Dodany: 30.07.2007 16:04|Autor: Bozena

Poszukiwanie prawdy


Książka „Proust i znaki” jest zapisem odczytania przez G. Deleuze'a cyklu „W poszukiwaniu straconego czasu”. Dzieło to różnie można odbierać i indywidualnie interpretować. Ale przede wszystkim można je interpretować z perspektywy dwóch płaszczyzn: od strony opisu rzeczy i od strony opisu prawdy; Proust opowiadając o rzeczach, na przykład o magdalence, mówi w końcu o tym, że prawda nie może być i nie jest wyłącznie cechą tej magdalenki, a poprzez nią się objawia, ukazując statyczny element rzeczywistości; i tak samo się dzieje z innymi rzeczami, zjawiskami, osobami...

Deleuze jako wybitny filozof zwraca uwagę na ten drugi, filozoficzny aspekt dzieła Prousta, czyli prawdy poszukiwanie; lecz nie ma ani u niego, ani u autora "Poszukiwania" filozofii z dobrą wolą myślenia – jak u Platona na przykład - odrywającej myśl od świata, bo Proust inaczej filozofię uprawiał, można powiedzieć - po nowatorsku, a Deleuze, jak czytam, też; i jego myśl powiązana jest z konkretnymi przedmiotami; i odczytuje on „Poszukiwanie” jako naukę o znakach. Znakach światowych, miłości, wrażeń i jakości zmysłowych, i znakach sztuki; odczytuje je jako „maszynę” wytwarzającą znaki niosące wieloznaczne sensy duchowe, w których zdradza się prawda, bo:

„(...) prawda się nie oddaje, lecz zdradza; nie daje się zakomunikować, lecz zinterpretować; nie zależy od dobrej woli, gdyż jest mimowolna”[1].

Zdanie powyższe, uważam, jest nie tylko „nad-kluczem” do zrozumienia dzieła Prousta, ale jest też kluczem do zrozumienia dzieła Deleuze’a, straszliwie zagmatwanego przy jego jednoczesnym wyraźnym określeniu istoty „Poszukiwania”; istoty, która nie zawiera się, wedle niego, „(...) ani w pamięci, ani w czasie, lecz w znaku i prawdzie. Istota nie polega na wspominaniu, lecz na nauce”[2]. Wedle Deleuze’a Proust nie tyle koncentruje się na pamięci, ile za jej pomocą wydobywa znaki bytu i prawdę. Ta interpretacja bliska mi jest, bowiem nie tylko swoje prawdy ogólne mógł Proust zdefiniować dzięki wtórnym instrumentom - odnoszącym się do minionych doświadczeń - refleksji i pamięci, z której wyłaniały się znaki bytu, ale zwłaszcza - o czym Deleuze nie pisze, jakby zatrzymując się przed kluczowym zagadnieniem - mógł uchwycić i uchwycił element stały dla odległych dwóch wrażeń w czasie; uchwycił stałą cząstkę swojego »ja« pomimo ciągłej zmienności rzeczywistości wewnętrznej i zewnętrznej w przestrzeni i czasie. I to, że Deleuze nie zastanawia się wcale nad prawdziwym źródłem szczęścia czy rozkoszy Prousta, jest dla mnie rozczarowaniem.

Ale książkę „Proust i znaki” oceniłam i tak wysoko, bo zasługuje ona na wysoką ocenę pomimo tego również, że autor kręci się w kółko w swych rozważaniach, traktując przy tym czytelnika, jakby ten zaawansowanym filozofem był; wysoko oceniłam, bo nawet jeśli nie wszystko z niej zrozumiałam, to ta część jasna dla mnie – wpłynęła na poszerzenie mojej wiedzy. Bardziej uważnie, a może i wielokrotnie trzeba tu czytać o takich pojęciach filozoficznych, jak: różnica i powtórzenie, bo autor mgliście je wyjaśnia, trzeba też przypomnieć sobie, czym są Leibnizowskie monady, którym bliżej do esencji Proustowskich (znaki zbliżają nas do nich, ale nie uwalniają ich), niż esencjom Proustowskim do esencji Platońskich; trzeba skupić się nad nadmiarem sensu, który nie jest niczym innym, jak tylko nadmiarem oczekiwania czy wybujałym marzeniem; i wreszcie wtopić się trzeba w pojęcie znaku, na który uwrażliwia nas mimowolna pamięć, a który zawiera w sobie „(...) przypadek spotkania i konieczność myśli”[3] (w moim opisie „Jana Santeuila” zwróciłam na ten aspekt szczególną uwagę).

Każdy znak, o czym jasno Proust pisał także w „Pamięci i stylu”, ma zawsze dwie części: wskazuje rzecz i jednocześnie znaczy coś całkiem innego. I właśnie to: całkiem innego – zmusza nas do myślenia, bo prawda w sprzeczności tkwi.

Dla przykładu przytoczę znak jeden z wielu, zdradzający prawdę i wyjaśniony przez Prousta, znak, który niegdyś przekazał wychowawcy swemu w imieniu uczniów kończących gimnazjum :) - mój syn; znak ten (banalny może, lecz odpowiedni do okoliczności) zawiera się w treści:

„Nie powinno się nigdy wściekać na tych, którzy przyłapani przez nas na błędzie, zaczynają się podśmiechiwać. Nie robią tego dlatego, aby sobie drwili, ale drżą, że możemy być niezadowoleni”[4].

Książka Deleuze’a pozwoliła mi w pewnym stopniu spojrzeć inaczej na dzieło Prousta, może bardziej pozwoliła zrozumieć pewne kwestie, jak choćby kwestię pojmowania przez Prousta przyjaźni, do której odnosił się on, wedle Deleuze’a, podobnie jak do filozofii; filozofii będącej „(...) jakby wyrazem ducha powszechnego, który zgadza się sam z sobą, by określić wyraźne i przekazywalne znaczenia”[5]. Przyjaciele w swej dobrej woli zwykle także zgadzają się co do znaczeń zjawisk i rzeczy - omijając sfery niejasne; a to one właśnie kryją w sobie zwinięte esencje bytu, kryją prawdę – niemą na nasze dobrowolne starania.

Proust - pomimo nadludzkiego intelektu - w poznaniu prawdy stawia zawsze na pierwszym miejscu intuicję i mimowolny intelekt przychodzący po wrażeniu pod presją znaku, nakazujący tłumaczyć go i interpretować; uważa, że prawdy wywodzące się z dobrej woli myślenia, a więc zawdzięczane dobrowolnemu intelektowi, są abstrakcyjne i konwencjonalne; i nic nie zmusza do ich interpretacji.

Dla tych czytelników, którzy znają już „Poszukiwanie”, lektura książki Deleuze’a może stanowić bardzo wartościowe dopełnienie, a więc zachęcam do niej szczerze; jest ona osobliwym dziełem w kontekście wielu innych prób interpretacji „Poszukiwania”, bowiem Deleuze objaśnia tu bardzo szczegółowo, w jaki sposób znaki światowe kryją czas, który tracimy, mówi o znakach miłosnych, które otaczają czas utracony, i mówi o znakach wrażeń i jakości zmysłowych (bardzo istotnych), które często każą nam odzyskiwać czas w kręgu czasu utraconego; i wreszcie wyjaśnia, że znaki sztuki, gromadząc wszystkie pozostałe czasy, dają czas odzyskany. Zwraca też szczególną uwagę na serię opozycji w „Poszukiwaniu”, gdzie Proust przeciwstawia rozmowie – milczącą interpretację, przyjaźni – miłość, filozofii – myślenie, grecki homoseksualizm – homoseksualizmowi żydowskiemu (wyklętemu?) i nierzadko obserwację – wrażliwości. I wreszcie G. Deleuze podejmuje próbę (chaotyczną co prawda) wyjaśnienia pojęcia wieczności w rozumieniu Prousta, i wyjaśnienia, w jaki sposób twórca wyodrębnia obraz z naturalnych warunków i wciela go w sztukę.

„Czy natura nie umieściła mnie sama na drodze sztuki i czy nie była sama początkiem sztuki?”[6].



---
[1] Gilles Deleuze, „Proust i znaki”, przekład: Michał Paweł Markowski, wyd. słowo/obraz terytoria,
Gdańsk 2000, s. 92.
[2] Tamże, s. 89.
[3] Tamże, s. 97.
[4] Marcel Proust, „W cieniu zakwitających dziewcząt”, przekład: Tadeusz–Boy Żeleński.
[5] Gilles Deleuze, „Proust i znaki”, op. cit., s. 91.
[6] Marcel Proust, „Czas odnaleziony”, przekład: Julian Rogoziński.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7095
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 26
Użytkownik: Czajka 31.07.2007 13:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka „Proust i znaki” ... | Bozena
Kochana Olgo, bardzo się cieszę, że napisałaś recenzję tej książki. Twoje odczucia po tej lekturze są zupełnie zbliżone do moich. Podobnie jak Ty uważam, że ta książka jest cenna dla wielbicieli Prousta i podobnie jak Ty uważam, że jest zagmatwana.
Mimo tego zagmatwania warto ją przeczytać, ponieważ rozszerza spojrzenie na Poszukiwanie; moim skromnym zdaniem nie odkrywa w nim niczego nowego ale systematyzuje, grupuje albo wręcz nazywa pewne pojęcia.

Kiedy czytałam „Prousta i znaki” z trudem ale z przyjemnością, miałam czasem wrażenie, że to nie Deleuze objaśnia nam Prousta ale to właśnie Proust objaśnia Deleuze’a. Dopiero bowiem kiedy sięgnęło się do omawianego fragmentu Poszukiwania stawał się jasny komentarz Deleuze’a. Co potwierdziło moje wcześniejsze przekonanie, że Proust miał ogromny dar jasnego i precyzyjnego wyrażania i przekazywania swoich myśli.
To prawda, co piszesz o kręceniu się w kółko i, dodam, licznych powtórzeniach, co akurat wobec ciemnego stylu jest o tyle przydatne, że w końcu czytelnik zbliża się do ukrytego przed nim sensu.
Użytkownik: carmaniola 31.07.2007 13:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochana Olgo, bardzo się ... | Czajka
Zaczynacie mnie przerażać, dziewczyny. ;-)
Użytkownik: Czajka 31.07.2007 13:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaczynacie mnie przerażać... | carmaniola
Ale czemu? :))))
Użytkownik: Czajka 31.07.2007 13:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaczynacie mnie przerażać... | carmaniola
Pamiętasz, jak Virginia, chyba dwa lata przed śmiercią, to już wtedy zaczęła się wojna, zastanawiała się nad książką życia? I że powinna czytać w takiej chwili, na przykład, Szekspira.
"Poszukiwanie" na taką książkę się jak najbardziej nadaje, ja się bardzo dziwiłam, że na to nie wpadła. :)
Użytkownik: carmaniola 31.07.2007 13:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętasz, jak Virginia, ... | Czajka
Mnie nie przeraża samo "Poszukiwanie". Raczej myśl o tych różnych dziwnych i mocno zawiłych dodatkach, które miałyby mi pomóc(?) w odnalezieniu ścieżek, którymi spacerował Proust. ;-)

I chyba rzeczywiście "Poszukiwanie" doskonałym by było na "książkę życia". Poczekam jeszcze do osiemdziesiątki, jak wyzwolę się z potrzeby przewędrowania wszystkich innych interesujących mnie szlaków, to wtedy, na podsumowanie, sięgnę po "Poszukiwanie". ;p
Użytkownik: Czajka 31.07.2007 14:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie nie przeraża samo "P... | carmaniola
Deleuze nie jest dziwny, to o czym pisze jest bardzo ciekawe i naprawdę może nie tyle pomaga w odnalezieniu, co nazywa te ścieżki i pomaga w uświadomieniu sobie. Natomiast jest dziwnie napisany, powiedziałabym nawet, że napisana ta książka jest fatalnie.
Ale, naprawdę, czytało mi się ją bez cierpień, z lekkimi złorzeczeniami jedynie.

Ale sama przyznasz, że czytanie blokami jest cenne? I dzienniki, biografie dopełniają lektury właściwe? :)
Użytkownik: carmaniola 31.07.2007 16:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Deleuze nie jest dziwny, ... | Czajka
Czytanie blokami dobre jest, (ale!) pod warunkiem, że powietrza między blokami nieco zostaje. :-) Ja muszę mieć przerwy na złapanie drugiego oddechu, poukładanie "w sobie" pewnych rzeczy. Dopiero wtedy powrót jest możliwy. :-)
Użytkownik: Czajka 31.07.2007 16:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytanie blokami dobre je... | carmaniola
Zgadzam się, ja też nie mogę zbyt długo przebywać w jednym klimacie (chyba że to są Muminki - przeczytałam ciurkiem).
Prousta z przyległościami czytam od ponad czterech lat. I miałam mnóstwo różnych oddechów po drodze. :)
Proust jest taki gęsty, że nie wyobrażam sobie inaczej. Teraz układam w sobie Virginię czytając "Homera" Kumanieckiego i pewnie za jakiś czas dojrzeję do Latarni.
Użytkownik: carmaniola 31.07.2007 16:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się, ja też nie m... | Czajka
Nie będę już robić offtopów pod "proustowską" książką, tylko pomacham ozorkiem i przypomnę, że na virginiowe poukładane treści, to ja grzecznie czekam. ;p
Użytkownik: Bozena 08.08.2007 11:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie nie przeraża samo "P... | carmaniola
:)))
"Strasznie" Cię lubię, Carmaniolo.
Użytkownik: carmaniola 08.08.2007 19:46 napisał(a):
Odpowiedź na: :))) "Strasznie&quo... | Bozena
Z wzajemnością, z wzajemnością, Olgo. :-)

PS. Mnie na razie naprawdę zbytnio nosi po całym niemal świecie i wciąż mi brak dodatkowej pary oczu do czytania, i uruchomienia nieczynnych szarych komórek do pamiętania, no i czasu, czasu, czasu... niestraconego. :-)
A Proust będzie doskonały na czas podsumowań i refleksji - pomoże mi poukładać te wszystkie strzępy, które pozbieram podczas podróży. :-)
Użytkownik: Bozena 10.08.2007 11:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wzajemnością, z wzajemn... | carmaniola
Wiem, Carmaniolo, że Cię "nosi..." I dobrze, i podziwiam. Zgłębić to wszystko o czym Ty już wiesz - mnie już nie sposób. Ciekawi mnie bardzo skąd w Tobie zainteresowanie kulturą Wschodu?

A zatem: niesyta stale wiedzy i wrażeń - podróżuj sobie; zaś Proust (nieszablonowo pomyślałaś) będzie czasem podsumowania.:)
Użytkownik: carmaniola 11.08.2007 09:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiem, Carmaniolo, że Cię ... | Bozena
Zrzuciłabym winę na rodziców, którzy kiedyś podarowali mi "Baśnie hinduskie", obecnie zaginione po moich licznych przeprowadzkach, ale wciąż tkwiące w pamięci i na niejakiego imć Tagore. Ale tak naprawdę, to chyba dopiero Rushdie uświadomił mi jak wiele różności, nie zawsze barwnych i pachnących, mieści się w kotle zwanym "Indie". A potem, potem to już się wszystko ze sobą zaczęło łączyć i okazało się, że by wiedzieć jedno, należy zajrzeć do drugiego. ;-)

A Proust jako czas podsumowania i refleksji, to pomysł nie mój, ale Czajki i ponoć* Virginii Woolf (albo odwrotnie :-)), który podchwyciłam jedynie, bo idea wydaje mi się słuszna. ;-)

*"Ponoć", bo Czajka wspomniała o poszukiwaniu przez V.W. książki życia (w komentarzu wyżej), co mnie akurat umknęło - widać powinnam zabrać się do dzienników raz jeszcze. :-)
Użytkownik: Bozena 12.08.2007 10:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Zrzuciłabym winę na rodzi... | carmaniola
1/ Moja pamięć po Twoim komentarzu, Carmaniolo, przywołała niezbyt radosne wspomnienie z bardzo wczesnego dzieciństwa, kiedy to matka moja z dziwnym uporem każdego wieczoru czytała nam – malutkim dzieciom ballady A. Mickiewicza; zwłaszcza „Świteziankę” czytała i „Lilije”. Niewiele z tego wówczas rozumiałam, ale za to uporczywy lęk i strach przed karą był nieodłącznym widmem naszego dziecięcego ducha.

2/ U Ciebie inaczej było, Carmaniolo, chociaż wydaje mi się, że poezja R. Tagore (wnioskuję tak z fragmentów, które Maitreyi Devi w swojej powieści cytuje) jest także smutna, tyle że ten rodzaj poezji może z pewnością pobudzić w dziecku wiarę w przewagę dobra nad złem i czekającą na nie - nagrodę.

1a/ „[...] Ona po srebrnym pląsa jeziorze. On pod tym jęczy modrzewiem. Kto jest młodzieniec? - strzelcem był w borze. A kto dziewczyna? - ja nie wiem”[fragment z ballady: „Świtezianka” Adama Mickiewicza];

2a/ „Wybrałeś się na daleką pielgrzymkę do świątyni na brzegu oceanu. Jestem drzewem. Roztaczam nad Tobą cień, by całować ziemię, po której stąpasz...” [fragment z tomiku poezji: „Mahua” Rabindranatha Tagore].

Dziękuję za odpowiedź, Carmaniolo; to właśnie tak wiele od rodziców zależy...
P.S.
A Salman Rushide? Jak dotąd: wcale nie idzie mi gładko, ale nie poddaję się.:)

Użytkownik: verdiana 31.07.2007 14:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochana Olgo, bardzo się ... | Czajka
Nic mądrego i nowego nie powiem, bo powiedziałyście już wszystko, cichutko tylko pisnę, że wrażenia mam podobne do Waszych: "Podobnie jak Ty uważam, że ta książka jest cenna dla wielbicieli Prousta i podobnie jak Ty uważam, że jest zagmatwana". :-) Treść jest warta przedarcia się przez formę. I ja też sprawdzałam fragmenty, żeby sprawdzić, o czym pisze Deleuze. Deleuze jest wspaniały, wnikliwy, spostrzegawczy, świetnie kojarzy, błyskotliwie podsumowuje, ale... nie wiem, kiedy sięgnę po kolejne jego książki (choć wiem, że to zrobię).

PS. Jeszcze 3 dni, jeszcze 3 dni... :D
Użytkownik: Czajka 31.07.2007 14:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Nic mądrego i nowego nie ... | verdiana
:D
(czy widać moje podskoki?)
Użytkownik: verdiana 31.07.2007 15:05 napisał(a):
Odpowiedź na: :D (czy widać moje podsk... | Czajka
Nie podskakuj, mam już w domu jednego zająca. :P
Użytkownik: Czajka 31.07.2007 16:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie podskakuj, mam już w ... | verdiana
Chyba jeża? :)
Użytkownik: verdiana 31.07.2007 16:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba jeża? :) | Czajka
Jeża _i_ zająca. Zająca, wydrę, kozę - trzy w jednym.
Użytkownik: carmaniola 02.08.2007 18:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochana Olgo, bardzo się ... | Czajka
Nawiasowa Czajko, Olga prosiła o chwilę cierpliwości - odpowie na pewno i z przyjemnością podzieli się przemyśleniami, jak tylko upora się z awarią komputera. :-)
Użytkownik: Czajka 02.08.2007 18:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Nawiasowa Czajko, Olga pr... | carmaniola
:)
Użytkownik: Bozena 08.08.2007 11:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochana Olgo, bardzo się ... | Czajka
I ja się cieszę, Czajko, że jest już kilka słów, bo... jakbyś wyczuła mnie; bo ja już dawno przeczytałam książkę Deleuze’a, a wcześniej czekałam na nią pół roku; tyle bowiem czasu pewien nauczyciel nie zwracał jej do biblioteki. Początkowo dziwiłam się, że ktoś tak długo studiuje znaki, ale potem, gdy przeczytałam o nich – to już nie. :)

Sporządzonych ręcznie notatek z książki Deleuze’a mam z dziewięć stron. I te dziewięć stron zawiera ważne, wedle mnie, treści, których – biorąc się za opis, czy recenzję i myśląc wstępnie tak - nie powinnam pominąć; jednocześnie jednak miałam świadomość, że tak dużo w recenzji umieścić nie mogę, więc w końcu z pisania zrezygnowałam. I wydawało mi się, że ostatecznie zrezygnowałam. Lecz nie. Sporo czasu spoglądałam na pustkę wokół tej książki (nie było ani opisu, ani recenzji), więc wreszcie uległam pokusie powrotu do notatek uznając, że - najkrócej jak tylko potrafię - warto napisać o niej, że wręcz należy zachęcić do niej czytelników.
I tak oto – może nie tylko obie - zadowolone jesteśmy, że już kilka słów jest.

Lektura książki Deleuze’a była kłopotliwa i raczej trudna dla mnie, bo chyba niewiele jest tutaj jasnych i czysto literackich zdań (wyjąwszy cytaty z samego Prousta), a sporo jest filozoficznych terminów nierzadko definiujących terminy filozoficzne (taka jakby tautologia); zaś cały tekst jawił mi się chaosem, lub może inaczej: straszliwą jego dezorganizacją. Dziwne to trochę, ale wiedząc skądinąd, że Deleuze to światowej sławy filozof, i że mówi się nawet o Deleuzjańskim XXI wieku w filozofii, śmiało mrugnęłam okiem. Widocznie nie sposób autorowi w dostępnym języku dla zwyczajnego czytelnika na tematy interesującego go - pisać. Uważam, że należy mu się uznanie, bo trafnie i niekonwencjonalnie spojrzał na Prousta i o tym spojrzeniu opowiedział nam... także niekonwencjonalnie. :)
A podobne mrugnięcie okiem (i setki rozmaitych znaków) - nad którym to mrugnięciem Proust bardzo się rozpisywał, a co wydaje się dla wielu czytelników nudne i nieistotne, pośród innych oczywistych, acz niekoniecznie prawdziwych znaczeń – prawdę skrywało, a nawet zdradzało:

„Mylimy się zbyt mocno, wierząc faktom – podczas gdy istnieją tylko znaki. Zbyt mocno wierzymy w prawdę, podczas gdy istnieją tylko interpretacje. Znak to sens zawsze wieloznaczny, niejawny i zwinięty”.[G. Deleuze]

Twoje spostrzeżenie, Kochana Czajko, o tym, że to jakby Proust tłumaczy Deleuze’a, a nie Deleuze Prousta wygląda sprytnie. Tak, Proust niezwykle precyzyjnie wyrażał myśli, nawet jeśli dotyczyły one aspektów filozoficznych, zaś jego interpretator – nie; ale jakoś przez tekst Deleuze’a przebrnęłam, choć, zdaje się, że z większym kłopotem niż Ty.
Jedno mnie niepokoi w jego dziele (a może pojmuję niewłaściwie), mianowicie: zakończenie... Ciekawa jestem co Ty o nim myślisz?


Użytkownik: Czajka 14.08.2007 07:46 napisał(a):
Odpowiedź na: I ja się cieszę, Czajko, ... | Bozena
Kochana Olgo, przepraszam za moje opóźnienie w odpowiedzi - do zakończenia muszę wrócić ponownie, bo oczywiście w ogóle nie pamiętałam. Juz wyjąłam z regału. :)
Użytkownik: Krzysztof 26.08.2007 13:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka „Proust i znaki” ... | Bozena
Olgo, z zainteresowaniem przeczytałem recenzję, wszak dotyczy książki o Prouście i jest Twojego autorstwa, ale nie znając jej, oraz słabo znając się na filozofii, trudno mi podjąć z Tobą rzeczową rozmowę. Nadmiar sensu? Olgo, poddaję się natychmiast, ale książkę przeczytałbym, chociaż nie wiem z jakim skutkiem:)
Wspominasz o znakach miłosnych, które otaczają czas utracony – czy mogłabyś tą myśl rozwinąć?
Użytkownik: Bozena 08.09.2007 10:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Olgo, z zainteresowaniem ... | Krzysztof
Efekt rozwinięcia myśli o znakach miłosnych otaczających czas utracony jest dla Ciebie, Krzysztofie, jak domyślam się, nie do przyjęcia w życiu – chociaż może przeczuwasz go od innej strony, bo i Ty przeczytałeś cykl; Proust uważał znaki miłosne za znaki kłamliwe i bolesne zarazem; te kłamliwe znaki objawiają się na twarzy ukochanej osoby, których szuka zazdrośnik; a tracenie czasu, podczas którego każdy się uczy rozszyfrowywać znaki, oznaczało dla Prousta (ostatecznie) utratę wszelkich złudzeń; bo, wedle niego, każda miłość już na początku swym szykuje własne zakończenie: Swann na przykład nie może zapanować nad Odetą, nie może rozszyfrować tajemnicy jej, więc żeni się jakby po to by móc przeniknąć ją, aby móc kontrolować ją; a Odeta odartą z tajemnicy nie może wzbudzać miłości już. Małżeństwo stanowi u Prousta formą negacji miłości. Tak samo - w tym samym celu - i Narrator więzi Albertynę. Twarz Albertyny Deleuze porównuje do świata, gdzie funkcjonują rozmaite - obce sobie - światy, i każdy z nich rozporządza własnymi znakami, i wytwarza prawdy własne; porównuje tę twarz - mając w pamięci opis pocałunku Albertyny przez Narratora, który całując ją „widział” dziesięć Albertyn, i dziesięć różnych „ja”; „widział” jednocześnie wszystkie swoje dotychczasowe miłości z czasu utraconego.

Powiedzielibyśmy jednak że Swann i Narrator odczuwali wszystko to, co odczuwa zakochany człowiek, tyle że (ostatecznie) Proust miał się przekonać i uchwycić prawdę - nie tyle z bezpośrednich doświadczeń, które nierzadko zawodzą, ile wtórnie, w drodze refleksji i pamięci mimowolnej uruchamianej pod presją znaków - o tym, że odczucia te to przede wszystkim: zazdrość i żądza posiadania. Kłamliwe i bolesne znaki miłości „ciągną” do powtórzeń na przestrzeni życia człowieka, bo „... istocie, którą kochaliśmy najbardziej nie pozostajemy tak wierni jak samym sobie i zapominamy ją prędzej czy później, aby móc – skoro to właśnie stanowi jedną z naszych cech – znów zacząć kochać”.*

Jeśli każda miłość od samego początku „... nie ustaje w przygotowaniu własnego zniknięcia, w naśladowaniu swej klęski”** - kłamliwe znaki miłości otaczają czas utracony.

Proust wnikając w istotę pamięci mimowolnej uwrażliwiającej na znaki - poddał się ich władzy doznając szeregu rozczarowań.

To wszystko w uproszczeniu.

I na koniec – cytat, gdzie Proust w dochodzeniu do prawdy przeciwstawia świat znaków - Logosowi:

„Słowa nawet miały dla mnie znaczenie jedynie o tyle, o ile je sobie tłumaczyć tak jak na przykład rumieniec zmieszanej osoby lub nagłe milczenie”.***
----
* M. Proust „Czas odnaleziony”
** G. Deleuze „Proust i znaki”
*** M. Proust „Uwięziona”









Użytkownik: Krzysztof 10.09.2007 09:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Efekt rozwinięcia myśli o... | Bozena
Bożeno, dziękuję za wyjaśnienia pomagające mi lepiej zrozumieć te liczne tajniki twórczości Prousta.
Rozumiejąc go coraz lepiej, w dalszym ciągu uważam, że on, pisarz tak wiele i tak mądrze piszący o intelekcie czasem stojącym na wprost naszego odczuwania, naszego serca, w tym jednym, w miłości, jakby więcej używał intelektu, a mniej słuchał się swojego serca. W tej wyjątkowej dziedzinie ludzkiego przeżywania, w której nasz rozum znaczenie ma drugorzędne, on właśnie jego używa, zamiast po prostu kochać. Tak odbieram opisy przeżywania miłości jego bohaterów, a są one właśnie takie zapewne dlatego, że i on sam tak przeżywał swoje miłości. On je analizował – to było jego przeżywanie. Owszem, początki związku z kobietami, okres zauroczenia, budzenia się uczucia, były wyrażone pięknie i tak przeżywane, ale później, gdy dochodziło do zbliżenia, także fizycznego, coś się załamywało w tym idealnym obrazie. Górę brała przemożna chęć posiadania i niemal chorobliwa, wszystko niszcząca, zazdrość. Zaznaczam, Olgo, że podaję tutaj swój własny, z oczywistego powodu męski, osąd i takież widzenie. Zresztą, akurat tutaj moja płeć niejako wzmacnia ten mój osąd: w związku dwojga ludzi bardziej żądnym “posiadania” jest przecież mężczyzna, ale żądza posiadania kobiety u bohaterów Prousta jest niemal tak chorobliwa, jak ich zazdrość o nią.
Poza tym dostrzegam u Prousta pewną dziwną cechę jego obrazu miłości, cechę, w której dopatruję się sprzeczności.
Każda miłości uważa, że jest największa i najpiekniejsza, a będzie najtrwalsza, każda ma nadzieję na wieczność; w miłości jest coś takiego, że pomniejsza swoje poprzedniczki – a przynajmniej tak jest z moimi miłościami. U Prousta jest inaczej. Wydaje się, jakby on z góry zakładał szybki koniec swojej miłości, a tym samym nie wierzył w nią tak do końca, w oczywisty dla mnie sposób umniejszając ją w ten sposób – i tutaj jest pierwsza sprzeczność: jednocześnie wynosi swoją miłość na niebotyczne wyżyny, i... doszukuje się oznak jej końca.
Druga sprzeczność w tych straconych, jak pisze Proust, złudzeniach, i jednoczesnym mówieniu o kolejnej miłości. Złudzenia można stracić co do tej osoby, można przestać ją kochać, ale nie można tak powiedzieć o uczuciu w ogóle, bo jeśli tak się powiedziało, to o miłości już nic się nie powinno pisać. No i te słowa, na które zwróciłem uwagę w “Poszukiwaniu”, a które i Ty cytujesz: zapomnimy ją prędzej czy później... Powiedz mi, Olgo, czy Ty zapomniałaś o swoich miłościach? Bo ja nie. Pamiętam, zachowując w czułej pamięci, wszystkie moje miłości – ostatnią, cudowną, dar Niebios dla mnie, jak i pierwszą, szczeniacką miłość czternastolatka. Proust zapomina...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: