Dodany: 28.07.2012 16:06|Autor: natalkasia1992

O Bogu na luzie...


Lubię Szymona Hołownię. Jako publicysta, prezenter telewizyjny, dziennikarz robi na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Ponadto zaimponował mi tym, że nie boi się mówić otwarcie w mediach, iż jest człowiekiem wierzącym. Z moich obserwacji wynika, że dziś dla wielu jest to temat drażliwy... Gdy odkryłam, że pan Hołownia jest również autorem kilku książek, w których porusza kwestie związane z religią katolicką, postanowiłam, że jakąś przeczytam. Tym bardziej że spotkałam się już z wieloma pochlebnymi opiniami na ich temat.

Mój wybór padł na tytuł: „Bóg. Życie i twórczość”. Dlaczego akurat ten? Bo zapowiadał się na biografię Boga. W każdym razie tak to wyglądało na pierwszy rzut oka. Tego nie mogłam przegapić, choć nie ukrywam, że w pierwszej chwili pomyślałam sobie, iż autor najwyraźniej zbzikował, kolokwialnie mówiąc. No, bo przecież historia zna już całe rzesze takich, którzy mieli podobne zamiary. I co? I właśnie nic. Powstały na przestrzeni dziejów na ten temat niezliczone pisma, książki, książeczki i księgi, których autorzy próbowali poznać, szczegółowo opisać i wytłumaczyć absolut-Boga. Koncepcji tyle, ilu autorów, ale tak naprawdę dalej tkwimy w punkcie wyjścia, a filozofowie i teologowie wciąż mają co robić...

Jak i czy sprawdził się Szymon Hołownia jako „biograf” Boga? Nie mogę na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie. Skłamałabym mówiąc, że w ogóle sobie nie poradził, ale nie mogę również bez zastrzeżeń powiedzieć, że sobie poradził...

Książka oscyluje wokół najważniejszych aspektów funkcjonowania Boga w świecie. Hołownia poddaje swego rodzaju analizie boże poczynania na przestrzeni dziejów. Od stworzenia świata właściwie aż do czasów współczesnych. Dalej interpretuje je w kontekście ludzkich doświadczeń zdobytych w ciągu wielu stuleci. Dzieli się przy tym z czytelnikiem własnymi refleksjami na dany temat, ukazując swój punkt widzenia. Dalej zaprasza także nas do tego, abyśmy poszukiwali swojej drogi, która pomoże nam odkryć, doświadczyć Boga „na własnej skórze”. Droga ta – zdaniem autora – dla każdego jest inna.

Szymon Hołownia to człowiek niewątpliwie bardzo oczytany. Udowodnił to zamieszczając w swojej książce, pod koniec każdego – najmniejszego nawet – rozdzialiku, liczne odwołania do literatury fachowej, stricte teologicznej, która osobom szczególnie zainteresowanym danym zagadnieniem pozwoli poszerzyć wiedzę na jego temat. Tyle w kwestii zalet.

Czytając nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Hołownia próbuje być momentami śmieszny za wszelką cenę. Tylko jakoś kiepsko mu to wychodzi. Poczucie humoru, jakie przebija z kart książki, jest dość specyficzne i dla mnie mocno naciągane. Niestety. Już bym nawet była skłonna przejść nad tym do porządku dziennego, gdyby nie język i styl, do których też mam spore zastrzeżenia. Autor cały czas posługuje się językiem bardzo nowoczesnym, powiedziałabym, że wręcz typowo młodzieżowym slangiem. Styl jest bardzo „na luzie”. Dla mnie - za bardzo. Czyżby chęć szpanowania? Za dużo w tym ostentacji i sztuczności.

Nie podoba mi się sposób, w jaki Szymon Hołownia opowiada o religii. Permanentne luzactwo w połączeniu z obecnymi niemal na każdym kroku sformułowaniami zaczerpniętymi z fachowej literatury daje w dużej mierze coś, co można nazwać pseudo-intelektualnym bełkotem. Nie przemawia to do mnie. Ja doskonale rozumiem, że autor jest człowiekiem ambitnym i jako osoba wierząca chciał przedstawić ważne dla wielu jemu podobnych kwestie w sposób przystępny dla przeciętnego zjadacza chleba, pozbawiony górnolotnego intelektualizmu. Jednak uważam, że wyszło mu to marnie. Przedobrzył. Bardzo chciał, żeby wyszło prosto, a jednocześnie rzetelnie. Niestety na chęciach się skończyło. Z tego powodu książkę na ogół czyta się topornie. Zdarzają się wyjątkowo fragmenty, kiedy autor przez chwilę nie próbuje być zabawny - i wtedy jest lepiej.

Dostrzegam w tej książce niemal całkowity brak zgodności między formą a treścią. Jedno z drugim niesamowicie mi się gryzie. Podczas czytania strasznie mnie to rozpraszało i irytowało, dlatego książkę męczyłam dość długo. Nie oczekiwałam, że ta pozycja okaże się fachową teologiczną rozprawą. Gdybym miała ochotę na lekturę tego typu, co się czasem zdarza, sięgnęłabym zapewne po jedno z pism Doktorów Kościoła. Niemniej jednak jestem zawiedziona. Liczyłam na nieco więcej profesjonalizmu, nieco więcej wewnętrznej spójności wywodu. Tymczasem autor troszkę tutaj z tym jest na bakier. Spodziewałam się również, że treść będzie nieco bardziej konkretna. Próżne były moje nadzieje. Miało być przystępnie i prosto, a wyszło, zdaje mi się, prostacko i chaotycznie.

Trudno mi ocenić tę książkę. Sama w sobie jest dla mnie, jaka jest. Stanowi duże rozczarowanie. Po pierwsze - dlatego, że zupełnie czego innego spodziewałam się po Hołowni. Po drugie - dlatego, że wiele osób (zarówno wierzących, jak i nie) bardzo tę pozycję chwali. Nie chcę twierdzić, że autor jest złym pisarzem. Tym bardziej że to na razie jedyne jego dzieło, z którym się zapoznałam. Może inne są lepsze? Jeszcze nie wiem. Ta w każdym razie do mnie nie przemawia i wynudziłam się przy niej strasznie, choć były też fajne momenty... Należały one jednak do rzadkości.


[Recenzja została wcześniej opublikowana na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1373
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: melissa 09.09.2014 22:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Lubię Szymona Hołownię. J... | natalkasia1992
Bardzo lubię literaturę Hołowni, ale ta książka dla mnie również jest jakimś bełkotem, pomimo iż dość ciekawa. Mam duże zastrzeżenia co do jej języka. Ciężko się czyta, lecz na szczęście nie jest to typowe dla książek tego- bądź co bądź- wyjątkowego autora.
Użytkownik: borek123 04.01.2015 23:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Lubię Szymona Hołownię. J... | natalkasia1992
Mnie też denerwował ten niby młodzieżowy język i duża ilość "żartów", które nie były śmieszne, a rozwalały tok wypowiedzi. Denerwujące też jest to skakanie z tematu na temat, co nadaje całości formę luźnych zapisków, które zostały w końcu zebrane - trochę na siłę. Książkę widzę jako zbiór felietonów bardziej niż jakąś całość. Książka mnie rozczarowała bo nic mi po niej nie zostało w głowie, poza może obrazem autora jako człowieka głęboko wierzącego, którego życie kręci się wokół praktykowania religii.

Na plus trzeba zaliczyć autorowi, próbę wciągnięcia w tą tematykę "szerszej publiczności" co miało być osiągnięte przez stosowanie tego "współczesnego języka", ale i dobór "medialnych tematów" oraz hajlaijtów w rodzaju tekstów "czy Bóg lubi krew?" na okładce. Czy mu się to udało? - daj Boże...

Szymon Hołownia na pewno budzi sympatię i nie zraża ludzi do Boga jak to robią twardogłowi propagandziści Kościoła katolskiego tak cudownie rozmnożeni w ostatnim czasie. Dlatego może jest szansa, żeby ta książka była takim apetizerem, jak chciał tego autor i skłoni kogoś do poszukiwań w tym temacie. Pomogą w tym na pewno odnośniki do innych książek. Pytanie czy książki te są dostępne dla czytelnika w Polsce, bo jeżeli nie to byłoby to tylko szpanowanie zasobnością biblioteczki.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: