Dodany: 24.09.2011 14:22|Autor: EPA!

Dalí objaśnia siebie


Obrazy Dalego mają w sobie coś tak posępnie i rozdzierająco niepokojącego, że rzadko mam chęć mierzyć się z podobnymi emocjami. Toteż gdyby ta książka nie została mi zarekomendowana, prawdopodobnie nie sięgnęłabym po nią. I zrobiłabym błąd. Ponieważ uważam, że jest warta przeczytania.

Jak pisze jej współautor, Louis Pauwels, zawartość stanowią zapisy nagrań dokonanych w pracowni Dalego w latach 1966, 1967. Były to luźne monologi snute przez Dalego podczas pracy. Przez Pauwelsa zostały zredagowane, a Dalí opatrzył je uwagami. Pauwels nie kryje, że podziwia Mistrza i pragnie, by te monologi choć trochę przyczyniły się do jego zrozumienia i spopularyzowania. Choć zastrzega, że nie podejmuje się objaśniać Dalego, moim zdaniem książka jest próbą jego objaśnienia, a raczej daniem szansy Dalemu, by sam się objaśnił.

Tyle tytułem wstępu. Spokojnego wstępu. A teraz – dalejże – dajmy się porwać namiętnościom według Dalego…

A te targają Mistrzem bezustannie. Megalomania, a przy tym mnóstwo kompleksów i zahamowań. Wzniosłość miesza się z błazenadą, przesądy i mistycyzm - z poważną filozofią i innymi naukami, z których pomocą Dalí próbuje potwierdzić swe intuicyjne, nierzadko obsesyjne przekonania. Biologia, fizyka, genetyka, psychologia (Dalí osobiście poznał Freuda!). Niewiarygodne, jak oczytany był to człowiek!

Dalí wyłuszcza swe poglądy na miłość, Boga, śmierć, sławę, pieniądze, politykę, wojnę, by wymienić co ważniejsze. Poznamy jego stosunek do twórczości własnej i cudzej. Poznamy jego liczne pozamalarskie zajęcia – był między innymi scenarzystą i projektantem biżuterii. Jego monologi tętnią emocjami i pełne są sprzeczności.

Miłość według Dalego jest tożsama z Galą (żoną). Jest przekonany, że to właśnie ona uzdrowiła go z lęków i pozwoliła ujarzmić jego, jak to nazwał, „bredzenia”. Pieprzyk na uchu Gali to centrum wszechświata, centrum jestestwa, centrum emocji, źródło rozkoszy i natchnienia. I Dalí wcale nie poprzestaje na wewnętrznym przekonaniu, że tak właśnie jest. Szuka potwierdzenia swych przypuszczeń w pracach mistyków i teoretyków sztuki.

Ta wielka namiętność nie jest przeszkodą w upodobaniu do erotycznych, dokładnie wyreżyserowanych gier (nazywa to kladelizmem) z precyzyjnie dobranymi „aktorami”, kuszonymi nieraz latami, by w końcu mógł być zrealizowany jakiś wymyślny, by nie powiedzieć wyuzdany, scenariusz powstały w głowie geniusza.

Bo jest przekonany o swym geniuszu. I to przekonanie napędza kolejne namiętności. Śmierć. Dalí uprawia z nią coś w rodzaju gry, bo z jednej strony ją przyzywa: „O śmierci! Nie poznałem cię osobiście; wręcz przeciwnie – jesteś dla mnie jedną z największych tajemnic i zżera mnie pragnienie spotkania cię […]”[1], z drugiej zaś - obsesyjnie pragnie żyć jak najdłużej i oszukać śmierć poddając się hibernacji. Kolejna namiętność – zachłanna chęć posiadania złota ma mu umożliwić utrzymanie siebie i Gali w stanie hibernacji.

Nie satysfakcjonuje jednak mistrza bycie nieśmiertelnym, pożąda również sławy i chwały. I to nie tych mierzonych rozgłosem czy nagrodami, precyzuje znaczenie tych słów dla siebie tak: „Dla mnie bowiem pojęcia »sława i chwała« oznaczają coś zgoła innego; namiętność do nich to nie tylko pragnienie, aby być znanym i podziwianym. Chrystus w chwale to nie Jezus nagrodzony Noblem, to objawienie ciała błogosławionego. Chcę być ciałem błogosławionym, cząstką żywej i niezniszczalnej materii”[2].

Nie wiem, czy to zasługa emocji, celności argumentacji, czy może zupełnie czegoś innego, ale kilka razy złapałam się na tym, że w trakcie czytania zgadzałam się z poglądami Mistrza, porwana jego szaleńczą logiką, urzeczona determinacją, z jaką próbuje dociec słuszności swych przeczuć czy przypuszczeń. Gdy tylko przerywałam czytanie, natychmiast przychodziło opamiętanie: hola – przecież ja wcale tak nie myślę!

I to jest właśnie, moim zdaniem, największa wartość tych monologów -  p r o w o k a c j a, która sprawia, że bez względu na to, czy zgadzamy się z poglądami tego nietuzinkowego człowieka, czy nie, reakcją jest chęć przemyślenia na nowo zagadnień, o których mowa i zrewidowanie swoich poglądów.

Czytanie wynurzeń Dalego zadziwia, wzrusza, irytuje, porywa. Trudno czasem wierzyć w normalność tego człowieka. Sam zresztą o sobie mówi: „[…] od wariata różni mnie tylko to, że ja nim nie jestem […]” [3]. Z drugiej zaś strony, normalny (w powszechnym rozumieniu normalności) człowiek może czasem poczuje ukłucie zazdrości, i przeczytawszy „Namiętności według Dalego”, zanuci sobie pod nosem piosenkę śpiewaną ongiś przez Mariana Opanię (sł. Tadeusz Nowak):

„Chcę być pomylony, pomyleni mają w głowie słoneczko
Chcę być pomylony, pomyleni wiedzą gdzie jest Bóg
Pomyleni chodzą pełni snu
Pomyleni mają inne ptaki, inne ryby
Chcę być pomylony, pomyleni nie boją się ludzi
Chcę być pomylony, pomyleni nie dają się głaskać
Pomyleni to są świeccy święci
Pomyleni błogosławią chleb
Pomyleni chodzą, zanurzeni w wodzie
Pomyleni nie płaczą nad sobą
Pomyleni żyją poza sobą […]”

Czego oczywiście wszystkim życzę, bo to piękna piosenka. A odrobina szaleństwa nikomu nie zaszkodzi.



---
[1] Salvador Dalí, Louis Pauwels, "Namiętności według Dalego", wyd. Książnica, 2004, s. 51.
[2] Tamże, s. 63.
[3] Tamże, s. 34.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1896
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: miłośniczka 05.10.2011 22:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Obrazy Dalego mają w sobi... | EPA!
Piękna recenzja! Poszukam tej piosenki. Chcę ją usłyszeć. :) Wspaniałe słowa.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: