Dodany: 26.07.2007 15:00|Autor: Qinka
z okładki
Na ślub cywilny przyszedł spóźniony dwie godzinki - śmieje się Małgorzata Riedel, żona Ryśka. Ale czekało dużo par, co nas uratowało. Natomiast przed kościelnym zniknął z domu na tydzień, żeby dobrze oblać kawalerstwo. Już się zastanawiałam, czy ślub w ogóle dojdzie do skutku... W dzień ślubu przyszłam do niego o ósmej rano, ale nadal go nie było. Pokręciłam się gdzieś godzinę i znów zajrzałam. A teściowa: "Jest!". Tylko że - skacowany - poszedł spać. Wróciłam do siebie, przebrałam się, czekam na niego z całą rodziną, ponieważ już dochodziła czternasta. A mój Rysio nadal się nie zjawia. Nagle podjeżdża samochód, wszyscy wchodzą - wszyscy prócz Ryśka. "Gdzie on?" - zapytałam nawet bez zdenerwowania, bo już mi ręce opadały. "Idzie piechotą". Po prostu chciał się przejść...
Podjechaliśmy do kościoła i tam go wreszcie spotkałam. Tylko że oczywiście były potrzebne dowody osobiste, a Rysio swojego... zapomniał! Musiał wracać. Jak wrócił, to mnie uspokoił: "Co się przejmujesz? Byśmy brali ślub równolegle z jakąś drugą parą, a tak marsza zagrają tylko nam".
[In Rock, 1999]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.