Dodany: 10.04.2012 08:22|Autor: chlebik

Z łóżka do Meksyku, czyli historia pewnej kontuzji


Sprane i starte tenisówki - są. Za duże i z trudem przewiązane sznurkiem spodenki - są. Pachnąca świeżością i pięcioma nowoczesnymi systemami koszulka - jest. Komórka z muzyką - jest. Klucze - są. No i ja - kawałek tyczki z rozwiniętym bukłakiem tłuszczyku na środku. Decyzja jednak zapadła - wychodzimy. Potem zaś to co zawsze - dużo potu, wysiłek, ale i endorfiny galopujące w żyłach. Wolność, taka prawdziwa, bo nie tylko od krat i łańcuchów, ale i od własnego umysłu.

- Witam wszystkich, jestem Michał.
- Cześć Michał!
- Bliżej mi trzydziestki niż osiemnastki, na co dzień siedzę przy komputerze, jestem biegaczem. To znaczy byłem, bo nie biegam już od prawie roku. Kręgosłup - takie coś z tyłu pleców. Zbuntował się, cholernik. Odmówił współpracy, wymawiając się prawami nabytymi, kodeksem zgodnego pożycia w ciele i kilkoma innymi. Aktualnie prowadzi akcję protestacyjną. Bez wyjących syren czy palonych opon. Wystarczy lekki nacisk na nerwy kulszowe i od razu wybija mi z ręki wszystkie argumenty. Bo z bólem nie pogadasz. Z nim można tylko walczyć. I wygrać. W przeciwnym bowiem razie ponownie zakłada się na nogi okowy łańcuchów.

Tak samo myślał Chris McDougall. Dziennikarz sportowy, były korespondent wojenny; twardy człowiek, można by pomyśleć. Podobnie jak ja, poległ w walce z własnym ciałem. Konkretnie - ze stopą. Lekarz, zastrzyki, badania i żadnej poprawy. Kolejny lekarz, kolejne opinie i badania. Buty na miarę za kilkaset dolarów. Wciąż nic - reduty padły, okopy opustoszały, bitwa przegrana. Wtedy jako dziennikarz wytoczył swoją tajemną broń - zaczął pytać i badać. Zaś każde pytanie i odpowiedź zapisał w tej książce.

Nie bójcie się - nie podam szczegółów fabuły. Bo i nie w niej tkwi siła tej pozycji. Owszem - odwiedzimy zagubiony w Meksyku kanion, gdzie żyją Tarahumara, bądź też, jak sami siebie nazywają - Raramuri, Biegający Ludzie. Unikając handlarzy narkotykami, pokonując upał i kaprysy gór, staniemy w końcu na starcie najbardziej oryginalnego biegu ultra. Brzmi interesująco? Do tego tubylcy w prostych sandałach i Amerykanie. Dzieli ich wszystko poza jednym - wiedzą, że ten wyścig to nie rywalizacja między nimi. To prawdziwa radość z biegania, czucie wiatru we włosach i swoista nirwana biegacza - niezależnie od rasy czy narodowości. Po zakończeniu biegu nie będzie masażystów i sauny. W ciemnościach meksykańskiej nocy usłyszymy za to historię człowieka, który pokochał bieganie w jego najczystszej postaci. Bez sponsorów, pacemakerów, planów treningowych i kalendarza imprez. Biegacza naturalnego. Biegającego Człowieka. Każdego z nas. Z ulubionego fotela czy łóżka - prosto do Meksyku. Bez biura podróży i wyczerpującego lotu. Zapraszam. Zapewniam, że na pewno spotkamy się tam ponownie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 850
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: