Dodany: 28.07.2012 22:30|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Nie taki King straszny... a gdyby nie straszył, byłby lepszy


Są ludzie, którzy Kinga cenią głównie za horrory. Ja po jakiejś jednej kompletnej porażce z tym gatunkiem (co to był za tytuł???) gotowa byłabym sobie dać głowę uciąć, że tego autora totalnie nie znoszę i nigdy, przenigdy nie sięgnę po żaden inny okaz jego - skądinąd bardzo obfitej - twórczości. Po czym z pewnym zaskoczeniem odkryłam, że nie taki King STRASZNY, jak go malują, zwłaszcza że pisuje także „zwykłe” thrillery ze staranną charakterystyką psychologiczną postaci, a nawet fantasy. Dzięki dobrej biblionetkowej duszyczce, która regularnie zaopatruje mnie w kolejne jego dzieła, no… może nie, żebym go zaraz polubiła, ale zaczęłam doceniać pewne aspekty jego twórczości.

Weźmy „Historię Lisey” – opowieść o tym, jak może wyglądać życie wdowy po znanym pisarzu, która musi się zmagać nie tylko z bólem po stracie wieloletniego towarzysza życia i z problemami rodzinnymi, ale także z zakusami rozmaitych naukowców i wydawców na potencjalne złote jaja, czyli pozostawione w pośmiertnych papierach inedita, a jakby i tego nie było dość, jeszcze stawić czoło psychopacie niemal żywcem wyjętemu z powieści nieboszczyka. Na takiej kanwie można by stworzyć ze sześć różnych powieści, z których każda mogłaby być całkiem niezła i w jakiś sposób wychodzić poza sztampowe rozwiązania.

„Historia Lisey” z całą pewnością sztampowa nie jest. Fabuła fabułą, ale same rozwiązania techniczne wypychają ją poza linię wyznaczającą poziom przeciętności (w górę czy w dół, to zależy od preferencji czytelnika…). Chociażby brak symetrii (ani w podziale całego tekstu na części, ani części na rozdziały, ani rozdziałów na podrozdziały, zwłaszcza w tym ostatnim, nie widać żadnych prawidłowości; jeden wyodrębniony kawałek liczy sobie kilka wersów, inny kilka stron) i nierespektowanie porządku chronologicznego (w relację z bieżących poczynań i perypetii Lisey wplątują się chaotycznie wcześniejsze myśli i wspomnienia, raz w czasie teraźniejszym, raz w przeszłym). I urywanie niektórych fragmentów w połowie zdania, a w każdym razie przed jego końcem. I przetykanie normalnej narracji wyodrębnionymi kursywą wstawkami – myślami, a raczej strzępami myśli, podsuwanymi Lisey przez… no właśnie, któż wie, czy przez jej własną podświadomość (co odpowiadałoby mi zdecydowanie bardziej), czy też przez odzywający się zza grobu głos męża. I słowa lub zdania akcentowane pogrubieniem i/lub kapitalikami. Zagadkowo brzmiące tytuły rozdziałów, np. „Lisey i srebrna łopatka (czekaj, aż wiatr się zmieni)”*. I wreszcie spora porcja neologizmów, odzwierciedlających – jak się zorientujemy dopiero w trakcie lektury – szczególny rodzaj porozumienia między małżonkami; wielu ludzi ma taki swój prywatny język, czasem ograniczony do paru kryptonimów i bon motów, a czasem, jak u Scotta i Lisey, stanowiący swoistą nowomowę. Pełny szacunek dla tłumaczy, którzy musieli się borykać z nigdy w życiu niespotkanymi wyrazami, by zrobić z nich ostatecznie „księgad”, „złamazię”, „bafy”, „smerdolone”, „Impotebili” itd.!

Portretu psychologicznego Lisey (i nie tylko, bo w jej wspomnieniach żyje równie doskonale sportretowany Scott) mogliby Kingowi pozazdrościć autorzy niejednej „prawdziwej” powieści obyczajowej. Oboje małżonkowie noszą w sobie traumy z dzieciństwa; u Lisey jest to przede wszystkim bieda, niedostateczne wykształcenie, a co za tym idzie - brak wiary w siebie, u Scotta coś, co niejednego człowieka zaprowadziłoby raz na zawsze do szpitala psychiatrycznego, a w jego przypadku uległo sublimacji w popęd twórczy, który przyniósł mu sławę. Zmagania Scotta z tą tragiczną przeszłością (przedstawioną w bardzo drastycznych obrazach, co wymaga od czytelnika wyjątkowo silnych nerwów!) i z samym sobą oraz późniejsze starania Lisey o jakie takie poukładanie wspomnień i odnalezienie się w nowej rzeczywistości to powód, dla którego warto zaryzykować podejście do lektury.

I gdyby nie te piekielne akcenty metafizyczne (nieboszczyka podsuwającego żonie podpowiedzi, gdzie szukać wyjścia z trudnej sytuacji, mogłabym jeszcze zaakceptować, bo przecież równie prawdopodobne, że Lisey, przez tyle lat żyjąca z mężem w wyjątkowej wspólnocie dusz, głos ten stwarza tylko w swojej wyobraźni. Ale staw z krążącymi wokół duchami i przenoszenie się do enklawy alternatywnej rzeczywistości… no nie! W bajkach, włączając w to fantasy, jestem w stanie znieść wszystko – gadające przedmioty, ludzi zmieniających się w zwierzęta, teleportację, cofanie czasu – ale jeśli coś się dzieje w normalnych realiach i nagle ni przypiął, ni wypiął wkraczają na scenę istoty nieziemskie albo ulegają zmianie prawa fizyki, to już za wiele!), bez wahania oceniłabym tę powieść na 5.


---
* Stephen King, „Historia Lisey”, przeł. Maciejka Mazan i Tomasz Wilusz, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa, [2006], s. 59.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3664
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: Marylek 08.08.2012 21:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Są ludzie, którzy Kinga c... | dot59Opiekun BiblioNETki
Mnie właściwie wystarczy, że "zaczęłaś doceniać pewne aspekty jego twórczości". ;)

Ale jednak się przyczepię: Dlaczego nie przeszkadza Ci, że gdy wszystko "dzieje w normalnych realiach", to "nagle ni przypiął, ni wypiął (...) ulegają zmianie prawa fizyki" i nie tylko fizyki, bo wręcz metafizyki, gdy kaleka, sparaliżowana dziewczyna potrafi wielokrotnie wcielić się w człowieka zdrowego i to tak dalece, że nawet może w solidnej odległości od własnego łóżka uprawiać z kimś ukochanym seks? (Kwietniowa czarownica (Axelsson Majgull)) Dlaczego licentia poetica jednego autora (autorki) jest szersza, obejmuje więcej, a drugiego mniej?

Swoją drogą, wracając do meritum (czyli do "Historii Lisey"), pamiętasz to drzewo, wierzbę bodajże z wiszącymi do ziemi gałęziami? Czy to nie była "enklawa alternatywnej rzeczywistości" dla uciekających i pragnących się schronić przed potwornościami świata tego?

Czepliwy czytelnik recenzji pozdrawia! :)
Użytkownik: norge 08.08.2012 22:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie właściwie wystarczy,... | Marylek
I tym sposobem mnie zachęciłyście. Książka czeka w kolejce, w której przez to zaczynają się dziać różne dziwne rzeczy: przepychanki i wymienianki, walki o pierwsze miejsce, niesprawiedliwe wpuszczanie itd. itd. :)
Użytkownik: Marylek 09.08.2012 15:10 napisał(a):
Odpowiedź na: I tym sposobem mnie zachę... | norge
Warto, warto, warto!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.08.2012 07:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie właściwie wystarczy,... | Marylek
Eee, ale w "Kwietniowej czarownicy" właściwie nie miałam wątpliwości, że to jest tylko fantazja Desiree - przecież jej działania nie miały właściwie żadnych materialnych skutków! Seks sobie można wyobrazić, ducha podpowiadającego różne rozwiązania zresztą też, wierzba może być jak najbardziej metaforyczna (siedzenie pod drzewem to jedno, a wyobrażony tam świat to drugie), natomiast Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu to tak trochę jak z "Harry'ego Pottera" (którego nb., jak wiesz, bardzo lubię, m.in. dlatego, że jest bajką nie udającą, że jest rzeczywistością).
Ale zauważ, że mimo tego dałam czwórkę!
Użytkownik: Marylek 09.08.2012 15:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Eee, ale w "Kwietniowej c... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zauważyłam! :)

Księżyc Boa też mógłby być fantazją, choć przyznaję, że jest aż nadto realny. Z drugiej strony, może jakiś specjalista mógłby się wypowiedzieć, bo mnie się wydaje, że ludziom ich wymyślone światy wydają się jak najbardziej realne - począwszy od zazdrosnego męża, który w każdym napotkanym na ulicy facecie widzi potencjalnego gacha żony, a skończywszy na przysłowiowych Napoleonach w zakładzie zamkniętym - nieważne, co jest prawdą, ważne, w co się wierzy. O, ta wierzba - świat wyobrażony tam przez małego, przerażonego chłopca może przetrwać przez lata. Bo "przeszłość nie wraca jak żywe zjawisko, w dawnej posztaci jednak nie umiera: odmienia tylko imię, kształt, nazwisko, i nowe kształty na siebie przybiera." Albo jakoś tak ;)

A Kinga lubię i cenię za nieprawdopodobne wyczucie nastroju i znajomość ludzkiej psychiki. Tak sobie myślę, może się mylę, że teraz, keidy już nie musi pisać tego, co się dobrze sprzedaje, nie musi koniecznie zarabiać na utrzymanie rodziny, teraz może sobie pozwolić na odstępstwo od etykietki "króla horroru" i pokazać inną twarz. Dlatego wielbibiele czystego horroru rozczarowani są książkami, jak ta. A to taki łącznik między swiatami. :)
Użytkownik: aleutka 09.08.2012 12:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Są ludzie, którzy Kinga c... | dot59Opiekun BiblioNETki
Sprobuj jeszcze Pokochała Toma Gordona, jeśli nie czytałaś. To mój ulubiony King. Sądząc z opisu Lisey ta książka też ci się powinna spodobać. Mnie najbardziej poruszają (i przerażają) te książki Kinga, w których nie potrzeba wampirów czy innych nawiedzonych domów. Wystarczy mała dziewczynka zagubiona w potężnym lesie (ja potrafię się zgubić na prostej drodze, więc to jeden z moich najgłębszych strachów), kobieta uwięziona w cyklu przemocy domowej (do dziś uważam Dolores Claiborne za jeden z najbardziej przerażających filmów jakie oglądałam. Tak będzie w piekle - w rzeczy samej, porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie...)albo fanatyczna fanka jak w Misery.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.08.2012 13:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprobuj jeszcze Pokochała... | aleutka
Czytałam, i rzeczywiście mi się jeszcze bardziej podobała.
A także "Oczy smoka", które są typową fantasy, nie jakąś bardzo ambitną, ale sympatyczną i budzącą emocje.
W planie mam "Grę Geralda" i "Sklepik z marzeniami", a później się zobaczy, co jeszcze.
Użytkownik: Marylek 09.08.2012 15:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałam, i rzeczywiście ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tak, to właśnie chciałam Ci podpowiedzieć: spróbuj "Grę Geralda", gdzie nie ma odrobiny inrerwencji sił nadprzyrodzonych. Ale jest strach. Najstraszniejszy, bo prawdziwy. Bo najstraszniejsi jesteśmy my sami, dla samych siebie, dla drugich. I wszelkie duchy mogą się wtedy schować.

Zresztą "Sklepik" jest o tym samym: bój się własnych marzeń, zastanów się, ile jesteś w stanie zpałacić za ich spełnienie.
Użytkownik: norge 09.08.2012 16:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, to właśnie chciałam ... | Marylek
O tak, Gra Geralda bardzo mi się podobała. Też wolę "niehorrorowate" książki Kinga, a jakiś tam leciutki powiew magii czy metafizyki zazwyczaj mi nie przeszkadza.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: