Dodany: 13.01.2011 23:27|Autor: Kid A.

O kondycji literatury obyczajowej słów kilka


Nie będzie tu zdradzania szczegółów, mało będzie odniesień do treści tej konkretnej książki, będzie natomiast refleksja ogólna (dość długa, przyznaję), jaka nawiedziła mnie po lekturze „Wszystkich mężczyzn mojego kota”.

Pierwsza moja myśl po przeczytaniu tej powieści: „o, rany, co by tu o niej dobrego powiedzieć?”. Sytuacja była o tyle trudna, że książkę pożyczyła mi znajoma, więc oddając ją musiałam zdobyć się na jakiś pozytywny komentarz - zwłaszcza że ona sama przyjmowała wobec niej pozycję, nazwijmy to tak, „życzliwej neutralności”:). Zatem teraz, uwolniona od takich ograniczeń, mogę wreszcie wyrazić szczerze swoją opinię. Od razu zastrzegam: wiem, że nie jest to literatura szczególnie ambitna i górnolotna, nie ma na celu skłaniać do przemyśleń, zastanawiania się nad kondycją ludzkości itp. Przeczytałam tę książkę wiedząc o tym, miałam jednak nadzieję (bez pokrycia, niestety), że będzie to po prostu fajna, bezpretensjonalna powieść, wolna od tego, co mi ostatnio w literaturze tego typu wybitnie przeszkadza. A co mi przeszkadza? Może wymienię w punktach:

1. Odnoszę wrażenie, że autorzy takich właśnie „lekkich” obyczajowych powiastek nie mogą się obyć bez wprowadzenia przynajmniej jednego wątku dotyczącego gejów lub lesbijek. Rozumiem, że ma to sugerować, że polska literatura obyczajowa nie pozostaje w tyle za europejską i podobnie jak inni uważamy homoseksualistów, powiedzmy, za stały i typowy element społeczeństwa. Uważamy! Więc po co to tak bardzo podkreślać? Tyle się tych wątków mnie (jako przeciętnemu czytelnikowi) serwuje, że zaczynam się zastanawiać, czy nie niosą one (UWAGA: Spiskowa teoria dziejów!) jakichś ukrytych przekazów podprogowych, albo czy autorzy nie są tak cyniczni, że celowo umieszczają takie wątki, by poprawić wyniki sprzedaży. Konkludując: ja nazywam to brakiem oryginalności i bezmyślnym kopiowaniem obcych wzorców.

2. Nieznośna przewidywalność: dość wspomnieć, że po dwóch (plus minus) rozdziałach wiedziałam, jak książka się skończy, kto będzie z kim i dlaczego. Mimo wszystko czytałam dalej, zakładając, że autorka zafunduje nam co najmniej zwrot o 180º. Byłam wręcz pewna, że nie może się to skończyć tak, jak się domyślałam, bo co by to była za opowieść? Oczywiście tak właśnie się skończyła, czemu nie mogłam się nadziwić. W związku z tym zaczęłam się zastanawiać: być może właśnie na tym polega postmodernizm? Do sklepów trafia nowa, ciekawie zapowiadająca się książka. Czytelnicy zaraz na początku lektury orientują się, jaki będzie koniec, ale że nie wierzą w tak proste zakończenia, są przekonani, że autor bawi się z nimi w kotka i myszkę, a finał będzie zupełnie nieprzewidywalny. A tu niespodzianka! Wszystko kończy się dokładnie tak, jak się spodziewaliśmy!

3. Trzeci zarzut w formie apostrofy do autorki: O, autorko! Dlaczego nie zdobyłaś się na przezwyciężenie stereotypowego spojrzenia na społeczeństwo, tylko powielasz (a nawet przerysowujesz) te nudne i powtarzalne stereotypy? Bo jeśli japońscy turyści, to z aparatami, bo jeśli przechodzisz przez Rynek w Krakowie, to musisz unikać „bombardowania” przez gołębie itd. I jeszcze moje osobiste odczucie: nie chce mi się wierzyć, że autorka jest z Krakowa, jak twierdzi. Nie próbuje się bowiem przebić przez żadne uproszczone schematy odnoszące się do tego miasta. Ba! Ona sugeruje, jakoby te stereotypy były w zupełności uzasadnione, co mnie, jako krakusa, trochę irytuje.

Kończąc tę przydługą epistołę: tak, książka mi się nie podobała, ale być może nie powinnam narzekać, bo wcale nie zapowiada się, żeby kolejne były lepsze.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 588
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: