Dodany: 10.01.2012 21:33|Autor: Małgoś_28

Ścigając Emmę


Moim marzeniem jest pisać jak Elizabeth Flock, autorka, której powieść „Emma i ja” należy do zbioru moich ukochanych powieści. „Emma i ja” została opowiedziana przez dziecko. Jeśli nie skusimy się, by popatrzeć na tył książki (wyd. Harlequin Enterprises, 2006), gdzie znajduje się zdjęcie zdecydowanie pełnoletniej blondynki, to damy się uwieść narracji dziesięciolatki, która jest dręczona przez swojego ojczyma, kochana przez matkę w sposób budzący zastrzeżenia, a jej świat wypełnia po brzegi ukochana siostra, Emma i jest on tak niezwykły, że, kiedy już pochłonie się książkę do końca, warto otworzyć ją jeszcze raz i czytać, czytać, czytać…

Po tak niezwykłej powieści najczęściej u pisarzy następuje spadek. Dla mnie dowodem tego był „Krzyk ciszy” wydany w 2010. Kiedy więc do księgarń trafiła najnowsza powieść pani Elizabeth, „Dogonić rozwiane marzenia”, miałam mieszane uczucia. Chciałam jeszcze raz przytulić samotną dziesięcioletnią dziewczynkę, która przez wszystkie lata od premiery powieści żyje w moim sercu, więc postanowiłam kupić ją bez względu na to, czy okaże się dobra, czy nie.

Okazała się prawdziwą ucztą!

Zamiast dziesięciolatki dostałam kobietę dojrzałą, która zajmuje się domem i której każdy dzień zdaje się podobny do poprzedniego. Dostałam też nastolatkę, która walczy o własne „ja”, brutalnie uświadomiona, że w dzieciństwie została adoptowana. Dwie kobiety: starsza i młodsza, mieszkają w jednym domu, oddzielone jedynie ścianami swoich pokoi i snują marzenia, w których chcą być kochane. Starsza boryka się z depresją męża, z problemami swojej adoptowanej córki, z niemożnością porozumienia się z nią. Niezwykłe jest to, jak doskonale Elizabeth Flock zbudowała portret tej kobiety i oddała targające nią emocje. Czujemy więc bezradność Samanthy, kiedy mąż odtrąca próby ratowania ich małżeństwa albo gdy ona ugina się pod naporem codziennych czynności. Wspieramy ją, gdy próbuje odnaleźć w życiu coś, co dałoby jej nadzieję i energię. W przeszłości swoją energię pożytkowała na opiekę nad adoptowaną dziewczynką. Tak mocno pragnęła mieć dziecko, że nie przeszkadzało jej, iż miała zostać matką dziewczynki, która urodziła się z uzależnieniem płodowym.

Ta jedna decyzja, gdy matka pochyla się nad zdjęciami dzieci przeznaczonych do adopcji i szuka wśród nich buzi przyszłej córki, zaważyła na całym życiu obu kobiet.

Samantha zastanawia się, co się dzieje, gdy miłości jest za mało? Na to pytanie odpowiedzi szuka również dziewczynka, Cammy, którą poznajemy, gdy jest już nastolatką. Właśnie poznała miłość, ale nie tę romantyczną, w której chłopak będzie trzymał ją za rękę, lecz tę z pogranicza wymuszenia, cielesną i okropnie nieczułą. Cammy boryka się z problemami z koncentracją, z pociągiem do narkotyków, który odziedziczyła po biologicznej matce, oraz z rozpaczliwą potrzebą poznania własnych korzeni.

Z ogromnymi emocjami śledziłam walkę o miłość, którą toczą obie kobiety. Chociaż już na piątej albo szóstej stronie miałam ochotę złapać za ołówek i wynotować „złote myśli” autorki, a chwilami jej opowieść sprawiała, że stroszyły mi się na skórze włoski i miałam łzy wzruszenia w oczach, im bardziej zagłębiałam się w tę powieść, tym większy podziw czułam dla niej.

Kiedy skończyłam czytać książkę, myślałam o niej jeszcze przez długi czas, wielokrotnie łapałam się na tym, ze analizuję, jaki błąd popełniła Samantha albo gdzie błąd popełniła Cammy i staram się stworzyć inny scenariusz, rozpaczliwie szukając dla nich wyjścia

Rzadko zdarza się, by autor napisał dwie doskonałe powieści. Dla mnie „Emma i ja” jest książką właśnie doskonałą, ale „Dogonić rozwiane marzenia” ściga ją w naprawdę dobrym stylu.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 821
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: