Kiedy się już raz weszło w świat Gwiezdnych Wojen i nie uciekło z niego, przedkładając magiczny urok Jasnej Strony Mocy i ogromną wyobraźnię twórców serii, zaludniającą niezliczone planety nieprzebraną obfitością form życia i organizacji społecznej, nad zgoła niepierwszorzędną wartość literacką co poniektórych tomików, prędzej czy później odczuje się potrzebę powrotu do tego niezwykłego uniwersum. Może najlepiej byłoby je eksplorować w porządku chronologicznym, ale wiadomo, jak to jest – nie zawsze ma się pod ręką to, od czego wypadałoby zacząć czytanie… Toteż od chwili, gdy nabrałam ochoty na zapuszczenie się w odległą erę Starej Republiki, upłynęło sporo czasu; w końcu dostałam w prezencie jeden z nielicznych tomów przetłumaczonych do tej pory na polski – pierwszą część trylogii Dartha Bane (
Darth Bane: Droga Zagłady (
Karpyshyn Drew)
) – ale dopiero ładnych parę miesięcy później udało mi się wypożyczyć dwie kolejne.
Bohater tej trylogii to postać zaiste mroczna, bijąca na głowę najbardziej znanego reprezentanta Ciemnej Strony Mocy, Dartha Vadera. W duszy tamtego cały czas kołatało się jakieś ziarno dobra, zasiane przez kochającą matkę i kultywowane przez wybitnych mistrzów, kierujących nim w szkole Jedi – a któż miał pokazać dobro biednemu Desowi, niepamiętającemu matki, wychowywanemu przez pełnego nienawiści zapijaczonego ojca, od dzieciństwa wdrażanemu do niewolniczej pracy w przygnębiającym środowisku kopalni na Apatros i z każdym dniem życia nabierającemu przekonania, że człowiek może liczyć tylko na siebie? Podstęp i przemoc jako sposób na przetrwanie, oto szkoła, w której nabierał szlifów przyszły Darth Bane… Ale nawet służba w armii Sithów nie musiała go zaprowadzić aż tak daleko w mrok; dopiero ból i upokorzenie, jakich doznał, gdy pokazano mu, że rację ma ten, kto ma władzę, a nie ten, kto umie racjonalnie myśleć i działać ku pożytkowi innych, dopiero kolejny dowód, że nawet ludzie, których się ma za przyjaciół, niekoniecznie posłużą pomocą w biedzie, stają się dla Desa kamieniami węgielnymi, na których zbuduje swoją nową tożsamość. A gdy mistrzowie w Akademii Sithów staną się przeszkodą na jego drodze, obmyśli plan, który położy kres istnieniu Bractwa Ciemności i będzie zaczątkiem nowej ery Sithów. By ustanowiona przez niego Zasada Dwóch mogła funkcjonować, potrzebny będzie uczeń. Ale nie byle jaki, tylko taki, co przerośnie i pokona swego mistrza. A nim się to dokona, i Darth Bane, i nowa adeptka Ciemnej Strony (o której pozyskaniu i kształceniu opowiada druga część cyklu -
Darth Bane: Zasada Dwóch (
Karpyshyn Drew)
) przeleją jeszcze sporo krwi i niejednego zarażą nienawiścią… A i sami w stosunku do siebie nigdy nie będą grali fair – Bane będzie zgłębiał wiedzę pradawnych Sithów w celu zgoła innym, niż przekazanie jej swej uczennicy, Zannah zatai przed Bane’em kontakty z Ciemnym Jedi. Zaś sytuacja skomplikuje się jeszcze bardziej, gdy w części trzeciej -
Darth Bane: Dynastia Zła (
Karpyshyn Drew)
– ich ścieżki znów przetną się ze ścieżkami dwóch osób, które noszą w pamięci zupełnie różne obrazy dzisiejszego Lorda Sithów…
Można by powiedzieć: taka sobie przygodówka, pełna opisów walk na miecze świetlne, karabiny blasterowe i inne supertechnologiczne bronie, w dodatku krwawa i ponura, nie oszczędzająca praktycznie nikogo spośród nielicznych pozytywnych bohaterów. A jednak jest w niej coś więcej, niż tylko bij-zabij: przypomnienie, że zło na ogół nie bierze się z niczego, raczej działa jak zjadliwy mikrob, którego działaniu oprze się organizm silny i zdrowy, a podda mu się taki, którego odporność jest osłabiona wskutek jakiejś wady genetycznej albo wpływu czynników zewnętrznych. Dla duszy takim czynnikiem bywa dzieciństwo bez miłości, pełne przemocy i upokorzeń, bywa też życie w nędzy, a właściwie nie tyle w nędzy, co w poczuciu braku perspektyw. I wcale nie tylko w odległej galaktyce…
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.