Dodany: 18.04.2012 23:26|Autor: Laila
Codziennie w skm-ce...
...czytam sobie książkę, jadąc do pracy. Można powiedzieć, że tam i z powrotem daje jedną godzinę w trakcie dnia, którą mogę przeznaczyć na czytanie. I dzięki temu systemowi udało mi się nawet kilka tych książek przeczytać ;)
Zaczęło się od "Cmentarza w Pradze", który dostałam w prezencie gwiazdkowym. O dziwo, mimo naprawdę wrednego i podłego głównego bohatera-narratora, książkę czytało się dość dobrze. Chwilami nadmiar szczegółów trochę mnie nużył, ale akcja toczyła się wartko, a autor nie oszczędził nam naprawdę mocnych wrażeń. Polecam wszystkim amatorom spiskowej teorii dziejów.
Kolejną lekturą była "Krew królów" Jurgena Thorwalda. Po genialnym "Stuleciu chirurgów" szykowałam się na coś ekstra, i chyba te zawyżone oczekiwania sprawiły, że trochę się rozczarowałam. Książka jest napisana oczywiście bardzo rzetelnie, jednak brakuje w niej tej iskry, która nie pozwalała się od "Stulecia" oderwać. Jednak mimo wszystko uważam, że to dobra książka.
Gdy dostałam pracę i okazało się, że dam radę utrzymać się z wypłaty, postanowiłam sobie, że będę sobie kupować 1 książkę na miesiąc. Ot tak, w księgarni. Jeśli bardzo mi się spodoba i będę chciała kiedyś wrócić, zostanie ze mną. Jeśli nie - allegro lub przekażę komuś. Pierwszy nabytek to "Balladyny i romanse" Karpowicza, na które dawno miałam ochotę. Początek bardzo mi się podobał. Ogólnie akcja jest naprawdę wciągająca. Świetne są też zabawy językiem i konwencjami literackimi, jakich autor nie żałuje sobie ani czytelnikom - i robi to naprawdę zgrabnie. Jednak trochę wśród tych wszystkich błyskotek zabrakło mi... przesłania? Czegoś głębszego, czego można by się chwycić. Jakiegoś wniosku do wysnucia po lekturze. Mam takie wrażenie, że połykając kolejne strony, przegapiłam coś ważnego...
Później pożyczyłam od siostry "Jarmark odmieńców" Katherine Dunn. To była bardzo dziwna książka. Trochę klimatem i opisywanymi wydarzeniami przypominała mi początkowo twórczość Irvinga. Potem jednak zrobiło się jeszcze bardziej... patologicznie? Tak, to dobre określenie tej książki - patologia wręcz się z niej wylewa. Nic tam nie jest normalne. Aż ciężko ocenić, czy to właściwie dobra proza, czy już zła, bo wszystko szczelnie przykrywa szokująca fabuła.
Potem nadszedł czas na lekturę absolutnie porywającą... czyli podręcznik do marketingu. Praca w dziale, który zupełnie nie pokrywa się z moim wykształceniem (ani w dużej części z zainteresowaniami...) zmusza mnie do zgłębiania dziedziny, na którą dotychczas spoglądałam sceptycznie. W sumie mogę powiedzieć, że po lekturze dalej spoglądam sceptycznie. A czeka mnie jeszcze przerobienie "Marketing Planning" - lektury niestety jeszcze mniej zachęcającej. :)
Za to świąteczny czas uczciłam, czytając "Mapę i terytorium" Houellebecqua. Dobrze mi się ją czytało, styl tego autora ma w sobie coś takiego, co bardzo lubię. Jest jednocześnie prosty, konkretny, jasny, ale są takie chwile, gdy nabiera trochę poezji. Ale na tyle niewiele, by dalej mi się podobać.
Mocną stroną tej książki - przynajmniej dla mnie - był jej główny bohater. Po prostu... polubiłam go. Mimo jego antyspołecznego stylu życia, nieprzystawalności do innych ludzi. Tego, że w zasadzie z jego osobowością nie wszystko było do końca "w porządku". Coś sprawiło, że nie umiał nawiązać naprawdę bliskich relacji z innymi ludźmi. Trochę tak, jakby brakowało mu czasem zdolności do odczuwania. A jednak, pomimo tego zimna, potrafił we mnie wzbudzić ciepłe uczucia.
Ostatecznie podobała mi się ta książka. Może nie porywa fabułą. Może nie jest nowatorska. Ale dobrze mi się ją czytało.
Na półce czekają "Biedni ludzie z miasta Łodzi". Trzymajcie kciuki, żeby choć czasem wygrywały z "Marketing Planning".
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.