"Tułacze dzieci"
Ordonka znana jest przede wszystkim ze swojej działalności artystycznej. Kto by dziś nie znał takich szlagierów sprzed lat, jak „Miłość ci wszystko wybaczy” czy „Na pierwszy znak”. Swym wdziękiem podbijała serca mężczyzn, podbiwszy ostatecznie serce hrabiego Tyszkiewicza, za którego wyszła za mąż (a był to mezalians jak z prawdziwego romansu!). I oto ta kobieta, utalentowana artystka, gwiazda salonów warszawskich, zostawiła po sobie tylko jedną, niezbyt grubą książkę - „Tułacze dzieci”. Książkę, która przedstawia hrabinę Tyszkiewiczową w zupełnie innym, nieoczekiwanym świetle.
Na mocy układu Sikorski-Majski ZSRR zobowiązał się wypuścić z łagrów Polaków. W wielu przypadkach układ ten nie zadziałał - taki był system sowieckich rządów i wielu ludzi zostało na zawsze w lodach Syberii, ale części z nich, w tym małym polskim sierotom, udało się różnymi drogami przedostać na południe, gdzie tworzyły się polskie ośrodki.
Książka zaczyna się opowieścią małego Krzysztofa, jego porwaniem wprost z ulicy i zsyłką za Ural. Jego perypetie oraz perypetie jego rówieśników opisane są nieomal suchym, pozbawionym emocji językiem - tu nie ma „milusich”, „skarbeńków” itp., choć pojawia się jeden „krasnoludek”. Autorka również nie piętnuje enkawudzistów za ich metody. Najwidoczniej wychodzi z założenia, że szczere i bezpośrednie przedstawienie prawdy o losach tych tułaczych dzieci ma w sobie więcej mocy oskarżycielskiej niż najbardziej niewybredne epitety - i ma w tym miejscu rację. Ogrom nieszczęścia spadający na te niczego nierozumiejące dzieci jest tak porażający, że długo, długo po przeczytaniu ich los pozostaje w pamięci.
Jednak i na Syberii może pojawić się nadzieja. Jednym z najpiękniejszych dla mnie fragmentów książki był ten, w którym chorego przedstawiciela rządu londyńskiego, pana radcę, ratuje z opresji lwowski aptekarz - Żyd, Fajgelbaum. I to za darmo! - żeby nie było wątpliwości. Przyzwyczailiśmy się widzieć w tym narodzie ofiary przemocy, tracąc z pola widzenia człowieka, a przecież Żyd to też człowiek - chyba nie muszę nikogo o tym przekonywać? I okazuje się, że jest człowiekiem również w czasie próby.
Hanka Ordonówna wraz z innymi Polkami zorganizowała i przeprowadziła pierwszy transport dzieci przez granicę perską. Niebezpieczeństwo cały czas wisiało w powietrzu i cały czas było nieuchwytne. Akcja trzyma w napięciu - nieoczekiwane zwroty, dramatyczne decyzje i nieoczekiwany humor sprawiają, że książkę tę czyta się jak najlepszą powieść sensacyjną. Właśnie w takich momentach widać, że fantazja literacka nie dorównuje rzeczywistości, ale o tym radzę się przekonać samemu, bo naprawdę warto.
I jeszcze jedno - do wydania Wydawnictwa LTW dołączone są zdjęcia tych dzieci. Polecam również i tę część książki - niezwykle wymowną i wstrząsającą.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.