Dodany: 12.01.2011 23:39|Autor: Pok

Zwiastun ery pochrześcijańskiej?


Już sam tytuł mówi, o czym jest ta książka. "Traktat ateologiczny" - ateologiczny, czyli przeciwstawny teologii. Podtytuł natomiast ("fizyka metafizyki") sugeruje opis zjawisk nadprzyrodzonych za pomocą praw rządzących światem materialnym. Jeśli uda się racjonalnie wyjaśnić metafizykę, to przestanie ona istnieć - nie ma żadnego "po" czy "przed", jest tylko teraz.

Te postulaty znajdują odzwierciedlenie w treści. Onfray nawołuje, aby badać dzieła religijne tak samo jak dzieła świeckie (np. zapiski historyczne czy traktaty filozoficzne). Podczas analizy Biblii czy Koranu zakładanie boskości "z góry" jest działaniem kompletnie irracjonalnym i świadczy jedynie o uprzedzeniach oraz nieobiektywności. Dlaczego Stary Testament ma być wolny od krytyki, a dzieła Platona już nie? Przecież to nie ma sensu. Jeśli tekst danego pisma jest dany przez doskonałego Boga, to logika wskazuje, że jego treść też musi być doskonała, a zatem spójna, ponadczasowa, pozbawiona skaz, jednym słowem, idealna - nic nie można jej zarzucić. Czy tak jest w istocie? Nie bardzo. Święte księgi roją się wręcz od sprzeczności, a szerzone przez nie postulaty wielokrotnie nie mają wiele wspólnego z ogólnie pojmowaną moralnością. Są za to dziwnie ludzkie i znakomicie wpasowują się w czasy, w których powstawały. Stary Testament jest szowinistyczny, Nowy Testament głosi antysemityzm, a Koran poza jednym i drugim karmi nas jeszcze rajem z dziewicami, drogimi tkaninami i innymi przyjemnościami, których jesteśmy pozbawieni za życia (swoją drogą przytoczony w książce opis muzułmańskiego raju bardzo mi się spodobał i rozbawił). I właśnie dlatego należy je badać i analizować za pomocą wszelkich dostępnych metod. Należy oddzielić ziarno od plew, jednoznacznie stwierdzając, ile to wszystko jest warte. A sprawa nie jest błaha, przecież miliony osób wierzą w Boga takiego właśnie, jaki został opisany w świętych księgach. Co, jeśli marnują tylko swój czas i pieniądze? Przecież jeśli istnieje jeden, idealny, nieskończony Bóg, to dlaczego ma tyle postaci? To się nie trzyma kupy...

Według Onfray nadchodzi powoli koniec ery chrześcijańskiej, po której nastanie era pochrześcijańska. Miejsce teologii zajmie ateologia. Zamiast kultywować śmierć, bliżej nieokreślone życie pozagrobowe, należy się skupić na tu i teraz. Po co się niepotrzebnie ograniczać? Jeśli dokładnie zbadamy święte księgi razem z ich tłem historycznym, ustalimy motywy, dla których powstały, i okaże się, że owe księgi nie są warte funta kłaków, to należy się ich pozbyć. Autor jako lekarstwo sugeruje szerzenie demokracji, egzekwowanie praw człowieka, równość, równouprawnienie, skończenie z rasizmem, a także wprowadzenie pogodnego, radosnego, hedonistycznego stylu życia. Jeśli dane zachowanie sprawia nam przyjemność, nie krzywdząc zarazem drugiego człowieka, to dlaczego mamy sobie go bronić? Jesteśmy pewni tylko tego jednego życia, więc się nie ograniczajmy, żyjmy pełnią!

"Traktat ateologiczny" koncentruje się praktycznie na trzech głównych religiach monoteistycznych. Co ważne, Onfray nie skupia się tylko na chrześcijaństwie, nie lęka się muzułmanów i często dosadnie krytykuje islam, poświęcając mu całkiem sporo miejsca, wytykając wady i sprzeczności. Jeśli chodzi o judaizm, to najbardziej obrywa mu się za pozbawioną racjonalności praktykę obrzezania. Trzeba pamiętać, że wszystkie te religie wywodzą się z podobnych korzeni, a poruszane wątki wielokrotnie się splatają. Nie znajdziemy tu natomiast specjalnie krytyki samej idei Boga, której sporo uwagi poświęcił np. Dawkins. Francuski filozof koncentruje się na krytyce religii, gdyż to one stworzyły Boga na własny użytek. Bez religii następuje śmierć Boga. Znika czynnik regulujący.

Książka napisana jest w sposób powszechnie uważany za radykalny. Onfray się nie patyczkuje. Stara się wyłożyć karty na stół - wytyka wszelkie irracjonalności wiary w ewangelicznego Boga, próbuje zwrócić uwagę na kontekst historyczny oraz autorów tekstów, a także zwraca uwagę na bezsensowność wielu dogmatów. Stoi tym samym w wyraźnej opozycji do całego duchowieństwa, gorsząc ludzi wierzących. Onfray nie rozpatruje jednak religii w tych kategoriach. Nie bada pism świętych jako danych od Boga, a jako zwykłe teksty. A że ich treść pozostawia wiele do życzenia, to musi się im oberwać. Nie ma na to rady.

Sam styl "Traktatu..." jest dobry, trochę filozoficzny (nie brakuje nazwisk znanych filozofów), ale napisany dosyć przystępnym językiem. Wiele nie można autorowi w tej kwestii zarzucić. Kto jednak oczekuje intelektualnej uczty, szerokiego analizowania problemów i filozoficznej głębi, ten może się zawieść. Osobiście spodziewałem się dzieła trochę bardziej ambitnego, choć nie mogę powiedzieć, abym czuł się bardzo zawiedziony. Mimo to czegoś mi w tej kwestii brakuje.

Kończąc, muszę jeszcze napomknąć o wadach. O jednej właśnie wspomniałem. Druga jest z nią pośrednio związana. Mianowicie razem z przedmową tłumacza całość ma 240 stron, dodatkowo niespecjalnie dużych. W tak niewielkim tekście niemożliwością po prostu było zmieszczenie i dokładne omówienie wszystkich nieścisłości trzech największych religii monoteistycznych. W konsekwencji otrzymujemy obraz niepełny, bardziej wprowadzenie do tematu niż jego wyczerpującą analizę. Brakowało mi również przypisów. Co prawda cytując jakiś tekst z danej księgi Onfray wyraźnie zaznacza, skąd on pochodzi, a ostatnie strony zostały poświęcone omówieniu bibliografii. Nie jest to jednak to samo co standardowe przypisy u dołu strony.

"Traktat ateologiczny" na pewno nie jest dziełem rewolucyjnym, a nawet trudno byłoby go nazwać rewelacją.Choć jego treść jest bardzo ciekawa, a argumentacja w większości przypadków uprawomocniona i sensowna, nie wyczerpuje należycie tematu. Taki zabieg mógł być celowy - ograniczenie rozmiarów dzieła dla szerszego rozpropagowania zawartych w nim podstawowych idei. Opasłe tomisko mogłoby wielu odstraszyć, a tak króciutką książeczkę każdy może bez problemu przeczytać. Autor w tym przypadku postawił na ilość, ujmując trochę jakości. Nie można go za to winić. Osobiście przeczytałbym bardziej obszerną rozprawę, ale liczę się z tym, że czasem cel uświęca środki. A że podstawowe tezy głoszone przez Onfray są, moim zdaniem, słuszne - tym bardziej jestem za ich nagłośnieniem. W wielu czytelnikach zgorszenie może budzić radykalizm poglądów, pamiętajmy jednak, iż zadaniem tej pozycji jest krytyka religii, a nie jej sucha, dogłębna analiza. Autor stara się sfalsyfikować sens wierzenia w Boga ewangelicznego. Posługuje się ówczesną metodą naukową - jeśli coś zawiera elementy błędne/szkodliwe, to należy je usunąć i stworzyć nową, lepsza teorię. Nie można powiedzieć, że jest nietolerancyjny. Po prostu podchodzi do sprawy w sposób racjonalny i krytyczny. Nie przemilcza niektórych spraw tylko dlatego, że "tak wypada".

Podsumowując, książka mi się jak najbardziej podobała, a i dowiedziałem się z niej tego i tamtego. Wątpię jednak, aby jej przesłanie zakłócało mi sen po nocach. Czasem byłem pozytywnie zaskoczony i delektowałem się kolejnymi fragmentami, a czasem czułem niedosyt. Może kiedyś Onfray wyda rozszerzoną wersję "Traktatu...", napisaną z dużo większym kunsztem i dbałością. Wtedy może dostać maksymalną notę. Obecne dziełko natomiast zasługuje, moim zdaniem, na czwórkę z plusem, czyli jest prawie bardzo dobrze.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1010
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: