Dodany: 12.02.2011 22:04|Autor: rudawiedzma

Dwie twarze Klimko-Dobrzanieckiego


Czytam książki Huberta Klimko-Dobrzanieckiego w nie do końca właściwej kolejności. Pierwszy raz zetknęłam się z jego prozą, kiedy ukazały się „Rzeczy pierwsze” – powieść przewrotna, cięta, w pewien sposób groteskowa, krótko mówiąc – raczej zabawna. Co nie zmienia faktu, że bardzo dobra. Potem przeczytałam „Dom Róży; Krýsuvík” i okazało się, że Dobrzaniecki może być do bólu poważny. Dosłownie do bólu – „Dom Róży” to opowieść o umieraniu. I o innych sprawach, o których chciałoby się zapomnieć. Tak też jest z jego najnowszą powieścią, „Bornholm, Bornholm”. Opowiada ona właśnie o rzeczach, których nie chce się na co dzień sobie uświadamiać, a które są częścią codzienności.

Historia dwóch mężczyzn, których łączy, jak się okaże pod koniec, więcej, niż można by się spodziewać. Jeden jest znudzony życiem z żoną, do której nie czuje już nic dobrego i od której – paradoksalnie – wybawia go wojna. Drugi to młody człowiek, który swojej matce, pogrążonej w śpiączce, mówi wszystko, czego nie mógłby powiedzieć w innej sytuacji. Obaj są rozczarowani swoim życiem, życiem jak każde – pełnym smutków, rutyny, nieprzyjemnie zaskakujących wydarzeń i zawodów.

Właśnie to odwzorowanie prawdy o życiu – a może inaczej, prawd z życia - a do tego umiejętność opowiadania Dobrzanieckiego, który potrafi każdą historię zamienić w niezwykłą, sprawiają, że „Bornholm, Bornholm” to świetna książka. A przy okazji można przekonać się o tym, że Dobrzaniecki jest nie tylko dowcipnisiem, ale umie też poradzić sobie z bardziej ważkimi i niewygodnymi tematami.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 858
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: