Walka ze snem, walka wewnętrzna.
Czytałam właśnie "Całą jaskrawość" Stachury, gdy Hypnos zesłał na me powieki sen. Odłożyłam książkę, ręce splotłam na sercu i zaczęłam iść za głosem boga snu. Jakże piękny był to głos, jakże urokliwy i hipnotyzujący. Głos zaczął jednak nabierać zupełnie innej barwy... "Nie dawaj tak rąk", "Tylko umarli śpią na plecach" - głos mojej babci zaczął docierać do mnie z oddali. Babci, która przeżyła już swoje, kobiety, która ma za sobą I i II wojnę światową. Mojej ukochanej babci. Niestety, ciało nie było w stanie uczynić już niczego. I tak balansowałam pomiędzy jawą a snem, gdy z drzemki wybudziły mnie kłębiące się myśli, wręcz napastliwe i zmuszające do działania. "Wstawaj leniu! Góra naczyń piętrzy się w zlewie." Te, oraz inne myśli dotyczące marnotrawienia czasu na sen wybudziły mnie skutecznie z tej poobiedniej drzemki. Jeszcze z ciężkimi powiekami, z ciałem i umysłem otumanionym (nie)boskim napojem Hypnosa udałam się do łazienki. Woda, zimna woda – w sam raz na początek. Następnie kuchnia, w której nastawiłam czajnik. O jakże zapragnęłam w tym właśnie momencie cudownej kawy, stawiającej na nogi, magicznego espresso wypełniającego każdą cząsteczkę ciała. Rozlewającego się każdą żyłą, docierającego do koniuszków palców pobudzającego ciepła. Niestety. Nie dane mi było zaspokoić głodu kofeinowego w ten właśnie sposób - zwykły czajnik szybko jednak zaczął wydawać z siebie dźwięki zmuszające do natychmiastowego ściągnięcia go z gazu. Tak też zrobiłam. Naczynia umyte zostały bardzo szybko. Podnosiła mnie na duchu książka, która niczym magnes przyciągała mnie z drugiego końca mieszkania. Jeszcze tylko ostatecznie się obudzić i można powrócić do czytania - jednej z rzeczy, którą kocham w życiu najbardziej. Zatem na zdrowie mole książkowe! Miłego czytania w dzisiejszym (i nie tylko) dniu.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.