Dodany: 18.07.2012 01:52|Autor: Samotny
King lśni, ale nie błyszczy
Wielu miłośników książkowego horroru twierdzi, że „Lśnienie” to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza, powieści Stephena Kinga. Mroczna historia Jacka Torrance’a, stopniowo popadającego w obłęd za sprawą tajemniczych sił rządzących górskim hotelem, rzeczywiście ma w sobie potencjał, by stać się rewelacyjną opowieścią. Wielka szkoda, że King tego potencjału nie wykorzystał i powstała powieść „tylko” dobra.
Jak to zwykle u Kinga bywa, stopniowo jesteśmy wprowadzani w szczegółowo wykreowany przez pisarza świat bohaterów. Poznajemy łączące ich relacje, ich przeszłość, problemy, z jakimi się zmagają. Tym razem bohaterami książki jest rodzina Torrance’ów: ojciec - Jack, jego żona - Wendy oraz ich syn - Danny, obdarzony nadnaturalnymi zdolnościami psychicznymi. Borykający się w przeszłości z problemami alkoholowymi Jack otrzymuje posadę dozorcy położonego w górach hotelu Panorama. Tuż po przyjeździe Torrance’ów w hotelu zaczynają się dziać dziwne rzeczy: wycięte w żywopłocie figury zwierząt zdają się poruszać, Danny ma przerażające wizje. Na dodatek kontakty między ojcem a żoną i synem wyraźnie się psują. Nic dziwnego, że Jack po prostu musi się napić.
Przeczytałem już kilka powieści Kinga i myślę, że mogę z czystym sumieniem powiedzieć, iż proza tego autora jest niesłychanie „pusta”. Jasne, zdaję sobie sprawę z tego, że od horroru nikt nie wymaga rozważania problemów natury egzystencjalnej czy też problemów jakiejkolwiek natury w ogóle. Jego książki mają stanowić lekkostrawną rozrywkę po trudnym dniu w pracy czy w szkole i spełniają swoje zadanie. Niemniej jednak uważam, że skoro już King tworzy tomiszcza obszerne na paręset stron,byłoby dobrze, gdyby czytelnik po paru miesiącach coś z tych przeczytanych kilkuset stronic pamiętał. Tymczasem horrory Kinga są jak literacki fastfood (wiem, że to wyświechtane porównanie, ale pasuje jak ulał). Pożresz jedną jego książkę, zabierasz się za kolejną i już z tej poprzedniej nic nie pamiętasz. Smaczne i strawne, ale czy pożywne? I choć są to powieści o kilka klas lepsze niż dzieła pana Mastertona (którego jeszcze kiedyś obśmieję), od faceta z takim talentem, jakim został obdarzony King, wymagałbym jednak trochę więcej. Mam nadzieję, że kiedyś napisze książkę, która będzie miała, najprościej rzecz ujmując, drugie dno. A jestem pewien, że potrafi. Może zresztą już taką napisał, tylko jeszcze do niej nie dotarłem?
Wspomniałem przed chwilą, że King ma talent. Przejawia się on przede wszystkim w umiejętności tworzenia niesłychanie przekonywających bohaterów oraz sugestywnego świata. Tak jest i w wypadku „Lśnienia”. Autor nakreślił naprawdę intrygujący obraz położonego na odludziu ośrodka wypoczynkowego, którego tymczasowi opiekunowie zostają odcięci od świata. To zestawienie ogromnego, pustego (czy na pewno?) hotelu z małą gromadką raczej niepożądanych lokatorów naprawdę budzi niepokój, szczególnie podczas nocnej lektury. Nastrój grozy wzrasta, gdy powoli poznajemy niezbyt chlubną przeszłość Panoramy. Opowiedziana historia pochłania czytelnika równie mocno, jak umysł Jacka Torrance’a stopniowo ogarniające go szaleństwo.
A zatem skoro i straszy, i relaksuje, i wciąga - czego zabrakło, oprócz drugiego dna? Chyba tylko naprawdę mocnego zakończenia. Takie, jakie jest, choć trzyma w napięciu, to… Nie, nie napiszę ani słowa więcej, żeby nie psuć komuś przyjemności z ewentualnej lektury. Mnie po prostu rozczarowało, bowiem odniosłem wrażenie, że pisarz trochę poszedł na łatwiznę.
Dlatego wystawiłem „Lśnieniu” ocenę dobrą. Gdyby była to pierwsza przeczytana przeze mnie powieść Kinga, na pewno byłbym nią zachwycony, sama ocena zaś byłaby wyższa co najmniej o jedno oczko. A tak, jako że przyzwyczaiłem się do w miarę wysokiego poziomu prozy Mistrza, potraktowałem tę książkę bez żadnej taryfy ulgowej. Od najlepszych należy wymagać jak najwięcej.
Wspomnę jeszcze parę słów o słynnej ekranizacji zrealizowanej przez Stanleya Kubricka. Krótko mówiąc, książkowy pierwowzór nie umywa się do nakręconego przez Kubricka dzieła. Reżyser wyciągnął z powieści wszystko to, co najlepsze, parę rzeczy pozmieniał i stworzył – moim zdaniem – jeden z najlepszych filmowych horrorów wszech czasów. Scenariusz oparty jest na fabule powieści dosyć luźno; położony przez Kinga akcent na telepatyczne zdolności Danny’ego Kubrick przesunął na szaleństwo ogarniające Jacka i był to strzał w dziesiątkę. Naprawdę nieliczne filmy (już nawet nie same horrory!) mogą poszczycić się podobnie gęstą, duszną i przenikającą do szpiku kości atmosferą.
Polecam przede wszystkim film, który jest genialny sam w sobie. Książkę zaś warto przeczytać przed lub po obejrzeniu ekranizacji, aby przekonać się, jak z całkiem niezłej opowieści reżyser stworzył kinowe arcydzieło.
[recenzję zamieściłem na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.