Dodany: 16.07.2007 23:36|Autor: parasit
Za szybko, za krótko, byle jak...
Jako że bardzo lubię książki pana Piekary, po "Przenajświętszą Rzeczpospolitą" sięgnąłem w ciemno i już po kilku pierwszych stronach uśmiechnąłem się w duchu, myśląc; "tak, to jest to". Zachwyciła mnie wizja Polski opanowanej przez Kościół, gdzie główną władzę w dzielnicy stanowi proboszcz, gdzie obywatele donoszą władzy na grzeszących sąsiadów, a obecność na codziennej mszy jest obowiązkowa. Kwitnie korupcja i cwaniactwo, koszmarna bieda widoczna na każdym kroku współistnieje z nieograniczonym bogactwem kasty rządzącej. Po prostu perełka, od razu człowiekowi lepiej, że (jeszcze?) Polska tak nie wygląda.
Niestety, zachwyt nie trwał zbyt długo, tak mniej więcej do 4/5 książki, kiedy to stwierdziłem, że pootwierało się mnóstwo ciekawych wątków, tylko jakoś mało stron do końca zostało. Rzut oka na okładkę, z jednej strony, z drugiej, od środka, nie ma nic na temat drugiego tomu. Ki diabeł?
Diabeł wyskoczył z pudełka bardzo szybko, bo już na kolejnych stronach. Rach, ciach, i koniec, do tego nieciekawy. Praktycznie wszystkie wartościowe wątki zostają zakończone ni z gruszki ni z pietruszki, ot tak, bo "książka się kończy" - jak dla mnie, zarzynając całość.
Na koniec, oprócz wielkiego niedosytu i małego niesmaku, miałem nieodparte wrażenie, że autorowi w którymś momencie życia jednocześnie skończyły się i pomysły, i gotówka. Wziął jedno z niedokończonych dzieł, na szybko dopisał zakończenie i pchnął do wydawcy. A ludzie tacy jak ja kupili w ciemno, opierając się na marce autora. Nieładnie tak, oj nieładnie. Byłby to genialny tytuł, tyle że musiałby zajmować ze trzy tomy tej samej grubości co teraz całość i trzymać styl z pierwszych, a nie ostatnich stu stron.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.