Dodany: 22.05.2007 11:07|Autor: 00761
„Kamienie wołać będą”...
Temat polskiej „Golgoty Wschodu” – Katynia - należy do tych, których przemilczanie jest sprawą moralnie naganną. Obrosły przez lata spreparowanymi kłamstwami, nadal zawiera „białe plamy”. Jednym z tych, którzy starają się je wypełnić, jest rosyjski historyk i dziennikarz, Władimir Abarinow.
Książka „Oprawcy z Katynia” jest owocem reporterskiego śledztwa, którego celem było wskazanie osób odpowiedzialnych za mord katyński oraz odkłamanie historii. Na podstawie dokumentów archiwalnych, wywiadów, korespondencji, często będącej owocem jego artykułów publikowanych w prasie, dziennikarz mozolnie, krok po kroku tworzy drugą „listę katyńską” – tym razem nie ofiar; katów. Zawiera ona nie tylko imiona i nazwiska, ale i stopnie czekistów różnego szczebla, zaczynając od tych, którzy stanowili nadzór obozów, poprzez konwojujących na miejsce zbrodni, po jej bezpośrednich wykonawców.
Systemy totalitarne na użytek swej zbrodniczej działalności tworzą specyficzny, pełen eufemizmów, język. W rozkazach dotyczących eksterminacji polskich oficerów nie pojawia się słowo: rozstrzelać. Akcję, zaplanowaną i przeprowadzoną pod względem logistycznym perfekcyjnie, nazwano po prostu „zmniejszeniem liczebności obozów”[1]. Ów makabryczny „perfekcjonizm” sprowadził się do tego, że ciała ze skrępowanymi z tyłu rękami i otworem z tyłu czaszki spoczęły w zbiorowych grobach, na których posadzono sosny. Ten „perfekcjonizm” obrazuje także opis przygotowania się jednego z katów:
„Przed rozstrzelaniem Błochin założył specjalne ubranie: brązową skórzaną cyklistówkę, długi, w tym samym kolorze skórzany fartuch i takie same rękawice z mankietami powyżej łokcia”[2].
Wszyscy czekiści zaangażowani w zbrodnię zostali nagrodzeni i wymienieni w specjalnym rozkazie, co (o błogosławiona ironio historii!) stało się dla Abarinowa podstawą do stworzenia listy tych, którzy znaleźli się na końcu zbrodniczego łańcucha.
Znaczna część książki poświęcona jest mechanizmom „kłamstwa katyńskiego” od chwili jego powstania aż do współczesności. Autor szczegółowo analizuje m.in. rozkazy, protokoły ekshumacji, poszukuje świadków, kładąc szczególny nacisk na komisję Burdienki, której kłamliwe wnioski stały się podstawą oskarżenia Niemców o tę zbrodnię. Następnie ukazuje kwestię katyńską przed trybunałem w Norymberdze. Zbrodni tej nie przypisano, jak chcieli Sowieci, Niemcom, ale też została ona wykluczona z ogólnego aktu oskarżenia zbrodniarzy wojennych.
Zrozumiałe jest, że Rosjanie walczyli jak lwy, by zachować nimb rzekomo nieskazitelnych zwycięzców. Dlaczego jednak Zachód nie dążył do osądzenia tej zbrodni? Dlaczego milczał, skoro alianci raczej nie mieli złudzeń, kto w Katyniu strzelał? Abstrahując od istniejących dokumentów, czyż nie była wystarczającym sygnałem propozycja Stalina w Teheranie odnośnie do pokonanych: „rozstrzelać 50 tysięcy oficerów niemieckich, po prostu bez sądu i śledztwa”[3], która wywołała przerażenie aliantów? Skąd zatem to stosunkowo łatwe przejście do porządku dziennego nad stosami trupów polskich oficerów? Niestety, jeszcze raz okazaliśmy się pionkami na politycznej szachownicy.
Ostatnia część książki ukazuje postawę współczesnych polityków rosyjskich i społeczeństwa wobec sprawy Katynia. Przyznam, że czytałam ją z goryczą, z rosnącym przekonaniem, że obowiązujące przez dziesięciolecia schematy myślowe nie uległy zasadniczej zmianie, a ci, którym przypisywałam dobrą wolę (Gorbaczow, Jelcyn), tak naprawdę jej nie mieli, zaś ich posunięcia były jedynie kompromisem, który musieli podjąć, by nie skompromitować się przed światem.
Tym wyżej cenię książkę Władimira Abarinowa – odważną, niewahającą się nazywać rzeczy po imieniu. Sporo w niej gorzkiej ironii, surowych moralnych ocen nie tylko „łubiańskich "rycerzy płaszcza i szpady"”[4], ale wszystkich tych, w których sumienia zbrodnia ta jest wpisana i wpisuje się, zdaniem autora, nadal, bo milczenie i ukrywanie prawdy w zamkniętych na głucho sejfach nie jest etycznie obojętne. Ten głos w sprawie Katynia uważam za szczególnie cenny, gdyż Abarinow nie waha się być „biczem Bożym” i piętnować tego, co napiętnowanym być powinno. W jakimś stopniu ta chłosta jest i... samobiczowaniem, które niekoniecznie prowadzi do katharsis, skoro śledztwo trafiło na nowe zagadki i... stare bariery.
„Oprawcy z Katynia” to książka cytująca szereg nowych dokumentów, wywiadów, listów. Autor przyjmuje, że czytelnik dysponuje już pewną wiedzą na temat zbrodni katyńskiej i stosunkowo rzadko odsyła do źródeł. Cytaty wyodrębnione są graficznie, odnośniki znajdują się bezpośrednio pod tekstem, co czyni tekst przyjaznym dla odbiorcy. Czarne karty tytułowe rozdziałów z białymi napisami doskonale korespondują z przytłaczającym tematem. Usterek korektorskich dostrzegłam zaledwie kilka. Niemniej w tej dopracowanej pozycji mnie osobiście brakuje zdjęć. Może to irracjonalne pragnienie, ale do znanych mi twarzy morderców (Stalin, Beria, Mierkułow) warto by dołączyć te inne. Przecież kara ich już nie dosięgnie, niechby choć w ten sposób znaleźli się pod pręgierzem.
Ta nowość na polskim rynku wydawniczym ukazała się w r. 1991 w Związku Radzieckim i w dwa lata później w USA pod tytułem „Katyński labirynt”. Abarinow dopisał w r. 2006 rozdział VII „Tajne staje się jawne” oraz przedmowę, wstęp i posłowie skierowane do polskiego czytelnika. Książka otrzymała nowy tytuł: „Oprawcy z Katynia”. I tu mam kolejne zastrzeżenie: moim zdaniem jest on nieadekwatny do problematyki książki. Przecież nie tylko wskazuje ona odpowiedzialnych za mord, przede wszystkim ukazuje labirynt kłamstw, które przez całe dziesięciolecia towarzyszą tej zbrodni. Wymowa zakończenia również wiąże się z motywem labiryntu – autor ukazuje dojście do kolejnej ślepej uliczki, jaką jest stosunek Władimira Putina do ujawnienia prawdy o eksterminacji polskich oficerów. Znamienne są także słowa z przedmowy: „Byłem w labiryncie, lecz do Minotaura nie dotarłem. Nasz Minotaur, nasz wspólny potwór – to trudna spuścizna stalinizmu”[5].
Zmiana tytułu zdaje się być li tylko chwytem marketingowym, analogicznym do tego, jaki zastosowali niemieccy wydawcy odnośnie do książki Andrzeja Szczypiorskiego „Początek” - w wersji niemieckojęzycznej: „Piękna pani Seidenman”. I w jednym, i w drugim przypadku zabieg, według mnie, chybiony.
Niemniej gorąco polecam tę pozycję – zasługuje na to jej rzeczowość, bezkompromisowość Abarinowa w docieraniu do prawdy, moralna jednoznaczność wystawianych ocen, sprawne reporterskie pióro i... odwaga. Sam autor pisze: „Niełatwo być wołającym na puszczy. Lecz nie znam innej drogi”[6]. Oby tych „wołających” nie zabrakło, oby mówili głosem tych, których usta nie przemówią już nigdy. Bo inaczej... „kamienie wołać będą”[7].
---
[1] Władimir Abarinow, „Oprawcy z Katynia”, przeł. Walentyna Dworak, Klaudia Rumińska, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007, s. 55.
[2] Tamże, s. 279.
[3] Tamże, s. 295.
[4] Tamże, s. 256.
[5] Tamże, s. 13.
[6] Tamże, s. 13.
[7] NT, Ewangelia wg św. Łukasza, 19,40.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.