Dodany: 20.01.2011 22:59|Autor: Frider

Przyszłość w przeszłości


Zbiory opowiadań mają to do siebie, że obejmują twórczość z różnych okresów w życiu autora. Mamy tu z reguły utwory słabsze i lepsze, te, które powstały niejako "przypadkiem" w trakcie tworzenia czegoś "większego" i te, które miały być dziełem samym w sobie. Co więcej, opowiadania, nowele zebrane w takich tomach obejmują zwykle bardzo duży przedział czasu i można w nich śledzić rozwijanie się warsztatu pisarskiego autora.

Tom "Zapłata" jest bardzo nierówny. Niewiele czytam science fiction i trochę brakuje mi porównania do innych pisarzy tego gatunku, ale ogólnie raczej rozczarowałem się. Philip K. Dick już samym nazwiskiem firmuje mistrzostwo i styl. Spodziewałem się tu, tak jak to jest u Lema, bogactwa narracji, wciągającej fabuły, ogromnej wiedzy technicznej połączonych inteligentnym prowadzeniem akcji. Być może krótka forma opowiadań nie pozwala na osiągnięcie tego wszystkiego. Być może...

Ostatnim razem czytałem książki Philipa K. Dicka jako nastolatek (niestety nie pamiętam, jakie) -wtedy byłem zachwycony. Kto wie, czy to nie jest właśnie odpowiedź - część utworów sprawia wrażenie pisanych w pośpiechu jako przygodowe, niewymagające zagłębiania się w treść skróty czegoś większego, w sam raz dla młodszego czytelnika. Na podstawie niektórych powstały filmy i w sumie łatwo to zrozumieć - opowiadania te są jak scenariusze: krótkie, proste dialogi, mało opisów, szybkie zwroty akcji. Całość ma szkieletowy kształt, gdzie w pustych miejscach (których nie brakuje) reżyser mógł popuścić wodze swojej fantazji.

Najsłabszym utworem z całego tomu jest dla mnie, paradoksalnie, opowiadanie tytułowe - "Zapłata" (1953 rok). Opowiada o mężczyźnie, który zawiera swoisty kontrakt - zgadza się za dużą sumę pieniędzy podpisać umowę, w której podejmuje się dwuletniej pracy w zawodzie mechanika, zakończonej wymazaniem pamięci za ten okres. Po "obudzeniu się" po dwóch latach, zamiast spodziewanej zapłaty otrzymuje garść drobiazgów, nieledwie śmieci, o które podobno sam poprosił przed kasacją pamięci. Dalszy ciąg to dochodzenie do prawdy - do czego służą tajemnicze przedmioty oraz czym zajmuje się organizacja, dla której pracował bohater.

Niestety - akcja i fabuła są bardzo przewidywalne, z drętwymi, momentami śmieszącymi dialogami, schematyczne. Nie mogę uwierzyć do tej pory, że to opowiadanie zostało stworzone przez kogoś o takiej reputacji. Gdyby zostało zamieszczone w dowolnym piśmie SF, w czasach współczesnych, sygnowane przez nieznanego autora - przeszłoby bez echa.

Następne, "Niania", to groteska. Bardzo krótki utwór o - podobnie jak w "Zapłacie" - od pierwszej strony przewidywalnym zakończeniu. Przedstawia świat, w którym roboty towarzyszą ludziom na każdym kroku. W tym konkretnym przypadku chodzi o elektroniczne nianie, bardzo specyficznie zaprogramowane, nie tylko do opieki nad dziećmi... Choć może bardziej istotne jest tutaj przedstawienie ludzkiej, pierwotnej potrzeby dominacji i skłonności do przemocy. Opowiadanie to raczej nie pozostawi wspomnień.

"Świat Jona" idzie już nieco dalej. Jest to jedno z wczesnych opowiadań podejmujących, bardzo eksploatowany później, temat podróży w czasie oraz wpływu postępowania "podróżników w czasie" na losy całych narodów. Kłania się "efekt motyla". Mimo dosyć dyskusyjnego zachowania głównych bohaterów (to eufemizm - lepsze określenie: czystej głupoty) z pewnym zaciekawieniem czekałem na zakończenie.

"Miniaturowe miasto" to już co innego. Ciekawy pomysł, lepsze wykonanie i po raz pierwszy w tym zestawieniu składna końcówka. To opowiadanie jest trudniejsze do zdefiniowania ze względu na oryginalny pomysł przeniesienia rzeczywistości do świata wykreowanego przez drobiazgowego twórcę makiet.

"Śniadanie o zmierzchu" byłoby dobre, gdyby nie ostatnie kilka akapitów, zupełnie psujących efekt całości. Ponownie mamy tutaj wędrówkę w czasie, ale tym razem zupełnie niezależną od woli osób przeniesionych i wręcz przez nich niepożądaną. Informacje, jakie osoby te otrzymują w przyszłości, mogą stanowić temat do rozważań - czy zawsze warto wiedzieć?

"Ojcowskie alter ego" to dla mnie nic innego jak opowiadanie, na podstawie którego Don Siegel nakręcił "Inwazję porywaczy ciał". Nigdzie nie znalazłem informacji na ten temat, ale podobieństwo tych dwóch dzieł jest uderzające. Co więcej, opowiadanie powstało (zostało wydane?) w roku 1954, a film miał premierę w roku 1956. Fabuła jest zasadniczo ta sama - powstawanie, na skutek ingerencji bliżej nieokreślonych obcych, dokładnych kopii ludzi będących już także obcymi. Nawet sposób powstawania klonów jest podobny jak w filmie.

Następne opowiadania czyta się już zdecydowanie lepiej. Większość ma swoisty charakter - nieodparcie kojarzą się z klimatem Orwellowskiego "roku 1984". Poczucie beznadziejności życia oraz bezsiły wobec ustanowionego porządku społecznego są obezwładniające, wręcz namacalne("W lepszym świecie" - bezradność człowieka chcącego zachować bezstronność w świecie zdominowanym przez dwie zwalczające się frakcje polityczne, powolne dochodzenie do zrozumienia, że próby neutralności traktowane są wrogo przez obie partie).

"Zastępca" to próba przedstawienia, jak władza działa na ludzi małych i pozbawionych moralności. Można powiedzieć, że akurat w tym temacie od dziesiątek lat chyba niewiele się zmieniło... W przypadku tego opowiadania zdecydowanie korzystniej wypada jako prezydent maszyna niż człowiek.

"Małe co nieco dla nas, temponautów" daje nam świadomość braku możliwości zmiany swojego życia czy też wpływu na przyszłość - tutaj autor ponownie porusza temat podróży w czasie, ale pojawia się pętla czasowa i problem ucieczki z niej. Choć, być może, nie zawsze ucieczka z pętli jest dla wszystkich wyjściem najlepszym...

Postapokaliptyczne krajobrazy w "Zautomatyzowanej fabryce" (próby usamodzielnienia się ludzi, którzy przeżyli kataklizm wojenny od tytułowych zautomatyzowanych fabryk, uniemożliwiających rozpoczęcie życia "na własną rękę") oraz "Epoce beztroskiej Pat" (ludzie w rzeczywistości powojennej tworzą małe zamknięte społeczeństwa, które w związku z pomocą Marsjan (?!) tracą chęć rozwoju i odbudowy cywilizacji oraz bezsensownie ukierunkowują swoją energię na wymyślną grę) są dosyć przekonujące. Te opowiadania, wraz ze "Śniadaniem o zmierzchu" i "Światem Jona", przypominają nam, że autor tworzył je w czasach zimnowojennych, gdy widmo kataklizmu nuklearnego było bardzo realne i budziło pytania o przyszłość.

Prawdziwą perełką w tym zestawieniu jest opowiadanie "Przedludzie" (1974 rok) - myślę, że na taką prozę czekałem od początku. Fabuła podejmuje problemy moralne, aktualne także dzisiaj - kiedy (w jakim wieku) zaczyna się człowieczeństwo, gdzie przebiega cienka granica samoświadomości ludzkiej, do jakiego stopnia rodzice mogą stanowić o być albo nie być swoich dzieci, tych nienarodzonych, ale i tych już dorastających. Jak łatwo można się przyzwyczaić do zbrodni, jeżeli tylko jest ona usankcjonowana prawnie? Świat wykreowany w tym opowiadaniu jest bardzo pesymistyczny, ocierający się o skrajne zachowania ludzkie i budzący równie skrajne emocje. To nie jest przyjazne miejsce nastawione na rozwój społeczeństwa od najmniejszego obywatela. To pełen rozpaczy i bólu obraz starzejącego się społeczeństwa nastawionego na konsumpcję i przetrwanie najsilniejszych. Jak się wydaje, z tego miejsca nie ma ucieczki. Ci, którzy nie godzą się z istniejącym porządkiem społecznym, skazani są na samotność.

To opowiadanie w moim przekonaniu podważa teorię, że wpływ na odbiór utworów miał przekład - najsłabsza i najlepsza część zbioru to przekład tej samej osoby, natomiast różnicę w jakości każdy musi ocenić sam.

Większość opowiadań powstała w latach 50. Być może to, co wtedy było świeże i odkrywcze, dzisiaj, po latach, wydaje się po prostu archaiczne i nudne. Pomysły, z którymi spotykamy się w tych utworach, w czasach obecnych zostały wielokrotnie wykorzystane i znacznie rozbudowane. W opisywanym zbiorze jest mnóstwo rażących uproszczeń. Czytanie tych opowiadań może faktycznie przypominać cofanie się w czasie... Niestety nie z korzyścią dla "Zapłaty".

Podsumowując - zbiór ten pozostawił mnie z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony na pewno rozczarowanie - za całość przyznaję jakieś 50-60 punktów na 100 możliwych. Pojedyncze bardzo dobre utwory w zestawieniu z miałką resztą to za mało, aby się skusić na więcej. Jednak, jak już wspomniałem, opowiadania mają własne, specyficzne prawa, sądzę więc, że warto sięgnąć po powieści Philipa K. Dicka, aby lepiej poznać i docenić jego pisarstwo (sam mam taki zamiar). Jeżeli ktoś nie czytał wcześniej tego autora, to nie polecam - szkoda się przedwcześnie zrażać.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1690
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: