Melancholia zaklęta w przemijalności
Skończoność rzeczy. Piękno zaklęte w stromych karpackich dróżkach gdzieś na południu Polski, gdzie życie toczy się leniwym, od lat ustalonym torem. Miejsca, gdzie zatrzymał się czas i tylko ludzie, nie wiedzieć czemu, jak gdyby czasowi na przekór, starzeją się i umierają. Lecz zanim dokończą spektaklu żywota, w którym tak idealnie, bez żadnej fantazji pozostającej w niezgodzie z zamysłem reżysera, bez żadnych zmian w czasie jego trwania odgrywali swoje role, wpadają w pętlę bezczasu. To właśnie bohaterowie króciutkich Stasiukowych opowiadań, którym autor za tło wybrał nieskazitelną biel śniegu; materii, która osiadając na rzeczach, rozmywa ich kształty i upodabnia jedne do drugich.
Mietek, Grzesiek, Paweł, pan Heniek i chłopi z ostatniego opowiadania – to właśnie takie rozmyte kształty. Bez przytupu, bez charakteru, jak gdyby z gumowych kości i sztucznej krwi – a jednak prawdziwi ludzie, istoty myślące, kochające, tęskniące, pożądające i zapewne, może w odległej przeszłości, namiętne! Gdzie wśród górskich małych miejscowości zagubili oni tę cząstkę siebie, która nadaje rys? W opowiadaniach z tomu "Zima" to rzeczy mają więcej charakteru, zarówno te dawne, spokojnie mijające, jak i nowoczesne, zdawałoby się, że wieczne, nieskończone, trwałe jak wszechświat. Ten jak gdyby rozmyty świat ich fikcji (czy aby?), z braku ostrości, zatrzymuje nas na chwilę w miejscu i czasie, w którym otworzyliśmy książkę, spowalnia bieg myśli, kierunkując je w stronę posiadanych przedmiotów i naszych z nimi relacji. Rzeczy, które przez przynależność do nas określają nas wobec innych.
"Prześladują mnie rustykalne i archaiczne wizje, ponieważ od dawna wątpię w zmartwychwstanie ciał, ponieważ nagość i samowystarczalność przeminęły razem z rajskim upadkiem i teraz nic nie jesteśmy warci bez rzeczy, które nas otaczają, bo oddaliśmy im część naszych nieśmiertelnych dusz i musielibyśmy wszystko zabrać ze sobą, żeby stanąć przed obliczem w jakiej takiej całości. Tak. Dlatego odwracam wzrok ku czasom pogrzebacza, czterech kubków i pary portek na zmianę, bo to jeszcze dało się zawiązać w tobołek i ponieść, gdy nadchodził czas"*.
Te urywki myśli można odczytać jako próbę spojrzenia na nasze, mało ważne, istnienie poprzez pryzmat skończoności i nieskończoności nabywanych rzeczy. Spojrzenia na rzecz pod kątem używania jej przez właściciela i jej bytu po "śmierci", czyli adekwatności żyć rzeczy i ludzi. Przemijalności ludzi, przyrody, przedmiotów różnego pochodzenia. Powstałe w ten sposób obrazy są naprawdę piękne i gwarantuję, że gdyby tylko całość tych ulotnych myśli pędzel dobrego artysty był w stanie przenieść na płótno - to nieważne, jakiej wielkości dzieło stałoby się takiego uczynku owocem, nie przeszlibyśmy koło niego obojętnie i skradłoby niejedną minutę z naszego, wpisanego w byt otaczających nas przedmiotów, życia.
---
* Andrzej Stasiuk, "Zima", w: Andrzej Stasiuk, "Zima", Wydawnictwo Czarne, 2001, str. 43.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.