Dodany: 16.07.2007 21:38|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Gorączka tożsamości


O „Reisefieber” jak dotąd czytałam same dobre opinie, ale serwowane w sposób dość wyważony – tak więc spodziewałam się raczej rzeczywiście niezłej powieści, niż lansowanego na siłę knota literackiego, którego wartość jest na ogół odwrotnie proporcjonalna do liczby przypisanych mu przez wydawcę i krytyków określeń w rodzaju „genialny”, „rewelacyjny”, „bestseller wszech czasów” etc.

I faktycznie, trzeba powiedzieć, bez nadużywania superlatyw, że jak na debiut, rzecz jest istotnie głęboka i dojrzała. Główny i praktycznie jedyny wątek, choć nieszczególnie oryginalny (dorosłe dziecko dowiaduje się o śmierci rodzica, z którym dawno zerwało kontakty, a to staje się dlań impulsem do zagłębienia się we wspomnieniach, analizowania wzajemnych relacji i poszukiwania własnej tożsamości), rozpracowany został w sposób niebanalny i psychologicznie wiarygodny.

Jest dostateczna dawka niepewności i napięcia, są dość wyraziste portrety głównego bohatera i jego nieżyjącej matki, jest prosty, a jednocześnie ekspresyjny język. Jest też – moim zdaniem bardzo udany – pomysł wykorzystania gry słów pomiędzy tytułową „gorączką podróżną” (co, jak wiedzą wszyscy dotknięci tą przypadłością i wszyscy, którzy z takowymi mieli do czynienia, jest bardzo trafną nazwą na określenie mieszaniny niepewności, podniecenia, rozkojarzenia i lęku, ogarniających człowieka wybierającego się w drogę) a nazwiskiem Daniela i Astrid. Bo też Danielowa „reisefieber” bierze się nie tyle z faktu, że musi on udać się w podróż – ile z poczucia, że jest to podróż szczególna, do miejsca, z którego uciekł, do problemów, od których uciekł, do związku, który rozerwał, wreszcie do siebie samego. Daniel reprezentuje tak pospolity w dzisiejszych czasach – i w konsekwencji w dzisiejszej literaturze – typ człowieka bez korzeni. Urodzony z dwojga Szwedów, dorastający w Paryżu, żyjący w Nowym Jorku, nie jest w pełni ani Szwedem, ani Francuzem, ani Amerykaninem. Potomek rodziny, w której od dwóch pokoleń brakowało męskiego wzorca, nieznający własnych dziadków i ojca, wychowywany przez matkę z jednej strony nadopiekuńczą, a z drugiej podświadomie zmuszającą go do bycia bardziej przyjacielem i obrońcą, niż synem – nie ma w nikim oparcia i sam go nikomu nie potrafi dać. Czy ta jedna podróż wystarczy, by naprawić trzydzieści osiem straconych lat?

Całość byłaby rzeczywiście świetna, gdyby nie pewne chwyty konstrukcyjne, które w moim odczuciu są mankamentami, przeszkadzającymi w swobodnym odbiorze treści (choć zdaję sobie sprawę, że są ludzie, którym może to odpowiadać). Wtrącone tu i ówdzie fragmenty, ukazujące retrospekcje z ostatnich lat czy miesięcy życia Astrid, rozmieszczone są jakoś bardzo chaotycznie, niekoniecznie w związku z tym, czego akurat dowiaduje się czy co przypomina sobie Daniel. Osobiście odnoszę wrażenie, że w związku z tym wprowadzona przez autora numeracja rozdziałów i podrozdziałów jest całkiem zbędna, bo tak naprawdę znaczną ich część (z wyjątkiem I i X.7) można by pozamieniać miejscami bez szkody dla czytelności fabuły. Przeszkadza mi też brak konsekwencji w manewrowaniu czasem narracji. O ile bowiem zastosowanie czasu przeszłego dla wydarzeń bieżących, a teraźniejszego dla wstawianych w tekst retrospekcji (albo odwrotnie) jest zupełnie zrozumiałe, o tyle nie widzę sensu w dokonywaniu takich zmian w obrębie tej samej sceny (przykład – rozmowa Daniela z lekarzem, r. V.5). Gdyby nie to, byłabym książką zachwycona. Tak – jedynie ją doceniam.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3158
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: verdiana 19.07.2007 10:02 napisał(a):
Odpowiedź na: O „Reisefieber” jak dotąd... | dot59Opiekun BiblioNETki
Miałam tak jak Ty! Dlatego swoją negatywną opinię wyraziłam po przeczytaniu. :-) Dlaczego dla debiutów stosuje się taryfy ulgowe? Książka ma być dobra. Nieważne, czy to pierwsza, czy dziesiąta, czy ostatnia książka. Ma się bronić sama. Nie można debiutu używać jako argumentu usprawiedliwiającego niedociągnięcia. W tej książce zirytowała mnie płytkość psychologiczna. Emocje po wierzchu. Dzieją się tak trudne, psychicznie wyczerpujące wydarzenia, a postacie prawie niczego nie czują. Miałam wrażenie, że książkę napisał jakiś młodzik ZBYT wcześniej, bo co prawda talent ma i pisze ładnie, ale płytko, bo nie nauczył się obserwować świata i ludzi. Tylko nie jestem pewna, czy tego można się nauczyć...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: