Dodany: 04.06.2011 20:34|Autor: Daguchna

Czytatnik: Czytatnik Dagensa

Sherlock H.


Zaczęło się od ekranizacji. Jakież to tradycyjne, czyż nie? No. Trochę nie do końca. Zaczęło się od adaptacji, która bynajmniej nie zachęciła mnie do przeczytania oryginału. Niestety lub stety zabrzmi to mało patriotycznie, bo to była ta polsko-brytyjska, z Whiteheadem i Pickeringiem. I tak wizja zapoznania się z prozą Conan Doyle'a odwlekła się w czasie co nieco. Aż do dnia, kiedy rodzicielka powiedziała do mnie: "Chodź, obejrzyj ze mną Sherlocka!". I zaczęła namawiać, że ten jest dużo fajniejszy niż tamten sprzed lat, że Holmes jest tutaj trochę szalony i - uwaga, kopara mi opadła do kolan - ćpa. Nie trzeba było mnie już dłużej namawiać. Były to dwa odcinki z ekranizacji Granady z niesamowitym Jeremym Brettem: "Sześć Napoleonów" i "Diabelska noga". Bardzo szybko ruszyłam na poszukiwanie oryginalnych opowiadań i bardzo się wkręciłam. Lepiej późno, niż wcale, a trzeba przyznać, że się zdziwiłam, jak tyle lat mogło mnie to omijać.

Sherlock w "deerstalkerze" zwanym po polsku pieszczotliwie uszanką i prochowcu, z nieodłączną koślawą fajką i przygłupawy Watson u jego boku. Ta. Jasne. To wcale tak nie wygląda.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 664
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: