Dodany: 23.06.2012 11:35|Autor: polter

Ile Dicka w Dicku?


Większość osób zajmujących się twórczością Philipa K. Dicka każe nam postrzegać ją jako jeden solidny monument. Według nich wewnętrzna niespójność ma być jej typową cechą i rzadko mówi się o utworach, w których ona nie występuje. Tymczasem Dick to nie tylko "Valis" czy "Ubik", ale też rzeczy prostsze i łatwiejsze w odbiorze – jak chociażby "Doktor Bluthgeld".

Dwa olbrzymie międzynarodowe konflikty to dla dwudziestowiecznego świata zbyt mało. Zimna wojna i nieustanny wyścig zbrojeń doprowadzają w końcu do tego, że nadchodzi nuklearna apokalipsa. O dziwo, ocalali z tragedii ludzie radzą sobie całkiem nieźle w nowych warunkach, starają się bowiem jak najlepiej odbudować rzeczywistość sprzed Katastrofy. Jednak nie wszyscy są w stanie poradzić sobie z ogromem tragedii. Niektórzy odpowiedzialność za przerażający kataklizm biorą na siebie. Jednym z nich jest fizyk Bruno Bluthgeld, jeden z twórców bomby atomowej.

"Doktor Bluthgeld" to przede wszystkim zbiór zwykłych opowieści o niezwykłych postaciach, a tytułowy bohater wcale nie jest najciekawszą z nich. Od samego początku czytelnikowi towarzyszy Stuart McConchie – Murzyn, który na swojej drodze przed i po Katastrofie spotyka dobrych ludzi i wierzy, że dzięki nim będzie mógł sporo osiągnąć w życiu, choć nie jest to łatwe w przepełnionym rasizmem świecie. W tle cały czas pojawiają się pogłoski o wystrzeleniu w kosmos rakiety z małżeństwem Dangerfield. Misja kończy się niepowodzeniem, ale Waltowi udaje się przeżyć – uruchamia orbitalną stację radiową i zostaje prawdziwą wyrocznią dla osób szukających sensu w spokojnej egzystencji po nuklearnej apokalipsie. Dick poświęca sporo miejsca także rzucającej się w wir krótkich romansów Bonny Keller – żonie i matce, dla której widok płonących Stanów Zjednoczonych równoznaczny jest z absolutnym końcem szczęśliwego życia. Pisarz maluje obraz silnej, choć prostej społeczności, opartej na wzajemnym zaufaniu i wspólnej pracy. Można pokusić się o stwierdzenie, że "Doktor..." składa się z dwóch połączonych i przeplatających się części: pierwszą z nich stanowi historia i opis szarej codzienności, natomiast druga to już bardziej typowe dla Dicka dziwactwa i paranoje.

Najbardziej charakterystycznymi bohaterami powieści są: córka Kellerów – Eddy, chory na fokomelię (czyli brak kości długich) Hoppy i Bruno Bluthgeld. Pierwsza toczy nieustanne dialogi z wrośniętym w jej ciało bliźniakiem Billem. Drugi po Katastrofie uzyskuje przedziwne moce i staje się jednym z najpotężniejszych ludzi na Ziemi. Ostatni przez cały czas obwinia się o sprowadzenie na świat trzeciej wojny światowej. Ta trójka sprawia, że "Doktor Bluthgeld" nie jest aż tak łatwy i przyjemny, jak sugeruje Lawrence Sutin w swoim rankingu dzieł Dicka, nazywając książkę "postnuklearną idyllą". Skomplikowani i w mroczny sposób groteskowi bohaterowie wprowadzają niepokój i nerwowość, które zostają rozwiane dopiero w końcówce. A szkoda – sądzę, że lepiej sprawdziłoby się tu mocniejsze, gorzkie zakończenie, do którego zresztą Dick wyraźnie zmierzał. Jednak nagle jakby przypomniał sobie o dobrym nastroju (który w przedmowie Marka Oramusa wskazywany jest jako dominujący w powieści) i na siłę wprowadził happy end.

"Doktor Bluthgeld" określany jest w blurbach także jako najprostsza z powieści autora "Człowieka z Wysokiego Zamku". Rzeczywiście, tekst nie jest tak niezwykły jak "Ubik", nie ma w nim również szalonej symboliki "Valisa", ale także i tu można odnaleźć kilka ciekawych elementów. Pierwszym jest, często spotykane u Dicka, rozwarstwienie narracji: historię poznajemy z wielu rozdzielnych perspektyw, a wątek tytułowego Bluthgelda często jest bardzo umiejętnie rozwijany w odległym tle. To jeszcze bardziej podkreśla obyczajowy charakter niektórych fragmentów powieści – zdarza się bowiem, że pisarz bardzo szeroko opisuje problemy ludzi z ograniczonym dostępem do zasobów elektronicznych i żywności, ich przysmaki i zajęcia, poświęcając wątkom nadnaturalnym śladową ilość miejsca. Drugim, bardzo charakterystycznym zabiegiem jest jeden malutki wyskok Dicka związany z chronologią wydarzeń – pojedynczy rozdział został wyrwany z logicznego ciągu. Możemy się tylko domyślać, po co, ale zapewne pozostanie to kolejną z wielu tajemnic związanych z twórczością kalifornijskiego mistrza.

"Doktor Bluthgeld" stanowi dzieło dużo mniej skomplikowane i paranoiczne niż pozostałe powieści Philipa K. Dicka. Nie oznacza to jednak, że jest gorszy – bardzo ciekawy i niesztampowy opis życia po apokalipsie oraz grono charakterystycznych i skomplikowanych bohaterów z pewnością zadowolą każdego miłośnika dobrej literatury.



[Autorem recenzji jest Zicocu.
Tekst pierwotnie opublikowany w serwisie Poltergeist: http://ksiazki.polter.pl]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1124
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: