Dodany: 29.05.2007 15:53|Autor: kocio

Planeta ludzi


Do tej debiutanckiej książki Davida Mitchella po prostu musiałem dotrzeć, nieważne, w jaki sposób. Skończyło się na wyrobieniu legitymacji do nowej biblioteki, bo w starej tej książki nie było. Powód jest prosty - lektura chronologicznie późniejszej powieści Mitchella "Sen_numer_9" i przemożna chęć sprawdzenia, czy to był tylko jeden taki literacki strzał w dziesiątkę, czy może równa seria. I cóż - "Widmopis" okazał się nie tak dobry, ale pomimo tego i tak wart zainteresowania. Więcej nawet: tak udanego startu życzyłbym niemal każdemu pisarzowi.

"Widmopis" to galeria opowieści o ludziach. Każda z historii jest zupełnie odrębna i dzieje się w innym miejscu świata. Bohaterowie też są różni, żyją zupełnie innymi sprawami i nie są tej samej płci, a jeden z nich jest nawet bezcielesny. Niektóre opowieści polubimy bardziej, inne mniej, bo nie sposób objąć ich wszystkich jednym, wspólnym mianownikiem. Trudno też tak mocno zmieniać optykę, aby za każdym razem udało się do nich dostosować. Wydaje się to po prostu niemożliwe.

Tę sztukę posiadł jednak autor - jemu wchodzenie w cudzą skórę zdaje się nie sprawiać większej trudności. Wtapia się nie tylko w osoby i miejsca, ale nawet w odmienne kultury. Nie mam pojęcia, czy jego wiedza o życiu w mongolskiej jurcie czy na irlandzkiej wysepce jest prawdziwa, ale prezentuje się niezwykle wiarygodnie.

Poszczególne opowieści są więc niesamowicie spójne wewnętrznie. Na przykład opowieść starej Chinki jest osadzona w historycznych realiach tego kraju, trzyma się też ściśle jej płci, wieku i wiary ("Święta Góra"). Zamieszczona samodzielnie, sprawiałaby wrażenie nieco poetyckiego reportażu ze Wschodu, opartego na prawdziwym, naznaczonym trudnymi doświadczeniami życiorysie. Z kolei brytyjski pisarz Marco ("Londyn") to typowy młody obibok, który używa życia, stara się unikać konsekwencji i wegetuje z dnia na dzień.

Ta historia także mogłaby być osobnym opowiadaniem i, podobnie jak wszystkie pozostałe, nadawałaby się do samodzielnego odbioru. David Mitchell jednak połączył je ze sobą delikatnymi nitkami, motywami powtarzającymi się na tyle wyraźnie, że nie umkną nawet czytelnikowi niespodziewającemu się żadnych tajemnych tropów. Dzięki niespodziewanym przebłyskom znajomych elementów powstaje wrażenie przenikania się tych - tak przecież odległych - planów.

Autor snuje w ten sposób jakby dodatkową opowieść, która przechodzi przez środek poszczególnych opowiastek jak sznurek wiążący koraliki w korale. Główny szlak powieści przecina kolejne miejsca - począwszy od Okinawy, przez Tokio, Hongkong, Chiny i dalej mniej więcej ze słońcem, tworząc jakby linię. Taki przebieg oraz wspólne wątki fabuły dyskretnie podkreślają jedność ludzkiego losu, niezależnie od warunków.

Uniwersalizm spojrzenia połączony z szacunkiem do lokalności i detali nadaje książce Mitchella unikatowy charakter. To może byłoby mało, żeby ją docenić, ale w "Widmopisie", w każdej jego części, znajduje się kawałek dobrej literatury, czyli niebanalne zestawienia słów oraz wydarzeń.

Gdyby na tym poprzestać, to książka wylądowałaby u mnie gdzieś blisko "Snu_numer_9", ale w pewnej chwili autor popełnił drobny błąd, nad którym chyba stracił kontrolę. Zbyt mocno pociągnęła go wyobraźnia i zaprowadziła w końcu w okolice takich "realistów magicznych", jak Jonathan Carroll w "Krainie Chichów" czy Michael Marshall Smith w "Jednym z nas". Tu szczegół i wiarygodność kończą swoją podróż, a spod uniwersalizmu wychodzi obsesja artysty-moralisty. Nie wystarcza mu samo śledzenie duszy w jej zmiennych wcieleniach; chce objąć cały zapełniony ludzkością glob i udzielić jakiejś równie globalnej odpowiedzi na to, czy istnienie ludzi jest dobre, czy złe.

Dla mnie to rodzaj grafomańskiego wtrętu, ale jak na pierwsze dzieło to i tak naprawdę niezłe osiągnięcie. Książka mogła przecież być cała w tym stylu, i tylko miejscami z tornistra wystawałaby buława wieszcząca przyszłą wielkość. Wówczas byłby to interesujący pierwszy promyk talentu, tymczasem o "Widmopisie" można mówić jak o dobrze przygotowanej próbie oszlifowania kryształu, która jednak zostawiła na powierzchni kilka widocznych rys.

Mimo tej skazy nie mogę nie docenić kunsztu i indywidualności autora. Ostatecznie oceniam więc "Widmopis" lepiej niż parę innych powieści, które nie mają tak oczywistych wad - ale nawet nie spróbowały sięgnąć tak wysoko.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1670
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: