Dodany: 30.07.2007 16:04|Autor: Bozena
Poszukiwanie prawdy
Książka „Proust i znaki” jest zapisem odczytania przez G. Deleuze'a cyklu „W poszukiwaniu straconego czasu”. Dzieło to różnie można odbierać i indywidualnie interpretować. Ale przede wszystkim można je interpretować z perspektywy dwóch płaszczyzn: od strony opisu rzeczy i od strony opisu prawdy; Proust opowiadając o rzeczach, na przykład o magdalence, mówi w końcu o tym, że prawda nie może być i nie jest wyłącznie cechą tej magdalenki, a poprzez nią się objawia, ukazując statyczny element rzeczywistości; i tak samo się dzieje z innymi rzeczami, zjawiskami, osobami...
Deleuze jako wybitny filozof zwraca uwagę na ten drugi, filozoficzny aspekt dzieła Prousta, czyli prawdy poszukiwanie; lecz nie ma ani u niego, ani u autora "Poszukiwania" filozofii z dobrą wolą myślenia – jak u Platona na przykład - odrywającej myśl od świata, bo Proust inaczej filozofię uprawiał, można powiedzieć - po nowatorsku, a Deleuze, jak czytam, też; i jego myśl powiązana jest z konkretnymi przedmiotami; i odczytuje on „Poszukiwanie” jako naukę o znakach. Znakach światowych, miłości, wrażeń i jakości zmysłowych, i znakach sztuki; odczytuje je jako „maszynę” wytwarzającą znaki niosące wieloznaczne sensy duchowe, w których zdradza się prawda, bo:
„(...) prawda się nie oddaje, lecz zdradza; nie daje się zakomunikować, lecz zinterpretować; nie zależy od dobrej woli, gdyż jest mimowolna”[1].
Zdanie powyższe, uważam, jest nie tylko „nad-kluczem” do zrozumienia dzieła Prousta, ale jest też kluczem do zrozumienia dzieła Deleuze’a, straszliwie zagmatwanego przy jego jednoczesnym wyraźnym określeniu istoty „Poszukiwania”; istoty, która nie zawiera się, wedle niego, „(...) ani w pamięci, ani w czasie, lecz w znaku i prawdzie. Istota nie polega na wspominaniu, lecz na nauce”[2]. Wedle Deleuze’a Proust nie tyle koncentruje się na pamięci, ile za jej pomocą wydobywa znaki bytu i prawdę. Ta interpretacja bliska mi jest, bowiem nie tylko swoje prawdy ogólne mógł Proust zdefiniować dzięki wtórnym instrumentom - odnoszącym się do minionych doświadczeń - refleksji i pamięci, z której wyłaniały się znaki bytu, ale zwłaszcza - o czym Deleuze nie pisze, jakby zatrzymując się przed kluczowym zagadnieniem - mógł uchwycić i uchwycił element stały dla odległych dwóch wrażeń w czasie; uchwycił stałą cząstkę swojego »ja« pomimo ciągłej zmienności rzeczywistości wewnętrznej i zewnętrznej w przestrzeni i czasie. I to, że Deleuze nie zastanawia się wcale nad prawdziwym źródłem szczęścia czy rozkoszy Prousta, jest dla mnie rozczarowaniem.
Ale książkę „Proust i znaki” oceniłam i tak wysoko, bo zasługuje ona na wysoką ocenę pomimo tego również, że autor kręci się w kółko w swych rozważaniach, traktując przy tym czytelnika, jakby ten zaawansowanym filozofem był; wysoko oceniłam, bo nawet jeśli nie wszystko z niej zrozumiałam, to ta część jasna dla mnie – wpłynęła na poszerzenie mojej wiedzy. Bardziej uważnie, a może i wielokrotnie trzeba tu czytać o takich pojęciach filozoficznych, jak: różnica i powtórzenie, bo autor mgliście je wyjaśnia, trzeba też przypomnieć sobie, czym są Leibnizowskie monady, którym bliżej do esencji Proustowskich (znaki zbliżają nas do nich, ale nie uwalniają ich), niż esencjom Proustowskim do esencji Platońskich; trzeba skupić się nad nadmiarem sensu, który nie jest niczym innym, jak tylko nadmiarem oczekiwania czy wybujałym marzeniem; i wreszcie wtopić się trzeba w pojęcie znaku, na który uwrażliwia nas mimowolna pamięć, a który zawiera w sobie „(...) przypadek spotkania i konieczność myśli”[3] (w moim opisie „Jana Santeuila” zwróciłam na ten aspekt szczególną uwagę).
Każdy znak, o czym jasno Proust pisał także w „Pamięci i stylu”, ma zawsze dwie części: wskazuje rzecz i jednocześnie znaczy coś całkiem innego. I właśnie to: całkiem innego – zmusza nas do myślenia, bo prawda w sprzeczności tkwi.
Dla przykładu przytoczę znak jeden z wielu, zdradzający prawdę i wyjaśniony przez Prousta, znak, który niegdyś przekazał wychowawcy swemu w imieniu uczniów kończących gimnazjum :) - mój syn; znak ten (banalny może, lecz odpowiedni do okoliczności) zawiera się w treści:
„Nie powinno się nigdy wściekać na tych, którzy przyłapani przez nas na błędzie, zaczynają się podśmiechiwać. Nie robią tego dlatego, aby sobie drwili, ale drżą, że możemy być niezadowoleni”[4].
Książka Deleuze’a pozwoliła mi w pewnym stopniu spojrzeć inaczej na dzieło Prousta, może bardziej pozwoliła zrozumieć pewne kwestie, jak choćby kwestię pojmowania przez Prousta przyjaźni, do której odnosił się on, wedle Deleuze’a, podobnie jak do filozofii; filozofii będącej „(...) jakby wyrazem ducha powszechnego, który zgadza się sam z sobą, by określić wyraźne i przekazywalne znaczenia”[5]. Przyjaciele w swej dobrej woli zwykle także zgadzają się co do znaczeń zjawisk i rzeczy - omijając sfery niejasne; a to one właśnie kryją w sobie zwinięte esencje bytu, kryją prawdę – niemą na nasze dobrowolne starania.
Proust - pomimo nadludzkiego intelektu - w poznaniu prawdy stawia zawsze na pierwszym miejscu intuicję i mimowolny intelekt przychodzący po wrażeniu pod presją znaku, nakazujący tłumaczyć go i interpretować; uważa, że prawdy wywodzące się z dobrej woli myślenia, a więc zawdzięczane dobrowolnemu intelektowi, są abstrakcyjne i konwencjonalne; i nic nie zmusza do ich interpretacji.
Dla tych czytelników, którzy znają już „Poszukiwanie”, lektura książki Deleuze’a może stanowić bardzo wartościowe dopełnienie, a więc zachęcam do niej szczerze; jest ona osobliwym dziełem w kontekście wielu innych prób interpretacji „Poszukiwania”, bowiem Deleuze objaśnia tu bardzo szczegółowo, w jaki sposób znaki światowe kryją czas, który tracimy, mówi o znakach miłosnych, które otaczają czas utracony, i mówi o znakach wrażeń i jakości zmysłowych (bardzo istotnych), które często każą nam odzyskiwać czas w kręgu czasu utraconego; i wreszcie wyjaśnia, że znaki sztuki, gromadząc wszystkie pozostałe czasy, dają czas odzyskany. Zwraca też szczególną uwagę na serię opozycji w „Poszukiwaniu”, gdzie Proust przeciwstawia rozmowie – milczącą interpretację, przyjaźni – miłość, filozofii – myślenie, grecki homoseksualizm – homoseksualizmowi żydowskiemu (wyklętemu?) i nierzadko obserwację – wrażliwości. I wreszcie G. Deleuze podejmuje próbę (chaotyczną co prawda) wyjaśnienia pojęcia wieczności w rozumieniu Prousta, i wyjaśnienia, w jaki sposób twórca wyodrębnia obraz z naturalnych warunków i wciela go w sztukę.
„Czy natura nie umieściła mnie sama na drodze sztuki i czy nie była sama początkiem sztuki?”[6].
---
[1] Gilles Deleuze, „Proust i znaki”, przekład: Michał Paweł Markowski, wyd. słowo/obraz terytoria,
Gdańsk 2000, s. 92.
[2] Tamże, s. 89.
[3] Tamże, s. 97.
[4] Marcel Proust, „W cieniu zakwitających dziewcząt”, przekład: Tadeusz–Boy Żeleński.
[5] Gilles Deleuze, „Proust i znaki”, op. cit., s. 91.
[6] Marcel Proust, „Czas odnaleziony”, przekład: Julian Rogoziński.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.