Dodany: 10.07.2007 21:50|Autor: izabelas

Czytatnik: Takie tam...

"Dotknięcie ziemi" - Francesca - baardzo obszerny fragment


Myślałam, że umrę, kiedy tamtego popołudnia na Sycylii Ricky zeskoczył z drzewa. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. W samotności płakałam z jego powodu, aż tu nagle zjawia się on sam, a oczy ma tak niebieskie jak sycylijskie niebo w najpogodniejszy letni dzień. Jak sięgam pamięcią, zawsze kochałam się w Rickym, z daleka oczywiście. (...)

(...) Kiedyś podsłuchałam, jak babcia radziła mamie: „Im bardziej ich kochasz, tym mniej kochają ciebie. Niech on się za tobą ugania. Wszyscy mężczyźni to lubią”. (...)

- I tak za mnie wyjdziesz – powiedział Ricky na pożegnanie. Ależ smutno mi było wtedy! Ale też byłam podekscytowana! I taka młodziutka! Wiernie czekałam na niego. Aż pewnego dnia zjawił się, złote włosy miał czysto umyte, ramiona szerokie i mocne. (...)
W podróż poślubną pojechaliśmy na Bali. (...) W świetle pochodni zafascynowana twarz Ricky’ego wydawała mi się kompletnie obca. Przez moment miałam wrażenie, że przestałam istnieć. Czułam się zagubiona i przerażona. (...)Do oczu napłynęły mi łzy. W środku czułam się odrętwiała. Wszystko się zmieniło. Chyba wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że mój mąż nie jest mój na zawsze. (...)
Jak dowiedziałam się, że mój mąż nie był mi wierny? (...) Całkiem zwyczajnie. Przez bliską przyjaciółkę żmiję. (...)
Wróciłam do domu i usiadłam na schodku w holu. Nie czułam bólu. Chronił mnie szok. Przychodziły mi do głowy różne rzeczy, które po chwili ulatywały, nie zdążywszy się rozwinąć w myśl. (...) Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze nad kominkiem. Skórę wokół ust miałam białą, białą od furii. Byłam wściekła, leciało mi z nosa, ręce mi drżały i nie mogłam nad tym drżeniem zapanować. Otworzyłam szuflady i zamknęłam je z hukiem tak mocno, że aż przewróciły się stojące na biurku fotografie. (...) Nie umiem nawet wyrazić, jak wielka ogarnęła mnie chęć niszczenia, aż w końcu jej uległam. Gdy stanęłam potem pośrodku pobojowiska, mój gniew był rozładowany. (...)
Siedząc na łóżku, czekałam na jego powrót.
Najpierw próbował kłamać, zaprzeczać, gad oślizgły, ale byłam na to przygotowana. Ja też skłamałam.
- Rosella opowiedziała mi o innych razach, o innych kobietach.
Szczęka mu opadła. Ani przez moment nie podejrzewał, że dojdzie do takiej zdrady.
Najlepiej, jak to mówią, upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Przy okazji położyć kres dalszym konszachtom tej lafiryndy z moim mężem. W tym momencie, o Boże drogi, zrobiłam coś głupiego, i to nie pierwszy raz. Ogłupiała z bólu, zadałam niewłaściwe pytanie.
- Czy już mnie nie kochasz? – spytałam, płacząc.
(...) Sporo tego było do przełknięcia, ale kiedy otworzyłam usta, ze zdumieniem odkryłam, że wszystko gładko się zmieściło. Po prostu chciałam kupić towar, który sprzedawał. Nie gardź mną tak bardzo. Kiedy ludzie odchodzą, odruchowo chce się ich mocniej przytrzymać. Dopiero teraz widzę, jak bardzo byłam żałosna. Wtedy nie mogłam widzieć. Moje serce młode i jak niewinne dziecko pragnęło słodkich owoców jego słów. Wierzyłam, że mam szansę wygrać tę walkę. (...)
Wyciągnął rękę, jakby chciał fizycznie powstrzymać mnie od rozpadnięcia się na kawałki. Spojrzałam w te niebieskie oczy i nie ujrzałam w nich nic. Kiedyś wiedziałam, co myśli. Kiedyś wiedziałam, co lubi. (...) Kiedyś wydawało mi się nawet, że on jest mój i tylko mój.(...)
„Udawać, że to on się za tobą ugania. Niech on się za tobą ugania”.
Rano kiedy Ricky zszedł na dół, sprawiał wrażenie czujnego, ale nie widać było, aby się specjalnie czymkolwiek martwił. Zastał śniadanie czekające na stole, a przy drzwiach spakowaną walizkę. Błagał, starał się mnie przekonać, ale pozostałam niewzruszona, twarda jak skała. (...) Gdy w końcu poszedł, rozpłakałam się.
Mój plan był prosty i genialny. Gdybym wymogła na nim pozbycie się jej, stałaby się zakazanym owocem. Owocem, którego musi kosztować w tajemnicy. Gdy podałam mu ją na talerzu, jej perfumy nie były już tak podniecające, a ciało też straciło urok. Im bardziej ich kochasz, tym mniej kochają ciebie... Udawaj, że to on za tobą się ugania. A wróci na kolanach i będę go miała już na zawsze. Ryzykowałam wprawdzie, ale znowu nie tak bardzo. (...)
Udało się. Wrócił na kolanach. (...) Wyrzekł się jej chętnie, ale (...) dali mi lekcję nieufności, więc niewiele czasu zajęło mi domyślenie się, że kobiety udostępniały mu swoje ciała. Widziałam je w jego potarganych włosach, czułam ich zapach na jego skórze (...)
W końcu znużyło mnie to wszystko i straciłam wolę walki. (...) Na początku myślałam, że wygrałam bitwę, ale tak naprawdę ją przegrałam. Z własnej winy. Pokazałam mu wyraźnie, że go przyjmę z powrotem. Że nie tylko potrafię mu przebaczyć, ale że rozpaczliwie tego pragnę. Nic mi już nie zostało, mogłam jedynie stać się bardziej twarda. Byłam, jak to określiła Maya Angelou w programie Oprah Winfrey: „rozdziobywana przez kaczki”. (...)
Zawsze wracałam do punktu wyjścia. Prawda jest taka, że miłość nie ma szans tam, gdzie nie ma wierności. (...)

W łóżku godzinami przewracałam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Byłam życiowym wrakiem. (...) mój mąż miał dla mnie jedynie pustą namiastkę dawnego uczucia. Obrączka w ogóle nic dla niego nie znaczyła, a wierność, którą ja nosiłam niczym koronę z drogocennych kamieni, plugawił w miejscach ciemnych i tajemnych. (...)
Znowu źle spałam. Ricky w ogóle nie wrócił do domu zeszłej nocy. (...) Przesunęłam się na stronę Ricky’ego i ukryłam twarz w jego poduszce. Była zimna, czułam słaby zapach perfum, moich. Nie bywał w domu na tyle często, żeby pozostawić po sobie zapach swojej wody. (...)

Słyszałam jak wyszedł. Wybiegł w hańbie. Niech sobie idzie. Nie był już mój, to nie ten piękny adonis, którego kiedyś bez pamięci czciłam. Dobrze mu się dzisiaj przyjrzałam. Spasiony, wulgarny. Rozbiegane oczka gnijące w coraz to bardziej zniszczonej twarzy. Chciałam go takiego, jaki był w momencie poznania, ale mój Ricky umarł wiele lat temu. Kim był ten podły potwór? (...) Zdaje się, że powinnam była odejść już dawno temu. Najlepiej tego dnia, kiedy w kieszeni jego spodni znalazłam równiutką, zgrabna paczuszkę. Byłam wtedy dzieckiem i jak dziecko najpierw dotknęłam palcem białego proszku w środku, a potem wzięłam odrobinę na czubek języka. Smakowało jak tabletki przeciwbólowe, ale szybko rozpoczęło się odrętwiające działanie. Od tamtej pory ogarniała mnie coraz większa drętwota. Po jego wyjściu siedziałam na łóżku, też nie czując nic. Ani smutku, ani goryczy, ani nawet złości. Absolutnie, zupełnie nic a nic. (...)
Jak on mógł? Jak to możliwe, że chciał zatruć własne ciało i krew? Co mu się stało?
Uważaj, gdy wymawiasz życzenie. Bo może się spełnić.
To prawda, dawno temu bardzo chciałam, żeby Ricky był moim mężem. Skąd miałam wiedzieć, do czego mnie to doprowadzi? Tu cichy głosik w mojej głowie powiedział: „Przestań udawać”. Nawet gdybym wcześniej poznała prawdę, moje serce, które tak rozpaczliwie pragnęło kochać, zdławiłoby całkowicie instynkt ucieczki, każąc udawać, że wszystko jest w porządku. Ale przecież głowa, pozbawiona tej potrzeby miłości, od dawna widziała, ze taki dzień nadejdzie. (...)
Właściwie moje pragnienie (...) łączyło się z innym niewinnym marzeniem z dzieciństwa, które zawsze uważałam za niemożliwe. Zabawne, ale to Ricky sprawił, że było niemożliwe. Tymczasem teraz, gdy go nie ma...(...)
Ale jeszcze nie teraz. Najpierw musiałam znaleźć bezpieczne schronienie u rodziców. Tylko na jaki czas, dopóki nie odzyskam sił. Początkowe odrętwienie jakby trochę ustąpiło i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo zostałam zraniona. Ból był wprost potworny. To za sprawą szoku dotąd nic nie czułam. Otrzymałam śmiertelny cios.
Widzisz, on był moim życiem. Dla niego zrezygnowałam z marzeń. (...) Wszystkiemu winne moje serce. To ono nie chciało odpuścić. Jest takie rosyjskie powiedzenie, że ryba psuje się od głowy. O tak, zepsucie zaczęło się w mojej głowie. Stamtąd po całym ciele zaczął się rozchodzić ten straszny ból. Docierał do ramion, nóg i palców, trujący i ohydny. (...)

Zadzwonił telefon, a ja wiedziałam, że to Ricky. Pobiegłam na dół, ale ojciec zdążył odebrać pierwszy. (...)
- Kto to był?
Ojciec spojrzał na mnie spokojnie.
- Pomyłka.
- Aha – odparłam i wróciłam na górę.
Usiadłam na łóżku. A więc zadzwonił. Ludzie potrafią się zmienić, gdy naprawdę bardzo czegoś chcą. Po co by dzwonił, gdyby nie chciał, byśmy do wróciły do niego?
Przemierzałam nerwowo pokój. Bez niego nic nie miało sensu. Ogarnęło mnie przekonanie, że nie powinnam była przyjeżdżać do rodziców i mieszać ich w całą tę sprawę. Gdybym tylko miała jakichś przyjaciół, do których mogłabym się zwrócić, po prostu poszłabym spać do hotelu. Pewnie do tej pory już byśmy się z Rickym pogodzili. (...)
Musiałam znaleźć jakieś rozwiązanie. Postanowiłam, że jednak zadzwonię do niego. (...)
Po cichu zeszłam na dół i wcisnęłam guzik ostatniego połączenia. Aż mi serce podskoczyło, kiedy wyświetlił się numer (...) A więc kochał mnie. Zależało mu na nas. (...) zadzwoniłam do restauracji. Odebrał kierownik, ale zanim zdążyłam się odezwać, usłyszałam w tle głos Ricky’ego. Śmiał się. Głośno i wesoło. Dopiero wtedy zrozumiałam. On wcale nie cierpiał. I wcale mu na nas nie zależało.
Odłożyłam słuchawkę i wróciłam do łóżka. O Boże! Proszę Cię, daj mi z powrotem moje dawne życie.

(...) Pomyślałam o sobie jak o cierpiącym wilku, z łapą uwięzioną w żelaznym potrzasku i krwawiącym obficie. Wyjącym z bólu, ale warczącym na każdego, kto zbliża się, żeby mu pomóc. (...) Wzięłam do ręki książkę Clarissy Pinkoli Estes zatytułowaną Biegnąca z wilkami. Zbieg okoliczności. Czyż dopiero co nie porównywałam siebie do rannego wilka?
(...) Wielu rzeczy dowiedziałam się o sobie. (...) Natrafiłam na historię o tym, jak pewien okrutny człowiek zamknął psa w drucianej klatce, do której podłączony był prąd. Na początku płynął po lewej stronie klatki. Pies szybko się nauczył, że trzeba trzymać się prawej strony. Wtedy elektryczność popłynęła z prawej, więc pies uciekł na lewą. Ponownie zmieniono stronę i potem jeszcze raz. Później prąd płynął w całej klatce i włączany był w nieregularnych odstępach czasu. Pies nauczył się, że niezależnie od tego, gdzie się znajduje, zawsze go boli. Poddał się i siedział potulnie w jednym miejscu, przyjmując wstrząsy. A wtedy okrutny człowiek otworzył drzwi klatki. Myślisz, że pies uciekł? Tego należało się spodziewać, ale ja z góry wiedziałam, że nie wyjdzie. Pozostał w klatce i dalej znosił ból. Naukowcy nazywają takie zachowanie „wyuczoną bezradnością”. Tak właśnie stało się ze mną. Sparaliżowana bólem, siedziałam i tylko patrzyłam na otwarte drzwi. Ale nic więcej. (...)
(...) Z dna szafy wyciągnęłam starą drewnianą skrzynkę, którą dostałam od babci. Otworzyłam ją i weszłam w inny świat. (...) trzy „Księgi Ważnych Chwil”, przewiązane niebieską wstążeczką. (...) Moje małe marzenia. Wymknęła mi się łza i spłynęła w dół. Dotknęłam jej. To nie był wcale smutek. (...) To był moment zadumy nad czymś utraconym.
Nad wszystkim, co porzuciłam dla Ricky’ego.
Zdjęłam skuwkę z niebieskiego markera i w „Księdze Ważnych Wydarzeń” wpisałam drukowanymi literami słowa: ODESZŁAM OD MĘŻA.
W „Księdze Dobrych Pomysłów”: JADĘ DO DOMU ROBIĆ OLIWĘ.
A w „Księdze Radości”: HA, HA, HA, MYŚLAŁ, ŻE JESTEM PSEM, A JA JESTEM WILKIEM.
Przycisnęłam wszystkie trzy mocno do piersi. Czekała mnie długa walka, ale teraz już wiem, że nie jest beznadziejna. Byłam w stanie tego dokonać.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 539
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: