Pamiętam jak dziś rozmowę którą odbyłem w liceum z moją polonistką - jedną z tych osób, jakie miały na mnie znaczny wpływ. Misiak wtedy jeszcze nie był biblionetkowym Misiakiem, kochał czytać, ale tzw. "klasyki literatury" nie znał za grosz (może poza serią o Ani z Zielonego Wzgórza i "Nędznikami". Moja polonistka powiedziała mi:
- Czytaj Balzaka. Wynudzisz się jak cholera, ale to jest prawdziwa, wielka literatura.
Dziś Misiak jest już Misiakiem i dalej kocha czytać - tym razem również klasykę. Co więcej, czasami miewa "smaka na Balzaka" - tak jak teraz. Wiedziony ochotą ponownej przygody z ojcem literackiego realizmu sięgnąłem po powieść
Stara panna (
Balzac Honoré de (Balzak Honoriusz)). I co? Nie zawiodłem się! Kto kiedyś przypiął Balzakowi łatkę "nudny", zrobił wielką krzywdę nie tylko temu wspaniałemu prozaikowi, ale również czytelnikom, którzy - w obawie przed "pokonaniem" - nie sięgną po tomy "Komedii ludzkiej".
O czym traktuje "Stara panna"? O mariażu panny Róży Cormon, kobiety po czterdziestce. Ta zacna dama nie jest ani ładna, ani zbyt inteligentna (nazwijmy rzecz po imieniu: zwyczajnie głupia), ale za to dosyć majętna i małżeństwo z nią gwarantowałoby różnorakie korzyści. Panna Cormon prowadzi salon, który skupia większość mieszkańców prowincji. Ciągle liczy na poznanie swego księcia z bajki - jednak odrzuca kolejnych kandydatów. Czy kiedy w końcu stanie przed ołtarzem wybór małżonka okaże się szczęśliwy?
Cóż, może ktoś stwierdził, że ta proza jest nudna. W każdym razie ja bawiłem się wyśmienicie i wyśmiałem do tego jak rzadko. Balzak należy do najlepszych portrecistów w literaturze - na swoje postaci patrzy nie tylko ciepło, ale z dużą dozą ironii, co wywołuje naprawdę komiczne efekty. Sama "Stara panna" jest niczym innym jak groteskową komedią omyłek. Narrator ani na chwilę nie rezygnuje z błyskotliwych uszczypliwości, jak na przykład w tej scenie kiedy panna Cormon usiłuje zdobyć względy kolejnego amanta:
"W istocie panna miała wrażenie, że zainteresowała pana de Troisville, który uśmiechał się do niej z wdziękiem i który w czasie tego obiadu posunął się dalej, niż najgorliwsi konkurenci zaszli w ciągu dwóch tygodni. Toteż możecie się domyślać, że nigdy żadnego gościa nie otoczono tyloma staraniami, nie spowito w tyle uprzejmości. Można by rzec, że to najmilszy kochanek wrócił w dom, który napełniał szczęściem. Panna chwytała w lot chwilę, w której wicehrabia zapotrzebuje chleba, pożerała go spojrzeniami; kiedy odwrócił głowę, dokładała mu na talerz potrawy, która mu smakowała; byłaby go zapchała na śmierć, gdyby był łakomy; ale czyż to nie była rozkoszna próbka tego, co zamierzała robić w miłości?"
Albo tu (komentarz do samobójczej śmierci młodego artysty):
"Wieść o samym samobójstwie zrobiła, jak można sobie wyobrazić, ogromne wrażenie w Alencon. W wilię biedny geniusz nie miał ani jednego protektora; nazajutrz po jego śmierci tysiąc głosów krzyknęło: "Byłbym mu tak chętnie dopomógł!" Tak wygodnie jest uprawiać miłosierdzie gratis!"
Cóż, korzystając z nadarzającej się okazji, chciałbym Wam wszystkim, Kochani Biblionetkowicze, życzyć wspaniałych Świąt - z mnóstwem czasu na czytanie książek!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.