Dodany: 15.03.2011 10:02|Autor: ostka

Czytatnik: Książkowisko

4 osoby polecają ten tekst.

Pan Norris się przesiada


Książkę przeczytałam z przyjemnością. Nieczęsto zdarza się rzecz napisana z taką lekkością, wdziękiem, szarmem. Pan Norris się przesiada (Isherwood Christopher) jest powieścią ze wszech miar przyjemną, tak bym to określiła. Ma w sobie urok brytyjskiego dżentelmena o nienagannych manierach, zawsze ujmująco uprzejmego, czarującego, inteligentnego, dowcipnego, z autoironicznym zacięciem. Powieść Christophera Isherwooda jest dokładnie taka, jak jej narrator, William Bradshaw, dwudziestosześcioletni Anglik, udzielający w przedwojennym Berlinie lekcji swego rodzimego języka złaknionym wiedzy i świata Niemcom, młodzieniec wyposażony we wszystkie wyżej wymienione zalety, jednak w sumie dość nijaki.

Berlin, wczesne lata trzydzieste. Za chwilę Hitler dojdzie do władzy. Will Bradshaw poznaje w pociągu nieco podejrzanego, starszego jegomościa, niejakiego Arthura Norrisa, który poza tym, że wydaje się być zamieszany w jakieś szemrane interesy, ma w sobie urok rozkapryszonego dziecka, czym działa rozbrajająco na Williama. Dlaczego? Ukułam tu pewną teorię. Otóż Bradshaw, jak się rzekło młodzieniec pod każdym względem nijaki, nijaki płciowo, światopoglądowo i w ogóle nijaki, w dodatku dość bezwolny, lgnie do postaci wyrazistych, takich jak Norris albo bezwzględna dziennikarka Helen Pratt, chcąc podczepić się pod ich wyrazistość, pożyczyć od nich formę, w którą mógłby wlać swoją nijakość i za ich pośrednictwem stać się kimś. Jeżeli miał nadzieję, że za sprawą Arthura Norrisa przyda swemu bezbarwnemu życiu rumieńców, z całą pewnością nie zawiódł się. Od słowa do słowa panowie, spędziwszy w swym towarzystwie podróż, wymienili się wizytówkami, by już wkrótce zostać serdecznymi przyjaciółmi. Arthur wprowadza Williama w świat berlińskich lekkoduchów, dekadencji, rozpasania i upadku. Dzięki niemu narrator poznaje szereg dziwacznych postaci, z całą pewnością "jakichś": odrażającego typa z pękatą głową, niejakiego Schmidta, kobietę olbrzymkę i burdelmamę w jednym - niezastąpioną Olgę, osiłkowatego alfonsa Otto i jego dziewczynę Anni, homoseksualnego barona Kuno von Pregnitza z monoklem wrośniętym w oko, komunistę Bayera, cały przekrój społeczny. Już same te postaci dają wrażenie karnawałowej maskarady, tanecznego korowodu przewijającego się przed oczyma widza, do tego dochodzi niedominujący, lecz wyraźnie zarysowany wątek sensacyjny. Nie ma co, czytelnik się nie nudzi i myśli sobie "dobra książka". No właśnie, dobra książka? Chyba dobra, w końcu dałam czwórkę. Skoro dobra, to o czym? W tym problem. O niczym. To jest książka o niczym. No, może o Berlinie pierwszej połowy lat trzydziestych.

Atmosfera świata, który za chwilę ma się skończyć, została oddana po mistrzowsku. Berlińczycy, tym bardziej beztroscy, im bardziej świadomi nadciągającej katastrofy, żyją z dnia na dzień, oddając się grzesznym uciechom. W tle zmieniają się kolejne rządy, tłumnie idą w pochodach wymachując czerwonymi sztandarami komuniści, ceny szaleją, ulice terroryzują coraz bardziej pewne siebie faszystowskie bojówki, tymi samymi ulicami przemykają pod ścianami domów coraz bardziej przerażeni przechodnie, pod latarniami wystają policyjni tajniacy, zachodni dziennikarze polują bez żadnych skrupułów na jakąkolwiek sensację, jasnowłosi młodzieńcy szusują na nartach w Szwajcarskich Alpach. Christopher Isherwood to pisarz obdarzony doskonałym zmysłem obserwacji. Szczegół obyczajowy jest jego żywiołem, co widać wyraźnie również w wydanej 30 lat później "Samotności", powieści nieporównywalnie dojrzalszej i nieporównywalnie lepszej. Nie ukrywam, że "Pan Norris" trochę mnie rozczarował. Przeczytawszy "Samotność" byłam przekonana, że mam do czynienia z pisarzem wybitnym. Po Przeczytaniu "Pana Norrisa" stwierdzam, że mam do czynienia z pisarzem dobrym. Nie mniej książkę warto przeczytać, już choćby dlatego, że można jej nadać walor dokumentu. Została wydana w roku 1935, napisana jeszcze wcześniej. Tym bardziej budzi uznanie przenikliwość pisarza, który nie mógł wówczas wiedzieć, że już wkrótce jego świat spłonie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 11218
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 32
Użytkownik: abulia 15.03.2011 10:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Książkę przeczytałam z pr... | ostka
Mnie zupełnie oczarowało Pożegnanie z Berlinem (Isherwood Christopher). Gorąco polecam. Na motywach tej książki nakręcono film "Kabaret" (moim zdaniem obie pozycje bronią się jako autonomiczne utwory i oba są świetne).
Potem przeczytałam właśnie "Pana Norrisa" i też lekko się rozczarowałam. Możliwe również, że było to spowodowane zmianą języka - "Pożegnanie z Berlinem" czytałam po angielsku.
Użytkownik: ostka 15.03.2011 12:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie zupełnie oczarowało ... | abulia
"Pożegnania z Berlinem" nie czytałam, ale zamierzam, zwłaszcza że polecasz. Czytałam za to "Samotność" i byłam zachwycona, przepiękna książka.

Szkoda, że "Pana Norrisa" nie czytałaś po angielsku, bo coś mi w tym polskim tłumaczeniu nie pasuje i chętnie skonfrontowałabym to z oryginałem. Na stronie 129 polskiego wydania (Świat Książki, Warszawa 2008) znajduje się wielce tajemnicze zdanie, które nijak ma się do reszty, jakby wyjęte z innej bajki, zarówno jeśli chodzi o zachowanie bohatera, jak i jego imię. Nie wiem, czy zwróciłaś na to uwagę. Otóż około strony 128-ej, trzej panowie: William Bradshaw, Arthur Norris i baron Kuno von Pregnitz, postanowili zjeść wspólnie kolację w jednej z eleganckich berlińskich restauracji. Wspominałam już chyba, że baron był homoseksualistą. Podczas kolacji, na stronie 128-ej, pozwolił sobie delikatnie trącić pod stołem stopę naszego narratora. Bradshaw, równie delikatnie, z uśmiechem na twarzy, odsunął napastowaną nogę, dając tym samym baronowi do zrozumienia, że nie jest zainteresowany. Wtedy, zupełnie dla mnie niespodziewanie, baron zachował się dość niesłychanie. Na stronie 129-ej czytamy bowiem (przepraszam tych, którzy mogą poczuć się zakłopotani, ale to cytat z literatury): "Hugo międlił kapucyna". Zadziwiłam się. Nie to, żebym od razu zapałała świętym oburzeniem, nic z tych rzeczy. Po prostu baron był człowiekiem o nieskazitelnych manierach, do tego dość powściągliwym w sposobie bycia, żeby nie powiedzieć sztywnym. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie zachował się tak, hm... niekonwencjonalnie w biały dzień w miejscu publicznym. Poza tym jaki Hugo? Przy stole nie siedział żaden Hugo. Powiem więcej, na ponad dwustu stronach nie pojawia się ani razu żaden, ale to żaden, nawet najmniejszy Hugo. Nie znam oryginału, nie mam pojęcia, co Christopher Isherwood napisał, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że napisał właśnie to (może ktoś czytał oryginał i zaspokoi moją ciekawość). Załóżmy, że tłumacza w tej jednej chwili dopadło gigantyczne zmęczenie. Aż strach pomyśleć, co też mogło się przydarzyć redaktorowi. A może to jakieś powiedzenie, którego nie zrozumiałam?
Użytkownik: misiabela 15.03.2011 13:38 napisał(a):
Odpowiedź na: "Pożegnania z Berlinem" n... | ostka
No nie! Zamiast wprawić mnie w zakłopotanie, rozbawiłaś mnie okrutnie. Nie samym cytatem, ale Twoimi rozterkami i dywagacjami na temat zmęczonego tłumacza :-))) Myślę, że to bardzo prawdopodobne, iż jest to dopisek tłumacza, popełniony w chwili zmęczenia lub rozdrażnienia, który pewnie miał być usunięty, ale z jakiejś przyczyny do tego nie doszło, a niezbyt czujny redaktor uznał za część tłumaczonego tekstu. Mam baaardzo podobną historię na własnym koncie, ale jest za długa, żeby ją przytaczać na forum.
Aż jestem ciekawa, jakie jest wytłumaczenie tej zagadki.
Użytkownik: ostka 15.03.2011 15:46 napisał(a):
Odpowiedź na: No nie! Zamiast wprawić m... | misiabela
Szkoda Misiabelu, że ta historia jest baaardzo długa, bo się zaciekawiłam, jak to działa :)
Użytkownik: misiabela 15.03.2011 17:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Szkoda Misiabelu, że ta h... | ostka
Może nie aż tak baaardzo, ale trochę się wstydzę tak na forum ;-)

Ps. Właśnie uwolniłam pięknego kota, dzięki!
Użytkownik: ostka 15.03.2011 17:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Może nie aż tak baaardzo,... | misiabela
No to ja się uśmiechnę, o tak :-)
Użytkownik: misiabela 15.03.2011 18:16 napisał(a):
Odpowiedź na: No to ja się uśmiechnę, o... | ostka
No dobra... To było tak: razem z mężem zajmujemy się tłumaczeniami (niestety na ogół nie są to tłumaczenia literackie) i jakiś czas temu mieliśmy bardzo obszerne i pilne tłumaczenie z prokuratury. Podzieliliśmy się pracą w ten sposób, że mąż nocami tłumaczył, a ja rano pisałam na komputerze, bo robię to znacznie szybciej niż on. Jakoś tak się złożyło, że w trakcie tej pracy się troszkę posprzeczaliśmy i mąż sam wziął się za pisanie, ale potem stwierdził, że jednak bez mojej pomocy nie zdąży i w miejscu, w którym skończył zostawił mi notkę: "Asia, ty zołzo, tu kontynuuj", na co ja odpisałam mu: "Dobrze - ty miśku zgryźliwiśku". Oczywiście, żadne z nas nie wróciło już do tego fragmentu, żeby go wykasować i z taką wstawką oddaliśmy tłumaczenie do prokuratury. Jak się domyślasz, następnego dnia mąż został wezwany celem: "wyjaśnienia pewnych nieścisłości w tłumaczeniu". A na miejscu powitało go całe grono bardzo rozbawionych pań sekretarek, anonsując męża jako miśka zgryźliwiśka :-)
No, więc sama rozumiesz, że jestem skłonna uwierzyć, że to nieszczęsne zdanie w książce jest wstawką tłumacza, który może w ten sposób zaznaczył sobie, że ten zwrot musi sprawdzić, albo coś w tym rodzaju, a potem zapomniał go wykasować. Dziwne tylko, że przeoczył to redaktor, czy korektor... Ale zdarza się.
Użytkownik: ostka 15.03.2011 19:33 napisał(a):
Odpowiedź na: No dobra... To było tak: ... | misiabela
Ależ to jest strasznie słodka historia :) Nie ma się czego wstydzić :)

Puszczam zatem wodze wyobraźni... Było to tak... Jest czwarta nad ranem. Tłumacz, nazwijmy go Z., siedzi nad tłumaczeniem "Pana Norrisa" kolejną noc z rzędu, sam nie pamięta już którą. Z. jest zmęczony. Zastanawia się, jaki sens ma ta wymiana - cudzych słów na własne. Ludzie i tak będą myśleć, że są to słowa Isherwooda, a przecież to nie są słowa Isherwooda, to są słowa Z. Z. jest sfrustrowany. Jestem uzurpatorem, myśli, podszywam się pod faceta, którego nigdy nie znałem. Co ja o nim wiem? Co mi daje prawo, żeby wciskać ludziom te a nie inne słowa zamiast słów Anglika, który przyszedł na świat ponad sto lat temu i dawno z niego odszedł? Gdzieś mam całego tego Bradshawa, Norrisa i resztę dziwolągów powołanych do życia siłą cudzej wyobraźni. Z. musi się spieszyć, terminy gonią, telefony się urywają. Przetłumaczył pięć stron. Żeby zdążyć, powinien tłumaczyć 10 stron dziennie. Zamiast tego siedzi i gapi się w okno. Pokłócił się z żoną. Przez głowę przelatują mu dialogi w języku polskim, a powinny, kurczę, w angielskim. Właściwie nic nie powinno mu przelatywać przez głowę. Jego myśli powinny z porażającą precyzją rozkładać na czynniki pierwsze zdania Isherwooda. Jak ja nienawidzę tej roboty, myśli Z. Czuje, że narasta w nim wściekłość. Musi się wyładować, inaczej oszaleje i nie ruszy z miejsca. Żona śpi. Z. podchodzi do barku, wypija drinka. Potem jeszcze jednego. Mięśnie Z. się rozluźniają. Siada do komputera i w jednej chwili postanawia - nie będzie dzisiaj więcej pisał o zalotach jakiegoś durnego barona. Ze złością pisze: "Hugo międlił kapucyna". Cóż, jest po dwóch drinkach, pomylił imiona. Idę spać, mówi Z. sam do siebie. Koniec.

PS. Ten kot bardzo lubi Hrabala. Oczytany jest:)
Użytkownik: misiabela 15.03.2011 21:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ to jest strasznie sł... | ostka
O matko! Uśmiałam się do łez :-)))))) Kupuję tę wersję! Myślę, że tak dokładnie było. Nawet mojego męża to rozbawiło, a w pierwszej chwili był zły, że zdradzam takie tajemnice.

A co do kota, to Ci zazdroszczę. Mój ignoruje wszelkie słowo pisane :-(
Użytkownik: ostka 16.03.2011 08:18 napisał(a):
Odpowiedź na: O matko! Uśmiałam się do ... | misiabela
Widzisz, dzięki Tobie nieszczęsny tłumacz zamiast być posądzany o brak kompetencji zyskał ludzką twarz. Wystarczy trochę empatii i facet wydaje się sympatyczny :)

PS. Kot wlazł na półkę z literaturą czeską, zjadł "Czułego barbarzyńcę" Hrabala, nadgryzł "Palacza zwłok" Ladislava Fuksa, potem wskoczył na najwyższy słupek ogrodzenia i udawał Greka, a właściwie sfinksa. W każdym razie przyjmowanie antycznych póz jest dla niego typowe. Nieruchomieje wtedy i gapi się na karmnik dla ptaków. Potrafi tak tkwić w jednym miejscu godzinami. Taki to kot.
Użytkownik: agatatera 16.03.2011 08:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzisz, dzięki Tobie nie... | ostka
To jeszcze potrzebujemy historyjek o korektorach i redaktorach ;)
Użytkownik: aleutka 16.03.2011 09:45 napisał(a):
Odpowiedź na: To jeszcze potrzebujemy h... | agatatera
Zycie korektora/redaktora tez bywa zabawne. Chmielewska podaje w Harpiach bodajze przyklad - bohaterka sprawdza przeklad i chichocze "Krotkie drzewo mniej sie wije" mowi - tak naprawde powinno byc suche drewno mniej sie wygina - jedyne poprawne slowo to mniej.

Moje doswiadczenia na tym polu sa niewielkie, ale nigdy nie zapomne tlumacza ktory Zaratustre przelozyl jako Zony caratu. Siedzialam nad tym zdaniem i naprawde przez kilka sekund zastanawialam sie co to moze byc??? Kiedy do mnie dotarlo wybuchnelam takim smiechem, ze wszyscy dookola sie obejrzeli. Musialam podziwiac desperacka kreatywnosc, ale smialam sie mimo to.

I jeszcze w szkole podstawowej, gdzie notorycznie sprawdzalam wypracowania kolegom i w ktoryms dopisalam na dole "Musisz rozwinac te czesc o X"... Kumpel nawet nie zajrzal, oddal wypracowanie jak bylo. Polonistka dopisala tylko "Calkowicie sie zgadzam"....
Użytkownik: agatatera 16.03.2011 10:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Zycie korektora/redaktora... | aleutka
Hihihihi... piękne historyjki, piekne.

Ależ ja się całkowicie zgadzam, że zarówno tłumacze, jak i korektorzy, i redaktorzy miewają ciężkie orzechy do zgryzienia oraz wiele zabawnych sytuacji. Mój komentarz wynika z tej historyjki o tłumaczu podanej powyżej.

A swoją drogą, to ciekawe, że to przeszło wszystkie stopnie aż do publikacji :D
Użytkownik: aleutka 16.03.2011 10:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Hihihihi... piękne histor... | agatatera
:)

Przypomniala mi sie tez Michalowska, ktora mowila, ze w jednym z przekladow zdarzylo jej sie zdanie "wyniosl z pozaru swoja swiezo upieczona zone"... I tez przeszlo wszystkie stopnie bo mowila ze zgroza "Wylapalam to doslownie w ostatniej chwili!!"

Dla mnie historyjka Czajki (ponizej) o Czarnym Kocie u Daviesa jest bezcenna :)
Użytkownik: agatatera 16.03.2011 10:25 napisał(a):
Odpowiedź na: :) Przypomniala mi si... | aleutka
O matko i córko, cóż za zdanie! :D

Muszę ten wątek po powrocie przeczytać jeszcze raz w całości, żeby mi nic nie umknęło.
Użytkownik: ostka 16.03.2011 10:32 napisał(a):
Odpowiedź na: :) Przypomniala mi si... | aleutka
Cudne historie opowiadasz ;))) Ta żona rozłożyła mnie na łopatki :D Proszę o więcej ;)
Użytkownik: ostka 16.03.2011 10:26 napisał(a):
Odpowiedź na: To jeszcze potrzebujemy h... | agatatera
Też sobie pomyślałam, że redaktor z korektorem zaniedbani zostali, ale mi jakoś weny nie starczyło. Może ktoś się jednak pokusi ;)
Użytkownik: Czajka 16.03.2011 02:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ to jest strasznie sł... | ostka
Nawiązując do redaktorów i kotów - we wstępie do Europy Daviesa jest tajemnicza informacja, że za znalezienie czarnego kota nie ma przewidzianej nagrody. A przypis do tej informacji brzmi:
"Zagadkę czarnego kota Autor po raz pierwszy wyjaśnił swoim anglojęzycznym czytelnikom w wywiadzie, którego udzielił reporterce dziennika „Times” (z 7 października 1996) : otóż pewnego dnia jego młodszy syn, dziesięcioletni Chrisitian (któremu dedykowana jest Europa) dostał od ojca pozwolenie na wniesienie do powstającego tekstu swojego własnego wkładu. Tym sposobem (na s. 865 oryginalnego wydania) pojawił się Black Cat, czyli enigmatyczny Czarny Kot, którego - ku wielkiej uciesze Autora - nie złapał żaden z licznych redaktorów tomu. Kot, choć wypuszczony z worka, trafił oczywiście także do polskiego przekładu (na s. 918) (przyp. tłum. )."

Potwierdzam, w moim wydaniu kot jest wśród zacnego grona:
"Po nich zjawili się orfiści, fowiści (1905), którym przewodzili Matisse, Dufy i Vlaminck, kubiści (1908) Braque'a i Picassa, futuryści, Czarny Kot oraz grupa Blaue Reiter (1912)."
:)
Użytkownik: ostka 16.03.2011 07:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Nawiązując do redaktorów ... | Czajka
Piękne :)
Użytkownik: aleutka 16.03.2011 10:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Nawiązując do redaktorów ... | Czajka
Przyznac nalezy ze Czarny Kot znalazl sie w odpowiednim miejscu. Wyglada jak nazwa jakiegos ugrupowania malarskiego. Skoro jest Blekitny Jezdziec to i Czarny Kot moze byc...
Użytkownik: gosiaw 16.03.2011 10:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ to jest strasznie sł... | ostka
Piękne! Będzie co nominować do BiblioNETkowej Złotej Klawiatury 2011. ;)
Użytkownik: paren 15.03.2011 14:58 napisał(a):
Odpowiedź na: "Pożegnania z Berlinem" n... | ostka
Jest o tej wpadce mowa również tu: http://czytankianki.blogspot.com/2010/12/pan-norris-sie-przesiada-christopher.html

Autorka bloga porównała ten fragment tłumaczenia z oryginałem ... :-)
Użytkownik: abulia 15.03.2011 15:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest o tej wpadce mowa ró... | paren
Tłumacz rzeczywiście popuścił wodze fantazji ;)
Użytkownik: ostka 15.03.2011 15:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest o tej wpadce mowa ró... | paren
Nie wierzę, koniec świata :))) No to nasz tłumacz rzeczywiście poszalał, bardziej niż się spodziewałam :) Wielkie dzięki za ten link. Moja ciekawość została zaspokojona. Swoją drogą redaktor bezsprzecznie był zmęczony, przynajmniej w tym samym stopniu, co tłumacz. Skoro dwóch czytelników niezależnie od siebie wyłapało, że coś tu nie gra, redaktor w stanie względnego wypoczęcia też powinien.
Użytkownik: paren 15.03.2011 16:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wierzę, koniec świata... | ostka
Może było tak, że redaktor za bardzo uwierzył w to, że tekst nie wymaga wielkich zabiegów redakcyjnych i dlatego przeoczył to zdanie? Podejrzewam, że teraz jest już bardziej uważny... :-)
Użytkownik: Czajka 16.03.2011 02:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest o tej wpadce mowa ró... | paren
Ciekawe co Freud na to. ;)
Użytkownik: dudla 01.10.2012 09:50 napisał(a):
Odpowiedź na: "Pożegnania z Berlinem" n... | ostka
Ha ha. Właśnie skończyłam czytać wersję angielską, więc szybko poszukałam.
Co ciekawe, jest niemal na tej samej stronie ten fragment (na początku 130).

Widać tłumacz to stary zbereźnik i jak to się mówi - wszystko się mu kojarzy.

He was squeezing a corn.

No może tak się to nazywa w niektórych kręgach.

A dla innych to znaczy, że mu przygniatał odcisk.
:)
Użytkownik: yyc_wanda 16.03.2011 05:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Książkę przeczytałam z pr... | ostka
Jeśli zdanie w angielskim oryginale brzmi: "He was squeezing the corn", ja osobiście nie przetłumaczyłabym go jako nadepnął/nacisnął mu na odcisk. Corn to przede wszystkim kolba kukurydzy. Popularne jest powiedzenie - squeezing more out of corn - w znaczeniu wycisnąć/wyprodukować więcej oleju z jednej kolby kukurydzy. Nie czytałam tej książki, ale z powyższej dyskusji i z tłumaczenia pojedynczego zdania, coś mi się wydaje, że interpretacja tłumacza może być prawidłowa.
Użytkownik: ostka 16.03.2011 07:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli zdanie w angielskim... | yyc_wanda
W zdaniu poprzednim baron przydeptuje stopę pana Bradshawa, zatem odcisk wydaje mi się w tym miejscu właściwszym wyborem. Na to przynajmniej wskazywałby kontekst i sytuacja, w której znaleźli się bohaterowie. Poza tym w książce nie występuje żaden Hugo. Tak czy inaczej zdanie jest niezrozumiałe. Pachnie mi to jednak Freudem albo zmęczeniem :)
Użytkownik: ostka 16.03.2011 10:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli zdanie w angielskim... | yyc_wanda
Przyszło mi do głowy, że to jest gra słów, zamierzona dwuznaczność nieprzetłumaczalna na język polski. Ale i tak pozostaje jeszcze tajemniczy Hugo.
Użytkownik: yyc_wanda 24.03.2011 02:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyszło mi do głowy, że ... | ostka
Tak, najprawdopodobniej to jakiś idiom angielski. Może kiedyś, jak będę miała okazję przeczytać tę książkę, przyjrzę mu się z bliska. Wyrwany z kontekstu może być tłumaczony na wiele sposobów i prawdopodobnie ma wiele znaczeń.
Użytkownik: dudla 01.10.2012 10:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, najprawdopodobniej t... | yyc_wanda
Wątpię, żeby tu była jakaś zamierzona dwuznaczność.

Fragment brzmi tak:

'I think so,' I said firmly, smiling and moving my foot away. He was squeezing a corn.

Jest jasne, że biedny William odsunął stopę, bo mu Baron swoimi zalotami sprawiał ból nadeptując mu na odcisk.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: