Dodany: 07.05.2012 15:43|Autor: sylkwiatek

Książka: Diuna
Herbert Frank

1 osoba poleca ten tekst.

"Diuna" - powieść jak melanż


Proza science fiction zazwyczaj wywołuje u mnie mieszane uczucia. Niby nie boję się jej jak diabeł święconej wody, ale za bardzo mnie do niej nie ciągnie, mimo że niezaprzeczalnie lubię przenosić się do wyimaginowanych światów, które rządzą się swoimi zasadami. Tyle że, prawdę powiedziawszy, bliżej mi do światów fantasy, wzorowanych mniej lub bardziej na realiach średniowiecznych. Takich, które posiłkują się magią, a nie osiągnięciami nauki, i są zamieszkane przez elfy, a nie roboty. No co ja zrobię, że bardziej przemawia do mnie wizja wojownika z przetłuszczonymi włosami, w kolczudze, ochoczo wymachującego mieczembądź toporem, niż takiego odzianego w postpunkowym, z bronią laserową i tarczą siłową, które działają w sposób dla mnie niezrozumialy? Wolę, żeby ten bohater jeździł konno niż przemieszczał się statkami kosmicznymi, i taplał się w błocie niż snuł po wypolerowanych na metaliczny połysk korytarzach. Może i upraszczam, ale wolę wizerunek Aragorna niż Paula Atrydy.

Nie zrozumcie mnie źle. Lubię filmy science fiction (na pewno za mało ich widziałam, by się nazwać koneserką, ale tak zupełnie zielona również nie jestem). Natomiast mam problem z wyobrażeniem sobie tej umieszczonej w przyszłości rzeczywistości, gdy czytam. A jeśli dużo jest technicznego lub naukowego żargonu, odpadam zupełnie. Rozumek mi się przegrzewa i tyle. "Diunę" w reżyserii Davida Lyncha oglądałam wiele, wiele lat temu na dość mocno już zjechanej kasecie VHS z osiedlowej wypożyczalni, gdzie teraz królują płyty DVD. Film podobno nie był zbyt dobrze przyjęty i zrezygnowano z kręcenia kolejnych części. Czasy to były zamierzchłe, epoka przedinternetowa, przedblogowa, i "przedIMDb-owa", więc nie wiedziałam, czego się spodziewać. Arcydzieło to może i nie było, ale pamiętam do dziś, że podobała mi się stylistyka filmu, taka jakby futurystyczno-barokowa. Poza tym popatrzyłam sobie na dość młodego jeszcze Stinga w roli czarnego charakteru (Feyd-Rautha).

Jednak po książkę, pięknie wydaną i ze świetnymi ilustracjami Wojciecha Siudmaka (wyd. Rebis, 2007), sięgnęłam dopiero niedawno. Nieśmiało, choć z dużymi oczekiwaniami, bo to klasyka przecież, obsypana nagrodami powieść wszech czasów. I co? I bingo! Wsiąkłam. Ogólny zarys akcji wprawdzie mi się gdzieś z tyłu głowy kołatał, ale i tak kartki przerzucałam z niecierpliwością, a statki kosmiczne i inne ornitoptery zupełnie mnie z rytmu nie wybijały. Tylko jak tu pisać o "Diunie", o której tyle już napisano?

Zaimponował mi rozmach opowieści, w której kanwą wydarzeń jest walka o panowanie nad Arrakis, planetą nieprzyjaźnie pustynną, jednak bogatą w złoża melanżu – substancji przedłużającej życie i poszerzającej świadomość, choć silnie uzależniającej. Kontrola nad wydobyciem melanżu, jak kontrola nad wydobyciem ropy czy przemytem kokainy, daje władzę i wpływy. O to - w dużym uproszczeniu - toczy się w odległej, choć dziwnie feudalnej przyszłości spór pomiędzy rodami Atrydów i Harkonnenów. Wciągnęły mnie machinacje polityczne, gdy jeden nierozważny krok może okazać się zabójczy, intrygi w intrygach, podstępy w podstępach. Zafascynowali mnie i Fremeni o błękitnych oczach - tajemniczy lud żyjący na pustyni, czekający na swego Muad'Diba, mesjasza, którym okazuje się młody Atryda, i Bene Gesserit – kobiety posiadające niemal ponadludzkie umiejętności, wykorzystujące je do swego nadrzędnego celu: udoskonalania rasy ludzkiej.

Pisząc to wszystko, dochodzę do wniosku, że dotykam właściwie wierzchołka góry lodowej. Świat skonstruowany przez Franka Herberta w "Diunie" jest tak bogaty i spójny, że oszałamia. Wszystkie, nawet najmniejsze klocki składające się na tę wielowarstwową powieść doskonale do siebie pasują. Dbałość o szczegóły jest imponująca. Polityka, mistycyzm, ekologia i technika przenikają się nawzajem, tworząc mozaikę, która wciąga i uzależnia jak melanż. Imperia powstają i upadają. Wielka korporacje zrobią wszystko, by utrzymać swoje wpływy. Melanż rządzi światem, w którym jest i miłość, i zdrada, i ból, i poświęcenie. I tak sobie powoli uświadamiam, że "Diuna" to powieść o wszystkim, jakkolwiek patetycznie by to brzmiało. Czy muszę dodawać, że szczerze ją wszystkim polecam?


[Recenzję zamieściłam wcześniej na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1837
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: tomp 12.12.2012 13:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Proza science fiction zaz... | sylkwiatek
Ja mam zawsze problem z nazwaniem "Diuny" s-f. Jak dla mnie za dużo tam mistycyzmu, co bardzo zbliża tę książkę do fantazy. Nie powiem, robi wrażenie rozmach, bogata fabuła. Koronkowa robota. Ale znużyłem się tą powieścią i raczej nie sięgnę po kolejne tomy cyklu.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: