Dodany: 14.04.2007 16:11|Autor: misiak297

Książka: Lubiewo
Witkowski Michał (ur. 1975)

1 osoba poleca ten tekst.

Luje, pikiety i obciągi


Któż z nas, Biblionetkowicze, nie zna tytułu tej książki? Wszak to nominacja do Nike 2006, nominacja do Paszportów „Polityki” 2005 i wielu innych nagród. Już samo to wystarczyło, aby zwrócić moją uwagę.

Nie ukrywajmy, temat nowy nie jest. Dziś tylko mówi się o nim więcej. Przecież zaczyna się walka o legalizację związków, o adopcję dzieci przez pary jednopłciowe, ludzie wychodzą na parady... Nie jest to również pierwsza powieść o homoseksualizmie na polskim rynku, jeśli tylko by się wgłębić, znajdzie się ich parę. Ponadto homoseksualizm pojawia się często w wątkach pobocznych literatury współczesnej. Na czym zatem polega fenomen „Lubiewa”?

„Nazwa »Lubiewo« pochodzi od bezdennej lubieży, w której się tu zanurzamy. Toniemy po prostu w tej gęstej ciepłej substancji. (...) Gdy inni, młodzi, próbują wydymać się na wydmach, ja rozkładam starannie koc, wyciągam olejki, papierosy i zwabiam do siebie jakąś starą piosenkarkę, ale nie w tym celu, o którym ona myśli. Ja je na opowieści naciągam... (...) Jakiś ciotowski »Dekameron« chcę tu odstawić”[1].

Właściwie należałoby się zastanowić, jaka jest pozycja samego Autora w książce. Pełni on rolę nie tylko sumiennego kronikarza tych pikantnych gejowskich historii, nie tylko narratora, nie tylko siły sprawczej całego przedsięwzięcia literackiego, nie tylko świadka tych wydarzeń, ale również jednego z bohaterów. Co prawda jest raczej drugoplanowy, ale tym lepiej – nie epatuje sobą zbytnio. Potrafi za to podejść do siebie z dużym dystansem i humorem.

Książka składa się z dwóch części. W pierwszej dwaj podstarzali geje o pseudonimach Patrycja i Lukrecja wspominają swoje pierwsze (s)ekscesy i przygody miłosne. Druga część rozgrywa się na plaży i tutaj mamy już ten „Dekameron” sensu stricte, powstaje prawdziwy „Wielki Atlas Ciot Polskich”[2]. Dziwny to zbiór. Mimo iż każda z historii podchodzi pod wspólny mianownik „seks”, wzbudzają różne emocje. Oprócz niesmaku, może to być też wzruszenie, śmiech, a nawet przerażenie.

„Lubiewo” może stanowić naprawdę smakowitą gratkę dla ludzi pasjonujących się literaturą. Jedna aluzja literacka goni drugą, a samo ich odkrywanie to świetna zabawa. Już nawiązanie do Boccacciowskiego dzieła zapowiada więcej takich intertekstualności. Dominują zdecydowanie „Niebezpieczne związki” Charlosa de Laclosa, ale odnajdziemy tu również Mickiewicza, Słowackiego, Gombrowicza, Iwaszkiewicza, Villona, Geneta i jeszcze paru innych. Swoją drogą nasz wielki wieszcz pewnie się w grobie przewraca, widząc, co Witkowski zrobił z jego „Dziadami”.

Język powieści zasługuje na szczególną uwagę, gdyż – według mnie – stanowi główny jej atut. Pomijając nawet wszystkie odwołania do powszechnie znanych lektur, jest niesamowicie wciągający. Wszystko napisane wspaniałym, gawędziarskim stylem (widać to zwłaszcza w pierwszej części). Przez zastosowanie rozlicznych gier językowych Witkowski udowodnił, że potrafi bawić się polszczyzną nie gorzej od Wojciecha Kuczoka. Duża elastyczność słów, ich ciekawe zestawienia tworzą specyficzny klimat całej książki.

Nie sposób tu jednak pominąć faktu, że język, przy wszystkich swych zaletach, jest niezwykle wulgarny. Po pewnym czasie przestają już oburzać te wszystkie k...y i inne ch..e, niemniej może to razić. Jest jeszcze jedna trudność, o której należy wspomnieć. Wszyscy bohaterowie – jakkolwiek są mężczyznami – mówią o sobie w rodzaju żeńskim lub też niemęskoosobowym. Trudno przyzwyczaić się do tej maniery. A przecież Paula to Paweł, Michaśka to Michał, Gizela – Grzesiek i tak dalej.

Gdybym miał opowiedzieć, o czym jest „Lubiewo”, nie popełniłbym chyba wielkiego nadużycia, stwierdzając, że mówi ono głównie (a może nawet jedynie) o seksie między mężczyznami. I tutaj zaczynają się strome schody. Sposób opisania tego środowiska przez Witkowskiego daleko odbiega od stereotypów. Ten kontrast jest jeszcze bardziej wyrazisty, gdy weźmiemy pod uwagę, że zaczyna się walczyć o tolerancję. Wszystkie dotychczasowe dzieła traktujące o homoseksualistach przedstawiały ich jako normalnych ludzi, dla których seks stanowi jedynie dopełnienie życia, a nie jego sens! Tymczasem „Lubiewo” sprowadza wszystko do polowań na luja:

„Luj to sens naszego życia, luj to byczek, pijany byczek, męska hołotka, żulik, bączek, chłopek, który czasem wraca przez park albo pijany leży w rowie, na ławce na dworcu albo w zupełnie nieoczekiwanym miejscu. Nasi Orfeusze pijani! Bo przecież ciota nie będzie się lesbijczyła z inną ciotą! Potrzebujemy heteryckiego mięsa!”[3]

Jest to cokolwiek dziwne. Z jednej strony przecież Witkowski obraca się w tym świecie, stanowi jego element, więc dlaczego miałby kłamać? Pomimo jego deklaracji co do fałszywości postaci, podczas lektury trudno nie wierzyć w opisywane zdarzenia. Jednak nie do wiary pozostaje też, żeby wszystko sprowadzało się li tylko do łóżka. Wielu z nas ma znajomych w „branży” – ja również – i chyba wiemy, że tak to nie wygląda, nie jest to takie puste. Autor poniekąd stara się taki obraz usprawiedliwić:

„Miłość jest własny bieg życia naszego, ale z żywiołów utworzone ciało!”[4]

Akcja „Lubiewa” rozgrywa się głównie w PRL-u (choć zostaje doprowadzona do 2004 roku) - jakże to inny obraz od tego, który - jako osoba cokolwiek młoda - znam jedynie z podręczników i filmów! Witkowski pomija takie symbole, jak długie kolejki czy masowe spacery podczas dziennika telewizyjnego. W wypowiedziach bohaterów przeważa tęsknota za utraconym rajem, motyw "ubi sunt" we współczesnej wersji.

Michał Witkowski stworzył dzieło kontrowersyjne, aczkolwiek pod wieloma względami nowatorskie i wybitne. Zastanawiam się, czy w pewnych aspektach może być ono symbolem walki o tolerancję – jakim poniekąd są „Tajemnica Brokeback Mountain”, powieści Michaela Cunninghama czy Sarah Waters. Sposób prezentacji opisywanego środowiska temu przeczy, jednak odpowiednie nagłośnienie powieści ma również duże znaczenie. Pewnie „Lubiewo” będzie miało tyle samo zwolenników, co przeciwników, ale... czy nie od tego jest dobra literatura, aby nad nią dyskutować?


---
[1] Michał Witkowski, "Lubiewo", Wydawnictwo Ha-art, Kraków 2006, str. 79-80.
[2] Tamże, str. 193.
[3] Tamże, str. 16.
[4] Tamże, str. 156.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5807
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: exilvia 24.07.2007 16:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Któż z nas, Biblionetkowi... | misiak297
Czytałeś może tekst Witkowskiego z ostatnich Wysokich Obcasów? Pewnie nie.. a warto :) Polecam! Pewnie do znalezienia na portalu Gazety w dziale Wysokie Obcasy. Mam coraz większą chęć na Lubiewo :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: