Dodany: 26.02.2011 12:04|Autor: lirael

Czytatnik: Ulotny most słów

6 osób poleca ten tekst.

Biblioteczne peregrynacje


O istnieniu "Howards End is on the Landing" po raz pierwszy dowiedziałam się dzięki Padmie. Potem Aleutka utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest to książka wyjątkowa.

Czytałam ją z radością, wzruszeniem i zachwytem. To niesprawiedliwe, że polscy czytelnicy nie doczekali się jeszcze przekładu. Publikacja "Howards End is on the Landing" byłaby prawdziwym świętem dla moli książkowych w naszym kraju. Kariera "Ex librisu" Anne Fadiman dowodzi, że jesteśmy spragnieni ciekawych, dowcipnych i przyjaznych czytelnikowi esejów o literaturze. W świetle posępnych rewelacji Biblioteki Narodowej warto pamiętać, że tego typu publikacje skutecznie promują modę na czytanie.

Wróćmy do Susan Hill. Wszystko zaczęło się od zaginionej książki. Gdyby nie ona, być może brytyjska pisarka nie podjęłaby decyzji, która doprowadziła do "Howards End is on the Landing". Otóż autorka postanowiła przez rok czytać wyłącznie książki z własnych zbiorów. Okazało się bowiem, że szukając zagubionej powieści, natknęła się na mnóstwo pozycji, do których nigdy nawet nie zajrzała. Tak zaczyna się fascynująca podróż Susan Hill po... własnej bibliotece. Zaniepokojonych losem zagubionego tomu informuję, że został w końcu odnaleziony.

Odważna decyzja pociągnęła za sobą następne. Autorka heroicznie postanowiła na rok zrezygnować z kupowania i wypożyczania książek, co określa jako "akt perwersji".[1] Kolejne zobowiązanie dotyczyło ograniczenia czasu przeznaczonego na internet. Zdaniem Hill chwile spędzane na czytaniu o książkach w sieci powinien być przeznaczone na czytanie książek.

Zaznaczam, że "Howards End is on the Landing" nie jest skrupulatnym zbiorem recenzji przeczytanych w ciągu tego roku pozycji. To znacznie więcej. Zgodnie z obietnicą złożoną samej sobie, Susan penetruje własny księgozbiór, a jednocześnie z pasją i poczuciem humoru opowiada o swojej miłości do czytania. Znajdziemy tu sporo anegdot o twórcach, których dane jej było poznać osobiście. Jest to kolekcja bardzo znaczących nazwisk. Sama Hill jest pisarką więc kontakt z brytyjską elitą literacką był z natury ułatwiony. Niektórych twórców poznała pracując dla BBC, innych na wspólnych spotkaniach autorskich, jeszcze innych w czasie obrad komisji przyznających różne nagrody literackie, w tym Bookera.

Autorka zajmująco opowiada o utworach, które zrobiły na niej wrażenie i takich, których nie była w stanie ukończyć, jak na przykład "Portret damy" Jamesa. Mam wątpliwości, czy wszyscy twórcy z literackiego parnasu otwarcie przyznaliby się do tego, że lubią kryminały i nie cierpią Jane Austen? Mocną stroną "Howards End is on the Landing" jest szczerość - Susan Hill o swoich literackich sympatiach i antypatiach mówi wprost. Nie udaje, że pochłania wyłącznie dzieła z najwyższej półki. W książce znajdziemy liczne tropy, wiele tytułów, które w opinii autorki zasługują na przeczytanie. Moja lista pozycji do zdobycia wydłużyła się niemiłosiernie!

Książka Hill to studium przypadku obsesyjnego pasjonata literatury, który ma liczne dziwactwa, niepojęte dla reszty ludzkości. Objawy są różne. Na przykład z wielką radością odkryłam, że moja chorobliwa fascynacja czcionkami i oryginalnymi tytułami, znajduje odzwierciedlenie w pasjach Susan. Przywiązuję wagę do opinii autorki, bo wszystko wskazuje na to, że mamy dość podobny gust literacki. Z wielkim zaskoczeniem przeczytałam o tym, że ona też widzi analogie między sposobem pisania Penelope Fitzgerald a jej twórczością plastyczną. Są oczywiście między nami różnice. Nie podzielam entuzjazmu autorki wobec Dorothy Sayers i Barbary Pym. Różni nas też ocena Colina Firtha w roli Darcy'ego w serialu BBC. W przeciwieństwie do mnie pisarka nie była nim zachwycona.

Bezwzględnie racjonowałam sobie lekturę "Howards End is on the Landing", żeby przyjemność trwała jak najdłużej. Z pewnością zajrzę do tej pozycji jeszcze nie raz. Sprawia wrażenie książki, w której za każdym razem można znaleźć coś nowego. Żałuję, że nie została wyposażona w indeks nazwisk i tytułów ani nawet w spis treści. Takie zestawienie byłoby pomocne, bo szukając konkretnej informacji, musimy przedzierać się przez wiele stron. Co nawiasem mówiąc sprawia mnóstwo radości! Być może taka właśnie była ukryta intencja pisarki.

Na przykładzie Hill potwierdza się obserwacja, że Brytyjczycy czytają mało książek zagranicznych. Jedyne książki, które nie powstały w języku angielskim, a znalazły się w zestawieniu najważniejszych pozycji, to "Zbrodnia i kara", książka o Muminkach oraz Biblia. Jedną z przyczyn może być nieufność do przykładów. Autorka pisze, że tłumaczenie jest jak woal, mgiełka, która nie pozwala nam tak naprawdę dotknąć utworu.

Końcówka wydała mi się trochę gorsza, nieco mniej dopracowana. Ustalanie finałowej czterdziestki ulubionych książek odrobinę mnie znużyło.

"Howards End is on the Landing" jest żarliwym hymnem o czytaniu, które powinno być niespieszne, uważne a jednocześnie namiętne. Mowa oczywiście o prawdziwych książkach, nie o bezdusznych plikach elektronicznych, które wywołują w Hill pogardę. Wobec e-czytnika używa epitetu "wretched" (nędzny, nieszczęsny)[2].

Ciekawa jestem, jak Wam podoba się pomysł Susan Hill? Czy bylibyście w stanie poświęcić rok własnej bibliotece? Ja na pewno tak, jednak przy założeniu, że wówczas nie czytałabym Waszych recenzji, bo niektóre sprawiają, że mam ochotę natychmiast popędzić do najbliższej księgarni lub biblioteki.
______________
[1] Susan Hill, "Howards End is on the Landing", Profile Books Ltd, 2010, s. 2.
[2] Tamże, s. 230.

Moja ocena: 5

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1275
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: