Dodany: 20.01.2011 16:11|Autor: koczowniczka

"Najgorszą samotnością umierającego jest to, że nie może on powiedzieć swoim bliskim, że umiera"


Marie de Hennezel to niezwykła osoba: przez wiele lat pracowała w ośrodku opieki paliatywnej na stanowisku psychologa. Zaprzyjaźniała się z nieuleczalnie chorymi ludźmi wiedząc, że za kilka dni lub tygodni zamkną oni oczy po raz ostatni. Rozmawiała z nimi o śmierci, starała się ich uspokoić i zmniejszyć lęk. Uważała, że strach przed śmiercią, jak również ból fizyczny można wyeliminować. Swoje wrażenia z tej pracy przedstawiła w książce pt. "Śmierć z bliska".

Ciągłe przebywanie w towarzystwie umierających nie uczyniło z Marii de Hennezel osoby depresyjnej i ponurej. Stwierdziła, że odkąd podjęła pracę w hospicjum, żyje intensywniej i bardziej świadomie. Jej radość życia może nawet trochę dziwić. Autorka przedstawiła kilkoro pacjentów - Patrycję z nowotworem, chorego na AIDS Bernarda, sparaliżowaną Danielle. Poznała te osoby dopiero wtedy, gdy przybyły, by umrzeć - i my, czytając o nich, musimy zdawać sobie sprawę, że w pewnym momencie na kartach tej książki zostanie opisana ich śmierć. Czy przyjmiemy to z takim samym optymizmem jak autorka? Czy po odłożeniu książki będziemy czuli radość życia taką jak ona? Czy zgodzimy się z nią, że śmierć jest kulminacyjnym momentem życia i nadaje życiu sens?

O tym, jak rozmawiać z umierającymi, Marie de Hennezel napisała dosyć wnikliwie. Ukazała to na kilku przykładach. Ot, choćby na przykładzie chorej na raka Patrycji. Patrycję przywieziono do hospicjum, ale bliscy nie powiedzieli jej, co to w rzeczywistości oznacza. Patrycja zachowuje się niespokojnie, nie może spać w nocy, wciąż przywołuje pielęgniarki. Chyba nie wierzy w optymistyczne słowa męża, który podtrzymuje mit o wyzdrowieniu. Personel hospicjum przeciwny jest okłamywaniu chorego, toteż przy najbliższej okazji Marie de Hennezel przekazuje Patrycji prawdę o jej beznadziejnym stanie, oczywiście w jak najdelikatniejszy sposób.

Rodzina często prosi, by nie informować pacjenta o braku perspektyw na wyleczenie, twierdząc, że nie uniesie on ciężaru prawdy, tymczasem on już ją najczęściej zna i dźwiga samotnie. "Najgorszą samotnością umierającego jest to, że nie może on powiedzieć swoim bliskim, że umiera"[1] - uważa autorka. Chory denerwuje się, gdy nie może z bliskimi szczerze porozmawiać, nie chce słuchać fałszywych pocieszeń i paplania o powrocie do domu.

Do hospicjum przyjęto starszą kobietę, Marcelę. Marcela niespokojnie miota się i wciąż mówi o śmierci, a jej przerażona córka krzyczy: "Mamusiu, jak możesz tak mówić! Jak ci nie wstyd!"[2] i zapewnia, że w tym zakładzie ją wyleczą. Córka zostaje przez personel wyproszona za drzwi, a Marcela dowiaduje się, że tak, niebawem umrze. O dziwo, uspokaja się. Teraz wie, co ją czeka, wie, czym się zająć - wydaje córce dyspozycje dotyczące własnego pogrzebu i swojej ostatniej woli. "Myśli się o chronieniu tego, kto ma umrzeć, ale tak naprawdę - czy nie chodzi przede wszystkim o ochronę samego siebie?"[3] - zauważa autorka.

"Śmierć z bliska" została napisana w połowie lat osiemdziesiątych, ale nie sprawia wrażenia przestarzałej, tym bardziej, że książek o tak trudnej tematyce nie wydano wiele. Na pewno zaciekawi osoby, które chcą wiedzieć, jak zachowywać się w obecności umierających.



---
[1] Marie de Hennezel, "Śmierć z bliska", przeł. Agnieszka i Jerzy Brzozowscy, wyd. Znak, 1998, str. 37.
[2] Tamże, str. 36.
[3] Tamże, str. 24.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1374
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: