Koszmaru ciąg dalszy
Jak widzicie, świat elfów zaproponowany przez KAren Moning usidlił mnie na tyle, że od razu sięgnęłam po kolejną część. Czy „Krwawe szaleństwo” okazało się słabsze, na tym samym poziomie, czy lepsze od „Mrocznego szaleństwa”? Zaraz się dowiecie.
Jeszcze tylko parę słów gwoli przypomnienia. „Krwawe szaleństwo” to drugi tom serii „Kroniki Mac O’Connor”. Cały cykl opowiada o przygodach Mac, która dopiero niedawno dowiedziała się, że jest widzącą sidhe, a także, że ona i jej siostra zostały adoptowane.
Akcja rozpoczyna się kilka dni po wydarzeniach opisanych w pierwszym tomie. Mac dochodzi do siebie po odkryciu, kim jest morderca jej siostry. Od tego momentu zaczyna się także jej kariera jako sprzedawcy w Księgarni i Bibelotach Barronsa, ponieważ jej poprzedniczka – Fiona w napadzie zazdrości próbowała ją zabić (nie zdradzę jednak, w jaki sposób, bo nie chcę nikomu odbierać frajdy z czytania). Niestety jej szczęście nie trwa długo. Na ulicach Dublina robi się coraz niebezpieczniej. Wielki Pan sprowadza na Ziemię coraz więcej Mrocznych, więc Mac musi zdwoić czujność, aby nie wpaść w ich łapy. W tym samym czasie dziewczyna odkrywa, że nie jest jedyną widzącą sidhe. Stara się więc poznać inne takie jak ona, co jest oczywiście nie w smak Barronsowi. No i cały czas Mac jest kuszona przez elfiego księcia V’lanea. Jak zakończy się ta przygoda?
Skłamałabym, gdybym napisała, że „Krwawe szaleństwo” nie jest lepsze od poprzedniego tomu, bo z całą pewnością tak właśnie jest. Uważam, że tak powinien wyglądać pierwszy tom cyklu o losach widzącej sidhe, ponieważ doskonale wciąga i intryguje czytelnika. Zaraz wyjaśnię, dlaczego tak sądzę. Po pierwsze, jest tu interesująca fabuła, opisana prostym i dynamicznym językiem doskonale przedstawiającym i uwydatniającym wszystkie najważniejsze wątki. Po drugie, akcja jest wartka i pełna niespodziewanych zwrotów, dzięki czemu czytając tę powieść, po prostu nie sposób się przy niej nudzić. Dodatkowo sprawia to, że klimat książki jest dużo bardziej tajemniczy i mroczny. Po trzecie i w sumie najważniejsze, główna bohaterka jest dużo lepiej przedstawiona. Od samego początku możemy dostrzec znaczą zmianę w MacKayli, tak jakby wreszcie postanowiła dorosnąć. Jest opanowana, zadziorna, twarda i wściekła, a jedynym, co daje jej siłę do dalszej walki, jest chęć pomszczenia siostry. Chociaż zdarzają się jej jeszcze momenty, gdy zachowuje się jak rozpieszczona córeczka tatusia, jest ich niewiele i już tak bardzo nie rażą.
Wracając do wątku Barronsa, który rozpoczęłam w recenzji poprzedniego tomu, muszę powiedzieć, że moje odczucia względem tej postaci nie uległy większej zmianie, może tylko troszeczkę się ociepliły. Wprawdzie było kilka sytuacji, kiedy szala zaczęła się przechylać w stronę sympatii, chodzi mi tu o jego zachowania wobec Mac, jednak bardzo szybko wszystko wracało do poprzedniego stanu. A to dlatego, iż autorka od razu dokładała także kolejne tajemnice dotyczące jego osoby. Dlatego jednej rzeczy jestem pewna: dla mnie jest to najbardziej tajemnicza i intrygująca postać z całego kanonu bohaterów płci męskiej w literaturze gatunku urban fantasy.
Podsumowując. Zakończenie, jakie Karen Marie Moning zaserwowała nam w „Krwawym szaleństwie”, jest niesamowite. Więcej w nim niedomówień i tajemnic niż w całej książce. Mnie osobiście kojarzy się to z pajęczą siecią, którą autorka oplata swoich czytelników, aby na koniec pozostawić ich na pastwę własnych domysłów, dając tym samym ogromne pole do popisu ich wyobraźni. Więc zachęcam wszystkich do zapoznania się z tą serią. Dla samej przyjemności z czytania „Krwawego szaleństwa” warto przebrnąć przez „Mroczne szaleństwo”.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.