Dodany: 07.03.2011 22:27|Autor: czytelnik1967

Dobro człowieka


Ocalić ludzkie istnienie – oto godna pochwały postawa. Jeśli jest taka możliwość, uratujmy człowieka. Jest on słaby, nieporadny. Potrafi krzyknąć niby lew, to prawda, lecz często wydaje się bezsilnym, małym chłopcem (małą dziewczyną) bawiącym (bawiącą) się w piaskownicy. Padają butne, hucpiarskie słowa: zwyciężymy, nasz będzie świat; coś się wydarza, coś przykrego, i człowiek przestaje być „tak ważny”, tak odporny na rzeczywistość.

To jest bardzo ciekawe zjawisko: w czasie wojny – gdy wygrywamy – jesteśmy silni, zwarci, gotowi, a gdy przegrywamy, chowamy się za dowódców, okopujemy się. Czekamy na podpisanie traktatu pokojowego. Bardzo dobrze to pokazał Erich Maria Remarque w „Drodze powrotnej”: gdy jeden z bohaterów zachorował na czerwonkę, przyjaciele frontowi postanowili – wbrew wszystkiemu i wszystkim – nie opuszczać przyjaciela, a tym samym okopów. Był to swoisty bunt przeciwko wojnie. Przyjaciel zmarł, to oczywiste: przy braku podstawowych zasad higieny i bez elementarnych zasad lekarskich, taki koniec jest do przewidzenia. Przyjaciołom zmarłego żołnierza niesubordynacja uszła na sucho: ogłoszono koniec wojny.

Powtórzmy temat rozważań: ocalić ludzkie istnienie. I oto mamy dziecko: najniewinniejsze stworzenie na ziemi. Przeżyło trzęsienie ziemi, jego ojczyzna zwie się Haiti. Poparzenia są widoczne na twarzyczce, rączkach i lewej nóżce. Matka dziecka jest bezsilna. Tu, gdzie mieszka nie czuje się bezpieczna: brak higieny, gruzy, szczątki ludzkie walające się na ulicach, czy ktoś dba o Haiti? I oto pojawia się Lekarz, Lekarz Bez Granic: dziecko jest uratowane. Operacje i rehabilitacja przynoszą rezultaty, dziecko czuje się o wiele lepiej, jest bezpieczne, może żyć w godnych warunkach. Dzięki jednemu człowiekowi mama może cieszyć się swoim malcem.

Główny bohater minipowieści „Symfonia pastoralna”, pastor z wieloletnim doświadczeniem, dostał sygnał: jego wieloletnia parafianka umarła. Osierociła dwunastoletnią dziewczynkę. Pastor postanawia przygarnąć dziecko. Nie jest to łatwa decyzja: w domu czeka już i tak liczna gromadka dzieci. Żona pastora nie jest zadowolona: kto nakarmi to biedne dziecko? Pastor nie zmienia jednak zdania, Gertruda – tak nazwano sierotę - zostanie. Pojawia się nowy problem: dziewczynka jest w szoku: nie mówi, nie reaguje na swoje imię, jest obojętna na każdy objaw życia. Pastor prosi o pomoc znajomego lekarza. Ten „przepisuje” kurację. Nie zdradzę składników owej kuracji, powiedziałbym zbyt dużo.

Mijają lata. Gertruda wyrasta na piękną, mądrą dziewczynę. Pastor jest zadowolony, kuracja znajomego lekarza okazała się skuteczna.

„Symfonię pastoralną” można odczytywać jako powieść o ludzkim cierpieniu i determinacji w walce z nim, dlatego pozwoliłem sobie na dość długi wstęp, chciałem stworzyć odpowiedni klimat, aby czytelnik recenzji miał odpowiedni ogląd sytuacji. Dwunastoletnia dziewczynka zostaje uratowana przez duchownego, który kieruje się moralnym osądem świata, i pomimo pewnych słabości, granic, ułomności ciała i ducha człowieczego – potrafi najpierw zrozumieć, później zaakceptować, wreszcie zniszczyć zło w samym sobie. Gdyby tego nie uczynił, nie pomógłby Gertrudzie. Trzeba być czystym moralnie, aby uleczyć chore dziecko. Nic więcej nie powiem, obiecałem nie zdradzać „składników” kuracji. Zadam tylko jedno pytanie: czy pastor będzie uczciwy wobec swoich dzieci, zwłaszcza wobec syna, Jakuba? – sygnalizowałem w poprzednim akapicie wątek miłosny.

Tak, „Symfonia pastoralna” to również melodramat, Jakub zakocha się w Gertrudzie – tak myślałem czytając: i rzeczywiście tak się stało. Oznaki zakochania zauważa pastor . Tak jak w dobrym romansie: są zakochani, są rodzice, którzy obserwują z daleka młodych… No tak, ale coś nagle psuje się, czegoś jest za dużo, a może czegoś za mało? Trzeba zwrócić uwagę bardziej na gesty niż słowa. Gesty pastora, przede wszystkim. Na reakcje Jakuba także. Czytelnik recenzji niech nie będzie zły, nie zdradzę pointy tego wątku. Powiem tylko, że występuje w nim  s p o r a d y c z n i e  matka Jakuba i żona pastora. Zdecydowanie jest to rodzina patriarchalna. Pastor dominuje w niej, jest guru, opoką dla swych dzieci i dla Gertrudy także.

Powiedziałem na początku omawiania „Symfonii” o kuracji, kuracji duchowej. Trzeba tu dodać jeszcze jedno: Gertruda jest niewidoma, czyli jest też mowa w powieści Gide'a o inwalidztwie cielesnym. W subtelny sposób, bez epatowania słowem Autor przedstawia świat chorej Gertrudy: pastor „opowiada” podopiecznej kolory, „przedstawia” obrazy w prosty, niewymuszony sposób. Sięga po autorytet Biblii, gdy chce wyjaśnić dziewczynie powód kalectwa, ale nie zapomina także o czysto biologicznej stronie ślepoty: znajduje lekarza, który podejmuje się operacji oczu Gertrudy. To są trudne chwile dla obojga – pastora i dziewczyny. Są na rozdrożu – z dwóch różnych powodów: z oczywistych względów nie zdradzę pointy. Dodam jedynie, że pastor ma wyrzuty sumienia. Gertrudę taki stan rzeczy boli. I jeszcze jedno: gdzie się podział Jakub, co z nim się dzieje?

„Symfonia pastoralna” pisana jest jako dziennik. Prowadzi go pastor, pisze o najważniejszych sprawach, bez zbędnych szczegółów, chce przekazać to, co go otacza i co jest w nim samym – reszta go nie obchodzi. Nie ma zbyt dużo opisów przyrody, chyba że są istotne dla opowieści: vide przechadzka wiosenną porą Gertrudy z opiekunem.

Opowieść Gide'a charakteryzują krótkie, treściwe zdania; trzeba wspomnieć niewyszukane, mądre dialogi: trudno nie zauważyć teologicznych rozważań na temat Boga, człowieka, trudu życia…

Zagadka życia i cierpienia wciąż czeka na rozwiązanie. „Symfonia pastoralna” pomoże w tym, jestem o tym przekonany.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1456
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: