Dodany: 29.11.2010 18:52|Autor: koczowniczka

Gdy lekarz jest bardziej chory od pacjentów


W książce "I będę żyć" przedstawiona jest niezwykła, autentyczna historia. Może nawet słyszeliście o niej w mediach? W roku 1999 podawano informacje o lekarce, która podczas pobytu na Antarktydzie odkryła u siebie raka. Z powodu ogromnych mrozów żaden samolot nie mógł wylądować w tym zakątku świata i zabrać Jerri do odpowiedniej kliniki. Można się było z nią komunikować jedynie przez internet. I tylko przez internet podawać instrukcje odnośnie do biopsji i chemioterapii.

Historia Jerri momentami brzmi jak horror.

Jak wielki musiał być strach tej kobiety, gdy czekała na ocieplenie, a wokół siebie widziała straszliwą polarną noc. Jako lekarz doskonale przecież wiedziała, co oznacza każdy dzień zwłoki przy złośliwym nowotworze. Jak okropne musiały jej się wydawać te zwały śniegu i jak nieprzyjazna Antarktyda. Obecny na początku książki zachwyt nad białym pięknem zmieniał się w uczucie klaustrofobii, a podziw dla osiągnięć człowieka w żal, że choć może on zamieszkać na biegunie południowym, nie umie się z niego wydostać, kiedy chce. I jaki ciężar odpowiedzialności musiał przygniatać tę kobietę, gdy uświadamiała sobie, że wkrótce nie będzie w stanie udzielać polarnikom pomocy medycznej, a przecież jest jedynym lekarzem wysłanym z ekspedycją. Nikt nie przewidział sytuacji, że to właśnie ona zachoruje najciężej, że to jej życie będzie zagrożone.

Jaką trzeba mieć odwagę i odporność psychiczną, by wykonać biopsję na swojej własnej piersi, mając do pomocy jedynie niedoświadczonych kolegów-polarników? W dodatku według absurdalnych przepisów Jerri nie mogła użyć silniejszych środków przeciwbólowych, gdyż lekarz nie miał prawa sam sobie wypisać recepty. Musiała poprzestać na znieczuleniu miejscowym i okładach z lodu.

W książce "I będę żyć" Jerri Nielsen nie tylko podzieliła się wrażeniami z pobytu na stacji badawczej im. Amundsena-Scotta, ale także opowiedziała o swojej smutnej przeszłości. Przedtem pracowała w pogotowiu. Po rozwodzie z mężczyzną, który złośliwie namawiał dzieci do nieutrzymywania z nią kontaktów, postanowiła wyjechać dosłownie na koniec świata. Może chciała zrealizować swoje marzenia podróżnicze? A może najbardziej pragnęła zaimponować dzieciom, sprawić, by poczuły się dumne z niezwykłej matki?

Opisy lądolodu przeplatają się z opisami strachu przed śmiercią, a wiadomości na temat rozwoju raka z wiadomościami o życiu w ekstremalnych warunkach.

W zakończeniu chciałam napisać, że historia o odważnej kobiecie brzmi optymistycznie, że ewakuowano ją z bieguna, wyleczono... Ale zajrzałam do internetu. Okazało się, że po kilku latach od wykonania mastektomii u Jerri pojawiły się przerzuty do wątroby i do kości, a wreszcie do mózgu. Zmarła w roku 2009.

A przed śmiercią podobno wróciła na Antarktydę.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1028
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: