Dodany: 25.02.2011 16:10|Autor: malkavian

Książka: Zbrojni
Pratchett Terry

6 osób poleca ten tekst.

Pratchetta cienie we mgle


Terry Pratchett swego czasu przez cztery lata pracował w zarządzie trzech elektrowni atomowych. Nie wiem, co tam robił, ale do tej pory emituje cząstki szalonego stylu i nieskrępowanej wyobraźni, więc chyba możemy być wdzięczni każdemu atomowi uranu, który pobudził jego szare komórki do włóczenia się po oktarynowych bezdrożach fantazji. Wraz ze „Zbrojnymi” już po raz piętnasty mamy okazję zabrać się na wycieczkę po jego Świecie Dysku...

Spośród wszystkich cykli, które wyróżnić możemy w obrębie dyskowych opowieści, ponad wszelką wątpliwość, z ręką na sercu i bez krzyżowania palców (a jeśli zażądacie, nawet pod wariografem) muszę się przyznać, że najbardziej lubię perypetie Straży Miejskiej. Rincewind jest zbyt fajtłapowaty, czarownice zbyt zrzędliwe, Śmierć... nieco lodowaty. Za to Samuel Vimes przemierzający upadłe miasto Ankh, gdzie przestępstwa wyewoluowały do tego stopnia, że stały się praworządnym przejawem codzienności, Vimes o bezwzględności i determinacji Brudnego Harry'ego, a zarazem z iście szerlokowską logiką jest właśnie tym, czego szukam. Ale kapitan, niezależnie od tego, jaki jest dzielny, nie byłby w stanie poradzić sobie bez swoich podwładnych: niezmiernie charyzmatycznego Marchewy – krasnoluda poprzez adopcję i żądnych pracy (a przynajmniej wykazujących wielką chęć zostania skorumpowanymi) podoficerów – sierżanta Colona i kaprala Nobby'ego Nobbsa.

Powieść stanowi bezpośrednią kontynuację tomu „Straż! Straż!”; dowodzący strażą Vimes przygotowuje się mentalnie do planowego wstąpienia na drogę małżeńskiego szczęścia (czy - jak to określa Woody Allen – matrymonialnego holokaustu). Jako że wybranką kapitana jest najbogatsza kobieta Ankh, znana czytelnikom ze wspomnianego prequela Sybil Ramkin, ze zmianą statusu cywilnego wiążą się pewne konsekwencje. Vimes musi dołączyć i odnaleźć się w gronie, jakże przez niego pogardzanej, arystokracji. Tymczasem do straży trafiają nowi rekruci – przedstawiciele mniejszości rasowych (kapral Nobbs hipotetycznie jest człowiekiem): krasnolud-koneser szczurów w ketchupie - Cuddy, troll Detrytus o skłonnościach samobójczych i niebezpiecznie zmysłowa kobieta-wilkołak - Angua. W tym samym czasie, gdzieś w w Ankh, wywodzący się z podupadłej rodziny szlacheckiej absolwent szkoły Gildii Skrytobójców – Edward D'Eath, w oparach patriotycznej troski o miasto, podejmuje się próby restauracji monarchii. Obsesyjnie studiując historię rodziny królewskiej odkrywa, jak się zdaje, żyjącego prawdziwego następcę tronu Ankh. Pomimo sceptycyzmu ze strony swojego środowiska, pozostaje nieprzejednany.

W Gildii Skrytobójców dochodzi do tajemniczego wybuchu, a miastem wstrząsa seria makabrycznych morderstw. A to dopiero początek prawdziwych problemów... Jedno jest pewne: chłopaki w mundurach będą mieli pełne ręce roboty. I do tego ci okropni alchemicy...

Pierwsze, co rzuca się nam w oczy, to niepowtarzalny, ociekający sarkazmem humor Pratchetta. Czytając „Zbrojnych” niejednokrotnie nie jesteśmy w stanie powstrzymać się przed niekontrolowanymi napadami śmiechu (lepiej nie czytajcie w komunikacji miejskiej, ludzie podejrzanie patrzą). Jednak gdzieś w gąszczu szalonej, pokręconej narracji, w stosie prześmiewczych aluzji otrzymujemy nutkę powagi. Pisarz podejmuje się trafnej analizy wielu poważnych problemów społecznych. Odnajdujemy w powieści analogię do rasizmu, który w Pratchettowskim wydaniu odnosi się nie do koloru skóry, ale do gatunku. Obserwujemy, jak uprzedzenia, stereotypy i nieznajomość obcej kultury prowadzą do nienawiści i fanatyzmu. Podejmuje ponadto pisarz problem asymilacji, akceptacji w nowym środowisku, dążenie do osobistej wolności, a nawet mechanizmy władzy i tyranii. Prześmiewczy ton autora pozwala nam z dystansu przyjrzeć się irracjonalności tego typu zachowań. Pratchett pozwala nam spojrzeć na te problemy z poziomu kpiny i wyciągnąć trafne, często łatwo dostrzegalne, a mimo to niezauważalne wnioski. Przez to powieść nabiera nowego, nieco moralizatorskiego charakteru.

Ale „Zbrojni” to przede wszystkim czystej krwi kryminał, jakich mało. Powieść do końca trzyma czytelnika w napięciu, autor wielokrotnie myli go, podsuwając fałszywe tropy, trudne do zestawienia zdarzenia. W ten sposób dostajemy dzieło, od którego trudno się oderwać, które zmusza nas do przeczytania go jednym tchem. Równie wciągające wątki poboczne tylko dopełniają obrazu mistrzostwa autora. Zachwycają rozważania na temat psychologii zbrodni, żądzy władzy.

Jak głosi jedna z zawartych w powieści uwag, pewne rzeczy są tak doskonałe w swojej kategorii, że mają wyjątkową wartość. Tak też jest ze „Zbrojnymi”. To jeden z najlepszych kryminałów, z jakimi miałem do czynienia, nie tylko spośród tych osadzonych w konwencji fantasy. A ponadto, jak to zwykle bywa w przypadku Anglika, otrzymujemy zbiór trafnych ironicznych uwag na temat świata, w którym przyszło nam żyć i na temat zachowań i postaw, z jakimi możemy się w nim spotkać.

Serdecznie polecam tę książkę wszystkim, nie tylko miłośnikom prozy pana Pratchetta.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2127
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: