob... | 00761
"Pana od poezji" przeczytałem zaledwie parę dni temu i pewno dlatego emocje podyktowały mi treść poprzedniego komentarza pod Twoją recenzją.
Dzisiaj bez emocji;)
Odniosłem bardzo podobne jak Ty wrażenie z lektury. Ta biografia jest tendencyjna, a stwarza tylko pozory obiektywizmu.
Wymieniłaś jej najbardziej rzucające się w oczy i myśli grzechy, a ja dorzucę jeszcze następujące:

1/ pretensjonalny tytuł wprowadzający czytelnika w błąd.To przecież nie jest książka o Herbercie-poecie, Panu od poezji.
To książka o panu od:
-alkoholu,
-niezrównoważonych zachowań,
-waśni i zatargów ze swoim towarzystwem,
-mitologizowania swojej przeszłości,
-pań różnej profesji i urody.

2/ mało czytelne przytaczanie cytatów czy też nadużywanie równoważników zdań. Zbyt często trudno jest rozróżnić, czy czytamy słowa autorki czy też relacje osób wypowiadających się o Herbercie.

3/ zbyt wielka ilość pikantnych szczegółów z życia poety. Przecież każdy powinien mieć prawo do intymności.

O Herbercie - poecie dowiedziałem się z książki niewiele, o Herbercie- człowieku - za dużo, natomiast informacje o szkołach, uniwersytetach, nauczycielach Herberta, o metodach sowietyzacji są w książce najbardziej wartościowe.

Użytkownik: 00761 16.01.2007 19:53 napisał(a):
Odpowiedź na: "Pana od poezji"... | Kemor
:) Nie do końca byłam pewna, co miałeś na myśli w poprzednim komentarzu, bo "czepiać się" znaczy "niesłusznie krytykować" i to miałam na myśli pytając, czy się czepiam. Tyle gwoli wyjaśnienia.

Bardzo słusznie zwróciłeś uwagę, że tytuł wprowadza w błąd. Podobnie z zarzutem o nieczytelnym powoływaniu się na źródła. Dostrzegłam to zjawisko już w "Obławie", tyle że w tamtej książce chyba więcej było odnośników i można było się w końcu doczytać, choć jest to denerwujące podczas lektury. W "Panu od poezji" bibliografia jest, moim zdaniem, dość skromna i nawet szukanie w niej nie zawsze kwestię wyjaśnia.

Obawiam się, że takich skandalizujących biografii będzie powstawać więcej, to już reguły rynku, które każą zapomnieć o regułach dobrego smaku. Pecunia non olet. Niestety. ;(

Użytkownik: Monika.W 25.01.2014 20:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Po „Jaśnie Paniczu” i „Ob... | 00761
W pełni się zgadzam z Twoją recenzją. Ja bym zaryzykowała stwierdzenie, że to w ogóle nie jest biografia (może poza początkowymi rozdziałami, które są w miarę poukładane i przekazują jakąkolwiek wiedzę o Herbercie), ale że to zbiór wypowiedzi o Herbercie. Przecież od 1/3 książki tam w ogóle nie ma żadnej wypowiedzi Siedleckiej, a są jedynie wypowiedzi różnych osób o Herbercie. Może to reportaż? Ale jako reportaż - też słaby.
I tylko tytuł się Siedleckiej udał, tytuł jest piękny.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: