Dodany: 02.01.2012 23:04|Autor: lukanus

Druga Rzeczpospolita, jakiej pewnie wcale nie znacie…


Doktor Łokietek i „Tata Tasiemka”, czyli Józef Łokietek (ok. 1890-1941) i Łukasz Siemiątkowski (1876-1944) to tytułowi bohaterowie książki J. Rawicza. Omawiana praca ma jednak mało wspólnego z klasyczną biografistyką, a przywołane postacie posłużyły autorowi za punkt wyjścia do ukazania szerszego kontekstu wydarzeń, oscylującego głównie wokół działalności Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS) i wytrąconej z jej struktur w 1928 r. propiłsudczykowskiej Polskiej Partii Socjalistycznej dawnej Frakcji Rewolucyjnej, skupionej wokół Rajmunda Jaworowskiego (1885-1941). Wydarzenia to jednak dość intrygujące i zawsze mniej lub bardziej wyraźnie powiązane ze wspomnianymi wcześniej postaciami.

Jeszcze u schyłku zaborów Siemiątkowski i Łokietek byli czynnymi działaczami lewicowego podziemia niepodległościowego, które - nie jest to przecież żadną tajemnicą - nie raz posuwało się do działań czysto terrorystycznych. Jak się okazuje, aktywiści z tego kręgu odnaleźli się doskonale w nowej rzeczywistości społeczno-politycznej, która zastała ich z symbolicznym dniem 11 listopada 1918 roku. W okresie międzywojennym Siemiątkowski kierował organizacją PPS na warszawskich Powązkach, nie stronił jednak od fizycznej przemocy wobec przeciwników politycznych ani zastraszania miejscowej społeczności, np. poprzez wymuszanie haraczy za przysłowiową ochronę. Stąd częściowo wziął się jego frapujący pseudonim „Tata Tasiemka”, gdyż w swej bandyckiej działalności zachował jeszcze swoisty autorytet, poparty sprawowaniem funkcji radnego Warszawy (sic!) - to zapewne „Tata”, druga część pochodziła od epizodu związanego z pracą w przemyśle pasmanteryjnym. Szczyt „kariery” Siemiątkowskiego przypada na przełom lat 20. i 30. XX wieku, kiedy zorganizował gang wymuszający pieniądze od handlarzy z warszawskiego targowiska na Kercelaku. Z czasem jednak stał się przysłowiową solą w oku pewnych kręgów politycznych i w 1932 roku wytoczono mu proces - de facto - pokazowy. Autor zastanawia się nawet, czy przypadkiem na taki stan rzeczy bezpośrednio nie wpłynął fakt, że na Kercelaku chłopcy od „Taty Tasiemki” okradli ministra spraw wewnętrznych Felicjana Sławoja-Składkowskiego (1885-1962). Drugi ze wspomnianych bohaterów - Józef Łokietek, z wykształcenia doktor chemii, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości kierował milicją partyjną PPS. Jako jej przywódca zasłużył się w niejednej akcji - m.in. w bójkach z przeciwnikami politycznymi, które zdarzały się nie tylko przy okazji pochodów pierwszomajowych (tutaj wrogiem nr 1 byli komuniści), ale również po rozłamie w PPS w 1928 roku, kiedy dotychczasowi koledzy partyjni stali się nagle ideowymi wrogami. Powiązany z Siemiątkowskim, w pewnym momencie poszedł w jego ślady i zaczął ściągać haracze m.in. od żydowskich tragarzy. Do tego był znanym w całej Warszawie rozrabiaką i bywalcem nocnych lokali, w których niejednemu „policzył żebra”. Podobnie jak „Tata”, w 1932 r. doczekał się pokazowego procesu sądowego.

Działalność dwóch bandytów, którzy byli sławni w całej Warszawie, jeśli nie w ówczesnej Polsce, budzi u autora książki podstawowe pytanie - jak było możliwe, że opisywane wyczyny w ogóle mogły mieć miejsce? Odpowiedź jest właściwe łatwa do przewidzenia, gdyż w pozycji opublikowanej za głębokiej komuny teza mogła być tylko jedna: dzięki zdegenerowanemu systemowi politycznemu, który zapanował w Polsce po 1926 roku, czyli po przewrocie majowym Józefa Piłsudskiego (1867-1935), kiedy nastały czasy tzw. sanacji. Oceny i sympatie polityczne - nawet z perspektywy kilkudziesięciu lat - mogą być różne, trudno jednak autorowi odmówić jakiejś części prawdy. Siemiątkowski i Łokietek, wymuszający haracze, z których znaczna część szła do kasy PPS d. Frakcji Rewolucyjnej; wymieniona partia z jej milicją, prowadząca regularne bitwy i strzelaniny z przeciwnikami politycznymi, czy to o pierwszeństwo ideologii, czy o lukratywne miejsca pracy (przykładowo - w… warszawskiej rzeźni) byli tylko ogniwem pośrednim. Nie ulega wątpliwości, że wszystko to mogło mieć miejsce w systemie politycznym, który sam posługiwał się podobnymi metodami - jak to dosadnie ujmuje autor, mafijnymi. Swoją tezę J. Rawicz potwierdza konkretnymi przykładami: niewyjaśnione zaginięcie w 1927 roku generała Włodzimierza Zagórskiego (1882-?), jednego z przywódców wojsk rządowych w czasie zamachu majowego 1926 roku; seria pobić przeciwników politycznych Piłsudskiego przez nieznanych sprawców (w wielu przypadkach powiązanych z kręgiem Siemiątkowskiego i Łokietka); niewyjaśnione koneksje głównych bohaterów książki oraz ich bojówkarzy z policją czy wręcz z tzw. „Dwójką” (Drugim Oddziałem Sztabu Głównego, czyli wywiadem i kontrwywiadem wojskowym) to główne z nich. Nie ulega również wątpliwości polityczny kontekst wspomnianych procesów „Taty Tasiemki” i Łokietka w 1932 roku - miały one miejsce wtedy, gdy nadzieje pokładane przez sanacyjne władze w części PPS zawiodły. Na marginesie można wspomnieć, że na kartach opowieści „oberwało się” też i Piłsudskiemu, który jawi się jako paranoiczny starzec strzelający do własnej ochrony.

Na koniec pojawia się pytanie, czy warto w ogóle polecić - a jeśli tak, to komu - książkę, która przecież nie jest wolna od obciążenia ideologicznego. W tej kwestii należy zauważyć, że omawiana pozycja dziwi wręcz brakiem peerelowskiej nowomowy historycznej - tylko symbolicznie autor wspomniał o „sanacyjnych faszystach”. Stało się tak zapewne dlatego, że znaczącym wydźwiękiem propagandowym - w tym przypadku antysanacyjnym - był sam wybór tematyki: bandyckiego, nawet nie do końca podziemnego, bo bez mała jawnego i powiązanego z władzą, oblicza Drugiej Rzeczypospolitej. Nie ulega jednak wątpliwości, że ono było, istniało i przykuwało już uwagę współczesnych.

Inteligentni czytelnicy, niekoniecznie nawet obeznani z historią omawianego okresu, nie będą mieli problemów z przymknięciem oka na pojawiające się od czasu do czasu wtrącenia ideologiczne w rodzaju chociażby wspomnianych „sanacyjnych faszystów”. Nikną one w ciekawej narracji, prowadzonej swobodnie, często z przymrużeniem oka. Warto również zwrócić uwagę na - co prawda oszczędną w formie, ale interesującą i specyficzną, a już na pewno korespondującą z tokiem opowiadania - obudowę graficzną w postaci zdjęć i opisów, wpływającą na niepowtarzalność książki (wyd. Czytelnik, 1968). Pewne jest, że ci, którzy z historią są za pan brat, znajdą tu ciekawy materiał do przemyśleń - zastanawiał się ktoś na przykład, czy wydarzenia zamachu majowego mogły mieć miejsce już po zabójstwie prezydenta Gabriela Narutowicza w 1922 roku? Mniej wytrawni znawcy dziejów ojczystych nie muszą ich poznawać ze współcześnie masowo wręcz lansowanej literatury o dzielnych ułanach na białych koniach, oficerach dżentelmenach czy wigiliach w ziemiańskich dworach jako symbolach Drugiej Rzeczypospolitej. Wydaje się więc, że warto polecić książkę J. Rawicza wszystkim, ale z pewnością w pierwszym rzędzie - zainteresowanym tematyką historyczną.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2143
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: