Dodany: 27.04.2011 13:07|Autor: dot59
O tej niezwykłej Lilce raz jeszcze
Niełatwe zadanie ma ktoś, komu przychodzi do głowy napisanie kolejnej biografii danej postaci, chyba żeby udało mu się odkryć jakieś nikomu nieznane fakty, rzucające na portretowaną osobę zupełnie nowe światło. Ale jeśli nie? Jeśli poprzednicy opisali już praktycznie każde wydarzenie z jej życia, przedstawili prawie wszystkich ludzi, którzy z nią mieli do czynienia, zacytowali bodaj wszystkie pozostałe po niej dokumenty? I w dodatku jeśli jednym z tych poprzedników był ktoś, o kim bez cienia wątpliwości można powiedzieć, że znał opisywanego człowieka lepiej niż ktokolwiek inny?...
Z taką właśnie sytuacją zmierzyła się Anna Nasiłowska, biorąc się za pisanie biografii Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (która notabene, jak dowiemy się z kart tej książki, nigdy nie używała takiej formy nazwiska: „swoje utwory w dwudziestoleciu podpisywała różnie: dwa pierwsze tomy jako Kossak-Pawlikowska, potem była Pawlikowską, potem Marią Jasnorzewską (czasami dodając w nawiasie: Pawlikowska) albo Kossak-Jasnorzewską”[1]), obszernie przedstawionej przez własną siostrę – Magdalenę Samozwaniec – w „Marii i Magdalenie” i „Zalotnicy niebieskiej”, a później przez literaturoznawczynię Elżbietę Hurnikową, analizującą twórczość poetki w kontekście biograficznym. Czy możliwe było dodanie jeszcze czegoś do wiedzy o jej osobowości, życiu i poezji? Wydaje się to nierealne – a jednak…
Oczywiście, czytelnik znający wspomniane w poprzednim akapicie pozycje może poczuć się nieco rozczarowany, znajdując w tekście te same fragmenty listów Lilki, Jasia, Sarmenta, Lotka, opisy tych samych sytuacji – ale tylko wtedy, jeśli przystąpi do czytania z nastawieniem na odkrywanie nowych konkretów. Tych w istocie rzeczy jest niewiele – chociaż są: trochę cytatów ze źródeł innych niż tu wymienione, sporo reprodukcji druków i zdjęć niepublikowanych w innych opracowaniach, garść informacji o kilku przyjaciółkach starszej Kossakówny, gdzie indziej tylko zdawkowo wzmiankowanych. Ale jeśli wnikliwiej zagłębi się w tekst, nie ujdzie jego uwagi, że tym, co najbardziej różni tę książkę od tamtych, jest zmiana podejścia; u Samozwaniec widzimy przede wszystkim niemal bałwochwalczo uwielbianą siostrę, u Hurnikowej – twórcę, tutaj – kobietę. Nasiłowska odważyła się przy tym troszkę odbrązowić jej wizerunek przekazany w „Marii i Magdalenie” i „Zalotnicy niebieskiej”, czyniąc to jednak z ogromnym taktem, bez śladu dzikiej satysfakcji widywanej u co poniektórych biografów, gdy uda im się wynaleźć jakieś skazy na posągowej sylwecie portretowanej postaci. Nic więc nie szkodzi, a nawet może lepiej, że zamiast bóstwa obdarzonego anielską urodą, takimże charakterem i genialnie utalentowanego we wszystkich możliwych kierunkach widzimy na kartach książki kobietę z krwi i kości, z przeróżnymi dziwactwami i niedoskonałościami charakteru i niespecjalnie nawet piękną, że przyczyn niepowodzeń jej pierwszych związków upatrujemy nie tylko w małości kolejnych mężczyzn, ale i w jej niełatwym usposobieniu. W tym ujęciu nawet lepiej rozumie się wymowę jej wierszy, przynajmniej tych odnoszących się do różnych aspektów kobiecości i relacji damsko-męskich.
Czyta się to płynnie i lekko, i gdyby nie parę mankamentów, można by wrażenia podsumować w samych superlatywach. Mankamenty jednakże są. Jednym z nich jest brak formalnych przypisów; w wielu miejscach podane jest źródło przytaczanego cytatu, w innych można się domyślić, że skoro na przykład „Iwaszkiewicz donosił żonie: (…)”[2], to następujący dalej fragment pochodzi z jego listów, ale już na przykład trudno dociec – jeśli się nie ma pod ręką całej bibliografii, a któż ją ma na zawołanie? – czy ustęp z listu Lilki do tegoż kolegi po piórze wzięty został z którejś z pozycji wspomnieniowych jego autorstwa, czy też na przykład z dzienników jego żony. Mam wrażenie, że ostatnio niektórzy autorzy literatury non-fiction wzdragają się wzbogacać swoje dzieła przypisami w obawie, że czytelnik poszukujący „czegoś lżejszego” z miejsca się wystraszy i odrzuci książkę jako „zbyt naukową” – czyżby i w tym przypadku było to prawdą? Lapsusów w tekście nie ma na szczęście wiele i przeważnie mają one charakter literówek; kiedy tylko śmieszą („Moje serce place”[3] - zamiast „płace”, w tekście wierszyka pisanego gwarą góralską), „i tak było do jego śmieci”[4] - zamiast „śmierci”), to pół biedy, ale niektóre mogą czytelnika wprowadzać w błąd, czego przykładem mylna pisownia nazwy jednej z miejscowości, w których przebywała poetka wraz ze swoim pierwszym mężem („Wiesskirchen” [5] - zamiast Weisskirchen, dziś Hranice w Czechach) czy też nazwiska autora słynnego eseju „Miłość a świat kultury zachodniej” („de Rougement”[6] - zamiast de Rougemont). Odpowiedzialny za korektę bezimienny „zespół”[7] nie dopilnował też do końca formatowania tekstu, na skutek czego a to zapomniano wyodrębnić kursywą jeden z wymienianych przez autorkę tytułów, a to nie wiedzieć czemu w tym i owym akapicie zmieniono wielkość czcionki; zanim się połapałam, że to najwyraźniej zwykły kiks, długo usiłowałam dociec znaczenia tego zabiegu.
I cóż na to poradzę - po prostu musiałam obniżyć ocenę o połówkę, choć mi przy tym serce krwawiło, bo tak mądrze napisana biografia jednej z moich ulubionych postaci zasługiwała na więcej…
---
[1] Anna Nasiłowska, „Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, czyli Lilka Kossak. Biografia poetki”, wyd. Algo, Toruń 2010, s. 239.
[2] Tamże, s. 118.
[3] Tamże, s. 63.
[4] Tamże, s. 287.
[5] Tamże, s. 36, 49.
[6] Tamże, s. 60.
[7] Tamże, s. 4.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.