Po prostu
Odrobinę naiwna, bardzo przyjemna opowieść o świeżo upieczonej maturzystce, Lucynce, która zmuszona jest opiekować się podrzuconym niemowlęciem. Jednocześnie poszukuje jego ojca, uczy się do egzaminu na studia i wkracza w dorosłe życie. Na szczęście ma przyjaciół, którzy pomagają, poświęcając swój czas i... dziurawe zęby.
W tle lata 70., trochę egzotyczne dla mnie i moich rówieśników. Wiele dziewcząt zdziwi się zapewne, że modne aktualnie groszki i grochy ktoś już wcześniej wymyślił. Oprócz strojów inne były wtedy także obyczaje - szczególnie relacje damsko-męskie, a raczej "dziewczyńsko"-chłopięce. Egzamin dojrzałości zdawało się wtedy w 18., a nie jak dzisiaj w 19., roku życia. Jednakże myślę, że opisy warszawskich targowisk niewiele potrzebowałyby uzupełnienia, gdyby autorka pisała dziś.
Sama akcja - przedstawiana przez wielu narratorów - sprawia, że wydarzenia widziane są jakby panoramicznie, wachlarzowo. Czasami nagłe zmiany narratora zmuszają do czytania uważnie i kilka razy tego samego fragmentu. A dzieje się sporo - kolejni kandydaci na liście potencjalnych ojców małego Adasia są dopisywani i skreślani, odbywają się efektowne pościgi na lotnisku za wyrodną matką, a młode bohaterki uparcie szukają kryminalnej intrygi w zwykłym życiu.
W wydaniu Siedmiorogu z 1991 roku są dodatkowo obrazki :).
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.