Najciemniej jest pod latarnią, czyli Żydówka w głównej kwaterze nazistów
O „Dziewczynie komendanta” krąży wiele sprzecznych opinii. Niektórzy uważają, że powieść ta przedstawia w złym świetle Polaków i z tego powodu powinniśmy ją potępiać i nie czytać. Inni zachwycają się nią, bo to podobno wzruszający, wyciskający łzy z oczu romans. Z kolei autorka, Pam Jenoff, powiedziała w wywiadzie, że książka ta jest piosenką miłosną dla Polski.
Akcja powieści dzieje się w Krakowie podczas drugiej wojny światowej. Niestety, autorce nieco pomieszały się fakty historyczne i wojnę odmalowała niezupełnie zgodnie z faktami. Kampania wrześniowa według Pam Jenoff trwała... dwa tygodnie, a czeskie Sudety zostały zagarnięte przez Niemców dopiero w lipcu 1939 roku. Po okupowanym Krakowie można było swobodnie przechadzać się nawet nocą, ucieczka z getta była tak łatwa, jak zeskoczenie z kanapy na podłogę. A na straganach ulicznych pyszniły się świeżuteńkie i całkiem niedrogie pomarańcze.
Cóż, choć pani Jenoff ukończyła w Stanach Zjednoczonych studia historyczne, najwidoczniej nie uczono tam o drugiej wojnie światowej, stąd te braki w wiedzy. Choć przebywała w Krakowie w latach 1996-98 (pracowała w konsulacie amerykańskim), widocznie nie udało jej się dotrzeć do żadnych historycznych materiałów.
Ale dosyć narzekania, pora na przedstawienie głównej bohaterki. Jest nią piękna, odważna Żydówka Emma. W czasach okupacji udawała ona Polkę i mieszkała u Krystyny, Polki, cioci swego męża Jakuba. Nie działo jej się tam źle. Codziennie żywiła się szynką, serami, mięsem, jajkami, a posiłki popijała świeżym sokiem pomarańczowym. Krystyna wydawała czasami przyjęcia dla kolaborantów i niemieckich dygnitarzy. I tak się stało, że wśród gości Emma ujrzała komendanta Richwaldera, niezwykle atrakcyjnego nazistę.
„Mundur niemalże pękał w szwach na muskularnych ramionach. Mocna, kwadratowa szczęka oraz prosty nos wyglądały jak wyrzeźbione z granitu. Pożerałam go wzrokiem. Nigdy nie widziałam w realnym świecie tak imponującej postaci, jakby żywcem wyjętej z ekranu lub ze stronic bohaterskiego eposu”[1] - wspomina Emma.
Nic dziwnego, że się zakochała, bo jak można nie zakochać się w mężczyźnie o kwadratowej szczęce? Toteż gdy komendant zaproponował jej pracę w kwaterze gestapo, zgodziła się. Powiedziała sobie, że ta znajomość będzie okazją do wykradania ważnych dokumentów i pomagania w ten sposób ruchowi oporu.
Autorka wymyśliła dla bohaterki wiele niezwykłych, mrożących krew w żyłach przygód. W książce przez cały czas się coś dzieje, a pod koniec napięcie wzrasta, akcja przyspiesza, ale też mnożą się dziwne zbiegi okoliczności.
Nie tylko znajomość historii jest słabą stroną pani Jenoff. Amerykanka nie umie także opisywać zawiłości psychiki ludzkiej. Ludzie u Jenoff to jakieś kukły. Spotykając pracownika gestapo ukrywająca się Żydówka nie odczuwa strachu, a jedynie... podniecenie erotyczne. Nie boi się zdemaskowania, swobodnie przechadza się po Krakowie, choć mieszkała w tym mieście przez wiele lat i mogłaby zostać przez kogoś rozpoznana. W książce mnóstwo jest uproszczeń, dziwacznych wydarzeń, zbiegów okoliczności. Emma na przykład podkrada się pod mury getta, nie niepokojona przez nikogo zagląda przez dziurę w murze i widzi akurat tę osobę, z którą chciała się zobaczyć.
Niektórzy zarzucają autorce, że oczerniła Polaków. Cóż, nie odniosłam takiego wrażenia. W niejednej książce Polacy ukazani są o wiele gorzej. Przecież u Pam Jenoff żaden Polak nie czai się pod murami getta, by donosić na uciekających Żydów lub wyciągać od nich pieniądze, żaden Polak nie próbuje mścić się na dziewczynach sypiających z nazistami, żaden kolaborant nie zostaje rozstrzelany. W powieści pojawiają się też dwaj Polacy o dobrych sercach. Jeden pracuje w siedzibie gestapo, drugi to farmaceuta, który za darmo leczy Żydów z getta. Bohaterka nienawidzi Polaków, ale przyznaje, że to z zazdrości, bo Polacy mogą pracować, jeść do syta, uczestniczyć w życiu kulturalnym, podczas gdy Żydzi muszą się ukrywać i umierać w getcie. Krytykuje partyzantów, ich czyny nazywa aktami szkodliwego heroizmu. Z kolei Jakub, mąż Emmy, stwierdza, że „Słowacy bywają tak okrutni wobec Żydów, że Polaków w porównaniu z nimi można określić jako życzliwych”[2].
Naziści w tej powieści są bardzo naiwni, pozwalają sobie wykradać dokumenty, klucze i wodzić się za nos sprytnym dziewczętom. Komendant Richwalder przedstawiony został jako całkiem dobry człowiek, który wprawdzie wysyła ludzi do obozów koncentracyjnych, ale nie wie, że te obozy to umieralnie i że istnieje coś takiego jak cyklon B.
Książka jest gruba, widać, że Pam Jenoff starała się zadowolić czytelników. Wydała już nawet inne powieści. Ciekawe, czy też są tak infantylne i płytkie jak „Dziewczyna komendanta"?
---
[1] Pam Jenoff, „Dziewczyna komendanta", przeł. Monika Łesyszak, wyd. Arlekin, 2008, str. 88.
[2] Tamże, str. 301.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.