Dodany: 11.02.2007 17:41|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Michnikowszczyzna: Zapis choroby
Ziemkiewicz Rafał A. (Ziemkiewicz Rafał Aleksander)

4 osoby polecają ten tekst.

Cepem i bluzgiem


Z zasady jestem dość powściągliwa w używaniu epitetów o skrajnie emocjonalnym nacechowaniu, zwłaszcza w odniesieniu do książek i innych wytworów kultury. W konsekwencji jestem też nieco nieufna w stosunku do opinii wyrażanych za pomocą przymiotników takich jak „rewelacyjny”, „unikatowy”, „najwybitniejszy”, „mistrzowski” etc. Natrafiwszy na kilka podobnych opinii o „Michnikowszczyźnie”, zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście książka jest tak dobra, czy może tylko zachwyceni nią ludzie ulegli oczarowaniu „bezkompromisową polemiką ze stylem uprawiania polityki i wartościami wyznawanymi przez Adama Michnika”[1]. Los zdarzył, że wkrótce miałam okazję sprawdzić to naocznie, gdyż rzeczoną pozycję sprezentował mojemu małżonkowi kuzyn, a skoro już znalazła się w domu, grzechem przeciw czytelniczej sumienności byłoby udać, że się jej nie zauważyło.

Zauważyłam, przeczytałam i padłam. Niestety, nie na twarz przed autorem, który dokonał największego w dziejach III RP dzieła demaskatorskiego, odsłaniając kulisy i mechanizmy zła wszelkiego, prowadzącego do tego, że „dziesiątki tysięcy młodych, pracowitych, przedsiębiorczych i nierzadko dobrze wykształconych obywateli wieją na potęgę drzwiami i oknami (…) gdziekolwiek, byle dalej, w poszukiwaniu normalnego życia”[2], chociaż powyższe zjawisko i mnie boli. Nie; padłam na obie łopatki, oszołomiona zniewalającą logiką, przytłoczona doborem argumentów i dobitną retoryką, a nade wszystko… ale o tym na końcu, zajmijmy się wpierw stroną merytoryczną.

Cała książka ma stanowić dowód, że „ten człowiek zmarnował nam piętnaście lat niepodległości!”[3]. Generalnie wiadomo, że w Polsce od dłuższego czasu wszystkiemu winni są Żydzi i komuniści, Żydzi i masoni, albo masoni i libertyni – ale żeby jeden człowiek? Co prawda „syn komunisty i komunistki, brat stalinowskiego zbrodniarza, sam przyznający się do pochodzenia z „żydokomuny” (…) taki sam komuch, jak Jaruzelski czy Urban”[4]... By jednak w pojedynkę zmarnować kilkanaście lat całemu narodowi, trzeba dysponować nielichą władzą, najlepiej ustawodawczą i wykonawczą pospołu. Od czasu odzyskania niepodległości warunek ten przez krótki czas spełniał jedynie wspomniany Wojciech Jaruzelski, miało to jednak miejsce cokolwiek wcześniej – i nie o niego tu chodzi, czego zresztą można się domyślić z samego tytułu książki. Zaś zgłębiając jej treść, można się dowiedzieć, że aby dokonać podobnie niszczycielskiego dzieła, wystarczy być parlamentarzystą i redaktorem naczelnym jednego z większych dzienników, nie wprowadzonego na rynek z hukiem i agresywną kampanią reklamową, lecz startującego od czterostronicowej gazetki i mozolnie budującego swoją pozycję przez całe lata. Autor jednak przekonuje, że było inaczej – że „pismo, żeby być dobre, musi mieć kasę – najpierw. Bez pieniędzy będzie szarą, nieefektowną broszurką, i nie podbije rynku nigdy, choćby pisali w nim sami geniusze. (…) Pociągnęły tę sprzedaż wszystkie jej dodatki (…)”[5]. A zatem albo Ziemkiewicz się myli, albo ja mam dogłębną sklerozę, bo dokładnie sobie przypominam, jak od 1989 roku począwszy biegałam do kiosku właśnie po taką „nieefektowną broszurkę”, znęcona nie jej formą i nie gadżetami, które pojawiły się po dobrych 10 latach, ale właśnie nazwiskami piszących w niej publicystów.

I jakoś nie zorientowałam się, że na moich oczach rozgrywa się właśnie najbardziej perfidne w historii dziennikarstwa zagranie – mianowicie napuszczanie nieświadomych czytelników na autora brutalnej, acz niezbędnej reformy gospodarczej. I to jakie przewrotne! „Czyniąc z Balcerowicza jednego z bożków w stawianym przez michnikowszczyznę panteonie”[6], sprawiła „Gazeta”, że społeczeństwo nabrało doń awersji! Skoro chwalić i racjonalizować pozytywne działania - rzecz naganna, to jak się ma sprawa z ganieniem zjawisk szkodliwych bądź niegodnych? Choćby takich, jak „pojawiające się na antenie (…) prymitywne antysemickie brednie”[7]? Dokładnie tak samo, bo oto okazuje się, że „powstanie i okrzepnięcie Radia Maryja było (…) triumfem michnikowszczyzny, bo zyskała ona wygodnego dla siebie wroga”[8]. Rzecz więc nie w tym, czy się chwali, czy się gani, lecz w tym, że cokolwiek by zrobiła „Gazeta Wyborcza”, i tak będzie źle…

Coś mi się widzi, że nie tylko „michnikowszczyzna” ma „wygodnego wroga”… Bardzo wygodnego, bo gdy czytelnik dowie się, że „»Gazeta Wyborcza« (…) ofiarom Jaruzelskiego i Kiszczaka nie poświęciła przez cały czas swego istnienia ani jednego artykułu”[9], że „nigdy nie ukazał się w gazecie Michnika wywiad z kimś, kto padł ofiarą stanu wojennego, komu odbito nery, zabito ojca, komu złamano karierę zakazem pracy (…), kto ryzykował, ukrywając działaczy podziemia, użyczał lokalu na konspiracyjne drukarnie, kto kolportował nielegalne wydawnictwa”[10], że „13 grudnia to w »Gazecie Wyborczej« tylko coroczne święto generała Jaruzelskiego i jego podwładnych oraz okazja do oficjałki postkomunistów”[11], niechybnie zapała świętym oburzeniem i przysięgnie sobie podobnej szmaty nigdy nie wziąć do ręki. Chyba że należy do tej nieszczęsnej rzeszy „bezmyślnych potakiwaczy”, otumanionych „metodami zakrzykiwania i zamilczania, etycznego szantażu, moralnego terroru”[12]; wtedy zaczyna się kompletnie bezmyślnie zastanawiać, jak to się stało, że do dziś nie może się otrząsnąć z wrażenia, jakie wywołały na nim publikowane przed kilkunastu laty w tej przeklętej gazecie reportaże, odkrywające tajemnicę śmierci Grzegorza Przemyka czy opisujące tragedię rodzin górników z „Wujka”. Najwyraźniej przeczytał te teksty (drogą telepatii?) w jakimś ultraprawicowym organie, a tylko „etyczny szantaż i moralny terror” sprawiły, że przypisuje ich autorstwo ludziom, którzy „z woli Wałęsy i na mocy kontraktu, jaki zawarł on z czerwoną mafią[13]” pełnią rolę „szanownych pióropałkarzy Michnika”[14]. W głowie się kręci…

Mogłabym tak jeszcze dłużej, gdyby nie fakt, że nim zdołałam się uporać z recenzją, ukazał się w „GW” artykuł Ewy Milewicz, osoby bardziej ode mnie uprawnionej do odpierania zarzutów natury merytorycznej pod adresem tego czasopisma i jego redaktora naczelnego, do którego to tekstu odsyłam zainteresowanych[15].

Po czym mogę swobodnie skupić się na tym, dlaczego – nawet gdyby wszystkie zawarte w książce insynuacje były stuprocentową prawdą – jest ona dla mnie nie do przyjęcia. Zaprawdę nie dlatego, że „uczciwy publicysta nie może więc nie czuć się w obowiązku nie stanąć do walki z Adamem Michnikiem”[16], ale dlatego, że publicysta, który chce być szanowany i uważany za uczciwego, powinien czuć się w obowiązku przestrzegać pewnych norm kulturalnej wypowiedzi. Ale nie czuje się ani trochę, uważając najwyraźniej, że do czytelnika dobitniej przemówi mowa z gatunku tych, jakie można posłyszeć w dyskusjach pod budką z piwem. Oto parę przykładów: „sprzedał na jabola jakiś menel”[17], „zeskleroziałych pierników”[18], „Ruskie i ekipa Jaruzela”[19], „twarze wsiowych przygłupów”[20], „zdziwko, co?”[21]. Nazywanie byłego prezydenta „Wałkiem”[22] też jakoś nie licuje z godnością poważnego publicysty, ale najwidoczniej cel uświęca środki. Wszystkie. Bo oto podmiotowi swych filipik zarzuca Ziemkiewicz „łatwość w sięganiu po wielkie słowa i grube bluzgi”[23]. Tymczasem w posiadanej kolekcji tekstów Michnika ani jednego „bluzgu” nie znalazłam, za to w „Michnikowszczyźnie” i owszem, panoszą się takie kwiatuszki leksykalne, jak: „nic się nie opierdzielajcie”[24], „choćby się usrał z wysiłku”[25], „to niby jest, kurwa, wolny rynek?”[26], „pousadzali oni dupy na wysokich stołkach”[27], „mendowski styl”[28], a to doprawdy tylko nieliczne okazy. Zdumiewająca ta retoryka przypomina mi, jako żywo, nie tę stosowaną przez publicystów „Wyborczej”, lecz tę typową dla redaktora zgoła innego organu prasowego, którego nazwiska używa Ziemkiewicz w charakterze obelgi. Pomijając wątpliwy sens poniższego porównania - bo pełny rozkwit rynsztokowej elokwencji Jerzego U. miał miejsce nie kiedy indziej, tylko właśnie w III RP - to chyba nie Michnik zasłużył sobie językiem swoich publikacji na nazwanie go „Urbanem III Rzeczypospolitej”[29]…

Żal, że dobry dziennikarz, za jakiego do niedawna miałam tego autora, dał taki popis demagogii, grubiaństwa i agresji. Choćby nawet w sprawie, którą uważa za słuszną. Bo poglądy każdy ma, jakie ma, i wolno mu ich bronić, ale – w odróżnieniu od wojennej zawieruchy, gdzie każdy bije wroga tym, co ma, jeden szablą, drugi cepem – w publicystyce wybór broni jest kwestią klasy walczącego. A tej w „Michnikowszczyźnie” ani śladu…


_____
[1] Rafał Ziemkiewicz, „Michnikowszczyzna. Zapis choroby”, wyd. Redhorse, 2006, s. IV okładki.
[2] Tamże, s. 17.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 147.
[5] Tamże, s. 300.
[6] Tamże, s. 141.
[7] Tamże, s. 364.
[8] Tamże, s. 365.
[9] Tamże, s. 172.
[10] Tamże, s. 180-181.
[11] Tamże.
[12] Tamże, s. 15.
[13] Tamże, s. 299.
[14] Tamże, s. 198.
[15] Ewa Milewicz, „Gąszcz win cara Michnika”; „Gazeta Wyborcza”, 9 stycznia 2007, s. 12-13.
[16] Rafał Ziemkiewicz, op. cit., s. 9.
[17] Tamże, s. 42.
[18] Tamże, s.103.
[19] Tamże.
[20] Tamże, s. 107.
[21] Tamże, s. 308.
[22] Tamże, s. 150.
[23] Tamże, s. 24.
[24] Tamże, s. 93.
[25] Tamże, s. 120.
[26] Tamże, s. 124.
[27] Tamże, s. 155.
[28] Tamże, s. 299.
[29] Tamże, s. 11.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 40551
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 61
Użytkownik: woy 12.02.2007 10:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Z przykrością obserwuję od dłuższego czasu, jak ten niegdyś błyskotliwy pisarz i publicysta stacza się z pozycji nieszkodliwego prawicowego utopisty, typu Korwina-Mikkego, w kierunku, gdzie po toczącym się wcześniej Łysiaku jeszcze kurz nie opadł. To mnie w ogóle zaczyna niepokoić: czyżby wieloletnie pisanie w pewnym określonym stylu i klimacie (vide Łysiak i Ziemkiewicz), mogło powodować jakieś zmiany w percepcji rzeczywistości? Nie napiszę "chorobowe", bo chciałbym uniknąć taniego naigrywania się. Szkoda, naprawdę szkoda, zwłaszcza że o ile Łysiak potoczył się jakoś poza moją świadomością i zorientowałem się dopiero po fakcie, to Ziemkiewicza czytałem, słuchałem i niestety widziałem ten proces na własne oczy. Można było przewidzieć.
Użytkownik: joanna.syrenka 12.02.2007 10:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Z przykrością obserwuję o... | woy
Woy, zawsze bardzo sobie cenię Twoje zdanie, a te słowa wydają mi się wyjątkowo trafne!
Użytkownik: woy 12.02.2007 10:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Woy, zawsze bardzo sobie ... | joanna.syrenka
Dzięki za miłe słowa, chociaż wolałbym je usłyszeć przy innej okazji niż smutna konstatacja na temat upadku kolejnego potencjalnego intelektualisty. Ech, jak ja bym się chciał pozachwycać rozkwitem czyjejś erudycji i intelektu, a nie martwić się ich upadkiem... :)
Użytkownik: joanna.syrenka 12.02.2007 11:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za miłe słowa, cho... | woy
Jeśli chcesz, pozachwycam się nad rozkwitem tychże u Ciebie ;)
Użytkownik: joanna.syrenka 12.02.2007 11:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za miłe słowa, cho... | woy
Z przyjemnością się pozachwycam... :)
Użytkownik: woy 12.02.2007 11:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Z przyjemnością się pozac... | joanna.syrenka
No i masz. To komplement, czy przygana? Pozachwycasz się tym, co jest, czy najpierw musi rozkwitnąć, żebyś miała się czym zachwycać? Co ja się mam z tymi kobietami: powie taka coś niby prosto, a człowiek potem dwa dni zastanawia się, co miała na myśli ;)
Użytkownik: joanna.syrenka 12.02.2007 12:39 napisał(a):
Odpowiedź na: No i masz. To komplement,... | woy
Oj, kręcisz, kręcisz :)
Użytkownik: jakozak 12.02.2007 10:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Z przykrością obserwuję o... | woy
:-)
Użytkownik: maltanka 12.02.2007 12:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Z przykrością obserwuję o... | woy
Natomiast ja od dłuższego czasu unikam książek Ziemkiewicza i Łysiaka. Nie lubię, kiedy się pisze emocjami, atakuje ludzi, i w dodatku jest sie nieobiektywny a w swej tendencyjności grubiański.
Użytkownik: aniaposz 15.02.2007 14:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Z przykrością obserwuję o... | woy
Ziemkiewicza postanowiłam nie tykać więcej już od czasu "Viagra mać". Przejrzałam w Empiku, a w miarę przeglądania oczy robiły mi się coraz większe ze zdumienia, po czym książkę odrzuciłam ze wstrętem i mocnym postanowieniem nie kalania sobie więcej rąk i umysłu jego tekstami. Rynsztokowy język, autorytarny styl, ociekające pogardą i agresją poglądy. Wiele już z tego nie pamiętam, ale był też jakiś tekst o biciu dzieci, okraszony tak idiotycznymi argumentami, że byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie było zwyczajnie szkodliwe. Generalnie: brak podstawowej wiedzy, za to mnóstwo sofistyki i ton przesycony niezachwianą wiarą we własną nieomylność. Coś strasznego.
Użytkownik: i-studio 21.02.2007 18:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Ziemkiewicza postanowiłam... | aniaposz
I na podstawie tego przejrzenia książki w Empiku możesz już wnioskować wartość książki? To gratuluję bystrości umysłu i czytelniczego obycia. Czytałem Michnikowszczyznę kilka razy i za każdym razem znajduje ją coraz ciekawszą i coraz smutniejsza jest jej wymowa dla nas, zaślepionych przez lata Wybiórczą.
Użytkownik: aniaposz 22.02.2007 07:24 napisał(a):
Odpowiedź na: I na podstawie tego przej... | i-studio
Zbiór felietonów to specyficzna forma książki. Czytając kilka z nich, jesteś w stanie dość szybko stwierdzić czy język tej publicystyki ci odpowiada oraz czy styl argumentacji przedstawia jakąkolwiek wartość czy jest tylko sprytną sofistyką. W końcu jeden felieton to zamknięta całość. Zdziwiłoby mnie raczej gdyby ktoś, kto książki czytuje, tego nie potrafił.
Użytkownik: glivinetti 22.02.2007 11:20 napisał(a):
Odpowiedź na: I na podstawie tego przej... | i-studio
> To gratuluję bystrości umysłu i czytelniczego obycia.

Skąd ten przekąs? Czasem wystarczy przeczytać trzy zdania, aby mieć pojęcie o tekście - czy autorze tekstu.

Krótkie ćwiczenie:

> Gratuluję fantazji i obycia w sztuce manipulacji. (...)
> Gratuluję bystrości umysłu i czytelniczego obycia. (...)
> Nie rozumiesz komentarza, nie rozumiesz książki. (...)
> Lektura książek autorstwa sfrustrowanych biednych pań (...)

Wystarczy, abym wyrobił sobie zdanie.
Użytkownik: adamserak 03.03.2007 15:37 napisał(a):
Odpowiedź na: I na podstawie tego przej... | i-studio
Jedni są "zaślepieni" Wybiórczą, inni nienawiścią do niej. Sama nie wiem, co gorsze...
Użytkownik: Method 03.11.2009 12:54 napisał(a):
Odpowiedź na: I na podstawie tego przej... | i-studio
Tak, tak znamy waszą retorykę i propagandę. Wiemy, że człowiek tak naprawdę nigdy nie wylądował na Księżycu, a cała otaczająca nas rzeczywistość to jeden, wielki spisek...
Użytkownik: Corwin 12.02.2007 12:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Bardzo dziękuję za recenzję :-)
Podeślę paru znajomym, bo sam nie mogłem się zmusić do przeczytania tego dzieła. Przeglądnąłem, wyłapałem kilka fragmentów... i odłożyłem na półkę w Empiku. "Polactwo" było jeszcze interesujące, ale tutaj mamy niewybredny w formie spektakl nienawiści.
Jak już ktoś tutaj zauważył, żal takiego gościa jak Ziemkiewicz... z grona dziennikarzy-kaczystów i tak jeden z bardziej niezależnych - co jakiś czas wypunktuje choćby gospodarcze absurdy polityki aktualnego układu; ale ma swoje obsesje, które coraz bardziej nad nim panują...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.02.2007 15:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo dziękuję za recenz... | Corwin
Ja też bardzo sobie ceniłam jego komentarze na tematy polityki gospodarczej czy też dotyczące problemów społecznych, a jeszcze bardziej kultury (nawet kupiłam sobie tomik felietonów "Frajerzy", poświęconych głównie literaturze, w znacznej mierze z gatunku fantastyki). Ale to było kilka lat temu.
Użytkownik: Vemona 12.02.2007 15:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję za tę recenzję. Już wiem, że napewno nie wezmę do ręki żadnej publikacji firmowanej przez Pana Ziemkiewicza. O ile mogę zrozumieć czyjąś niechęć, czy wręcz awersję do kogoś/czegoś, o tyle wyrażać się ona powinna bardziej parlamentarnie.
Użytkownik: i-studio 21.02.2007 18:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za tę recenzję. ... | Vemona
Zdecydowanie źle robisz. Ta recenzja jest bardzo tendencyjna, rzekłbym manipulacja pierwszej wody. Książkę należy przeczytać, zrozumieć, sięgnąć do źródeł i wtedy wydać swoją opinię. Szczególnie polecam lekturę dodatkową z IPNu. Oraz opis zachowań Michnika po jego dzikiej lustracji w archiwach na początku lat 90tych.
Użytkownik: Vemona 21.02.2007 18:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdecydowanie źle robisz. ... | i-studio
Zauważ, o czym napisałam - nie przeszkadzają mi poglądy tego pana, bo każdy ma prawo mieć dowolne, ale forma ich wyrażania. Cytaty z książki chyba nie są manipulacją, ja po prostu nie lubię takiego języka dyskusji, można bardzo dużo powiedzieć, ale nie w ten sposób.
Z pewnością można szukać źródeł, ale ja po pierwsze nie mam na to czasu, po wtóre - nie pasjonuję się polityką, a wręcz zauważam ją wtedy, kiedy się dzieje coś wyjątkowo bulwersującego.
Jeżeli inne książki pana Ziemkiewicza są napisane lepszym językiem - to mogę się zastanowić, ale te cytaty nie stanowią dla mnie dobrej rekomendacji.
Użytkownik: Method 03.11.2009 12:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdecydowanie źle robisz. ... | i-studio
To naprawdę straszne. Nawet na Biblionetce PiS ma swoich agentów...
Użytkownik: neutrinO7O1 12.02.2007 15:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Staram się zrozumieć jeden wątek. Piszę o stosunku Gazety do reformy Balcerowicza. Czy nie jest tak, że autor tej książki sili się rażąco na szokujące, mające "otworzyć ludziom oczy" wnioski? Po co on w ogóle poruszał ten temat? Mam wrażenie, że zaraz sam wpadnie w sidła własnej paranoi. O coś mu chodzi z tą reformą ale jeszcze niewiadomo o co, ale zaraz jakiś inny paranoik wysili się i padnie kolejna szokująca prawda.
Dziennikarze. Weźcie wy dajcie sobie spokój z tą reformą, albo zacznijcie się uczyć ekonomii i napiszcie w końcu coś sensownego. Od amatora po profesora czytam tyle pustych słów, że już mam tego dość.

Czy ten Ziemkiewicz to nie jest po prostu zdolny karierowicz?
Użytkownik: conti 12.02.2007 15:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Cepem, bluzgiem i młotem pneumatycznym. Brak przyzwoitości i zaślepienie nienawiścią.
Użytkownik: mszopa 12.02.2007 21:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Cepem, bluzgiem i młotem ... | conti
Podczepienie się pod Korwina-Mikke niewiele dało, natomiast podczepienie się po obecnie rządzącą "elitę" dało panu Z. zarówno popularność jak i własne programy w TV, a długi moi drodzy trzeba spłacać.
Nie byłem w stanie zmusić się do przeczytania tego "wytworu", nie przypuszczałem, że aż tyle tam jadu. Smutne
Użytkownik: i-studio 21.02.2007 18:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Cepem, bluzgiem i młotem ... | conti
Jak na razie nienawiść widać w Twoich komentarzach.. .
Użytkownik: giannini 13.02.2007 00:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Rafał Ziemkiewicz to niezupełnie moja bajka. Ale "poglądy każdy ma, jakie ma, i wolno mu ich bronić", jak słusznie zauważasz. Pełna zgoda również co do tego iż autor "Michnikowszczyzny" momentami wojuje cepem i bluzgiem. Ale wojuje przeciw komuś, kto tymże bluzgiem i tymże cepem próbował brutalnie usadzać swych polemistów przez długie lata. Rozczulające są Twe słowa: "w posiadanej kolekcji tekstów Michnika ani jednego „bluzgu” nie znalazłam". Bo ja znam troszkę innego Michnika: wydzierającego się w studiu telewizyjnym na Monikę Olejnik, ociekającego agresją i arogancją przed komisją śledczą (to wtedy runął chyba ostatecznie mit pana Adama), nazywającego dziennikarza "młodym gnojem", innych jego kolegów po fachu "draniami", historyków IPNu "nieświętymi młodziankami" "nurzającymi się w szambie", "narkomanami i handlarzami narkotyków", słyszę Michnika który zajeżdża knajackim językiem w pogawędkach z Rywinem czy Gudzowatym, który mówi o "pier..leniu w czapkę", który siląc się na porażające intelektualnie dowcipy pisze jak to "uprawiał seks z kotami premiera Kaczyńskiego najpierw w szafie Lesiaka a potem w wannie Wassermana", mówiącego o "kruchcie" o "ciemnogrodzie", "oszołomach"... Tyle jeśli chodzi o cepy i bluzgi. Ale problemem nie jest język. Tylko to co się za nim kryje.
"Zaś zgłębiając jej treść, można się dowiedzieć, że aby dokonać podobnie niszczycielskiego dzieła, wystarczy być parlamentarzystą i redaktorem naczelnym jednego z większych dzienników, nie wprowadzonego na rynek z hukiem i agresywną kampanią reklamową, lecz startującego od czterostronicowej gazetki i mozolnie budującego swoją pozycję przez całe lata. Autor jednak przekonuje, że było inaczej – że "pismo, żeby być dobre, musi mieć kasę – najpierw. Bez pieniędzy będzie szarą, nieefektowną broszurką, i nie podbije rynku nigdy, choćby pisali w nim sami geniusze".
Chyba nie będziemy dyskutowali o tak bezspornych faktach, jak ten, iż to GW przez calutkie lata 90-te była najbardziej opiniotwórczym medium w naszym kraju, mającym potężną siłę oddziaływania. Od jej lektury zaczynali dzień dziennikarze telewizyjni i radiowi. To nie zarzut, GW była najprężniej działającym medium w Polsce. I by nie dostrzegać, że to właśnie ona narzucała przez dłuuugi czas sposób prowadzenia debaty w naszym życiu publicznym trzeba w to niewidzenie włożyć naprawdę ogromną ilość wysiłku. Jeśli chodzi o początki, oczywiście, GW zaczynała od kilku stroniczek na znikomej jakości papierze (mam całą kolekcję od pierwszego, historycznego numeru, jam też były wyznawca). Ale musimy pamiętać, że start ten miała jednak ułatwiony na tle pozostałych, budzących się do życia niezależnych od dawnej nomenklatury mediów. Jako jedyne pismo opozycyjne, solidarnościowe (potem, jak wiadomo, Solidarność obserwując linię gazety delikatnie mówiąc nie pokrywającą się z solidarnościowymi ideałami zażądała usunięcia swego znaczka z logo dziennika; po jakimś czasie zostało ono zastąpione pięknokrwistą czerwienią) dostała ogromny zastrzyk finansowy zza granicy. Naprawdę nie dyskutujmy o oczywistościach. Zresztą jest do nabycia w księgarniach książka dziennikarza, który wraz z Michnikiem zakładał i współredagował GW - S. Remuszki o początkach GW, jeśli ktoś będzie rzeczywiście zainteresowany faktami zaznajomi się z jej treścią, jeśli nie, nadal będzie skupiał się na języku oponentów Michnika przechodząc do porządku dziennego nad całą sferą merytoryczną.
Ziemkiewicz pisząc o Michniku jako "Urbanie III RP" nie ma chyba na myśli wyłącznie języka jakim posługuje się naczelny "Wyborczej", ten na szczęście, mimo wszystko nieco się różni od kwiecistego krasomówstwa stylu szefa "Nie". Chodzi raczej o fałszowanie, zakłamywanie rzeczywistości, przecież to robił Urban na swych słynnych konferencjach prasowych, wreszcie o hipokryzję. O to że człowiek który przez lata toczył absurdalną i beznadziejną na szczęście wojnę z ujawnianiem przeszłości sam na początku lat 90-tych wraz z trzema innymi członkami tzw. komisji Michnika buszował po archiwach SB. O to, że ludzi takich jak Kiszczak czy Jaruzelski odpowiedzialnych za cierpienia setek osób nazywał ludźmi honoru, podczas gdy tych, którzy o tę niepodległość walczyli potrafił bezwzględnie zrównać z błotem nazywając "nienawistnikami" czy "zoologicznymi antykomunistami". O to, że piętnując jakąkolwiek próbę pisania o własnej umoczonej w komunizmie i stalinizmie rodzinie (bo niby co ma piernik do wiatraka, i racja) sam nie cofa się przed puszczeniem na pierwszej stronie swego pisma artykułu jaki to niedobry był dziadek Romana Giertycha, jaki niegodziwy, jakie to okropne rzeczy pisał (tu już nie należy jego zdaniem lekceważyć związków piernika z wiatrakiem i na odwrót). Przykłady można by mnożyć w nieskończoność. Kisielewski zauważył niegdyś: "Przecież ten dzisiejszy Michnik to totalitarysta. Demokratą jest ten kto jest po mojej stronie. Kto się ze mną nie zgadza jest faszystą i nie można podać mu ręki. A tylko Michnik wie na czym polega demokracja i tolerancja. On jest tutaj sędzią, alfą i omegą".
Rokita: "Michnik to typ człowieka który kładąc się spać, prosi Boga o rząd dusz. Na razie go ma. Fakt, że znaczna część Polaków akceptuje stan wojenny i Jaruzelskiego jako wzór patriotycznego zachowania, jest w znacznym stopniu dziełem Adama Michnika".
"Michnik jest manipulatorem. To człowiek złej woli, kłamca, oszust intelektualny", to już Herbert.
Oczywiście na wszystkie te wypowiedzi można się obruszać, jakie to one okropne, bezwstydne, brutalne i niesprawiedliwe. Ale naprawdę szkoda by było, jeśli na tym świętym oburzeniu zakończymy naszą pracę myślową i nie dopuścimy do siebie nawet cienia bluźnierczej refleksji, że może jednak coś w tym jest. Ktoś kiedyś powiedział, że nieszczęściem "Gazety Wyborczej" jest fakt, iż nie ma ona czytelników a wyznawców.
Mam wielki szacunek i pewien sentyment do Michnika za jego postawę i odwagę wówczas, gdy kosztowała ona wielce nie tanio. Tak jak mam ten szacunek do Wałęsy, Gwiazdy, Wyszkowskiego, Olszewskiego, Świtonia czy Macierewicza za działalność w tamtych czasach. Ale chyba każdy kto choć troszkę śledzi przebieg debaty politycznej w naszym kraju zauważy, że o ile na tych ostatnich przez lata można było powiedzieć czy napisać dosłownie wszystko, obrzucić najpodlejszymi, najgorszymi kalumniami, oblać kubłami pomyj, z "oszołomami" "nienawistnikami" w wersji lajt, to już każda próba krytyki wymierzona w naszego "świeckiego świętego" jak nazwał Michnika Kazimierz Kutz, urastała zawsze do rangi bluźnierstwa. Stąd takie emocje po książce Ziemkiewicza. Miejmy nadzieję, że z czasem opadną i przyjdzie czas na merytoryczną refleksję. Oby.
A tak na marginesie mam nieśmiałe pytanie do zespołu redakcyjnego "Biblionetki". Czy nagłówek "biblionetka poleca" odnosi się do książek, które polecamy innym do przeczytania, czy też raczej do polecanych przez nas recenzji, książek, których nie polecamy? :) Zafrapowało mnie bowiem niepomiernie, iż recenzja dzieła pełnego "demagogii, grubiaństwa i agresji" znalazła się w tej rubryce, podczas gdy napisana w połowie grudnia przez innego z czytelników recenzja tejże samej knigi, naprawdę zachęcająca do lektury, nie dostąpiła zaszczytu przestąpienia progów magicznej strefy "biblionetka poleca"... Ufam jednak iż decydują wyłącznie względy merytoryczne a nie fakt, iż pewnych książek nie wypada chwalić, innych zaś nie wypada ganić itp. Mam też nadzieję, że szczerość w naszym klubie to norma i że wolno mi było zadać to pytanko oraz skrobnąć te kilka zdań jakże niewpisujących się w uroczo homogeniczny pejzaż pozostałych komentarzy. Pozdrawiam serdecznie.
Użytkownik: norge 13.02.2007 21:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Rafał Ziemkiewicz to niez... | giannini
"Zamięszałeś" mi w głowie, drogi panie. Ale ponieważ zrobiłeś to bardzo kulturalnie, to daję ci na to przyzwolenie :-)
I jeszcze ten "uroczo homogeniczny pejzaż pozostałych komentarzy". Hm...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.02.2007 21:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Rafał Ziemkiewicz to niez... | giannini
Niestety prawie nie oglądam TV - a zwłaszcza wszelkich komisji śledczych i tym podobnych materiałów - i być może stąd wynika różnica w odnotowanych przez nas właściwościach języka naczelnego "GW". Natomiast naprawdę mogę podać tytuły uzbieranych przeze mnie esejów Michnika, gdzie ani śladu podobnych inwektyw, podobnie jak w "Między panem i plebanem" (zapis rozmowy: Michnik, Tischner, Żakowski).
Co do startu "Gazety" - prócz tego, że sama ją pamiętam jako mizerną broszurę, mam jako wsparcie wspomniany przeze mnie artykuł E.Milewicz, w którym m.in. opisuje ona początki czasopisma, a sądzę, że chyba pamięta je znacznie lepiej, aniżeli p.Ziemkiewicz.
Gdyby "Michnikowszczyzna" zawierała jedynie zarzuty odnośnie linii postępowania samego Michnika, czy rzetelnie sformułowane pretensje odnośnie jego zespołu - a przede wszystkim, gdyby jakiekolwiek zarzuty wyraził jej autor, używając przyzwoitego języka - z pewnością zasłużyłaby u mnie na lepszą ocenę. To naprawdę nie moja wina, że głupie albo wulgarne epitety znajduję w publikacjach wyłącznie autorów skrajnie prawicowych...
Użytkownik: Lykos 14.02.2007 08:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety prawie nie ogląd... | dot59Opiekun BiblioNETki
Droga dot,

Bardzo cenię Twoje recenzje i komentarze. "Michnikowszczyzny" nie czytałem, trudno więc mi się wypowiedzieć na jej temat. Ale czytuję "Gazetę Wyborczą" w jej wydaniu internetowym (www.gazeta.pl) i daję się czasem wciągnąć w dyskusje na jej forum.

Rzadko mi się zdarza śledzić dyskusje na innych forach (poza, oczywiście, Biblionetką - to jest zupełnie inny świat), nie mam więc porównania, ale tak rynsztokowego języka, tyle wulgaryzmów, tylu inwektyw pod adresem interlokutora nigdzie nie spotkałem i trudno mi sobie wyobrazić, że może istnieć gorszy poziom prowadzenia dyskusji. Mają w tym swój udział osoby deklarujące poparcie dla z różnych partii politycznych, ale że "Gazeta Wyborcza" ma charakter lewicowo-liberalny (od czasu do czasu można głosować na pytania zadawane przez redakcję - z pytań tych jasno wynikają sympatie czytelników, np. na pytanie, czy głosowałbyś na koalicję SLD i Partii Demokratycznej twierdząco odpowiedziało ponad 50 % respondentów, część nie miała zdania, a tylko drobna część uczestników ankiety odpowiedziała przecząco), zdecydowanie bardziej widać zezwierzęcenie sympatyków lewicy.

Redakcja zastrzega się, że nie odpowiada za treść poszczególnych głosów w dyskusji na forum. Ale taki poziom dyskusji nie bierze się z niczego. "Gazeta Wyborcza" wychowała sobie właśnie takich czytelników. Artkuły mają bardzo różny poziom, tak merytoryczny jak i językowy. Często jednak napotykam tam na klasyczne przykłady manipulacji: przede wszystkim obfite stosowanie wyrazów nacechowanych, zróżnicowanych zgodnie z linią polityczną pisma, uwypuklanie argumentów wygodnych dla lewicy lub liberałów, a pomijanie lub ośmieszanie argumentów przeciwnych. Często artykuł okraszony jest fotką bohatera - gdy jest on negatywny z punktu widzenia redakcji, zdjęcie dobiera się tak, żeby sprowokować wypowiedzi w stylu "co on ma w gębie", albo "co on przeżuwa", nie mówiąc o wyroku, który najbardziej gorliwi daliby za sam wygląd.

Zdarzają się tematy, gdzie poziom dyskusji na forum GW bywa wysoki - są to działy NAUKA i KULTURA, chyba ze dyskusja dotyczy spraw kontrowersyjnych światopoglądowo, np. pani Nieznalskiej czy pani Kozyry i ich wytworów, w których jedni chcą widzieć wyraz słusznego poszerzania granic sztuki, a inni prowokacje sprzeczne z dobrym obyczajem i smakiem, albo ktoś zabłąkany nie może się powstrzymać od napisania przy każdej okazji, co myśli o swoich antybohaterach.

Są tematy w miarę neutralne, ale znacznie większy oddźwięk wywołują artykuły, w których omawia się pomysły lub posunięcia konkretnych osób z czarnej listy "Gazety Wyborczej", takich jak bracia Kaczyńscy, pan Giertych, pan Lepper, ojciec Rydzyk. Kwestie merytoryczne odgrywają tutaj rolę trzeciorzędną, odnosi sie wrażenie, że chodzi o to, żeby oplugawić kogo trzeba w słusznej sprawie.

Może więc książka pana Ziemkiewicza skierowana jest właśnie do tego typu czytelnika, który z trudnością rozumie język bardziej stonowany?

Osobiście nie pochwalam tego typu języka (m.in. dlatego zraziłem się do "Gazety Polskiej"). Tylko proszę mi nie sugerować, że jest on właściwy tylko czy głównie dla tzw. prawej strony sceny politycznej.
Użytkownik: norge 14.02.2007 08:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga dot, Bardzo cen... | Lykos
Jezyk i poziom uzywany na rozmaitych forach, obojetnie czy to prawa czy lewa strona sceny, jest potworny. Zajrzalam tam kilka razy i z krzykiem przerazenia ucieklam. Juz nigdy wiecej tam nie wchodze. Nie sadze, aby byla jakas szczegolna roznica miedzy lewicowo-liberalnymi czy twardo prawicowymi rozmowcami jesli chodzi o uzywany ton i agresywnosc wypowiedzi. Zwyczajne chamstwo prezentuja wszystkie strony. Choc bardzo chcialabym taka roznice dostrzegac, nijak nie moge :-)
Użytkownik: hburdon 14.02.2007 14:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Jezyk i poziom uzywany na... | norge
> Jezyk i poziom uzywany na rozmaitych forach,
> obojetnie czy to prawa czy lewa strona sceny,
> jest potworny.

Zgoda. Ale winić za to GW to grube nieporozumienie. Absolutnie nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że taki jest poziom komentarzy, bo takich czytelników wychowała sobie GW.

Jeśli chodzi o poziom artykułów w GW, to przyznaję, niejednokrotnie pogoń za sensacją jest tak ewidentna, że nóż się w kieszeni otwiera. Niestety, nie znam gazety, w której ukazywałyby się wyłącznie wyważone artykuły. Zawsze miałam jednak wrażenie, że GW stara się prezentować poglądy różnych stron konfliktu.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.02.2007 15:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga dot, Bardzo cen... | Lykos
Przepraszam Cię bardzo, ale zaszło nieporozumienie: nie miałam na myśli języka używanego przez tzw. szerokie masy, lecz język publicystyki. Jeżeli ktoś ma ambicje bycia poważnym dziennikarzem, to chyba zobowiązuje. Chociaż zdaje się, że kultura dziennikarska powoli umiera, niemniej jednak ja - podobnie jak Ty, jeśli się nie mylę - należę do generacji przyzwyczajonej do pewnego poziomu publikacji prasowych.
Wydaje mi się, że popełniasz błąd, utożsamiając użytkowników forów "Gazety" z jej czytelnikami; z mojego wieloletniego doświadczenia i jako czytelnika "GW", i jako użytkownika internetu wynika, że przedstawiciele tzw. grupy docelowej "Gazety" - czyli inteligencja pracująca i drobni przedsiębiorcy w wieku średnim i powyżej - jeżeli w ogóle wchodzą na te fora, to rychło się z nich wycofują, zrażeni poziomem dyskusji, zdominowanej przez przypadkowe osoby. Identyczne wrażenia można odnieść zresztą, korzystając z forum któregokolwiek tygodnika (osobiście od czasu do czasu zaglądam na strony "Newsweeka" i "Tygodnika Powszechnego") czy też neutralnych chyba portali informacyjnych (Onet, WP), nie tylko zresztą w zakresie tematów politycznych, ale także np. kulturalnych. Człowiek wyposażony w pewien poziom kultury słowa nie jest w stanie zniżyć się do "dyskutowania" z - przepraszam - chamami, a cham, nawet jeśli ktoś go spróbuje zmitygować, bluzga dalej. A język, jakiego takowy używa, doprawdy nieporównywalny jest do używanego przez publicystów "Gazety" (ani zresztą jakiegokolwiek szanującego się czasopisma); osobiście napotkałam podobny styl i "ozdobniki" tylko w "Nie" (żeby było jasne: nie jestem czytelniczką TEGO pisma, kiedyś kupowały je znajome osoby i było dostępne w miejscu pracy, więc kilka razy z ciekawości przejrzałam).
Nie przeczę, że "Gazeta" wykazuje pewne odchylenie w lewo - a co za tym idzie, jest surowsza w ocenie działań prawicy (zwłaszcza skrajnej) - i orientację zbyt.. . powiedzmy... wolnomyślicielską, jak na moje zapatrywania. Ale nie widzę na naszej scenie czasopisma całkowicie neutralnego politycznie - i w "Rzeczpospolitej", i w "Dzienniku", i w praktycznie każdym tygodniku daje się odczuć lekkie skrzywienie w tę lub tamtą stronę.
Ale myślę, że co do tendencyjności fotek, to chyba trochę przesadzasz. Przecież za pomocą obiektywu nie można zmienić wyrazu twarzy obiektu fotografii; jeśli ktoś robi publicznie głupie miny, to i nie inaczej na zdjęciu wychodzi... Dowodem tego są np. kroniki wydarzeń w tzw. babskiej prasie, gdzie robienie zdjęć ma na celu zdecydowanie promocję fotografowanych osób, a nie "utrącanie" ich; ostatnio z tego gatunku czytam głównie "Twój Styl", i kiedy patrzę na zdjęcia różnych popularnych aktorek czy piosenkarek w rubryce "Styl bywania", to czasem nie chce mi się wierzyć, że to te same osoby, które widziałam w TV - tak paskudnie wychodzą na zdjęciach.
Użytkownik: Lykos 16.02.2007 11:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam Cię bardzo, a... | dot59Opiekun BiblioNETki
W kwestii merytorycznej - bądź uprzejma przeczytać moją odpowiedź pod komentarzem woya.

Odnośnie fotografii - redakcja tak dużego pisma jak "Gazeta Wyborcza" z pewnością ma w swoim archiwum więcej fotek ważniejszych osobistości - każda licząca się osoba ma zapewne swoją kartotekę w pamięci komputerów. Nie sądzę, żeby redaktor wybierał pierwszą z brzegu, ba - żeby pierwszą z brzegu archiwizowano. Mam podstawy do uzasadnionych przypuszczeń, że fotografie dobiera się w taki sposób, żeby wywoływały pożądane skojarzenia.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 16.02.2007 15:59 napisał(a):
Odpowiedź na: W kwestii merytorycznej -... | Lykos
Czytając Twoją odpowiedź trudno znaleźć argument "contra" - trzeba by wiedzieć, jak są przygotowywane materiały do publikacji w siedzibie tej akurat (i każdej innej) redakcji; ale myślę, że jeśli masz rację, to masz ją tylko częściowo, bo jeśli dana fotografia towarzyszy komentarzowi do wystąpienia portretowanej osoby w jakiejś określonej sytuacji, to trudno ją zastąpić posiadaną w archiwum, ale pochodzącą z zupełnie innych okoliczności (np: Lepper na konferencji prasowej w sprawie pani Anety K. - i Lepper na konwencie wyborczym Samoobrony).
A propos tego, co niżej: skoro nie zaglądasz na inne fora, to mimo wszystko nie wiesz, jak gdzie indziej sprawa wygląda. A zapewniam Cię, że Biblionetka jest naprawdę wyjątkiem w tym względzie. W większości serwisów ogólnodostępnych zainstalowany jest automatyczny program, eliminujący najważniejsze wyrazy "powszechnie uznane za wulgarne" czy jakoś tak; oznacza to, że np. - przepraszam - "ch.." napisany z błędem ortograficznym bez niczego przejdzie, podobnie jak "łagodniejsze", ale w danej sytuacji obraźliwe: "idiota", "cymbał", "łapówkarz", "złodziej", "komuch" itd. I w takich wypadkach administratorzy, ponoć ze względu na zbyt dużą liczbę "kontrowersyjnych" wypowiedzi, interweniują zwykle dopiero na pisemne zażalenie jakiegoś użytkownika; wiem, bo sama kilkakrotnie taką próbę podejmowałam, i naprawdę nie tylko w "Gazecie". Poza tym trzeba pamiętać, że administratorzy forów a zespół redakcyjny odpowiedzialny za linię programową czasopisma to całkiem co innego (i to jest kolejna różnica pomiędzy tamtymi serwisami a Biblionetką); nawet na stronach "Tygodnika Powszechnego", który przecież jest czasopismem katolickim, zdarzają się komentarze tak chamskie i głupie, że natychmiast należałoby je skasować - i trudno podejrzewać, że trafiają one tam za aprobatą ks. Bonieckiego, czy wcześniej śp.red.Turowicza. Natomiast na łamach samej "Gazety", którą czytam w wersji papierowej od samego początku jej istnienia, drukowane są czasem listy czytelników - i tutaj nie spotkałam się z wypowiedziami "jak spod budki z piwem", chociaż wcale nie zawsze komentarze te są przychylne dla czasopisma.
Użytkownik: Lykos 20.02.2007 08:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytając Twoją odpowiedź ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Akurat zdjęcie dołączone do omawianego przeze mnie artykułu było typu legitymacyjnego. Pierwszy komentarz był w stylu "Co on przełyka" i drugi - również dotyczył wyglądu. Nie sądzę, żeby w "Gazecie Wyborczej" cokolwiek było dziełem przypadku. Jest to bardzo sprawna machina, która jest narzędziem polityki uprawianej przez pana Adama Michnika i jego towarzyszy, sprawy komercyjne są wyraźnie na drugim planie, jak o tym świadczą kiepskie wyniki finansowe Agory.

Nie twierdzę, że wszystkie artykuły w GW są zmanipulowane, ale jest ich wiele. Ostatnio minister Ziobro skarżył się na niezgodne z prawdą komentarze "Gazety" na temat zatrzymania lekarza w szpitalu MSW, biorące w obronę, jak to określił pan minister, człowieka, co do którego nagannego postępowania prokuratura ma liczne i mocne dowody.

Manipulacje zaczynają się od tytułu. Np. przez wiele dni wśród najczęściej czytanych był artykuł "Premier przeprasza za swojego ministra", dotyczył on premiera Japonii. Japonia cieszy się u nas dużym zainteresowaniem, ale nie sądzę, żeby to było przyczyną popularności tego artykułu.

Masz rację, podobnie jak woy, że na forum wypowiadają się ludzie, mówiąc delikatnie, mało oględni. Ale często odnoszę wrażenie, że autorzy artykułów w "Wyborczej" specjalnie ich prowokują. Wpisuje się to w starą lewicową tradycję organizowania "gniewu ludu", zgodnie z maksymą Stanisława Jerzego Leca "Vox populi - vox Dei... ex machina".

Odnośnie listów do GW - wielokrotnie spotykałem się ze skargami ludzi, którzy nie mogli się doczekać sprostowania błędnych informacji. Byli wśród nich także sympatycy pisma, którzy jednak najwyraźniej rozminęli się z aktualną wykładnią myśli pana redaktora Adama Michnika.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.02.2007 18:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Akurat zdjęcie dołączone ... | Lykos
Oczywiście znowu trudno odmówić Ci racji. Szczerze mówiąc, nie znam czasopisma w pełni obiektywnego, zwłaszcza jeśli chodzi o komentarze w zakresie tego, co dzieje się na naszej scenie politycznej, bo w każdym - czy w prawo, czy w lewo odchylonym - ten punkt widzenia musi jakoś wpływać na postrzeganie przez dziennikarzy różnych faktów. Moim osobistym zdaniem "GW" bywa mniej tendencyjna niż np. "Nasz Dziennik" czy "Gazeta Polska", ale zdaję sobie sprawę, że ktoś prezentujący nieco inne zapatrywania polityczne może to odbierać inaczej.
Co do sprawy lekarza, tak się składa, że trochę znam środowisko medyczne i uważam, że - po pierwsze - jeśli nawet lekarz zostal postawiony w stan oskarżenia, to niekoniecznie musiał być z tego zrobiony spektakl medialny z wyprowadzaniem go w kajdankach, z filmowaniem jego mieszkania i trąbieniem po całej Polsce, że postawiono mu zarzut morderstwa; po drugie - którą to opinię zresztą podziela min.Religa - nawet jeśli w/w lekarz podjął niewłaściwą decyzję o operowaniu pacjenta w zbyt ciężkim stanie, to może być co najwyżej oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci; po trzecie wreszcie - imputowanie, że lekarz po nie otrzymaniu łapówki wyłączył pacjentowi respirator, jest oczywistą bzdurą, bo w żadnej placówce służby zdrowia nie ma takiej możliwości aby taką decyzję podejmowała jedna osoba. Jeśli brał łapówki, to inna sprawa, skoro mają dowody, za to mają go prawo osądzać. I nic innego w "GW" nie napisano.
P.S. Wiem, że i tak Cię nie przekonam w pełni - ale chciałam powiedzieć, że szanuję Twoje poglądy i jest mi miło, że mogę dyskutować z osobą o odmiennych zapatrywaniach w sposób kulturalny. Tylko się boję, że jak będziemy dłużej wymieniać opinie, to nas wyrzucą na offtopic :).
Użytkownik: librarian 21.02.2007 01:44 napisał(a):
Odpowiedź na: W kwestii merytorycznej -... | Lykos
Jestem skłonna przychylić się do opinii, że dobór fotografii w poczytnej gazecie absolutnie nie jest przypadkowy, a wręcz przeciwnie, bardzo starannie przemyślany. Dotyczy to prasy na całym świecie. Podam przykład geograficznie bliżej mnie. Trudno zapomnieć zestawy fotografii umieszczonych na pierwszej stronie dziennika (lewicowego) "Toronto Star", na których w pierwszym przypadku, figurowała fotografia królowej angielskiej (właśnie wizytującej Kanadę), a tuż pod nią prześliczne ujęcie gęsi prowadzącej swoje młode przez ruchliwą jezdnię miasta. Drugim przypadkiem, który trudno mi zapomnieć było zdjęcie i komentarz o Papieżu Janie Pawle II, a tuż obok zdjęcie seryjnego mordercy właśnie poszukiwanego. Nikt nie wmówi mi, że stało się tak przypadkowo.
Użytkownik: librarian 21.02.2007 01:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam Cię bardzo, a... | dot59Opiekun BiblioNETki
Sądząc z tego ile osób cały czas czeka na rzetelną, solidną gazetę, redagowaną na poziomie i przemawiającą do czytelników, którzy ponad wszystko cenią rację stanu, ktokolwiek ją założy (ciągle wierzę, że to się stanie) będzie milionerem.
Użytkownik: woy 14.02.2007 19:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga dot, Bardzo cen... | Lykos
Przepraszam, Ty za język używany na forum gazeta.pl winisz GW? A kogo winisz za podobny poziom dyskusji na forach Onetu, WP, czy innych otwartych portali? Co to w ogole ma wspolnego z GW? Tam się produkuje największe oszołomstwo internetu, wejdź sobie np. na grupę pl.soc.polityka, to ci sami ludzie. Oni największą satysfakcję czerpią z tego, że mogą sobie bezkarnie pobluzgać na terenie "przeciwnika".
Użytkownik: Lykos 16.02.2007 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam, Ty za język ... | woy
Nie trafiam na fora Onetu czy Wirtualnej Polski. Razi mnie poziom dyskusji na forum "Gazety Wyborczej". Być może masz rację, że oszołomstwo wszelkiej maści musi gdzieś dać upust swoim upodobaniom językowym. Ale dlaczego nie ma takich głosów np. w Biblionetce?

Myślę, że to nie tylko jest kwestia tego, że tutaj trafiają osoby o wyższym stopniu przyzwoitości. To także kwestia zniechęcania autorów takich wypowiedzi, które naruszają dobre obyczaje. Pamiętam takie interwencje bodajże Bogny, a może Sowy? Chwała im za to i podziękowamnia.

Interwencje administratora strony www "Gazety" ograniczają się w zasadzie do tępienia wypowiedzi rasistowskich, znacznie rzadziej - bardzo skrajnie antykatolickich połączonych z nawoływaniem do przestępstwa. To prawda, że "Gazecie Wyborczej" trudniej zapanować nad kilku tysiącami czy choćby kilkuset osobami pozbawionymi smaku, ale odnoszę wrażenie, że redakcja wcale nie ma ochoty tego robić, przeciwnie, ton niektórych artykułów wręcz zachęca do chamskich komentarzy. Nie jest wykluczone, że chodzi o wpływy z reklam zamieszczonych na stronach internetowych. Żeby nie być gołosłownym - kilkanaście dni temu przeczytałem bardzo zmanipulowany artykuł na temat modelu rodziny preferowanego przez PiS. Nie twierdzę, że takich artykułów jest większość, ale się zdarzają. Jak często, trudno mi powiedzieć, bo brak czasu nie pozwala mi na regularne czytanie gazety.

Użytkownik: i-studio 21.02.2007 18:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Rafał Ziemkiewicz to niez... | giannini
Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Podpisuję się pod powyższym i serdecznie polecam Michnikowszczyznę. Każdy powinien sam ocenić tą książkę. Na szczęście wielu ludzi potrafi samodzielnie sięgnąć po lekturę czego dowodzi doskonała sprzedaż Michnikowszczyzny i utrzymywanie się w liście najchętniej kupowanych książek od grudnia.
Użytkownik: moneyka 28.02.2007 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Rafał Ziemkiewicz to niez... | giannini
Dziekuje Ci za obrone Ziemkiewicza, jestem w trakcie czytania i merytorycznie jestem przekonana ksiazka jest wiarygodna. I nie otwieraja mi sie dopiero teraz oczy, czytam od lat Najwyzszy Czas.
pozdrawiam
moneyka
Użytkownik: Jacek Getner 17.02.2007 16:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Książkę Ziemkiewicza połknąłem jednym tchem, bo czyta ją się jak najlepszy kryminał (konstrukcyjnie jest pod tym względem dużo lepsza od „Polactwa”). Tylko z jej lekturą jest jeden drobny problem: to publicystyka, która stara się wyjaśnić historię. Pod tym względem jest podobna do książki o Jedwabnem Anny Bikont. Dlatego też jeśli ktoś wierzył już (ja wierzyłem) w to, że Michnik ma mocno nieczyste sumienie, dostanie tu ładnie zebrany zestaw tez i dowodów. Jeśli zaś ktoś uważa Michnika za wzór cnót wszelakich i przykład godny naśladowania, nie będzie po tej lekturze przekonany ani na jotę, że Michnik ma coś na sumieniu, bo dobór argumentów uzna za tendencyjny, tezy za mocno wydumane etc: Podobnie było w przypadku książki Bikont: jeśli ktoś uważał, że Polacy ponoszą pełną odpowiedzialność za zbrodnie w Jedwabnem, dostał argument do ręki, jeśli ktoś nie wierzył (ja nie wierzyłem) uznał tę książkę za tendencyjny paszkwil. Dlatego książkę Ziemkiewicza można polecić wyłącznie osobom, które nie przepadają za osobą Pierwszego Naczelnego Rzeczpospolitej oraz jego Organem (ja nie przepadam), tudzież zaczynają mieć wątpliwości co do jego szczerych intencji moralnych. Jeśli zaś Gazeta Wyborcza jest dla kogoś codzienną lekturą, może sobie ze szczerym sumieniem odpuścić czytanie tej książki, bo będzie dla niego nudnym i tendencyjnym paszkwilem.
Użytkownik: jagu 22.02.2007 02:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Książkę Ziemkiewicza połk... | Jacek Getner
Jest wiele książek z gatunku "publicystyki, która stara się objaśnić historię" i które zarazem przekonają tylko przekonanych. Może błędnie interpretuję Pana wypowiedź, ale domyślam się, że Pana zdaniem analogia między książkami sięga głębiej, a taka teza byłaby już nadużyciem, przynajmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze przedmiot sporu jest dramatycznie różny. W przypadku Jedwabnego mamy doczynienia z tematami globalnymi, jak Holocaust, II wojna światowa, hitleryzm, przewiny narodu polskiego. Tymczasem Ziemkiewicz pisze o marginalnych z punktu widzenia Historii wewnętrznych swarach w średniej wielkości demokratycznym kraju w Europie Środkowo-Wschodniej.
Po drugie, bez względu na intencje Autorów, inny jest też cel obu książek. Otóż uważam, że poruszanie kwestii Jedwabnego, służy generalnie poznaniu prawdy, a książka Ziemkiewicza wspisuje się w trend fałszowania i zakłamywania historii. Dlaczego tak sądzę? Okres II W.Ś. i Holocaustu były tak traumatyczny, że każdy naród (przynajmniej europejski) mniej lub bardziej się ześwinił. I jest poważnym zagadnieniem, jak bardzo ześwinili się Polacy, dogrzebywanie się również do ciemnych kart (przecież to nie przekreśla całego bohaterstwa i heroizmu). Nie potrafię zrozumieć, ani zaakceptować uników, które Pan stosuje ("ja nie wierzyłem i nie wierzę w pełną odpowiedzialnośc"), ale to nie temat na tę dyskusję. Twierdzę, że "Michnikowszczyzna" służy kłamstwu ze względu jej treść, ale także na okres, w którym się ukazała, czyli czas rządów koalicji PiS-Samoobrona-LPR i marginalizacji wpływów politycznych Michnika. W kontekście bieżącej polityki "Michnikowszczyzna" może uchodzić za paszkwil pisany na polityczne zamówienie władzy. Bratanie się Michnika z Kiszczakiem w rzeczywistości nie znaczy wiele, jakkolwiek dla mnie i wielu ludzi (w tym Pana i R.Ziemkiewicza) było niezrozumiałe i smutne. Natomiast to stworzenie rządu przez PiS z postkomunistami z Samoobrony jest w historycznie pierwszym poważnym, masowym związkiem ugrupowań postsolidarnościowych z postkomunistami. Wszystko, co było wcześniej, to niewinne flirty pojedynczych osób (w tym Michnika). A jak do tego dodamy grupkę faszyzujących kiboli z LPR w roli wysokich urzędników państwowych, to łatwo zauważyć, że smutek wywołany oglądaniem pewnych Panów na szczytach władzy, jest nieporównanie większy, niż podczas oglądania zdjęć z obleśnym brudziem Michnika z Urbanem. Zaś wątpliwości dotyczące "szczerych intencji moralnych" jednego, nawet tak wpływowego, redaktora naczelnego, to doprawdy pestka w porównaniu do wątpliwoścu dotyczących "szczerych intencji moralnych" najwyższych władz.
Jak brzmiał cytat o drzazdze w oku brata swego? A może inny: o kopaniu leżącego? Jakkolwiek, oba dobrze pasują do "Michnikowszczyzny".
Użytkownik: Jacek Getner 02.03.2007 09:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest wiele książek z gatu... | jagu
Z ogólnokosmicznego punktu widzenia sprawa Jedwabnego jest rzeczywiście ważniejsza niż kwestia Pierwszego Redaktora. Jednak nie mam zamiaru przekonywać Pana do mojego punktu widzenia. Czemu? Bo Pan jest Przekonany Inaczej, a Pański komentarz świadczy o tym najlepiej (dla Pana tamta książka jest ważnym wkładem w historię a ta paszkwilem, a dla mnie dokładnie na odwrót). Jakiekolwiek przerzucanie się argumentami nie miałoby najmniejszego sensu.
Użytkownik: i-studio 21.02.2007 18:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Gratuluję fantazji i obycia w sztuce manipulacji. Komentarz dowodzi całkowitego braku zrozumienia książki i problemów, które ona opisuje. Brak znajomości historii przy okazji również się kłania. Długi, kompletnie oderwany od rzeczywistości i nie mający nic wspólnego z tematem książki. Widać miłość do Michnika i jego popleczników. Smutne.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.02.2007 17:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Drodzy Koledzy i Koleżanki! Z przykrością zauważam, że moja recenzja wywołała dyskusję, która powoli zaczyna schodzić na niebezpieczne tory i dotyczyć nie samej książki, lecz poglądów politycznych dyskutantów. Po co mają znowu padać w B-netce obraźliwe kwestie, skoro wiadomo, że nawet najbardziej zażarta polemika pod recenzją i tak nie spowoduje, że ktoś o zapatrywaniach lewicowych czy centrolewicowych uzna, iż wszystkiemu winien Michnik i "Gazeta Wyborcza", a ktoś będący bardziej na prawo da się przekonać, że jest niezupełnie tak?
W związku z tym mam prośbę: jeżeli już musicie nadal uprawiać szermierkę słowną, czyńcie to w tak kulturalny sposób, jak Lykos. Nie komentujcie ironicznie czyjejś znajomości historii, a jeśli uważacie, że macie rację, spróbujcie podać konkretne argumenty na uzasadnienie Waszych tez.
A tak na marginesie: jeśli trafi w moje ręce książka, w której publicysta spod znaku "Gazety", "Polityki" czy "Tygodnika Powszechnego" użyje równie nagannych środków językowych do propagowania choćby najsłuszniejszych tez, obiecuję ją "wypunktować" równie sumiennie, jak to zrobiłam z "Michnikowszczyzną".
Użytkownik: i-studio 03.03.2007 08:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Drodzy Koledzy i Koleżank... | dot59Opiekun BiblioNETki
Droga dot59. Jesteś sama sobie winna. Najpierw produkujesz długą nazwijmy to recenzję, (ja podtrzymuję swoje zdanie - emocjonalną manipulację), a potem nagle okazuje się, że ów tekst jest na tyle kontrowersyjny, że pojawia się dużo, takich a nie innych komentarzy. Twoja "recenzja" zaczyna się od nienawiści ("Cepem i blugiem"), a potem w ochydnej klasycznej poetyce "Gazety Wybiórczej" kontynuuje ten złośliwy, emocjonalny ton (i jeszcze paradoksalnie "z zasady jestem dość powsciągliwa z używaniu epitetów" - ale coś łamiesz te zasady, " Generalnie wiadomo, że w Polsce od dłuższego czasu wszystkiemu winni są Żydzi i komuniści, Żydzi i masoni, albo masoni i libertyni – ale żeby jeden człowiek?" - jakbym czytał komentarz jaśnie oświeconego któregoś z redaktorzyn Wybiórczej).

A teraz co to, zwrot w druga strone? Skrzywdzona dot59, która sama wywołała tę burzę (a kto sieje wiatr...), teraz chce spokoju? Nie dot59, ja Ci tego prawa odmawiam. Zakosztuj smaku potrawy, którą sama przygotowałaś. Otóż Twoja (bezmerytoryczna, ale nadal genialna socjotechnicznie) prowokacyjna "recenzja" ma jeden zasadniczy słaby punkt. Próbujesz odnieść się w krótkim tekście do bardzo obszernego, dobrze udokumentowanego materiału. Nie wyszło Ci zupełnie, bo trudno nazwać recenzją te kilka naładowanych nienawiścią zdań.

Poczytajmy sobie fragmenty Twojej "recenzji". Oto piszesz, że nie wierzysz, iż jeden człowiek (Michnik) mógł dokonać tego czy owego. Dziewczyno, czy Ty w ogóle czytałaś tą książkę? Czy zrozumiałaś podziały w opozycji w latach 70tych i genezę konfliktów wewnątrz Solidarności? Czy dotarłaś do fragmentu, który opisuje, skąd Michnik (i towarzystwo naokoło) dostał pieniądze? Co wykorzystał, żeby stać się najbardziej opiniotwórczym i wpływowym politykiem (tak! politykiem a nie dziennikarzem)? Czy próbowałaś przeczytać jak media przez wiele lat kalkowały Wybiórczą? Czytałaś o możliwej "dziennikarskiej opozycji" nieistniejącej lub spychanej na margines w latach 90-tych? Ziemkiewicz opisuje to bardzo dokładnie. Długie długie strony, poparte materiałami źródłowymi. Jak rozumiem albo (1) nie dotarłaś do tych stron, albo (2) nie dotarło do Ciebie co to oznacza i jakie są konsekwencję tych faktów?

Idźmy dalej. Kwintesencją Twojej wypowiedzi jest dla mnie zdanie "Po czym mogę swobodnie skupić się na tym, dlaczego – nawet gdyby wszystkie zawarte w książce insynuacje były stuprocentową prawdą – jest ona dla mnie nie do przyjęcia". Odpowiedź wydaje się być prosta. Dysonans poznawczy. Zjawisko znane, dobrze opisane, pasuje do Twojego zachowania jak ulał. Bronisz się (i trudno się dziwić - poczytaj dlaczego) przed zmianą jakiegoś ustalonego od lat porządku świata we własnej głowie. Odrzucasz wszystko. Podejrzewam, że nawet gdyby taką książkę o sobie napisał Michnik, to byś powiedziała, że ktoś się pod niego podszywa... Dysonans.

Wracam teraz do Twojej wypowiedzi : "A tak na marginesie: jeśli trafi w moje ręce książka, w której publicysta spod znaku "Gazety", "Polityki" czy "Tygodnika Powszechnego" użyje równie nagannych środków językowych do propagowania choćby najsłuszniejszych tez, obiecuję ją "wypunktować" równie sumiennie, jak to zrobiłam z "Michnikowszczyzną". Dziewczyno, o jakim wypunktowaniu Ty piszesz? Możemy mówić co najwyżej o emocjonalnej negatywnej ocenie książki, która nie ma nic wspólnego z wypunktowaniem, co najwyżej z tak popularnymi w Wybiórczej "seansami nienawiści". Bez merytoryki rzez jasna. Zbieraj więc burzę.
Użytkownik: norge 03.03.2007 09:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga dot59. Jesteś sama ... | i-studio
Nie widzę żadnego powodu, dla którego dot59 miałaby zbierać jakąś burzę. Jej recenzja jest bardzo dobra, merytoryczna i na poziomie. Nie jest ani prowokacyjna ani nasycona wielkmi emocjami. Czego niestety nie można powiedzieć o twojej wypowiedzi. Zastanów się może nad przyczynami, dlaczego ten temat cię aż tak bardzo podnieca.
Użytkownik: hburdon 03.03.2007 14:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie widzę żadnego powodu,... | norge
No jak to dlaczego, dysonans poznawczy. Hej, ja też miałam na studiach wykłady z psychologii, więc mogę wam zafundować darmową psychoanalizę recenzji! ;-)
Użytkownik: norge 03.03.2007 15:30 napisał(a):
Odpowiedź na: No jak to dlaczego, dyson... | hburdon
Bardzo zatem proszę o wykonanie psychoanalizy:
"Dysonans poznawczy w recenzji dot59 oraz w komentarzach napisanych przez i-studio". Temat sam w sobie fascynujący!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.03.2007 19:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga dot59. Jesteś sama ... | i-studio
Widzę jasno, że tak samo zrozumiałeś (-aś) moją recenzję, jak ja (w Twoim mniemaniu) książkę. Oczywiście, byłam i na to przygotowana. Niemniej jednak - wybacz, ale jeśli mam zbierać burzę, jakoś wolę, by odbywała się ona w sposób kulturalny (vide wypowiedzi Lykosa).
Ciekawa jestem, gdzie też dopatrzyłeś (-aś) się tej rzekomej nienawiści w mojej recenzji. Wymieniłam akapity, z których treścią się nie zgadzam, i podałam argumenty. Wskazałam na niedopuszczalną moim zdaniem retorykę. I to wszystko. Nadal cenię Ziemkiewicza jako publicystę, i jest mi przykro, że dał się ponieść emocjom. On, nie ja.
Poczytajmy jeszcze raz: nie napisałam, że nie wierzę, iż jeden człowiek "mógł dokonać tego czy owego"; napisałam, że nie wierzę, iż on jeden zmarnował nam 15 lat niepodległości. Tak samo, jak nie wierzyłabym, gdyby napisano to o Wałęsie, Kaczyńskim, Kwaśniewskim czy kimkolwiek innym.
A pisząc o wypunktowaniu, miałam na myśli to, co zajmuje 3/4 całej treści recenzji, czyli wytknięcie nie licującego z dziennikarskim etosem języka i stylistyki.
Teraz natomiast będę złośliwa: czytałam TĘ książkę, i jeżeli nawet recenzując ją posłużyłam się "klasyczną poetyką "Gazety Wybiórczej" - w czym chyba mi trochę pochlebiasz, bo nie ośmieliłabym się mierzyć na pióra np. z Milewicz czy Hugo-Baderem - to z całą pewnością nie była ona OCHYDNA...
Użytkownik: i-studio 03.03.2007 19:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę jasno, że tak samo ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie spodziewałem się niczego innego :-)

Droga Dot 52. Podziwiam szczerze Twoją bujną fantazję. Gratuluję również wyrafinowanej złośliwości, jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem. Pozwól więc, że nie odpowiem Ci tak jak na to zasłużyłaś, ponieważ dyskusja w proponowanych przez Ciebie kategoriach niebezpiecznie zbliża się do naruszania regulaminu Biblionetki. A ja bardzo sobię cenię ten serwisi i spokój ducha moderatorów.

Książkę Ziemkiewicza polecam, bo warto ją przeczytać dla wyrobienia sobie własnego zdania. Jeszcze raz podkreślam też, że warto sięgnąć nie tylko do Michnikowszczyzny ale również do tekstów źródłowych, których bogaty wybór autor podaje na końcu. Szczególnie polecam dość trudne ale niezmiernie ważne i wstrząsające materiały dotyczące tzw. Komisji Rokity oraz wszelkie pozycje wydane przez IPN. Ciekawa jest też część dotycząca tzw. afery Rywina, która stałą się początkiem upadku ówczesnego układu władzy. I początkiem upadku Michnika.

Warto zdawać sobie sprawę, że Michnikowszczyzna Ziemkieiwcza nie jest przełomem w sensie obnażania nieznanych czy niewygodnych dla "salonu" faktów. Prawdziwa wartość tej książki polega na czym innym - na uporządkowanym i bogato udokumentowanym podaniu najnowszej historii Polski, która miała i ma wpływ na to, co dzieje się obecnie w naszym kraju. Uważny i krytyczny czytelnik znajdzie tu mnóstwo materiałów do przemyśleń. I faktów, którym nie sposób zaprzeczyć.

Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.03.2007 22:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tym razem już tylko sobie a muzom: i czemu ja się dziwię, skoro żyjąc tyle lat w tym kraju winnam się była nauczyć, że cel uświęca środki (wszelkie), a skoro uświęca, ich krytyka jest niedopuszczalna?
Użytkownik: Jacek Getner 03.03.2007 23:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Tym razem już tylko sobie... | dot59Opiekun BiblioNETki
To dogmat, którego trzyma się główny bohater opisywanej przez Ciebie książki:). Dlatego całuje nóżki swoim dawnym oprawcom i chętnie pije z nimi wódkę, bo uważa, że jeśliby tego nie zrobił, w Polsce zaraz rozpoczęłyby się pogromy.
Użytkownik: i-studio 05.03.2007 12:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zapraszam jeszcze do lektury fragmentów bardzo ciekaewego artykułu profesora Nowaka z UJ: [artykuł niedostępny]
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.03.2007 17:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapraszam jeszcze do lekt... | i-studio
A tak z ciekawości, skąd pochodzi całość w/w artykułu? Usiłowałam go znaleźć przez Google, ale bez skutku.
Istotnie nie można odmówić słuszności pewnym podanym w nim tezom. Niemniej jednak człowiek inteligentny (niekoniecznie należący do inteligencji wg podanej w nim definicji) od razu zauważa, że wspomniana przez autora prawidłowość działa w obie strony. Albowiem jeśli sięgnie się po prasę spod znaku prawicy ("Najwyższy Czas", "Nasz Dziennik"), również znajdzie się tam sugestie na temat, jaką prasę powinno się czytać, a jakiej nie (chyba zbędne dodawać, że na "nie" jest "Wyborcza" i "Tygodnik Powszechny"). Niestety nie mogę podać konkretnych namiarów, bo nie posiadam własnej kolekcji tych czasopism - czytuję okazyjnie dzięki uprzejmości krewnych i znajomych, którzy przed "zakazanymi" tytułami uciekają jak diabeł przed święconą wodą, lecz nie wzdragają się użyczać mi prasy uważanej przez nich za jedyne i nieomylne źródło prawdy.
Użytkownik: apolinary 16.07.2007 11:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
A oto debata w DZIENNIKU nt. omawianej książki i zawartych w niej myśli:
2007-01-21
O "Michnikowszczyznę" Rafała Ziemkiewicza spierają się w DZIENNIKU zwolennicy i przeciwnicy redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej": Wojciech Mazowiecki, Ewa Milewicz, Piotr Zaremba i Jacek Żakowski.


Cezary Michalski: Książka Rafała Ziemkiewicza "Michnikowszczyzna", podobnie jak wiele innych polemik z Adamem Michnikiem, w tym niedawny tekst Macieja Rybińskiego opublikowany w DZIENNIKU, opiera się na tezie o potędze redaktora "Gazety Wyborczej", o jego ogromnym, nawet jeśli niesformalizowanym, wpływie na kształt III RP. Z kolei obrońcy Adama Michnika twierdzą, że jego rola jest wyolbrzymiana, bo wiele najważniejszych rozstrzygnięć politycznych dokonało się ostatecznie wbrew jego woli. Czy zatem był on jednym z ojców założycieli III RP, czy też bezsilnym krytykiem patologii naszej rzeczywistości politycznej i społecznej?

Rafał Ziemkiewicz: Mnie się wydaje, że to nie jest kwestia, o którą można się spierać. Adam Michnik bez wątpienia był i pozostaje postacią bardzo wpływową, a jeżeli ten wpływ jest w tej chwili mniejszy, to z jego wyboru. Kształtował debatę publiczną w III RP, był jednym z mózgów tworzących polityczne zamysły, które później realizowano. Na dodatek jest człowiekiem bardzo irytującym. Przede wszystkim przez niezdolność do przyznawania komukolwiek innemu racji, przez skłonność do używania bardzo mocnych epitetów, do bardzo czarno-białego traktowania świata i do bardzo ekspresyjnego demonstrowania swoich sympatii i antypatii. To wszystko sprawia, że znalazł się w centrum publicznej uwagi, jest postacią, o którą się warto spierać. Ale ja nie napisałem książki pod tytułem "Michnik - zapis choroby", tylko książkę pod tytułem "Michnikowszczyzna". A więc chodzi mi o szerszą formację i Adam Michnik pozostaje tutaj postacią symboliczną, jako patron tej formacji.

Ewa Milewicz: Przede wszystkim nie zgadzam się z tezą, którą sformułował redaktor Michalski. A mianowicie, że w książce redaktora Ziemkiewicza Adam Michnik to "jeden z ojców założycieli III RP". Nie, on tam występuje jako jedyna osoba, która jest za wszystko odpowiedzialna. Taka wizja zdejmuje odpowiedzialność ze wszystkich innych osób i instytucji. Z premierów, prezydentów, partii, z innych mediów niż "Gazeta Wyborcza". A to nieprawda.
Rzeczywiście, z jego zdaniem się liczono. Michnik był i pozostaje nadal bardzo opiniotwórczą osobą. Dlatego m.in. mamy dziś takie SLD, takich postkomunistów, jakich mamy. Czyli proeuropejskich. Aleksander Kwaśniewski mówił o sobie, że szlifował beton eseldowski. Sądzę, że SLD szlifował też Michnik. On imponował postkomunistom. Myśleli sobie: gdybyśmy to my mieli tak fantastyczny życiorys jak Michnik, to byśmy na SLD nawet nie spojrzeli.

R.Z.: Nie sądzę, byśmy Michnikowi zawdzięczali to, że postkomuniści stali się formacją cywilizowaną, proeuropejską, a nie na przykład Moczarowską. Oni i bez Michnika zrozumieli, jakie są warunki brzegowe nowego ustroju i nowej politycznej poprawności. Michnik nie musiał uczyć Szmajdzińskiego, Oleksego czy Millera oportunizmu, bo oni doskonale się go nauczyli w PRL.

E.M.: Nie chodzi tylko o dostosowanie się do demokratycznych reguł. Myślę, że Michnik wpłynął na zmianę stosunku liderów SLD np. do NATO, do liberalnych rozwiązań gospodarczych. Pamiętam Sejm kontraktowy. W PZPR nie było jednoznacznie akceptowane, że należy prywatyzować. Nie był jednoznacznie przyjmowany zwrot w stronę gospodarki rynkowej, nie było jasne, że w grudniu ’89 też ich głosami przejdzie wolnorynkowy pakiet Balcerowicza. To był przecież dla nich szok.

Piotr Zaremba: Jeśli ty, Ewo uważasz, że Michnik został w "Michnikowszczyźnie" przedstawiony jako jedyny sprawca, to ja się troszkę z tym zgadzam, rzeczywiście jego rola jest chwilami nadmiernie wyolbrzymiona, zwłaszcza że on w wielu sprawach jednak poniósł porażkę. Dwa przykłady: absolutna wrogość wobec lustracji i wielokrotnie przez niego wyrażany pogląd, że Unia Wolności powinna wejść w koalicję z SLD. Do takiej koalicji nigdy nie doszło, a lustracja została przez parlament uchwalona. Ale moim zdaniem ta ostrość tezy Rafała i nie tylko Rafała o ogromnym nieformalnym oddziaływaniu Adama Michnika bierze się także z niespójności argumentów drugiej strony, szeroko rozumianego środowiska "Gazety Wyborczej". Bo ja mam wrażenie, że ludzie "Gazety Wyborczej" mówią dwie sprzeczne rzeczy. Po pierwsze - jesteśmy wspaniali, potężni i wiele nam zawdzięczacie. A z drugiej strony - kiedy przechodzi się do konkretów i odpowiedzialności waszego środowiska za pewne wydarzenia czy przebieg pewnych procesów, zaraz się pojawia taki odruch obronny: "my jesteśmy tylko jedną z gazet, która coś tam sobie pisze, nie mamy na nic wpływu". Bądźcie mniej skromni. Zwłaszcza w odniesieniu do lat 90., bo potem wpływ waszego środowiska rzeczywiście malał. Ale w latach 90. np. każdy dziennikarz medium elektronicznego zaczynał swój dzień od lektury "Wyborczej". I bardzo wielu polityków, nawet z wrogich obozów, słuchało Michnika jak wyroczni, przykładem jest premier Buzek, który bardzo brał pod uwagę to, czego chce, a czego nie chce Adam Michnik.

Jacek Żakowski: Nie popadajmy w paranoję. Adam Michnik był i jest człowiekiem wpływowym. Jego poglądy często dominowały. Ale wiele istotnych rzeczy mu się nie udało. Można by zacząć od wyborów, które wygrał Wałęsa, a nie Mazowiecki. Bo czym innym jest świat medialny, a czym innym społeczny czy polityczny. W świecie medialnym lewicowo-liberalna logika "Gazety" miała przewagę, tak jak teraz ma ją logika prawicowa. Natomiast w świecie rzeczywistym, także politycznym, tak wcale nie było. Przewaga w mediach nie determinuje przewagi w opinii publicznej ani zwycięstwa politycznego. Jeżeli Michnik zaskarbił sobie życzliwość np. premiera Buzka, to warto pamiętać, że nie w pierwszej fazie jego rządzenia, tylko w drugiej. Ludzie, którzy uzyskiwali władzę w sporze z Michnikiem, z czasem dochodzili do wniosku, że ma on sporo racji. Buzek doszedł do takiego wniosku gdzieś po dwóch latach sprawowania urzędu.

R.Z.: Gdybym nie znał swojej własnej książki, a tylko te krytyki, nieliczne na razie, które się na jej temat ukazały, sądziłbym, że nakreśliłem postać Adama Michnika jako szarej eminencji III RP, człowieka, który ma ucho wszystkich najważniejszych ludzi w Polsce i zza kulis pociąga za sznurki.

J.Ż.: Przytoczę cytat: "Uczciwy publicysta nie może więc nie poczuć się w obowiązku stanąć do walki z Adamem Michnikiem, który był jednym z konstruktorów III RP, który ochoczo podjął się roli pierwszego ideologa postkomunizmu".

R.Z.: Ideologa postkomunizmu, tak jest. To wyjaśnia, o co mi chodzi. Dla mnie Michnik istnieje, przynajmniej w tej książce, wyłącznie jako postać publiczna, jako właśnie ideolog czegoś, co można by nazwać realnym postkomunizmem. On stworzył i upowszechnił ideologiczną podstawę do funkcjonowania takiego systemu, czyli mit Okrągłego Stołu jako historycznego kompromisu ludzi z dwóch stron historycznego podziału, czyli mit wybaczenia jako podstawy ustrojowej i zgodnej współpracy ludzi, którzy przyszli z opozycji antypeerelowskiej z tymi, którzy przyszli z PRL-u.

J.Ż.: To są fakty. Nie mity. A mój problem z tą książką polega właśnie na tym, że jest ona książką walczącą. Nic nie objaśnia, bo jest tylko cepem na Michnika oraz jemu podobnych. Nie opisujesz politycznych kontekstów, w których działał, tylko oceniasz i zwalczasz. Sporo się o tobie z tej książki dowiedziałem, o Michniku i o Polsce tych lat - niewiele.

C.M.: A czy taką walczącą publicystyką nie jest publicystyka Michnika przez te 15 lat? I czy przez to przestaje być diagnozą, o której trafność możemy się spierać?

Wojciech Mazowiecki: Chyba jednak diagnozą nie jest. Ta książka została napisana pod tezę i jest ahistoryczna, bo przerzuca pewne oceny z przyszłości w przeszłość i według nich układa historię. Więcej, napisano ją w złej wierze. Rzeczywiście, na jej podstawie można dyskutować jedynie o pewnej formacji, która tak dziś widzi historię naszego kraju. Ale to nie jest historia mojego kraju, ja żyłem w innym kraju.

P.Z.: Tego typu zarzuty dotyczą całej publicystyki. Publicystyka polega przede wszystkim na tym, żeby stawiać pewne tezy, najbardziej wyrafinowani publicyści próbują rzeczywistość komplikować. Nie chcę się odwoływać do publicystyki międzywojennej, ówcześni publicyści byli niesłychanie agresywni, wojowniczy i przeszli do historii jako wybitni publicyści. Notabene, w jednym z tekstów o Michniku porównałem go do tych publicystów. Uważam, że on pisał kiedyś ładnie, bardzo sugestywnie, ale w gruncie rzeczy młócił swoich przeciwników. To pewna tradycja publicystyki dość zakorzeniona i sugestia, jakoby Rafał Ziemkiewicz pisał pod tezę, pisał ze złą wiarą, podczas gdy inni publicyści dzielą włos na czworo i dokonują skomplikowanej analizy, jest nieprawdziwa. Dla mnie to pamflet. Rzeczywiście, tylko że pamflet jest formą publicystyki bardzo zakorzenioną w polskiej tradycji. I pamflet nie musi oznaczać nieprawdy, zafałszowania rzeczywistości. Jeśli tylko uchwyci pewne zjawiska w ich istocie, to może być bardzo ciekawym i ważnym źródłem.

E.M.: Zgodzę się z Jackiem, że historycznie pierwszą z porażek Adama Michnika było zwycięstwo Lecha Wałęsy. "Gazeta" (zwłaszcza Michnik) bardzo się wtedy zaangażowała, żeby prezydentem został Tadeusz Mazowiecki. Jednak porażką, która chyba najbardziej jest obecna, nie tylko w książce pana Ziemkiewicza, ale w ogóle w ostatnich dniach, to sprawa lustracji i otwarcia archiwów. I tutaj Adam Michnik poniósł klęskę. Dlatego że w 1994 roku nawet Aleksander Kwaśniewski był za lustracją. Złożył w Sejmie jeden z projektów lustracyjnych. "Gazeta Wyborcza" zaś konsekwentnie była przeciw lustracji, broniła wszystkich osób lustrowanych, zacznę od ojca Hejmo, gdzie nawet po raporcie komisji IPN Piotr Lipiński napisał tekst pokazujący, jak różnie można podchodzić do rozumienia akt. Tak samo przy księdzu Czajkowskim i przy abp. Wielgusie i wszystkich innych.

C.M.: A Zdzisław Najder? Czy był broniony przez Adama Michnika, kiedy "Gazeta Wyborcza" poświęciła jego dawnej współpracy z SB gigantyczny materiał?

E.M.: Tak nie było. O współpracy Zdzisława Najdera powiedział w TVP Belweder. Prezydentem był wtedy Lech Wałęsa. Gazeta od początku wyśmiewała tę historię. Michnik napisał wtedy prześmiewczy komentarz "Zapalniczka to ja" (ja=Michnik). Ale pana pytanie przypomniało mi jeden kiks, który się zdarzył w tej dziedzinie, mianowicie "Gazeta" dosyć szybko, przed innymi mediami, opublikowała wywiad lustrujący z księdzem Malińskim, jednak wtedy już i tak ta sprawa żyła.

C.M.: Wrócę jednak do sprawy Najdera, którego opisanie jako agenta w "Gazecie Wyborczej" stało się gestem znaczącym. A on jako doradca premiera Olszewskiego był wtedy dla środowiska "Gazety" po prostu wrogiem. Do tego dochodzi nieskrępowane korzystanie z materiałów znajdujących się w teczkach SB przeciwko Maciejowi Giertychowi, i w końcu poinformowanie, jako pierwsza gazeta, na czołówce o złożeniu przeciwko Zycie Gilowskiej doniesienia o kłamstwie lustracyjnym. W Polsce wszyscy używali elementów lustracji przeciwko swoim przeciwnikom. Robili to także ci, którzy oficjalnie byli jej zaprzysiężonymi wrogami.

E.M.: To sam Maciej Giertych rozdał swoją teczkę dziennikarzom. Zgodzi się pan chyba ze mną, że generalnie linia "Gazety" była i pozostała zdecydowanie antylustracyjna. Tak było też w wypadku Wiesława Chrzanowskiego, mimo że przewodził on partii zupełnie ideowo obcej Adamowi Michnikowi. Zmierzam jednak do tego, iż Adam Michnik był człowiekiem bardzo opiniotwórczym, z jego zdaniem bardzo się liczono. Tym niemniej, wbrew temu, co pisze Rafał Ziemkiewicz, nie on decydował o kształcie Polski, nie on decydował o wszystkim, co się w państwie dzieje i jeżeli lustracja nie została przeprowadzona wcześniej albo nie była taka, jak państwo sobie życzyli, to winnych trzeba poszukać w jakiś inny sposób, niż tropiąc ich bez przerwy w "Gazecie Wyborczej".

M.W.: Co do lustracji, nie uważam jej ani za klęskę, ani za zwycięstwo Adama Michnika. Tego jeszcze po prostu nie wiemy. Być może za trzy lata okaże się, iż to było zwycięstwo Michnika. Najlepszym dowodem, że on się w tej sprawie nie mylił, jest to, jak lustracja przebiega dziś.

R.Z.: Cieszę się, że padło to stwierdzenie, iż Adam Michnik był człowiekiem bardzo opiniotwórczym. Myślę, że możemy od tego odbić się do dalszej dyskusji - a mianowicie, jak tę swoją pozycję wykorzystał. W moim przekonaniu w taki sposób, którego skutkiem było zdeprawowanie polskiej debaty publicznej. Wykorzystał ją do głoszenia opinii, że dobro jest złe, a zło jest dobre. Antykomuniści są gorsi od komunistów, bo komuniści siadając przy Okrągłym Stole, swoje winy naprawili. Domaganie się sprawiedliwości jest polowaniem na czarownice. Jednym z powodów napisania tej książki było pytanie, którego nie sposób sobie nie zadać: co się stało, że człowiek, którego uważano za najbardziej bojowego antykomunistę, który na ubeków krzyczał, który się z nimi szarpał, który był bardzo emocjonalny w swoim antykomunizmie, nagle zaczyna się bratać z komunistami, broni ich przed odebraniem przywilejów emerytalnych, przed usunięciem ich z kluczowych miejsc w państwie, gospodarce, społeczeństwie. Mam wrażenie, że piszący dotąd na ten temat niesłusznie przypisują wszystko albo wrednym cechom charakteru Adama Michnika, albo jego powiązaniom rodzinnym czy sentymentom. Ja uważam, że wszystko wynikało w sposób logiczny i konsekwentny z pewnych przyjętych przez niego politycznych założeń. Problem polega na tym, że te założenia - o możliwości budowy dobrze działającego państwa wraz z komunistami - były błędne. Adam Michnik dokonał świadomego politycznego wyboru, żeby podać komunistom rękę, pozwolić im ocaleć na scenie politycznej. Przypominam moment, kiedy w wyborach samorządowych SdRP zdobywa 0,6 proc. mandatów, kiedy jest zagrożona rozłamem, bo powstała partia Fiszbacha, kiedy jest zagrożona odebraniem majątku. W tym momencie można było postkomunizm kompletnie rozbić. To nie znaczy, że tych ludzi by się nie włączyło w jakiś sposób do budowania III RP - ale wtedy postkomuniści nie przenieśliby do wolnej Polski całych rozległych struktur PRL-u. Tymczasem pozwolono im je przenieść, to był polityczny wybór ówczesnego kierownictwa OKP. Dlaczego? Jerzy Giedroyc w książce Barbary Toruńczyk daje wyraz swojemu przekonaniu, że, w skrócie, Polska jest narodem głęboko endeckim i większość społeczeństwa zawsze popiera tu ciemnogród. Na szczęście ta formacja jest bardzo bezwładna, a lewica sprawniejsza, dobrze zorganizowana, i ona, choć w mniejszości, zawsze ten naród popycha do przodu. Myślę, że to przekonanie było przejęte również przez Adama Michnika i jego krąg, bo niewątpliwie Jerzy Giedroyc był ich intelektualnym mentorem.
I pojawia się też druga teza, która była zaświadczona całym sposobem działania Michnika, że tak naprawdę ważne jest to, co dzieje się na zapleczu, że kiedy się chce Polskę zmieniać, nie robi się wiecu, tylko trzeba działać wśród elit i popychać je do właściwych działań. Wydaje mi się, że te dwa założenia złożyły się na zjawisko, które nazwałem michnikowszyzną. Głębokie przekonanie, że jeżeli po roku 1989 puściło by się sprawy na żywioł, pozwoliło ściąć łeb komunistycznej strukturze i sprawić, że drobni komuniści staraliby się podłączyć pod komitety obywatelskie, pod Kościół, to na pewno, zdaniem Adama Michnika, sprawy potoczyłyby się w fatalnym kierunku - jakiejś nacjonalistycznej dyktatury. Dlatego przeprowadzenie Polaków do Europy wymagało wzięcia ich pod kuratelę oświeconych elit. W tym dziele komuniści reformatorzy jawili się jako cenni sojusznicy, których nie wolno było stracić. Ale ja uważam, że to było złe dla Polski.

C.M.: Czy państwa zdaniem teza Rafała Ziemkiewicza jest prawdziwa? A jeśli tak, to czy być może Adam Michnik nie miał racji?

J.Ż.: Ziemkiewicz myli pojęcia. Dla Michnika - ja się z nim zgadzam - antykomunizm oznaczał walk z komunizmem i jego reliktami. Dla oponentów Adama antykomunizm jest walką z ludźmi poprzedniego systemu. To zasadnicza różnica. Zwalczanie złego systemu ma racjonalny sens. Zwalczanie ludzi daje tylko rozkosz rewanżu, która jest groźna, co widać w dzisiejszej polityce.

E.M.: Mogę długo rozważać, czy gdyby Okrągły Stół nie nastąpił wtedy, kiedy nastąpił, to społeczeństwo polskie wzięłoby się do zrywu i wycięło w pień ekipę Jaruzelskiego, natomiast nie chcę tego przeprowadzać. Pamiętam, że w strajkach 1988 roku uczestniczyli już tylko "zawodowi" rewolucjoniści. Proszę sobie przypomnieć, jak wychodzili pokonani ze stoczni w 1988 roku, ile osób strajkowało w 1988 roku w Hucie im. Lenina. Garstka. Zgadzam się z Wojtkiem Mazowieckim. Cechą książki Ziemkiewicza jest ahistoryczność. Pan rozpatruje sytuację sprzed 15 lat, dysponując obecną wiedzą. Czy Adam Michnik nie miał racji, obawiając się lustracji i przeciwstawiając się jej oraz zaglądaniu do teczek? Czy nie miał racji mówiąc, że polityczny rewanż będzie piekłem? Obserwując obecną sytuację, tego nie wiem.

P.Z.: Ja pamiętam te czasy. Nie było tych tłumów gotowych iść i wieszać komunistów. Problemem była bierność.

J.Ż.: Tezy Michnika okazały się samounicestwiającą się przepowiednią, przestrogą, która zmieniła bieg zdarzeń. Im m.in. zawdzięczamy sytuację, jaką mamy dzisiaj - bez wojny domowej za nami, bez przemocy, która by nas podzieliła. Mieliśmy wtedy drastyczne załamanie stopy życiowej. To sytuacja, w której bardzo łatwo jest wywołać ruchawkę. Kiedy obserwowaliśmy dane ekonomiczne, kiedy patrzyliśmy na krzywe nastrojów społecznych, które w roku 1990 zmieniały się radykalnie, rozumieliśmy, że te nastroje można zdetonować za pomocą paru prostych haseł. Michnik starał się postawić tamę takiemu scenariuszowi i mu się to udało. Także dzięki niebywałej lojalności Kościoła, który działał na rzecz pokoju społecznego, oraz dzięki umiarkowaniu części ówczesnej prawicy i postkomuny.

R.Z.: Właściwie poparł pan moją tezę: Adam Michnik stawiał tarczę, uważał, że trzeba wziąć ten proces pod ochronę, nawet jeżeli przy okazji chroni się uwłaszczanie nomenklatury, którego wtedy wręcz broniono w "Gazecie Wyborczej", mówiąc, że jest to godziwy koszt do zapłacenia.

W.M.: To właśnie ahistoryzm. Podstawowym błędem Ziemkiewicza jest pomijanie kontekstu zdarzeń. Jednym z leitmotivów książki uczynił sejmowe wystąpienie Michnika z kwietnia 1990 roku przeciw nacjonalizacji majątku PZPR. Zarzuca mu, że szantażował wtedy posłów, przyznając sobie arbitralne prawo decydowania, kto jest dobrym, a kto złym antykomunistą. Ale nie wspomina, że w tej samej debacie Jan Łopuszański wcześniej zaszantażował posłów, iż głosowanie w sprawie nacjonalizacji jest testem na ich stosunek do przemian demokratycznych. Michnik nie zmienił swoich zasad po 1989 roku, choć miał do tego prawo jako osoba wyjątkowo prześladowana w PRL. Nie stosował odpowiedzialności zbiorowej i tego uczył - to jego największa zasługa. Czynienie mu z tego zarzutu jest jakimś kompleksem prawej strony, kompleksem niższości wobec Adama Michnika.

C.M.: Moim zdaniem Michnik zawsze stosował odpowiedzialność zbiorową. Tylko że przesuwał ją ze swoich nowych przyjaciół na kolejnych wrogów. Dlaczego człowiek, o którym pan mówi, że zrobił wszystko, żeby minimalizować agresję, ma na swoim koncie akty, które być może niepotrzebnie tę agresję maksymalizowały? Na przykład określenie mianem ciemnogrodu części polskiego społeczeństwa, często tej najbardziej dotkniętej przez zachodzącą wówczas transformację ustrojową. Być może to było cyniczne i świadome, a może wynikało z jego nieustabilizowanej emocjonalności. Nie wiem, i dlatego chciałbym, żebyśmy porozmawiali o tym, co jest sukcesem, a co będem Adama Michnika.

W.M.: Gdyby położyć na stół argumenty, które padły przez ostatnie 17 lat w "Gazecie Wyborczej" przeciwko nienawiści, przeciwko odpowiedzialności zbiorowej, jest tego nieporównanie więcej i ciężar gatunkowy takich materiałów pozostaje dużo mocniejszy niż tych, o których pan mówi. Kiedy mówię o kompleksie niższości wobec Michnika, to dlatego, że często w złej wierze są mu przypisywane poglądy, które również pojawiały się w Gazecie, ale na zasadzie wielości opinii. Taka dyskusja nie ma sensu, bo jest prowadzona w złej wierze.

P.Z.: Przypomnę, że choć u progu lat 90. było napięcie, o którym mówi Jacek Żakowski, to nie mieliśmy odruchu ani koncepcji obcinania głów komunistom. Jedyny niekontrolowany ruch, to ruch Tymińskiego, który był ruchem dokładnie w odwrotną stronę, organizowanym przez ludzi dawnej SB. Rzeczywiście doświadczenie z Tymińskim mogło Michnika przekonać, że to niezadowolenie, odruch niechęci wobec transformacji skanalizujemy, stawiając na szeroko rozumiane SLD. To znaczy, że skoro część ludzi źle czuje się w III RP, skoro są pokrzywdzeni przez transformację, bezpieczniej będzie, jeżeli ich resentyment skanalizuje dość przewidywalny Kwaśniewski, niż gdyby mieli to robić ludzie Tymińskiego, jacyś dziwni esbecy. Natomiast mam wrażenie, że z Michnikiem i jego obozem jest jeden kłopot. Oni nie potrafią reagować na zmianę sytuacji, na społeczną empirię. Tak było z Okrągłym Stołem, ja się nie zgadzam z Rafałem, że Okrągły Stół był błędem. Sądzę jednak, że już po roku, wobec zmienionej sytuacji międzynarodowej i sytuacji w kraju należało się zacząć wycofywać z zawartych tam w sytuacji wyższej konieczności ustaleń. To samo z Tymińskim. Być może na pewnym etapie Kwaśniewski był rozwiązaniem lepszym. Ale na innym etapie te same środowiska, które można było uznać za ludzi, którzy cywilizują beton, stały się patologią. Później, przy braku zagrożenia Tymińskim, to rosnące wpływy SLD blokowały naprawę państwa.

J.Ż.: Przypomnij sobie reformę samorządową. Chodziło o rozbicie lokalnych układów. To miał być cios w jądro układu popeerelowskiego. A okazało się, że po komunizmie społeczeństwo nie jest w stanie zmobilizować się do przejęcia władzy.

E.M.: Wracając do zadanego pytania o linię "Gazety". Ona uformowała się w 1989 roku, kiedy bardzo wiele osób rozumowało tak samo, jak "Gazeta". Czyli: że sukces 1989 roku to cud i coś bardzo kruchego. Później nastały reformy Balcerowicza, który może był w swoim ekonomicznym liberalizmie zbyt radykalny. Wolałabym pracować w gazecie, która ma nastawienie bardziej socjaldemokratycze. Ale w pierwszej połowie lat 90. wszystko w "Gazecie" było podporządkowane temu, żeby się politycznie nic złego nie wydarzyło i żeby się udało Balcerowiczowi. A jeszcze później chodziło o to, żebyśmy weszli do NATO, żebyśmy weszli do Unii Europejskiej. Temu było podporządkowane nawet opóźnienie ujawnienia afery Rywina, choć wielu ludzi niechętnych "Gazecie" nigdy w tę prawdę nie uwierzy. I jeszcze jedno, w "Gazecie", o której państwo mówią, że zawsze broniła postkomunistów, Piotr Pacewicz napisał tekst "Zatrzymać SLD".

C.M.: Jacek Żakowski powiedział przed chwilą, że w 1990 roku zrobiono wybory samorządowe i one zmieniły mniej niż powinny, społeczeństwo było po latach 80. tak słabe, że nie potrafiło nawet na minimalnym poziomie, i jak najbardziej w ramach prawa, złamać układu postkomunistycznego. I jak można było jednocześnie mówić, że powinniśmy powstrzymywać to społeczeństwo przed mobilizacją, powinniśmy chronić ten układ przed dzikimi rozliczeniami, kiedy wiadomo było, że to społeczeństwo jest za słabe. A jednocześnie czytamy teksty Adama Michnika z tego okresu, iż postkomunistów trzeba bronić przed dzikimi rozliczeniami. Mnie się te dwa elementy zupełnie nie składają.

J.Ż.: Po pierwsze, w polityce zawsze mamy coś za coś. Każdy program jest jakoś zły. Michnik wybrał program zapobiegający podzieleniu Polaków na zawsze według peerelowskich linii podziału. Został on w ogromnej mierze zrealizowany. Dziś część elit twierdzi, że te podziały trwają, ale w rządzie Kaczyńskiego mamy pezetpeerelowców i wśród prawicowych publicystów też. Jakoś im to nie szkodzi. Ta bariera została zasypana. Gdyby udało się wykorzystać ból społeczny do skierowania emocji na rozliczenia, byłaby katastrofa.

C.M.: Czyli to dobrze, iż Michnik uprawiał prewencyjną wojnę z ciemnogrodem, a swoich polemistów na wszelki wypadek redukował do Leszka Bubla?

J.Ż.: Powtórzę, że to była samolikwidująca się przepowiednia. Społeczeństwo było pozbawione zdolności kooperacji. Natomiast przy bólu transformacji zmienić je w tłuszczę, która wszystko niszczy, jest łatwo.

W.M.: Muszę odpowiedzieć na niesprawiedliwe uogólnienie. Michnik nie walczył o to, żeby postkomunistyczny układ przeszedł suchą stopą z PRL do III RP i umościł sobie gniazdko. Walczył o rozsądek po obu stronach. Można się z nim kłócić, czy miał rację. Ale chyba miał. Jego największym sukcesem jest "Gazeta Wyborcza", która też o to walczyła. Przede wszystkim jako gazeta, medium, a dopiero potem jako środowisko. To jej sukces sprawia, że wszystkie osoby, które mają jakiś kompleks niższości wobec "Gazety", starają się uderzyć w jej wiarygodność.

P.Z.: Ja nie wiem, na czym, w moim wypadku ten kompleks niższości miałby polegać. Niech pan nie używa cały czas tego argumentu, bo to po prostu epitet, który ma na celu wywołanie skojarzenia, że każdy, kto mówi krytycznie o "Gazecie Wyborczej", jest zawistnikiem, człowiekiem mniejszego formatu od Adama Michnika. Skoro już zakładamy, że my wszyscy nie śpimy po nocach, bo Adam Michnik jest wielki, to można by to odwrócić i stwierdzić, że wszystkie osoby, które się z nim zgadzają, są jakoś od niego psychicznie uzależnione. A co do pytania Cezarego Michalskiego, dla mnie największym błędem z punktu widzenia "Gazety" było nie to, że o pół roku przetrzymano publikację o sprawie Rywina, tylko że w ogóle opublikowano ten tekst. Ja oczywiście uważam, iż stało sie bardzo dobrze, zaczęła się debata o korupcji, o kulisach życia politycznego. Tylko że z punktu widzenia Adama Michnika to był straszliwy błąd, ponieważ Adam Michnik zupełnie inaczej wyobrażał sobie przyszłość Polski, sądząc z tego, co robił wcześniej, że był zaprzyjaźniony z liderami SLD. I to właśnie w tej formacji, może pod nieco innym przywództwem niż przywództwo Leszka Millera, widział przyszłość Polski i polskiej polityki. I rozpoczął się proces sypania się III RP.

W.M.: Może niezręcznie to wcześniej sformułowałem, ale mówimy o książce, w której niektóre poglądy trącą kompleksem niższości. Jest jednak gorszy zarzut, który wam stawiam i na który nie widzę reakcji: wiele argumentów i w książce, i w tej dyskusji jest formułowanych w złej wierze.

E.M.: Pewną wadą naszej rozmowy jest to, że my - ja, Jacek, Wojtek - spełniamy funkcję zastępczego Michnika. Choć tylko ja pracuję w "Gazecie", a oni niestety już nie. "Dziennik" odczuł potrzebę rozmowy z samym Adamem Michnikiem. To jest trudna rola, żeby go zastępować. Gazeta to nie wojsko ani partia. My w różnych sprawach nie zgadzamy się z Adamem. Adam Michnik wielokrotnie uznawał, że powodzenie Polski po 1989 roku zależy od tego, że nie będziemy wszczynać wojny, że spróbujemy wybaczyć. Pochylam się nad tym z pewną zazdrością. Nie umiem tego.

P.Z.: Wielokrotnie dobijałem się wywiadu z Michnikiem. Zawsze odmawiał - przez osoby trzecie.

C.M.: Pani Milewicz opowiada o Adamie Michniku jak o księciu pokoju. I tu jest właśnie problem. Jak na człowieka, który chciał unikać agresji, zachowywał się dziwnie. Móg uprawiać z komunistami chłodną politykę kompromisu, ale wolał obrażać ofiary Czesława Kiszczaka, mianując go człowiekiem honoru, a np. historyków z IPN obrzucał wyzwiskami. Moim zdaniem ta nadwyżka emocjonalna sprawiła, że on zamiast uniemożliwiać zimną wojnę domową przesunął tylko jej fronty. Może nawet radykalizując dzielące Polaków emocje.

E.M.: Nie umiałabym powiedzieć, czy Adam Michnik przebaczył ubekom, generałowi Kiszczakowi. Wydaje mi się, że on uznał, iż rozliczenia, zwłaszcza dokonywane przez zwycięzców, zniszczą Polskę. Uważał, że lustrowanie to zwycięstwo kwitów ubeckich. Moje zdanie co do lustracji od kilku lat jest inne. Natomiast rozumiem, że można mieć taki pogląd, jak Michnik, zwłaszcza jak się ma jego życiorys. On w PRL siedział w więzieniu za mnie, dlatego nie będę mu doradzać dziś, komu ma przebaczyć. Generalnie chciałbym zaproponować państwu: proszę poszerzyć krąg "winnych". Mniej kierujmy światło na jedną osobę, bo jedna osoba w państwie demokratycznym nigdy nie jest winna.

W.M.: Teza o klęsce Michnika wcale nie jest oczywista. Dopiero za kilka lat zobaczymy, że ten styl debaty, który obecnie panuje, nie ma sensu. Nieobecność Michnika ma jakiś sens, bo nie uczestnicząc w tym, nie autoryzuje tego stylu. Nie pozwala zniszczyć swojego autorytetu, co jest niewygodne dla jego przeciwników. Ale w tym błocie, jakie mamy dziś, nie sposób uczestniczyć.

C.M.: Czy rzeczywiście jest tylko lepiej, od kiedy Adam Michnik pozostaje mniej widoczny? Czy może trochę racji ma też Wojciech Mazowiecki?

R.Z.: Adam Michnik swoim wpływem ukształtował bardzo wielu ludzi i w związku z tym jest obecny w debacie publicznej, nawet kiedy się nie odzywa. Bo jest w niej wystarczająco dużo ludzi, którzy mówią w jego imieniu, bronią jego pomysłu na Polskę. I ja napisałem książkę "Michnikowszczyzna", a nie "Michnik", bo uważam, że te właśnie pomysły, które Michnik wypromował - na "oswajanie" postkomunistów, na to, jaki powinien być kształt demokratycznej Polski - są chybione i złe w skutkach. Ich dominacja zmieniła Polskę na gorsze. I dlatego nadal należy z nimi walczyć, nawet jeśli sam pomysłodawca usunął się w prywatność.


Ze strony:
http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowA​rticleId=28885
Użytkownik: jakozak 03.11.2009 14:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję Ci, Dot. Zaznaczę sobie w schowku, że nie chcę tego czytać.
Recenzja świetna.
Użytkownik: SouthAlaskanPole 23.03.2010 03:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jedyny błąd autora to przypuszczenie graniczące z pewnością, że od teraz (a był październik 2006) w mediach nie będzie się dało niczego przemilczeć, dziennikarze będą patrzeć władzy na ręce i nie będzie świętych krów.

Dziś już wiadomo, że to nieprawda. Festiwal wolnego słowa skończył się wraz z upadkiem rządu PiS. Kolejna władza znowu otrzymała osłonę medialną. Ale... na szczęście jest coś czego michnikowszczyzna nie musiała się obawiać na początku lat 90-tych: Internet.

Użytkownik: benzmanOpiekun BiblioNETki 31.12.2013 01:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Z zasady jestem dość powś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Witam. Jestem w trakcie lektury tej książki, i nie jestem w stanie zgodzić się z Tą recenzją (choć bardzo szanuję i cenię Autorkę za inne recenzje). Prawdopodobnie mamy zupełnie inne poglądy polityczne i jestem osobą dużo młodszą od Autorki, ale:
1) Zgadzając się co do niektórych użytych wulgaryzmów w książce są one w większości zacytowane sprytnie, tzn. wyrwane z kontekstu (przynajmniej moim zdaniem), ale fakt faktem w książce są.
2) Autorka skupiła się trochę za bardzo na uwypukleniu antagonizmu jaki wydaje się Ziemkiewicz czuje wobec Michnika. (Choć moim zdaniem w książce jest opisany dużo bardziej szeroki kontekst, niż tylko Michnik jest winien wszelkiemu złu i kropka!).
3) Zgadzam się również co do uwag niektórych komentarzy tej recenzji, iż jest ona bardzo tendencyjna. Po prostu nie trawię w tego typu publikacjach (może unika się w ten sposób dłużyzn i przydługiego cytowania), ale wklejanie niekompletnego zdania lub zupełnie jakiegoś fragmentu, jak wyżej wyciętego z kontekstu i oklejenie go swoim komentarzem dla mnie jest zupełnie NIEUCZCIWE.
Dlatego nie polecam tej recenzji, a biblionetkowiczom, którzy z góry założyli, po przeczytaniu Tej recenzji, że nie warto czytać tej książki, trochę mi szkoda - w takim razie ludzie Wy nie macie własnego zdania??!! To właściwie mnie najbardziej zaszokowało, tyle opinii z góry, że nie warto czytać Tej książki (notabene trochę o takiej interakcji społeczeństwa [inteligencji] jest ta książka). Ja od siebie serdecznie polecam Tą książkę (i tym z lewa, i tym z prawa, i tym z kosmosu), przeczytajcie. I jakiekolwiek zdanie sobie po lekturze wyrobicie, niech to będzie Wasze własne zdanie!
Mały apel do wszystkich piszących recenzje, jeśli piszecie recenzję książki, niech to będzie merytoryczne odniesienie do treści książki, a nie tylko negacja Autora i stylu "niektórych" zdań czy sądów przezeń wyartykułowanych. Na osąd Autora (czy jego stylu, czy poglądów) są inne miejsca na tym portalu do tego przeznaczone.Dzięki za wypowiedź. Pozdrawiam
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: