Ostatnio w ramach pisania pracy magisterskiej przeczytałem "Homoseksualizm grecki" Dovera. To bardzo rzetelna książka opisująca to zjawisko, całkiem normalne w tamtych czasach. Starożytni Grecy to mieli zdrowe podejście do życia!:) Ale ja nie o tym... Otóż oprócz kilku informacji wyniosłem z Dovera nagłą chęć na przeczytanie jakiejś greckiej komedii. Wybór padł na
Chmury (
Arystofanes (Aristophanes))
Arystofanesa. To był strzał w dziesiątkę!
Starożytni oprócz całkiem zdrowego stylu życia mieli również jak się okazuje poczucie humoru. Dawno nie śmiałem się tak na głos przy książce, a już nie spodziewałem się, że będę się śmiał przy starogreckiej komedii. Tymczasem poczucie humoru nie zwietrzało, pewne gagi możemy obserwować nawet dzisiaj w przedstawieniach teatralnych. Jednak w "Chmurach" zdziwiła mnie najbardziej postać chyba najsłynniejszego greckiego filozofa w komicznym ujęciu. Nie miałem pojęcia, że z powszechnie szanowanego Sokratesa się porządnie wyśmiewano w komediach greckich. Tego nie uczą w szkole - ha! Tymczasem Sokrates jawi się jako wieczny blagier, a jego szkoła i cała nauka to jedna wielka bujda. No ale nie odmówię sobie choć jednego obśmiewającego fragmenciku w niezwykle wdzięcznym przekładzie Sandauera:
Student
Zadał [Sokratesowi] kiedyś Chajrefon pytanie/Którędy - sądzi - komar serenadę/Swą odprawuje: przodem czy zadem.
Strepsjades
Co więc Sokrates o komarze orzekł?
Student
Wnętrzności jego - twierdzi - są jak stożek/Więc kiedy komar prze tę ciasną szparę/Chce ulżyć sobie i popuścić parę,/To tyłem dźwięk wydaje nadobny.
Stepsjades
Więc tyłek jego trąbie jest podobny/Jakże sub-tylnie wyłożył tę rację!/Nie przegra nigdy procesu ów filut/Co zna wnętrzności komara na wylot.
Student
Wczoraj mu ważną przerwał medytację/Traf nieszczęśliwy.
Stepsjades
Radbym o tym wiedzieć.
Student
Gdy ciał niebieskich chciał obroty śledzić/I szczerzył właśnie do księżyca zęby/Kocur mu z dachu nafajdał do gęby.
I chichrałem się przez całą tą komedię jak głupi... Starożytni to wiedzieli jak żyć, jak się śmiać:)
A "Chmury" były dla mnie przerwą po książce
Codzienność (
Schilling Ewa (pseud.))
, którą recenzowałem dla ArtPapieru. Wziąłem sobie ją w ramach eksperymentu - na literaturze gejowskiej znam się trochę, co mogłem wam pokazać w ostatnim numerze "Literadaru", a na lesbijskiej w ogóle. To pomyślałem, że zmierzę się z tematem. I co? Ta książka nabiła mi przysłowiowego ćwieka.
To zbiór trzynastu przejmujących opowiadań, których bohaterami są kobiety. Ich historie są proste, zwyczajne, ale przez to właśnie przejmujące. Właściwie mogą się zdarzyć każdemu bez względu na orientację, płeć, pochodzenie czy status społeczny. Alina musi się zmierzyć z wyrzutami sumienia, Teresa z niespełnieniem, Wanda ze śmiercią partnera, w którego cieniu ciągle stała (motyw to przepisany prawie z "Żony Adama" Moniki Rakusy), Emilia z chorobą najbliższej osoby, Bożena z obudzeniem się nie w swoim szczęściu, Małgorzata z potwornym dzieciństwem... i tak dalej i tak dalej. Wszystkie te dramaty rozgrywają się w codziennych dekoracjach, z parówkami-berlinkami, papierosami, piwem, supermarketem w tle. Ewa Schilling zwraca uwagę na detale - i to się jej chwali. Każda z jej bohaterek jest nieco jedynie naszkicowana (znamy tylko wycinek ich życia), ale każda z nich jest przekonująca. Zostają uchwycone te momenty, które decydują o całej egzystencji, w których budzi się nadzieja albo cały mozolnie budowany świat lega w gruzach. Schilling opisuje to wszystko z niezwykłym znawstwem i wyczuciem.
Dlaczego więc mam problem z tą książką? Z jednej strony mam wrażenie, że każde z tych opowiadań mogło być rozbudowane do rozmiarów mini-powieści, z drugiej jestem pełen podziwu dla ich przyzwoitego skrojenia. Poza tym zastanawiam się, na ile jest to literatura lesbijska. Tożsamość seksualna bohaterek jest często niejasna, zazwyczaj chodzi im po prostu o więź, jaką czują z drugą kobietą. Mężczyźni w tej prozie to wyznawcy fallocentrycznego modelu rzeczywistości, nieudacznicy, obłudnicy, okrutnicy, a wreszcie - grzech może najmniejszy, ale ważny - nie rozumiejący swoich partnerek. Mimo wszystko mam niejasne wrażenie, że ktoś powinien odczytać tę książkę inaczej - nie tylko przez ten homoseksualny klucz.
Lubię książki, które mi nabijają tego przysłowiowego ćwieka. To jest dla mnie świadectwo naprawdę dobrej literatury.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.