Dodany: 13.11.2011 18:26|Autor: epikur
Jak być pięknym człowiekiem?
Taziu postanawia się zabić. Czwarty raz. Nie akceptuje swojego wizerunku, swojej nieudolności. Stoi na samym szczycie skalistego brzegu Palomba Sol. Chce skoczyć. Jednak dowiedzione zostało, że ktoś, kto waha się dłużej niż cztery minuty, zazwyczaj nie skoczy. Rozmyślania o potencjalnym samobójstwie zaburza Zeus. Zeus Peter Lama. Ekscentryczny artysta, konstruktor. Ma w zwyczaju obserwować w miejscu gdzie popełnia się najwięcej samobójstw, ludzkie dramaty. Nigdy nie reaguje. Jednak dostrzega w twarzy Tazia coś, co go intryguje. Po krótkiej rozmowie obiecuje mu, że jeżeli zrezygnuje on ze skoku, jego życie stanie się lepsze. Cóż, kto by się nie zgodził…
Początek książki Erica- Emmanuela Schmitta „Kiedy byłem dziełem sztuki” zapowiada się intrygująco. Jednak im dłużej zagłębiamy się w lekturę, książka staje się swojego rodzaju pastiszem. Utopią. Fantazją. Czym mnie trochę zawiodła. Spodziewałem się poważniejszych rozmyślań na temat ludzkiego życia, mądrej, życiowej książki o ludzkich dramatach. I mocnej puenty. Jednak swoje obcowanie ze Schmittem dopiero tak naprawdę zaczynam, więc powoli przyzwyczajam się do jego stylu. Jednak czy tak naprawdę się zawiodłem? Czy pod przykrywką dosyć utopijnej książki, nie kryją się najważniejsze prawdy, które rządzą naszym życiem?
Taziu całe swoje młode życie spędził w cieniu swych braci. Farellich. Byli piękni. Byli także bogaci, dzięki ukazywaniu się ich twarzy na okładkach najpoczytniejszych czasopism. Główny bohater nigdy nie wzbudzał większego zainteresowania, zawsze odstawiany na drugi tor. Jednak teraz miało się to zmienić. Zeus Peter Lama obiecuje wykonać eksperyment na postaci młodego mężczyzny. Będzie on chodzącym ideałem, do czego doprowadzą liczne operacje na całym ciele. Koniec końców, jedynie oczy będą przypominały dawnego Tazia. Dostanie też nową nazwę - Adam Bis.
Nowy twór, Adam Bis, staje się ubezwłasnowolniony. Nie jest już człowiekiem. Czym więc jest? Eksponatem? Maszyną? Dziełem sztuki?
Dosyć o treści.
Brzydota. Pozory. W naszym świecie wszystko musi być poukładane. Nie akceptujemy szpetoty. Wnętrze się nie liczy. Przegrywa walkę z pozorami, ukrytymi w postaci naszego wyglądu, ubioru, zachowania. Żyjemy szybko i nie mamy czasu na przedzieranie się przez więcej warstw, niż ta pierwsza, zewnętrzna. Rywalizacja z pięknem jest od początku rozstrzygnięta. Taziu zwierza się: „Nikomu nie życzę, żeby od dzieciństwa musiał współistnieć z pięknem. Z rzadka widywane piękno opromienia świat. Dostępne na co dzień rani, pali i zadaje rany, które się nigdy nie zabliźnią”[1]. Konsekwencją nierównego starcia są dramaty. Za wszelką cenę chcemy być akceptowani, poddajemy się sztucznej asymilacji. „ Najdziwniejsze (…), że kiedy gołębice zostaną już pomalowane, łączą się z gołębicami z tej samej kadzi; żyją razem, nie zadają się w ogóle z innymi. Kolor staje się rasą. Widać, wbrew temu, co się powszechnie uważa, głupota to nie tylko ludzka przypadłość”[2].
Zastanawiając się jakim mianem można określić Adama Bis, zastanawiam się nad ludzką kondycją. Co z jednej strony zdolny jest zrobić z siebie człowiek, żeby zostać zaakceptowany, z drugiej strony, kim jest osoba, która potrafi zdeprecjonować wszystkie najpiękniejsze cechy człowieczeństwa. Wielki konstruktor zaznacza: „ Niewolnik to jeszcze za dużo. Niewolnik ma świadomość! Niewolnik chce się wyzwolić, Nie, chcę, żebyś stał się mniej niż niewolnikiem. Nasze społeczeństwo jest tak zorganizowane, że lepiej być rzeczą niż świadomością. Chcę, żebyś stał się moją rzeczą Wtedy będziesz w końcu szczęśliwy! Popadniesz w absolutny błogostan”[3].
Paradoks całej sytuacji polega na tym, że prawdziwe piękno kryjące się w człowieku, pod powierzchnią szpetnego czy też urokliwego ciała, jest w stanie odkryć dopiero niewidomy malarz. Nie sprytny konstruktor, lecz pogrążony w ciemnocie człowiek, który odkrywa prawdziwe wartości istnienia Adam Bis. Cóż jeszcze może uratować ludzką kondycję? Miłość! Córka malarza, Fiona, opromienia miłością naszego bohatera, dzięki miłości Adam odnajduje dobro, jednocześnie zmienia swój pogląd na życie.
Podczas lektury „Kiedy byłem dziełem sztuki”, jak najbardziej można znaleźć odniesienia do książki Oscara Wilda „Portret Doriana Graya”. Czy Schmitt czerpał pomysły z dzieła tego światowej klasy pisarza? Wydaje się, że jak najbardziej…
W mojej wypowiedzi odbiegłem dosyć daleko od treści. Książka jest na przemian okrutna, śmieszna, wstrząsająca, zabawna. Jest przede wszystkim nietuzinkowa i dająca do myślenia. Choć kto zabroni myśleć o niej jako o książce przedstawiającej zabawne historie szalonego konstruktora?
Na jedno z oskarżeń w stronę Adama, jako nie był on człowiekiem, odpowiada on: „Ale przecież mówię, myślę, kocham”[4].
Mówmy, myślmy, kochajmy. Będziemy pięknymi ludźmi.
---
[1] Éric-Emmanuel Schmitt, „Kiedy byłem dziełem sztuki”, tłum. Maria Braunstein, wyd. Znak, Kraków 2007, s. 20.
[2] Tamże, s.75.
[3] Tamże, s. 104
[4] Tamże, s. 199.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.