Kilka(naście) razy do roku moje serce raduje się, gdy widzę książkę, na którą długo czekałem, łatwo dostępną na księgarnianej półce. Trzeci tom gutowskiej sagi
Hryciowie (
Gutowska-Adamczyk Małgorzata)
nabyłem jeszcze na dwa dni przed premierą, aby kilka dni później znów móc zatrzymać się w Cukierni pod Amorem. I oczywiście kiedy zaczynałem lekturę w tramwaju, przemknęło mi przez myśl, czy nie symulować choroby, żeby po prostu nie iść do pracy i móc czytać, czytać, czytać... Cóż, tym dotkliwsze moje rozczarowanie.
Trzeci tom trylogii opisuje losy trzech rodów od czasów II wojny światowej po współczesność. Gutowska-Adamczyk mogła z tego zrobić świetną historię - i na taką historię nawet miała pomysł. Niestety z wykonaniem poszło już gorzej. To, co mnie zachwycało w poprzednich tomach - sprawne gawędziarstwo - irytowało tym razem. Kolejne rozdziały mnie nie wciągały, raczej raziły swoją skrótowością, i uproszczeniem. Nie wiem, dlaczego taka technika świetnie się sprawdziła w poprzednich częściach, aby ostatnią z nich zupełnie pogrążyć. Całość wygląda na napisaną pospiesznie, bez dopracowania (a im dalej, tym szybciej gna akcja, zupełnie niepotrzebnie). Ta skrótowość, pobieżne potraktowanie wielu tematów po prostu razi.
Dodatkowym minusem jest brak wyrazistych postaci kobiecych - a te Gutowskiej-Adamczyk wychodziły przecież świetnie. Nie chodzi nawet o to, że większość bohaterek w momencie wybuchu II wojny światowej już nie żyła (np. Adrianna Zajezierska, Kinga Toroszyn-Pawlak), ale nie znalazły one godnych następczyń pod piórem Gutowskiej. Jedynie Gina Weylen jest postacią naprawdę pełnokrwistą, niesztampową, kimś w rodzaju polskiej Scarlett O'Hary. Taką bohaterką mogła stać się również wytrwała Celina Cieślak-Hryć, gdyby Gutowska-Adamczyk pozwoliła jej na to. Niestety autorka gna przez lata PRL-u niczym rakieta, pospiesznie wszystko relacjonując - i to bardzo negatywnie rzutuje na całokształt tej powieści.
Niestety część trzecia słynnej sagi nie dorasta poziomem do swoich poprzedniczek. I to jest zwyczajnie przykre - bo Gutowska-Adamczyk ma wszelkie predyspozycje, żeby stworzyć wspaniałą, dobrze przemyślaną powieść. Może zabrakło chęci, może czasu, może pomysłów? Nie wiem - niemniej, powtórzę, mnie, czytelnikowi, który potrafił nad tą sagą zarwać noce, jest zwyczajnie przykro.
Ostatnio miałem okazję jeszcze czytać
Jajko księżyca (
Beszczyńska Zofia)
- i ta książka dla odmiany pozytywnie mnie zaskoczyła. To powieść mroczna, zaskakująca i pełna ciekawych odniesień literackich. Autorka ma niezwykłą fantazję, uwodzi od pierwszych stron. Świetnie oddaje psychikę dziecka, umiejętnie sytuuje się na pograniczu bajki i horroru. "Jajko księżyca" budzi skojarzenia z "Alicją w Krainie Czarów", prozą Schulza a wreszcie Kafki. Ta duszność, ten niezwykły oniryczny klimat, dopełniony przez wspaniałe oszczędne rysunki - to jest to! Warto sięgnąć po tę cieniutką książeczkę - moim zdaniem "Jajko księżyca" może na trwałe wejść do szeregu tzw. książek dla dzieci z przeznaczeniem dla dorosłych. Szerze Wam polecam zanurzenie się w ten świat.
A jeszcze wracając do prozy Gutowskiej-Adamczyk... Mimo iż trzeci tom okazał się znacznie słabszy, nie przeszkodzi mi to wracać często i chętnie do "Cukierni pod Amorem" - ta seria ma w sobie przecież mnóstwo uroku.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.