Dodany: 03.11.2010 00:09|Autor: xenakis

Książka konieczna


Czytając inne recenzje "Zwału", jakie zostały zamieszczone na Biblionetce, bardzo się dziwię. Dlaczego ja jestem książką zachwycony, natomiast inni uważają ją za wulgarną i męczącą? Dlaczego mnie dzieło Shutego się niezmiernie podobało i w połowie lektury zacząłem zaznaczać sobie ołówkiem najciekawsze fragmenty, zaś niektórzy znajomi - a są to osoby, które darzę ogromnym szacunkiem, i bynajmniej nie są zbyt pruderyjne w stosunku do przekleństw czy wulgarności - uważały ją za dno i symbol bezpłodności współczesnej polskiej literatury?

Nie będę udawał, że nie znam odpowiedzi na to pytanie i dopiero teraz jej szukam: ta książka jest skierowana do bardzo określonej grupy czytelników. Nie jest to historia dla każdego, ale dla ludzi, którzy wychowali się w pewnym środowisku i zdążyli jeśli nie zaabsorbować, to przynajmniej zapoznać się z wzorcami języka i zachowania polskiego młodego pokolenia. Wiem, że wizja owego pokolenia mówiącego tak jak w "Zwale" może się wydać dość przerażająca, a na pewno u niektórch wywoła czarne myśli odnośnie do przyszłości Polski i polskiej literatury. Ale czy jest aż tak źle?

Już kilka razy w historii literatury głoszono postulat pisania językiem naturalnym, jak najbliższym prostym ludziom. Czy to, co robi Shuty, różni się aż tak bardzo od tego, co zrobił Kafka czy Hemingway? Z doświadczenia wiem, że takie książki jak "Zwał" albo "Lubiewo" przemawiają do młodszego pokolenia znacznie skuteczniej niż choćby najpiękniejsza klasyczna proza. Ja sam, nawet nie podejmując żadnego wysiłku, spowodowałem, że dwóch moich znajomych Shutego przeczytało. Dzisiejsze pokolenie "Z" tak właśnie mówi - miks wstawek z angielskiego, ludowo zakorzenionych wstawek z rosyjskiego i niemieckiego, celowo deformowane słowa ("pu" zamiast "pół", sam tak zwykle piszę, oczywiście nie tutaj :)), mnóstwo przekleństw, skrzydlate słówka prosto z reklam i telewizji. I co ciekawe, nie jest to wyraz zmniejszonej inteligencji czy oczytania. Jest to raczej czysta autoironia, wyraz dystansu do całego współczesnego świata reklam i konsumpcji, stosowany z pełną świadomością i premedytacją. I nie jest stały, umiejętność pisania czystą i poprawną polszczyzną się nie zatraca (dowodem fakt, że piszę ten tekst).

Dość mocno odbiegłem od tematu, ale było to - tak myślę - konieczne. Chciałem przez to udowodnić, że język, jakim posługuje się autor w "Zwale" jest pełnowartościowym i na swój sposób pięknym sposobem ekspresji, równoważnym z czystą, literacką polszczyzną. I tutaj pojawia się miejsce na najciekawszy zarzut, jaki usłyszałem wobec książki Shutego - że próbował podjąć jako pierwszy temat konsumpcjonizmu, zżerania człowieka przez komercjalizację, globalizację i reklamy. I że mu nie wyszło. A według mnie wcale nie po to powstała ta książka: tak sformułowany temat wydaje mi się przerażający swoją objętością, złożonością i poziomem wymaganej wrażliwości i warsztatu artystycznego. W "Zwale" opisany został nie typowy człowiek, ale osoba w gruncie rzeczy o cechach artysty, która w innych okolicznościach byłaby na pewno wrażliwa, która nie potrafi wytrzymać regularnej pracy i obowiązków. Że nic go nie zżera, widać choćby w tym, że jednak zachowuje ogromny krytycyzm wobec popkultury i konsumpcjonizmu, nawet jeśli krytyka jest wyrażona w tak brutalny sposób. W zasadzie można potraktować tę powieść jako dekonstrukcję tropu artysty w dzisiejszych czasach.

Mnie się to bardzo podobało. Autor ma ogromne poczucie humoru, czytelne - niestety - chyba tylko dla tych, którzy są zaznajomieni z tym "językiem nowego pokolenia", a dla innych będzie zwykłym przejawem wulgarności. I jest to książka potrzebna. Bo musi być taka literatura, żeby w ogóle kiedyś jakaś literatura była.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 889
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: